Yasu leżała na łóżku swojej dobranej siostry, gdy ta siedziała po środku pokoju w dziwnym symbolu namalowanym na podłodze biała kredą. Przedstawiał oko połączone z symbolem klanu Hyuga. Siedziała po turecku, mając dłonie na kolanach z zamkniętymi oczami, a z między powiek dało się dostrzec migotliwe światełko. Wokół były pozapalane świece, które drgały jakby w pokoju szalał wicher, jednak go nie było.
Yasu była cicho z fascynacją obserwując białe, świetliste pnącza na nogach i nadgarstkach ciemnowłosej, która cicho powtarzała dwa słowa naprzemiennie "sognare" oraz "anima", nie znała ich znaczenia, ale wiedziała, że już jej się to nie podoba. Czuła jak czakra jej siostry staje się nadzwyczajnie niska, ale coś innego w niej rośnie. Coś odmiennego.
Hinata nagle wskazała okno całą dłonią i wypowiedziała coś dla niej niezrozumiałego.
- Quando verranno le zanne l'anno prossimo... - Po czym otworzyła oczy, ukazując dziwne ciemne, fioletowe źrenice.
Biel jej oczu została, ale te źrenice nie. Jakby coś w niej było... Siedziała cicho.
- Powinnaś to zakryć... - Wyszeptała Yasu.
Hyuga rozejrzała się tymi dziwnymi oczami wokół, opuszczając krąg i ukrywając go pod dywanikiem.
Wiedziała, że gdy po tym, co zrobiła każdy uzna ją za kogoś kto należy do jakiejś sekty. Mimo że to naturalne dla Kiyoshich, to jest wezwanie potężnej duszy i danie jej swojego ciała, aby w zamian przez chwilę ujrzeć jej życie, przeżyć je. I zrozumieć w momencie zwątpienia dlaczego jest się z klanu trzech bóstw.
Hinata poprosiła Yasu, aby ta w nocy posadziła jej ciało i przez dzień go pilnowała, aby dusza w jej ciele nie zrobiła nic głupiego. W tym czasie Hinata będzie zwiedzała przeszłość. Duchy potężne, które mają wiedzę i moc zdolną naginać czas i zasady śmierci są powszechne, a samo Bóstwo zezwala im na układy z wybranymi, bo to pomaga im w zwiększeniu mocy. A dusze pragną przez chwilę zasmakować życia, nie kradnąc go jak robią to cienie.
Hinata przywołała duszę wieszczki, która żyła tysiąc lat przed nią. Wieszczka zginęła dawno temu, zapragnęła jeszcze przez chwilę żyć, a w zamian dała Hinacie możliwość pójścia w dowolny dla niej czas.
- Jesteś tam Hina? - Yasu okryła ciało siostry szlafrokiem, odkrywając na jej ramionach nowe symbole.
- Dziecię wilka, twa siostra udała się w miejsca bólu i tragedii, na które patrzeć zdrowym okiem nie można. Twa siostra szuka chwili... - Mówiła zmysłowym niczym kusicielka głosem jej siostry przez co Yasu się wzdrygnęła. - Powróci niebawem, a teraz pozwól mi zasmakować życia jej ustami. Doświadczyć go w pełni. Widzieć jej oczami.
Jej głos był błagalny, poruszał serca, ale myśl że Hinata jest w obcym czasie. Czasie srogim i okrutnym napawała ją strachem. Jednak wiedziała, że to jest właśnie to. To jest to czego Hinata potrzebuje.
- Więc... Kim jesteś?
- Arlessa Nyarien. Byłam wieszczką rodziny Kair'oix. Wyznawczynią wielkich bóstw i oblubienicą pana Ciszy i Harmonii.
- Czy coś grozi Hinacie? - wskazała kobiecie szafę, aby ta się przebrała.
- W mej przeszłości było wiele niebezpieczeństw, ale wybranka poradzi sobie z każdym z nich. Bądź spokojna, córko wilka. Twa siostra zdobędzie potęgę i spokój. - I ruszyła do szafy.
Przez myśl Yasu przeszło, że na tym jej najmniej zależy. Jedynie na bezpieczeństwie siostry.
Perspektywa Hinaty
To pierwszy raz kiedy żyje czyimś wspomnieniem. Ostatnie chwilę śmierci, przeżycie czyjegoś życia... Mam dwanaście godzin, a to dużo i jednocześnie mało czasu.
Potrzebuje tej ucieczki, chwili bycia... Kimś innym niż jestem. Nikt nie będzie mnie wspominał, każdy zobaczy we mnie Arlessę, nie Hinatę Hyuga. Przestanę na moment być sobą.
Zdaje sobie sprawę z egoizmu tej sytuacji, ale to jest teraz coś czego potrzebuje. Po sytuacji z Sakurą potrzebuje chwili wytchnienia. Chwili, aby przestać się martwić o pewne osoby. Choć kogo oszukuje? I tak będę się martwić.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam skromny, drewniany sufit oraz parę firanek. Wnętrze wyglądało jak jakiegoś wozu, pomimo łóżka i szafy nie było aż tak klaustrofobiczne.
Usiadłam na łóżku, czując zawroty głowy po przeniesieniu. Ciałem co prawda tu nie byłam, ale skutki były takie same. Ciekawe co czuje teraz Arlessa?
Chciałam wstać, gdy poczułam, że coś mnie trzyma w talii, odwróciłam głowę i ujrzałam...
- Sas-sasuke... - Rumieniec wkradł mi się od razu na policzki, gdy tylko zobaczyłam jego przystojną twarz.
- Arlesso... Kim jest Sasuke hm? - Jego głos był jednak inny. Bardziej roześmiany.
Jednak gdy zobaczyłam jego dziecinnie błękitne oczy zrozumiałam, że to nie jest mój narzeczony. To ktoś inny, kogo nie znam.
- A-ah... To... Nikt... - Wydukałam uwalniając się z jego silnego uścisku.
- Mam nadzieję, moja droga! Urwę ręce każdemu kto Cię tylko tknie. - Zbliżył twarz do mojej i wpił się w moje usta.
