18 października 2021

Hej, cześć... Dzień dobry lub dobry wieczór?

Kolejny raz długo mnie nie było, hm? Tak, wiem.
Początkowo było to zwyczajne lenistwo, nawał pracy, ale po pewnej nagłej stracie... cóż powiedzmy, że straciłam chęci do pisania całkowicie. Teraz jest o wiele lepiej i chyba wrócę do pisania, ale nie jestem w stanie powiedzieć kiedy posty będą się pojawiać ^^"

Mam nadzieję, że jeszcze mi się uda coś wykrzesać stąd haha!

Rozdział 37: Gdyby wygrana była gorzka

  Cóż można rzec o walce, która się rozgrywała? Krew, krzyk, ból, rany, strach o życie, wzajemna ochrona. To wystarczy? Czy przeżyją? 
 - Sasuke! Góra! Itachi, z lewej! - Hinata uniknęła ostrza kultysty w samą porę wydając ostrzeżenia od duchów dla swoich kompanów.
  Mają w końcu kogoś kto nie boi się korzystać z danych jej umiejętności. Uchihowie słuchali jej, bronili się i atakowali. Obserwując ich, czuła się lepiej, wiedząc, że ma po swojej stronie mistrzów walki. Dzięki duchom mogła ich ostrzegać, więc ich trio szybko poradziło sobie z napastnikami. 
   Wiedziała jednak, że to nie potrwa długo. Musi pozostać czujna.
 - Uważaj, hime. - Ostrzeżenie przyszło za późno, gdy została pchnięta na drzewo. Nie mogła nawet spojrzeć w stronę ducha.
 - Hinata! - Krzyknęli jednocześnie bracia.
   Ostrze leciało wprost na nią, odchyliła głowę w bok, unikając. Opadła na kolana, czując pod palcami świeżą trawę, wyszeptała kilka znanych jej słów, pobierając z niej wspaniałą energię, regenerując najmniejszą z odniesionych ran. Stanęła na równe nogi, białe symbole na dłoniach zapłonęły, uaktywniła swój limit krwi. Stanęła w pozycji gotowej do ataku. Koniec gry, maska spada i nie ważne po której stronie staniesz, módl się o swoje życie.
  Młodszy z braci uśmiechnął się lekko, widząc zacięcie na jej twarzy. Oto ona - anioł, który go ocalił przed wilkami. Starszy zamknął oczy to jest jego szwagierka, przyszła matriarcha klanu Uchiha i przyszła matka jego bratanków.
 - Głupi bracie, masz dobry gust.
 - Nie zbliżaj się do niej. - Warknął obronnie.
 - Oh braciszku...
 - Oh tak! Rozmawiajcie sobie, a ja się zajmę walką! Faceci, liczyć na was! - Warknęła na nich ciemnowłosa, broniąc się przed kultystami.
 - Chyba pani nas wzywa, głupi braciszku.
 - Phi. 
  Mimo niesnasków ruszyli na pomoc kunoichi. W oczach obojgu trwał sharingan. Czas walczyć i się nie cofać, dać z siebie wszystko i liczyć, że przeciwnik okaże więcej słabości niż siły. 
  Walka trwała długo, bardzo długo. Dobiegła końca nawet nie byli pewni kiedy. Została ich czwórka na spopielonym polu bitwy. Hinata ledwie trzymająca się na nogach, Sasuke podtrzymujący ją, Itachi stojący niewzruszenie mimo oczywistego zmęczenia.
 Młodszy Uchiha opuścił jej bok, na początku upewnił się, czy dziewczyna może stać sama i stanął przed swoim starszym bratem. Dopiero teraz Hyuga zdała sobie sprawę z panującej atmosfery, powoli emocje związane z walką się wyciszały i adrenalina opadła, a odniesione rany zaczęły dawać o sobie znać. Popatrzyła na dwójkę braci, trzymając swój lewy bok. 
 - Nie mam na ciebie teraz czasu. - Syknął młodszy z braci i podszedł do Hyugi, uklęknął przed nią i sprawdzał odniesione przez nią rany. 
 - Dorosłeś, głuptasku. - Itachi przechylił głowę w bok.
 - A ty zgłupiałeś. Odejdź stąd albo cię zabije.
 - S-sasuke... - Zająkała się Hinata.
 - Ty też nic nie mów. Wiesz, ile kłopotów narobiłaś? 
 - Wiem... Ale to twój brat mi pomógł.
  Młodszy odwrócił wzrok w stronę brata. Itachi uśmiechnął się połowicznie i wzruszył ramionami.
 - Ostrzegł mnie i można powiedzieć, że przerzucił się na moją stronę przed tymi osobnikami. - Ucięła na chwilę, łapiąc oddech. - Wy... Wy naprawdę dobrze współpracujecie, Sasuke. Wasza walka była niesamowita i... 
 - I co z tego? - Warknął chłodno Uchiha.
  Hinata opuściła głowę w dół, przycisnęła dłoń do piersi, próbując się uspokoić.
 - I wasza matka nie chciałaby, abyście się kłócili. - Zawiał mocniejszy wiatr, jakby wyciszając wszystko.