Pocałunek był jak dotknięcie motyla, ale nie mogłam się na nim skupić. Nieznajomy o wyglądzie Sasuke właśnie mnie całował! Moje myśli dryfowały ku temu, że nawet tu... Tysiąc lat w przeszłość... Nadal widzę go. Czy nasze istnienie już zawsze będzie razem powiązane?
Po chwili się odsunął od moich ust. Czułam pieczenie na policzkach i nerwowo lizałam suche usta. Osoba przede mną uśmiechnęła się mrocznie, ale dziwnie... Podniecająco?
Na samo to słowo czułam jak czerwienieje, co wydało się cieszyć partnera Arlessy.
- Pani Arlesso! Już śniadanie! - Zza drzwi powozu dobiegł nas kobiecy głos. - Czy mogę wejść aby pomóc się Pani przygotować?
Otwierałam usta aby się zgodzić, gdy mężczyzna o czarnych jak noc włosach mi je zasłonił i wskazał na okno. Skinął mi głową, dał pocałunek w policzek i uciekł przez nie w pośpiechu, ubierając buty i spodnie.
Wyskoczyłam z łóżka, patrząc za nim i dostrzegłam jak teraz zaskakuje z żywopłotu.
Nie mogłam się jednak za długo na nim skupić gdy dostrzegłam nieziemski widok. Las. Otaczał nas las zewsząd, a za nim nie tak daleko żyzne ziemie oraz rzeka. Od razu zapragnęłam iść tam i zwiedzić to wspaniale miejsce. Poczuć na stopach chłód wody i doświadczyć tego innego życia.
Nie dane mi to jednak było, bo służka Arlessy stale uderzała w drzwi. Otworzyłam jej z uśmiechem, przez co się cofnęła.
- Poradzę sobie z ubiorem. - Zakomunikowałam krótko i zamknęłam drzwi.
Właściwie sama tego nie robiłam. Byłam tylko gościem we wspomnieniach Arlessy, nie miałam na nic wpływu, a ciało w jakim teraz przebywałam... było moim chwilowym lokum. Ciężko to komukolwiek wyjaśnić, prawda? W skrócie. Jestem lokatorem, przeżywam jej życie, nie mogąc zmienić jego biegu, ani przyszłości. To tak, jakbyście śnili swój poprzedni dzień i nie mieli na to wpływu. Jesteście tam duszą, ale czujecie ból, radość, jak za pierwszym razem.
Arlessa miała dość... odkrywczy strój. Wszystkie jej ubrania składały się z czegoś, co ja bym nazwała jako biustonosz! Dół natomiast to albo spodnie - prześwitujące! - z jakby ciemniejszym materiałem na intymniejszych częściach ciała, były dość luźne. Jej dłonie wyszukiwały jednak czegoś innego, a była to spódnica, która miała dwa wcięcia aż do ud i sięgała kostek, jednak zaraz ją odrzuciła w tył. Sięgnęła po coś, co określiłabym bardziej jako biżuterię i nałożyła na siebie, jak normalną bluzkę. ALE! To też po chwili wylądowało na podłodze.
Co za kobieta! Ile można wybierać strój? - Czułam już rosnącą frustrację, aż wreszcie sięgnęła po upragniony strój. Chwyciła materiał wiszący na ozdobnej klamce od szafy i przerzuciła nad sobą, stanęła przed zwierciadłem, robiąc obrót.
Była naprawdę piękną kobietą z naturalnie czerwonymi, jak krew ustami, orzechowymi włosami oraz migdałowymi oczami koloru brązowego. Patrzyłam chwilę w zwierciadło, zanim odwróciła się w stronę drzwi i skierowała ku wyjściu z pokoju. Teraz poznam ten świat...
Perspektywa Yasu
Aa!! To jakaś tragedia! Ojciec się wścieknie! Ojciec mnie zabije! Neji mnie zabije! Nawet striptizer mnie zabije!
Hinata, którą miałam przed oczami była jak z innego wymiaru! Chodziła, poruszając kusząco biodrami, do tego stopnia, że koleś w okularach ślepca się za nią obejrzał! Normalnie cuda się zdarzają i nagłe ozdrowienia.
Wracając. Moja droga siostra, mimo że dobrana, była ubrana białą suknie podobną do tej, co ubrała jakiś czas temu na przyjęcie powitalne striptizera, ale białą. Suknia była piękna, mimo, że wcięcia była stanowczo za wysoko. Zakręciła parasolką w dłoniach, mijając przechodniów. Arlessa lubiła uwagę, a zazwyczaj ubrana w workowate ubrania dziewczyna przyciągała jej aż zbyt wiele.
- Hina! - Objęłam ją wesoło ramieniem. - Chcesz iść... na spacer do lasu?
- Hm... - Wydawała się rozmyślać nad tym, mrużąc przy tym swoje dziwne oczy.
Po przemianie dusz oczy Hinaty posiadały źrenicę. Ciemno-fioletową, jak przedojrzałych bzów. Nie wiem, czy to był naturalny kolor Arlessy za życia i szczerze mówiąc wisi mi to! Aaa! W co ta Hina się wplątała?! Najpierw Uchiha, a teraz wieszczka!
- Hinata-chan! - Tylko nie on!
Podbiegł do nas Uzumaki, niosąc wielką torbę w jednej ręce, miśka w drugiej i wielki banan na twarzy.
- Nie uwierzy-wooow... - Zatrzymał się parę centymetrów przed dziewczyną, a ja uderzyłam się w czoło. - Wyglądasz... wooow...!
- Widzę, że szeroki dobór słów. - Uśmiechnęła się, przegryzając wargę jednocześnie mrużąc oczy w rozbawieniu.
- C-co...? - To chyba pierwszy raz, kiedy to on się przy niej zająkał.
- Oh, głupiutki blondyn. - Westchnęła ostentacyjnie - Dokąd zmierzasz?
Uzumaki popatrzył na mnie z pytaniem, a ja roześmiałam się nieco. Nerwowo. Mam ochotę walnąć Arlessę, ale nie mogę nic zrobić, bo to ciało mojej drogiej siostrzyczki.
- Hinacia wypróbowała nowe jutsu! I można powiedzieć, że... nie jest do końca sobą!
- Powinnaś ją zabrać do babci!