  Patrzyła na Sasuke chwilę, ale zaraz odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, że nie powinna o tym mówić. 
  Bracia w milczeniu patrzyli na nią, a po chwili Itachi wykonał pierwszy krok. Stanął przed bratem.
 - Zabiłem ich, bo zagrażali naszej wiosce i tobie. Nie chciałem patrzeć na twoją śmierć bracie, więc wybrałem ich. 
 - Nie jesteś jakimś, kurwa, Bogiem. Itachi! Zabiłeś matkę... ojca. Wszystkich... i... I mówisz, że nie miałeś wyjścia?
 - Tak. Nie proszę cię o wybaczenie, ani o nic szczególnego. Twoja narzeczona jednak może mieć później problemy i potrzebujecie silnych sojuszników. To nie będzie jeden atak.
 - Ale ich pokonaliśmy. - Zaprzeczyła Hinata.
 - Myślisz, że to byli jedyni? Wplątałaś się w walkę potężnych istot, Hinato.
 - Nie mów do niej. - Syknął Sasuke, łapiąc ramię Itachi'ego. - Nie masz prawa, aby m-...
 - Wciąż głupi. - Odetchnął ciężko, przerywając mu. - Sasuke. Jesteś już dość silny, ale nie pokonasz wszystkich. Nie sam. Hinata jest potężną kroczącą, ale jak widzisz zależy im na jakiejś bramie. Przekazali mi informacje, ale to nie znaczy, że wiem o wszystkim. Bracie... Nie stoczysz wojny ze światem dla Hinaty, nie sam.
 - Więc mam zapomnieć? Bo nie miałeś wyjścia, tak? Kto ci to rozkazał. - Zażądał odpowiedzi wstając.
  Uchiha zamilknął, a Hinata znała już odpowiedź. Dziewczyna opuściła głowę i wstała, a gdy miała odejść Sasuke chwycił ją za rękę
 - Gdybym nie wybił naszego klanu... Jak myślisz, do czego by doszło? Uchiha mieli siłę, ale i poparcie. Chcieli zniszczenia. Konoha nie mogła na to pozwolić.
 - Więc... Zginęli przez Konohę. - Zacisnął mocno szczęki. - Wszyscy...
  Hyuga patrzyła na czarnowłosego i delikatnie ścisnęła jego rękę. Wydawał się być w swoim świecie, mrocznym i zimnym, ale gdy ciepła dłoń jego narzeczonej spoczywała w jego odetchnął.
 - Ci ludzie są niebezpieczni, ale wierzę, że sobie poradzicie. Z oczywistych powodów nie wrócę do wioski. Co do Akatsuki, cóż... Nie mogę wrócić z niczym. 
 - Możesz się udać do Nekogakure. Przekaże wszystko Azurze, Chie i Kiyoshiemu. Będę pracowała nad...
 - Ty to powinnaś akurat odpocząć, księżniczko. - Odparł starszy z braci z miękkim wyrazem twarzy. - Ale chętnie skorzystam z propozycji.
 - To... Muszę ci jakoś przekazać wiadomość.
 - Z tym sobie poradzimy. Jeszcze jakiś czas będę się przy tobie... - Urwał, patrząc na młodszego brata, po czym się szelmowsko uśmiechnął. - Kręcił.
  Hinata mogła przysiąc, że się czerwieni, a Sasuke przemyślał jeszcze raz zabicie swojego brata gołymi rękoma.
  Zbeształa się w myślach niemal od razu. Nie może sobie pozwolić na chwilę słabości, mimo, że czuła już brak sił. 
  Popatrzyła na kultystę, a dwaj bracia od razu poszli za jej przykładem. Był związany, ranny, ale żywy. Mężczyzna, jak spekulowała po budowie ciała. Podeszła do niego bliżej. kultysta, który miał nieszczęście przeżyć.
 - Co z nim chcecie zrobić? - Zapytała Hinata.
 - Wydobyć informację i zabić. - Stwierdził Sasuke bez emocji.
 - Co? Ale...
 - Jesteś normalna? Chciał cię zabić. - Westchnął, widząc jej spojrzenie.
 - T-tak, ale to nadal człowiek. Kiyoshi mówił, że każde życie jest cenne.
 - Kiyoshi by teraz go zajeb-... 
 - Nie przeklinaj!
 - Szkoda, że tak się nie martwiłaś o życie tamtych jak o niego. 
 - Oni mnie atakowali.
 - ON TEŻ.
  Itachi roześmiał się, widząc ich 'kłótnie kochanków', choć powoli docierał do niego absurd sytuacji. Byli ranni, zmęczeni, a potrafili się kłócić.
 - Więc co? Weźmiesz go do domu i twój tata go zaakceptuje myślisz?
 - No ciebie zaakceptował.
 - Bo twoja babcia nie dała mu wyboru.
 Popatrzył na kultystę. Wydawał się stosunkowo młody, miał bandaże wokół nadgarstków i kostek, pomarańczowe szaty oraz żywe złote oczy z długimi czarnymi rzęsami, włosy miał zebrane w warkocz koloru ciemnego brązowego. Kultysta milczał, orientując się w sytuacji.
 Hyuga podeszła do niego i popatrzyła głęboko w oczy. Srebro patrzyło w złoto, obserwowało z powagą, aby po chwili uśmiech zagościł na wargach.
 - Hej. Jestem Hinata Hyu-...