- Tam zmierzamy właśnie! - Złapałam ją pod ramię z powrotem. - Chodź.
- Jasne! A gdy tylko znajdziecie czas chodźcie na ramen! - Ucieszył się drzymord.
- Ramen? Czym jest ramen? - Zainteresowała się Arlessa, mrugając.
- Aaaa! Naprawdę z tobą źle! - Wypadły mu z rąk przedmioty i zaczął skakać w miejscu, panikując.
- Ugh... Twój głos daje mi ból głowy. Wilczyco, chodźmy stąd. - I zaczęła odchodzić, właściwie mnie za sobą ciągnąc.
Pomachałam Naruto, lekko składając ręce razem i schylając głowę, co było niemą prośbą o przebaczenie. Wiedziałam, że to kłamstwo, ale nie miałam wyjścia. Hinata by się załamała, cho, choć zdaję sobie sprawę, że teraz chciała się po prostu oderwać. Nie obwiniam jej za to. To moja droga siostra, a gdybym mogła... postąpiłabym podobnie. Ciekawi mnie, jaką to opowieść mi przyniesie.
Perspektywa Arlessy
Życie kroczącej jest pasjonujące, ale nic nie zastąpi skromnych muśnięć wiatru na nagich ramionach, skromnych pocałunków mokrych kropelek rosy z trawy na stopach oraz zapachu. Tak... Zapach kwiatów, świeżych owoców, warzyw, jedzenia... oraz potu. Tak długo nic nie czułam, że teraz wszystko jest nowe!
Mijałam pięknych ludzi, jak i tych mniej wyględnych. Młodzieniec z blond włosami i pięknymi niebieskimi oczami przypomniał mi o moim głupim narzeczonym. Wiem, że nie powinnam psuć kontaktów między moją drogą wybawczynią, a nim, bo może jest dla niej bardzo ważną osobą, ale nie mogłam go inaczej postrzegać. Błazen. Idiota.
Teraz dziecię wilka zabrała mnie do skromnego straganiku z jedzeniem i zamówiła potrawę o nazwie "ramen" z dodatkową wieprzowiną. Poszłyśmy do parku, gdzie usiadłyśmy na trawie i jedząc patrzyłam w chmury, podczas gdy białowłosa opowiadała mi o świecie.
Smutne dziecię, które zapomniało swojej historii. Jest jak czysta kartka, nie muśnięta przez żaden atrament, ale ja wiedziałam i znałam jej prawdziwą naturę. Naturę bestii. Potwora o ludzkiej twarzy i kształcie. Doskonałego aktora w sztuce zwanej życiem. Pomimo to... Ludzie ją lubią. Czy zdają sobie sprawę z niebezpiecznej osoby, jaką jest?
Zamknęłam oczy, gdy chwyciłam ją za rękę, skupiając swoją wolę, aby uaktywnić swoją zdolność widzenia. Dobrze było mieć swoją moc.
Krew!
Ściana poplamiona czerwienią była pierwszym, co ujrzałam.
Mężczyzna o złotych oczach, rozdzierający ciało innego białowłosego.
Skup się, Arlesso, skup.
Krzyk, rozpacz, czerń, a po chwili płomień.
Tak, widzę to.
Biegła przez mroczny las, aż dostrzegła krótkowłosą dziewczynę. Ta stanęła w jej obronie, była skąpana w świetle, a ona w mroku. To musi być krocząca. Mijały lata, a jej czerń szarzała, bledła. Stała się, jak włosy pewnego mężczyzny, z którym rosła czerwona nić łącząc ich dłonie. Czyżby to jej ukochany? Uśmiechała się, ale nagle... Wizja radości się zmieniła.
Nie otwieraj oczu. - Szepnęłam sobie, skupiając uwagę na obrazach w mojej głowie.
Leżała na trawie, łapczywie łapiąc oddech. Trzymała ranny bok, krzycząc o pomoc. Dwie postacie obok niej były zamazane, a ona krzyczała coraz ciszej, a po chwili nastąpiła ciemność, przeszywana co jakiś czas słowami "Nie odchodź od nas!" czy imię "Yasu".
Po chwili okrążyły mnie wilki z zakrwawionymi szponami i zębami, i rzuciły się na mnie, a ja otworzyłam oczy i usiadłam od razu. Popatrzyłam na albinoskę, która wydawała się nie zdawać sprawy z tego, co widziałam. Ona umrze. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, ale jeśli wizja jest tak wyraźna to niebawem. Muszę ostrzec moją wybawczynię, aby ubiegła śmierć.
Wilczyca uśmiechała się jednak spokojnie, ciepło. Była zrelaksowana w przeciwieństwie do mnie. Widziałam jej krwiste oczy, które na moment mignęły na błękit.
Ah tak. Typowe u wilczej krwi. Im większy czują ból, złość, dyskomfort czy inne negatywne oczy tym ich oczy ciemnieją. Teraz ma je koloru krwi, co znaczy, że cierpi. Naturalne jej oczy muszą być albo błękitne albo stalowe.
- Dziwaczka. - Usłyszałam głos twardy, mocny, męski znad nas.
- Ah, striptizer. Osoba, której najbardziej nie chciałam spotkać. - Westchnęła ciężko, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Mijała chwila za chwilą, a ja zdałam sobie sprawę, że to nie jest mój kochanek. Czułam ukucie w sercu oraz nagłą radość, widząc jednak osobę tak podobną do mojego drogiego Dariona. Darion był skromnym łowcą, łapiącym się każdego zadania. Dostał misję porwania mnie, ale skończył na porwaniu mojej cnoty i od tamtego czasu spotykaliśmy się częściej niż powinna wieszczka i złodziejaszek.
- Ile razy mam ci powtarzać, że... - Przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę na niego ze łzami. - Czemu płaczesz?
Roześmiałam się lekko, ocierając oczy. Ile razy prosiłam bóstwa o oddanie mi go na chwilę? O dotknięcie jego policzków, wycałowaniu twarzy, ramion, poczuciu go znów w sobie tak, jak potrafią tylko ludzie złączeni przez los? Ale teraz nie było mi to dane. Wiedziałam, że nie mogę po prostu go do siebie przyciągnąć, więc zaczęłam łkać z bezsilności. Chciałam go tak bardzo objąć i być jeszcze raz w jego silnych ramionach.
Dlaczegóż oh dlaczegóż musisz mieć jego twarz? Dlaczego musisz mieć jego posturę i ten słaby błysk zmartwienia...?
- Co ważniejsze... Te oczy. Co się stało z twoimi oczami? - Darionie, gdybyś tylko wiedział!
Nie mogąc za bardzo się pohamować objęłam go, zanosząc się łzami, opadłam w jego ramiona, czując, że nie mogę dłużej utrzymać nóg na twardej ziemi. Spodziewałam się, że mnie odepchnie, ale on nic takiego nie zrobił.
Więc moja droga dużo dla niego znaczy? Przyjaźnią się? Tysiąc lat... A pachnie identycznie, jak mój ukochany... Widząca dobrze trafiła.
- Wyjaśnię ci to, ale po prostu... trzymaj ją tak przez chwilę. - Usłyszałam głos albinoski, przepełniony smutkiem i żalem.
Wyczułam tylko, jak porusza głową, a ja cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam. Jestem wdzięczna, pani moja, że pozwoliłaś mnie na życie choć przez moment.
Perspektywa Hinaty
Siedziałam teraz przy ognisku i jadłam kawałek bażanta na patyku, podczas gdy słyszałam, jak ślepy mężczyzna gra na flecie, podczas gdy inni przygrywają mu lutnią, śpiewają czy tańczą. Nie znałam tej piosenki, ale od razu wpadła mi w ucho.
Wyłapywałam pojedyncze słowa i próbowałam je zapamiętać. Przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym damskim głosem służki, która porankiem mnie obudziła. Miała donośny głos, a ja nie mogłam się jej nasłuchać. Teraz śpiewała coś o wikingach, którzy z tego, co zrozumiałam byli rzezimieszkami, napadającymi na wioski na swoich drakkarach czy knarach. Piosenka opowiadała o ich wyprawie, o tym, jak powrócić nie mogli.
- Hej ludzie wrzućcie grosz do sakwy mej~! - Dziewczęta przebiegły między ludźmi tanecznym krokiem, nie prosząc o pieniądze, a ciągnąc ich do tańca.
Po chwili ciało Arlessy wbiło patyk w ziemię i ruszyło ku roztańczonym i roześmianym ludziom. Chwyciła delikatny materiał i zaczęła ruszać się w rytm melodii wygrywanej energicznie.
Ludzie klaskali, wiwatując jej imię, gdy ruszała biodrami w tańcu, którego bym nigdy nie mogła wykonać z powodu jego... odważnej formy.
Dzień szybko minął na wróżeniu. Arlessa w tym czasie poszła w stronę pałacu, gdzie przywołał ją młody król, słysząc o jej niezwykłych czynach i zawsze sprawdzającym się wizją.
Arlessa ubrana w zwiewną suknię klęczała przed władcą, a gdy uniosła głowę i dostrzegłam jego twarz nie mogłam nie wziąć oddechu zaskoczenia. To Naruto-kun! Burza blond włosów była co prawda dłuższa tak, że miał je związane w warkocz ze złotą koroną, ale wszędzie mogłam rozpoznać te niebieskie oczy.
Mijała chwila, aż zostaliśmy sami. Wieszczka trzymała rękę władcy, a ja zastanowiłam się chwilę nad jej miękkością. I wtedy dostrzegłam obrazy w głowie - to była wizja. Mówiła o upadku królestwa za jego panowania, a on sam został przebity dwoma czarnymi daishio, upadek monarchii, głód i szarańcza.
Król jednak miał to za nic i za bluzgi kazał ją strącić do lochu. Zimny loch, okrutna cela. Przykuta metalem i bita, nie miała już paznokci, a na głowę skapywała jej woda, raz po raz. To szaleństwo... Kobieta była bita zarówno przez kata, jak i przez samego króla.
Jedynie zza krat słyszała ściszone głosy rozmawiających strażników, mówiących o głodzie. Jej wizja się sprawdzała.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak czas szybko biegł. Dla mnie były to chwile szaleństwa, ale dla Arlessy długie godziny. Wreszcie do lochu przybył król w zbroi.
- Przepowiedz mi zwycięstwo w wojnie! - Krzyknął rozkazująco, unosząc jej głowę, tak, że mogłam dostrzec oczy Naruto wpatrzone we mnie.
- Przepowiem... ci śmierć... - Wyszeptała ledwie słyszalnie, spotykając się z metalem na policzku.
Nie jęknęła nawet, gdy król zaczął ją uderzać, ale ja już tak. To tak bolało... Czułam jej ból, gorące łzy na policzkach i krew w ustach, gdy zadał cios w brzuch.
Minęła chwila, a może godzina, aż do celi wszedł mężczyzna okuty w zbroję. Patrzył długo na Arlessę, która zgięta utrzymywała się ledwie na kajdanach. Nie minął moment, aż odrzucił kopnięciem władcę od kobiety, przez co odczułam ulgę. Nie zwróciłam uwagi na walkę z powodu bólu, ale widziałam, jak król kona, wsparty o ścianę. Wbite w niego daisho błyszczały złowieszczo od światła gasnącego słońca.
Rycerz zdjął swój hełm i pogładził policzki, klękając obok kobiety. Rozkuł ją mieczem i ucałował jej osłabłe, sine już usta. Patrzyła z radością i miłością na mężczyznę.
- Czekałam na ciebie, kochany... czekałam... - Szeptała czule, coraz słabiej.
- Moja Arl... moja mała Arl... - Szeptał odpowiedzi.
- Krwawisz kochany... krwawisz...
Wyczułam jego krew, mimo odurzenia. Został zapewne ranny dostając się tu lub jeszcze podczas walki.
- Kocham cię, kochana... kocham cię... - Wziął ją w ramiona oparł się o ścianę lochu i słyszałam coraz ciszej bijące serce.
Umierali... Oboje umierali powoli. Arlessa nie umarła sama, ale wraz z nim. Zginęła przez wizję, którą przepowiedziała królowi. Słyszałam krzyki w oddali, płomienie i wiele, wiele błagań o litość. Królestwo upadło.