 - Wiem kim jesteś. Widząca wśród cieni. Dziedziczka Byakugan. Krocząca światłem. Córka księżyca. Duchowa Wieszczka. Pięść Kiyoshiego. Narzeczona zdrajcy. - Mówił płaskim, pozbawionym emocji tonem. Wszelkie tytuły jakie wypowiedział kształtowały istotę Hyugii, ale sama nie czuła się na siłach, aby ich się zrzec.
  Posmutniała, myśląc o wszelkich zaszczytach, z których powinna być dumna, ale były dla niej niczym kajdany, łańcuch. Wzięła oddech.
 - Znasz mnie, ale ja ciebie nie. Zdradź mi swoje imię.
 - Ich nie pytałaś. Zabiłaś ich, jak tamci zdrajcy wioski. 
 - Nie pytam o imię, dlatego że chce wiedzieć kogo według ciebie chcę zabić. Pytam o imię, bo chce je poznać.
 - To nie ma sensu. - Pokręcił głową. Powoli docierał do brak sensu. - Dlaczego?
 - Pytasz dlaczego coś nie ma sensu? Hm. Po prostu takie jest życie. Ciężko poznać jego sens. A chce znać twoje imię, aby cię wyleczyć. Lubię mówić do ludzi po imieniu.
 Mężczyzna zamknął oczy, przypominając sobie lata bólu, okrutne treningi i biel przed treningiem. Była tak biała jak jej oczy, patrzył w nie, czując ból.
 Ciemnowłosa delikatnie dotknęła policzka kultysty, który się wzdrygnął. Młodszy Uchiha zrobił krok, ale został zatrzymany przez starszego brata.
 Nie wiedzieli, co czyni dziewczyna o miękkim sercu, ale wiedzieli, że nie ma zamiaru krzywdzić jednego z jej oprawców.
 - Seno. - Wyszeptał jedynie.
 - Miło mi cię poznać, Seno. Powiedz mi... Dlaczego nas atakujecie?
 - Rodzina Trzech Bóstw nigdy nie powinna się odrodzić... Działacie wbrew naturze! Żadno z Bóstw nie powinno...!
 -Więc zabijacie i polujecie na moją rodzinę, bo nas nienawidzicie ze względu na narodziny? To dość głupi powód. Rozumiem wasz strach, ale on nie powinien wpływać na waszą ocenę. Możesz sobie nie zdawać sobie sprawy, ale aktualnie nie zdajecie sobie sprawy z obecności Cieni.
 - Cienie są nieodłącznym stworzeniem! To przez Trzy Bóstwa stały się złe!
 - Nie. Zawsze były złe. - Klęknęła przed mnichem, mierząc jego rany wzrokiem. - Cienie to kreatury, pożerające niewinne dusze. Chcecie je uwolnić, dlaczego?
 - To oczyści nasz świat z kłamstwa, wojen i grzechu! - Warknął, patrząc na nią ze złością. Hinata zwróciła uwagę, że jest naprawdę chudy, niemal wątły. Nie był też specjalnie wyższy od niej, być może niższy nawet od jej niskiej przyjaciółki? - Te istoty przyniosą nam oczyszczenie! Oczyszczenie potrzebne ludzkości!
 - Jeśli je uwolnimy... Wszyscy zginą. Pragniesz śmierci? Zabij się, ale nie możesz decydować za wszystkich. Zabieram cię do wioski Nekogakure.
 - Żartujesz sobie. - Syknął Sasuke, podchodząc do dziewczyny.
 - Ani przez moment. Sprawa ta jest ważniejsza od spraw z Konoha. Chie i Azura... Muszą o tym wiedzieć. - Patrzyła w czarne oczy młodszego z braci. - Wrócę. Obiecuje, Sasuke-san.
  Zmarszczył brwi. Czuł złość, może nawet większą z powodu ciągle uciekającej Hinaty? Czarnowłosy był nie raz jak krnąbrne dziecko, ale w jednym miał rację. Dziedziczka wzięła na siebie zbyt dużo.
 - Dodatkowo... Powinnam zaprowadzić twojego brata do Nekogakure.
 - Idę z tobą. - Warknął niemal młodszy z braci.
  Hinata przechyliła głowę w bok i jedyne co powiedziała to krótkie, ale mające ogromne znaczenie.
 - Nie. - Chwyciła mnicha w pasie, postawiła, stając z nim i kierując się znanymi jej ścieżkami. Nie odwróciła się nawet na moment.
  Sasuke patrzył za narzeczoną zamrożony w szoku. Jego brat minął go, a młodszy chwycił go za ramię.
 - Co jej zrobiłeś? - Wyszeptał na granicy wybuchu.
 - Oh. - Uśmiech wygiął usta starszego. - Dałem jej to, czego potrzebowała, braciszku. To, czego ty nie potrafisz jej dać. - I po tych słowach odszedł za dziedziczką.
  Młodszy z braci patrzył na plecy oddalającego się brata chwilę, wzrokiem wrócił do Hinaty, która była już ledwie zarysem. Zamknął oczy. Czuł, że ją zawiódł, ale... Czym?
  Nie zamierzał stać, jak kołek, ale czy powinien ruszyć za nią, gdy ona tego nie chce? Czy powinien to robić? Czy na siłę ma sprowadzić ją do wioski? Z drugiej strony mieli układ, ale nie chciał robić jej tego.