Wyszłam z jej ciała, patrząc na jej uspokojoną twarz, gdy jej kochany wypowiadał jej czułe słowa wiecznej miłości. Upadłam na kolana, łkając, wplątując dłonie we włosy. Arlessa została skatowana, Darion wykrwawił się - takie było ich odejście!
Dusza Dariona wstała, chwytając dłoń ukochanej i zaczęli iść w kierunku światła, wyjścia z celi, ale Arlessa, gdy jej kochany przeszedł odwróciła się w stronę króla. Jego ogarnęło światło, a ją ciemność.
Wstałam, czując w sobie wściekłość i uczucie niesprawiedliwości. Nie powinni być rozdzieleni! Nie powinni!
Brak perspektywy
Noc nastała szybko. Sasuke zabrał Arlessę w ciele Hinaty na wycieczce po wiosce, a punktualnie o północy odstawił ją przy oknie. Yasu w tym czasie szykowała już świece.
- To był wspaniały czas... Dziękuje. - Szeptała, gdy podeszła do biurka, patrząc na zdjęcia.
On milczał, myśląc nad tym, co się dzieje z Hyuugą, według słów Yasu, nie jest sobą, ale za chwilę dowie się jak bardzo.
- Daliście mi szczęście. - Sięgnęła po papier i pióro, zaczęła eleganckim pismem zapisywać słowa, a gdy chcieli dostrzec co takiego odwróciła kartkę i zajęła miejsce w kręgu. - Dziękuje, za pokazanie mi światła. Teraz wrócę do mojego Dariona... Dziękuje.
Zamknęła oczy, znaki z jej rąk i nóg rozświetliły pomieszczenie, a światła świec zgasły, gdy zawiał wiatr. Okrążył ciało Hinaty.
- Hinata...? - Sasuke uklęknął przy Hinacie, dając dłonie na jej ramiona.
Otworzyła je, śnieżne kule patrzyły w niego. Łzy pociekły z nich, a uśmiech wygiął wargi.
- Tak was przepraszam! - Krzyknęła nagle, rzucając się na szyję Uchihy.
Sasuke nie był pewien, co się dzieje. Czuł się, jak dziecko we mgle, ale uczucie, że Hinata tu jest... wystarczyło mu. Więc trzymał ją w ramionach, wcale nie oczekując wyjaśnień. Ufał, że mu powie w odpowiednim czasie, którego nie był pewien.
Yasu uśmiechała się, czując ulgę, że Arlessa opuściła jej ciało. Z kolei wieszczka pojawiła się w mrocznym świecie. Rozejrzała wokoło i wtedy...
- Wróciłaś do mnie. - Usłyszała i uśmiech rozpłynął się na jej wargach.
Nekogakure
Aiwa rozcięła sobie skórę na ramieniu, gdy wyciągnęła z niej krwawe, poszarpane ostrze. Uderzała rytmicznie w manekina szkoleniowego, podczas gdy wokół nie było nikogo. Nie wiedziała, na co się szykować, ale wiedziała, że musi.
Nyarien zamknęła oczy, czując tępy ból spowodowany brakiem krwi, ale nie zezwoliła sobie na upadek. Postanowiła ćwiczyć ile tylko da radę.
Coś się działo, a ona nie chciała być nieprzygotowana.
Myślisz, że powinnaś w ogóle żyć? - Usłyszała głos w głowie, ale go ignorowała. - Dlaczego komukolwiek ma zależeć na tobie, skoro nikt cię nie kocha? Dlaczego w ogóle się starasz?
Mocne pchnięcie, ale nie udało jej się odepchnąć słów rozbrzmiewających w jej głowie. To były głosy, które słyszała odkąd przyjęła przekleństwo Chie. Nocne koszmary przepełnione krwią, bólem i strachem, a teraz jeszcze głosy.
Padła.
W oddali siedział Azura i Chie, obserwując kobietę nieufnie. Nawet oni wyczuwali w niej coś dziwnego.
- Wydaje mi się, że pora, abyś spojrzała prawdzie w oczy, droga siostro. - Szepnęło bóstwo kości, podchodząc do ciała uczennicy.
- Tak. - Odparła z uczuciem bezsilności.
W głowie Chie obmyślała plan na pozbycie się jej problemu związanym z Nyarien. Była głupia, myśląc, że stara krew złączona z jej krwią coś poradzą. Z tej dziewczyny już nic nie będzie. Musi się z tym pogodzić i wybrać nowego wybrańca, a tego... się pozbyć.
- Poszukam mordercy. - Syknęła, odchodząc.
Azura natomiast skinął na sługi, aby zabrały Aiwę do jej pokoju.
A tu pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy rozdział. Mało dzisiaj Sasuke x Hinata, ale jakoś się z tym pogodzimy! :D Czas zacząć prawdziwą akcję!
W następnym rozdziale przywitamy się z problemem cieni, słabnącej bariery, więzi, jak i nowym początkiem ;)
Na razie!
Hinata, którą miałam przed oczami była jak z innego wymiaru! Chodziła, poruszając kusząco biodrami, do tego stopnia, że koleś w okularach ślepca się za nią obejrzał! Normalnie cuda się zdarzają i nagłe ozdrowienia.
Wracając. Moja droga siostra, mimo że dobrana, była ubrana białą suknie podobną do tej, co ubrała jakiś czas temu na przyjęcie powitalne striptizera, ale białą. Suknia była piękna, mimo, że wcięcia była stanowczo za wysoko. Zakręciła parasolką w dłoniach, mijając przechodniów. Arlessa lubiła uwagę, a zazwyczaj ubrana w workowate ubrania dziewczyna przyciągała jej aż zbyt wiele.
- Hina! - Objęłam ją wesoło ramieniem. - Chcesz iść... na spacer do lasu?
- Hm... - Wydawała się rozmyślać nad tym, mrużąc przy tym swoje dziwne oczy.
Po przemianie dusz oczy Hinaty posiadały źrenicę. Ciemno-fioletową, jak przedojrzałych bzów. Nie wiem, czy to był naturalny kolor Arlessy za życia i szczerze mówiąc wisi mi to! Aaa! W co ta Hina się wplątała?! Najpierw Uchiha, a teraz wieszczka!
- Hinata-chan! - Tylko nie on!
Podbiegł do nas Uzumaki, niosąc wielką torbę w jednej ręce, miśka w drugiej i wielki banan na twarzy.
- Nie uwierzy-wooow... - Zatrzymał się parę centymetrów przed dziewczyną, a ja uderzyłam się w czoło. - Wyglądasz... wooow...!
- Widzę, że szeroki dobór słów. - Uśmiechnęła się, przegryzając wargę jednocześnie mrużąc oczy w rozbawieniu.
- C-co...? - To chyba pierwszy raz, kiedy to on się przy niej zająkał.
- Oh, głupiutki blondyn. - Westchnęła ostentacyjnie - Dokąd zmierzasz?
Uzumaki popatrzył na mnie z pytaniem, a ja roześmiałam się nieco. Nerwowo. Mam ochotę walnąć Arlessę, ale nie mogę nic zrobić, bo to ciało mojej drogiej siostrzyczki.
- Hinacia wypróbowała nowe jutsu! I można powiedzieć, że... nie jest do końca sobą!
- Powinnaś ją zabrać do babci!
- Tam zmierzamy właśnie! - Złapałam ją pod ramię z powrotem. - Chodź.
- Jasne! A gdy tylko znajdziecie czas chodźcie na ramen! - Ucieszył się drzymord.
- Ramen? Czym jest ramen? - Zainteresowała się Arlessa, mrugając.
- Aaaa! Naprawdę z tobą źle! - Wypadły mu z rąk przedmioty i zaczął skakać w miejscu, panikując.
- Ugh... Twój głos daje mi ból głowy. Wilczyco, chodźmy stąd. - I zaczęła odchodzić, właściwie mnie za sobą ciągnąc.
Pomachałam Naruto, lekko składając ręce razem i schylając głowę, co było niemą prośbą o przebaczenie. Wiedziałam, że to kłamstwo, ale nie miałam wyjścia. Hinata by się załamała, cho, choć zdaję sobie sprawę, że teraz chciała się po prostu oderwać. Nie obwiniam jej za to. To moja droga siostra, a gdybym mogła... postąpiłabym podobnie. Ciekawi mnie, jaką to opowieść mi przyniesie.
Perspektywa Arlessy
Życie kroczącej jest pasjonujące, ale nic nie zastąpi skromnych muśnięć wiatru na nagich ramionach, skromnych pocałunków mokrych kropelek rosy z trawy na stopach oraz zapachu. Tak... Zapach kwiatów, świeżych owoców, warzyw, jedzenia... oraz potu. Tak długo nic nie czułam, że teraz wszystko jest nowe!
Mijałam pięknych ludzi, jak i tych mniej wyględnych. Młodzieniec z blond włosami i pięknymi niebieskimi oczami przypomniał mi o moim głupim narzeczonym. Wiem, że nie powinnam psuć kontaktów między moją drogą wybawczynią, a nim, bo może jest dla niej bardzo ważną osobą, ale nie mogłam go inaczej postrzegać. Błazen. Idiota.
Teraz dziecię wilka zabrała mnie do skromnego straganiku z jedzeniem i zamówiła potrawę o nazwie "ramen" z dodatkową wieprzowiną. Poszłyśmy do parku, gdzie usiadłyśmy na trawie i jedząc patrzyłam w chmury, podczas gdy białowłosa opowiadała mi o świecie.
Smutne dziecię, które zapomniało swojej historii. Jest jak czysta kartka, nie muśnięta przez żaden atrament, ale ja wiedziałam i znałam jej prawdziwą naturę. Naturę bestii. Potwora o ludzkiej twarzy i kształcie. Doskonałego aktora w sztuce zwanej życiem. Pomimo to... Ludzie ją lubią. Czy zdają sobie sprawę z niebezpiecznej osoby, jaką jest?
Zamknęłam oczy, gdy chwyciłam ją za rękę, skupiając swoją wolę, aby uaktywnić swoją zdolność widzenia. Dobrze było mieć swoją moc.
Krew!
Ściana poplamiona czerwienią była pierwszym, co ujrzałam.
Mężczyzna o złotych oczach, rozdzierający ciało innego białowłosego.
Skup się, Arlesso, skup.
Krzyk, rozpacz, czerń, a po chwili płomień.
Tak, widzę to.
Biegła przez mroczny las, aż dostrzegła krótkowłosą dziewczynę. Ta stanęła w jej obronie, była skąpana w świetle, a ona w mroku. To musi być krocząca. Mijały lata, a jej czerń szarzała, bledła. Stała się, jak włosy pewnego mężczyzny, z którym rosła czerwona nić łącząc ich dłonie. Czyżby to jej ukochany? Uśmiechała się, ale nagle... Wizja radości się zmieniła.
Nie otwieraj oczu. - Szepnęłam sobie, skupiając uwagę na obrazach w mojej głowie.
Leżała na trawie, łapczywie łapiąc oddech. Trzymała ranny bok, krzycząc o pomoc. Dwie postacie obok niej były zamazane, a ona krzyczała coraz ciszej, a po chwili nastąpiła ciemność, przeszywana co jakiś czas słowami "Nie odchodź od nas!" czy imię "Yasu".
Po chwili okrążyły mnie wilki z zakrwawionymi szponami i zębami, i rzuciły się na mnie, a ja otworzyłam oczy i usiadłam od razu. Popatrzyłam na albinoskę, która wydawała się nie zdawać sprawy z tego, co widziałam. Ona umrze. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, ale jeśli wizja jest tak wyraźna to niebawem. Muszę ostrzec moją wybawczynię, aby ubiegła śmierć.
Wilczyca uśmiechała się jednak spokojnie, ciepło. Była zrelaksowana w przeciwieństwie do mnie. Widziałam jej krwiste oczy, które na moment mignęły na błękit.
Ah tak. Typowe u wilczej krwi. Im większy czują ból, złość, dyskomfort czy inne negatywne oczy tym ich oczy ciemnieją. Teraz ma je koloru krwi, co znaczy, że cierpi. Naturalne jej oczy muszą być albo błękitne albo stalowe.