~~

  Dla Hyuugi oczywistym zagrożeniem byli mnisi. Musi wykonać gorszą część roboty, a nie chce wciągać w to nikogo z jej wioski, nie jej przyjaciół, nie rodziny.
 - Długo nie możesz walczyć sama. - Odezwał się grobowy ton po jej prawej.
 - Tej walki nikt za mnie nie stoczy. - Odetchnęła, poprawiając mężczyznę na ramieniu, już jej trochę ciążył.
 - Twoje umiejętności są niesamowite, ale... Dlaczego odrzucasz mojego braciszka? Nie podoba ci się?
  Młoda dziewczyna nie sądziła, że zapyta akurat o to.
 - Wygląd nie ma znaczenia, Itachi-san.
 - Tak mówią brzydcy ludzie, a ty do nich nie należysz. 
  Hyuga stanęła, obróciła głowę w jego stronę.
 - Wygląd jest kwestią perspektywy. Naprawdę chcesz o tym dyskutować? - Zmarszczyła zdenerwowana brwi.
 - Oh. A dlaczego mam nie rozmawiać z przyszłą matriarchą. Poza tym jestem ciekawy waszego spotkania. Nasze rodziny były blisko, ale pierwotnie ja miałem być twym mężem, o ile dobrze pamiętam.
  Ciemnowłosa roześmiała się krótko.
 - Brzmisz, jakbyś był zazdrosny.
 - Być może jestem, księżniczko?