- Dziwaczka. - Usłyszałam głos twardy, mocny, męski znad nas.
- Ah, striptizer. Osoba, której najbardziej nie chciałam spotkać. - Westchnęła ciężko, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Mijała chwila za chwilą, a ja zdałam sobie sprawę, że to nie jest mój kochanek. Czułam ukucie w sercu oraz nagłą radość, widząc jednak osobę tak podobną do mojego drogiego Dariona. Darion był skromnym łowcą, łapiącym się każdego zadania. Dostał misję porwania mnie, ale skończył na porwaniu mojej cnoty i od tamtego czasu spotykaliśmy się częściej niż powinna wieszczka i złodziejaszek.
- Ile razy mam ci powtarzać, że... - Przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę na niego ze łzami. - Czemu płaczesz?
Roześmiałam się lekko, ocierając oczy. Ile razy prosiłam bóstwa o oddanie mi go na chwilę? O dotknięcie jego policzków, wycałowaniu twarzy, ramion, poczuciu go znów w sobie tak, jak potrafią tylko ludzie złączeni przez los? Ale teraz nie było mi to dane. Wiedziałam, że nie mogę po prostu go do siebie przyciągnąć, więc zaczęłam łkać z bezsilności. Chciałam go tak bardzo objąć i być jeszcze raz w jego silnych ramionach.
Dlaczegóż oh dlaczegóż musisz mieć jego twarz? Dlaczego musisz mieć jego posturę i ten słaby błysk zmartwienia...?
- Co ważniejsze... Te oczy. Co się stało z twoimi oczami? - Darionie, gdybyś tylko wiedział!
Nie mogąc za bardzo się pohamować objęłam go, zanosząc się łzami, opadłam w jego ramiona, czując, że nie mogę dłużej utrzymać nóg na twardej ziemi. Spodziewałam się, że mnie odepchnie, ale on nic takiego nie zrobił.
Więc moja droga dużo dla niego znaczy? Przyjaźnią się? Tysiąc lat... A pachnie identycznie, jak mój ukochany... Widząca dobrze trafiła.
- Wyjaśnię ci to, ale po prostu... trzymaj ją tak przez chwilę. - Usłyszałam głos albinoski, przepełniony smutkiem i żalem.
Wyczułam tylko, jak porusza głową, a ja cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam. Jestem wdzięczna, pani moja, że pozwoliłaś mnie na życie choć przez moment.
Perspektywa Hinaty
Siedziałam teraz przy ognisku i jadłam kawałek bażanta na patyku, podczas gdy słyszałam, jak ślepy mężczyzna gra na flecie, podczas gdy inni przygrywają mu lutnią, śpiewają czy tańczą. Nie znałam tej piosenki, ale od razu wpadła mi w ucho.
Wyłapywałam pojedyncze słowa i próbowałam je zapamiętać. Przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym damskim głosem służki, która porankiem mnie obudziła. Miała donośny głos, a ja nie mogłam się jej nasłuchać. Teraz śpiewała coś o wikingach, którzy z tego, co zrozumiałam byli rzezimieszkami, napadającymi na wioski na swoich drakkarach czy knarach. Piosenka opowiadała o ich wyprawie, o tym, jak powrócić nie mogli.
- Hej ludzie wrzućcie grosz do sakwy mej~! - Dziewczęta przebiegły między ludźmi tanecznym krokiem, nie prosząc o pieniądze, a ciągnąc ich do tańca.
Po chwili ciało Arlessy wbiło patyk w ziemię i ruszyło ku roztańczonym i roześmianym ludziom. Chwyciła delikatny materiał i zaczęła ruszać się w rytm melodii wygrywanej energicznie.
Ludzie klaskali, wiwatując jej imię, gdy ruszała biodrami w tańcu, którego bym nigdy nie mogła wykonać z powodu jego... odważnej formy.
Dzień szybko minął na wróżeniu. Arlessa w tym czasie poszła w stronę pałacu, gdzie przywołał ją młody król, słysząc o jej niezwykłych czynach i zawsze sprawdzającym się wizją.
Arlessa ubrana w zwiewną suknię klęczała przed władcą, a gdy uniosła głowę i dostrzegłam jego twarz nie mogłam nie wziąć oddechu zaskoczenia. To Naruto-kun! Burza blond włosów była co prawda dłuższa tak, że miał je związane w warkocz ze złotą koroną, ale wszędzie mogłam rozpoznać te niebieskie oczy.
Mijała chwila, aż zostaliśmy sami. Wieszczka trzymała rękę władcy, a ja zastanowiłam się chwilę nad jej miękkością. I wtedy dostrzegłam obrazy w głowie - to była wizja. Mówiła o upadku królestwa za jego panowania, a on sam został przebity dwoma czarnymi daishio, upadek monarchii, głód i szarańcza.
Król jednak miał to za nic i za bluzgi kazał ją strącić do lochu. Zimny loch, okrutna cela. Przykuta metalem i bita, nie miała już paznokci, a na głowę skapywała jej woda, raz po raz. To szaleństwo... Kobieta była bita zarówno przez kata, jak i przez samego króla.
Jedynie zza krat słyszała ściszone głosy rozmawiających strażników, mówiących o głodzie. Jej wizja się sprawdzała.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak czas szybko biegł. Dla mnie były to chwile szaleństwa, ale dla Arlessy długie godziny. Wreszcie do lochu przybył król w zbroi.
- Przepowiedz mi zwycięstwo w wojnie! - Krzyknął rozkazująco, unosząc jej głowę, tak, że mogłam dostrzec oczy Naruto wpatrzone we mnie.
- Przepowiem... ci śmierć... - Wyszeptała ledwie słyszalnie, spotykając się z metalem na policzku.
Nie jęknęła nawet, gdy król zaczął ją uderzać, ale ja już tak. To tak bolało... Czułam jej ból, gorące łzy na policzkach i krew w ustach, gdy zadał cios w brzuch.
Minęła chwila, a może godzina, aż do celi wszedł mężczyzna okuty w zbroję. Patrzył długo na Arlessę, która zgięta utrzymywała się ledwie na kajdanach. Nie minął moment, aż odrzucił kopnięciem władcę od kobiety, przez co odczułam ulgę. Nie zwróciłam uwagi na walkę z powodu bólu, ale widziałam, jak król kona, wsparty o ścianę. Wbite w niego daisho błyszczały złowieszczo od światła gasnącego słońca.
Rycerz zdjął swój hełm i pogładził policzki, klękając obok kobiety. Rozkuł ją mieczem i ucałował jej osłabłe, sine już usta. Patrzyła z radością i miłością na mężczyznę.
- Czekałam na ciebie, kochany... czekałam... - Szeptała czule, coraz słabiej.
- Moja Arl... moja mała Arl... - Szeptał odpowiedzi.
- Krwawisz kochany... krwawisz...
Wyczułam jego krew, mimo odurzenia. Został zapewne ranny dostając się tu lub jeszcze podczas walki.
- Kocham cię, kochana... kocham cię... - Wziął ją w ramiona oparł się o ścianę lochu i słyszałam coraz ciszej bijące serce.
Umierali... Oboje umierali powoli. Arlessa nie umarła sama, ale wraz z nim. Zginęła przez wizję, którą przepowiedziała królowi. Słyszałam krzyki w oddali, płomienie i wiele, wiele błagań o litość. Królestwo upadło.
Wyszłam z jej ciała, patrząc na jej uspokojoną twarz, gdy jej kochany wypowiadał jej czułe słowa wiecznej miłości. Upadłam na kolana, łkając, wplątując dłonie we włosy. Arlessa została skatowana, Darion wykrwawił się - takie było ich odejście!
Dusza Dariona wstała, chwytając dłoń ukochanej i zaczęli iść w kierunku światła, wyjścia z celi, ale Arlessa, gdy jej kochany przeszedł odwróciła się w stronę króla. Jego ogarnęło światło, a ją ciemność.
Wstałam, czując w sobie wściekłość i uczucie niesprawiedliwości. Nie powinni być rozdzieleni! Nie powinni!
Brak perspektywy
Noc nastała szybko. Sasuke zabrał Arlessę w ciele Hinaty na wycieczce po wiosce, a punktualnie o północy odstawił ją przy oknie. Yasu w tym czasie szykowała już świece.
- To był wspaniały czas... Dziękuje. - Szeptała, gdy podeszła do biurka, patrząc na zdjęcia.
On milczał, myśląc nad tym, co się dzieje z Hyuugą, według słów Yasu, nie jest sobą, ale za chwilę dowie się jak bardzo.
- Daliście mi szczęście. - Sięgnęła po papier i pióro, zaczęła eleganckim pismem zapisywać słowa, a gdy chcieli dostrzec co takiego odwróciła kartkę i zajęła miejsce w kręgu. - Dziękuje, za pokazanie mi światła. Teraz wrócę do mojego Dariona... Dziękuje.
Zamknęła oczy, znaki z jej rąk i nóg rozświetliły pomieszczenie, a światła świec zgasły, gdy zawiał wiatr. Okrążył ciało Hinaty.
- Hinata...? - Sasuke uklęknął przy Hinacie, dając dłonie na jej ramiona.
Otworzyła je, śnieżne kule patrzyły w niego. Łzy pociekły z nich, a uśmiech wygiął wargi.
- Tak was przepraszam! - Krzyknęła nagle, rzucając się na szyję Uchihy.
Sasuke nie był pewien, co się dzieje. Czuł się, jak dziecko we mgle, ale uczucie, że Hinata tu jest... wystarczyło mu. Więc trzymał ją w ramionach, wcale nie oczekując wyjaśnień. Ufał, że mu powie w odpowiednim czasie, którego nie był pewien.
Yasu uśmiechała się, czując ulgę, że Arlessa opuściła jej ciało. Z kolei wieszczka pojawiła się w mrocznym świecie. Rozejrzała wokoło i wtedy...
- Wróciłaś do mnie. - Usłyszała i uśmiech rozpłynął się na jej wargach.
Nekogakure
Aiwa rozcięła sobie skórę na ramieniu, gdy wyciągnęła z niej krwawe, poszarpane ostrze. Uderzała rytmicznie w manekina szkoleniowego, podczas gdy wokół nie było nikogo. Nie wiedziała, na co się szykować, ale wiedziała, że musi.
Nyarien zamknęła oczy, czując tępy ból spowodowany brakiem krwi, ale nie zezwoliła sobie na upadek. Postanowiła ćwiczyć ile tylko da radę.
Coś się działo, a ona nie chciała być nieprzygotowana.
Myślisz, że powinnaś w ogóle żyć? - Usłyszała głos w głowie, ale go ignorowała. - Dlaczego komukolwiek ma zależeć na tobie, skoro nikt cię nie kocha? Dlaczego w ogóle się starasz?
Mocne pchnięcie, ale nie udało jej się odepchnąć słów rozbrzmiewających w jej głowie. To były głosy, które słyszała odkąd przyjęła przekleństwo Chie. Nocne koszmary przepełnione krwią, bólem i strachem, a teraz jeszcze głosy.
Padła.
W oddali siedział Azura i Chie, obserwując kobietę nieufnie. Nawet oni wyczuwali w niej coś dziwnego.
- Wydaje mi się, że pora, abyś spojrzała prawdzie w oczy, droga siostro. - Szepnęło bóstwo kości, podchodząc do ciała uczennicy.
- Tak. - Odparła z uczuciem bezsilności.
W głowie Chie obmyślała plan na pozbycie się jej problemu związanym z Nyarien. Była głupia, myśląc, że stara krew złączona z jej krwią coś poradzą. Z tej dziewczyny już nic nie będzie. Musi się z tym pogodzić i wybrać nowego wybrańca, a tego... się pozbyć.
- Poszukam mordercy. - Syknęła, odchodząc.
Azura natomiast skinął na sługi, aby zabrały Aiwę do jej pokoju.
A tu pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy rozdział. Mało dzisiaj Sasuke x Hinata, ale jakoś się z tym pogodzimy! :D Czas zacząć prawdziwą akcję!
W następnym rozdziale przywitamy się z problemem cieni, słabnącej bariery, więzi, jak i nowym początkiem ;)
Na razie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz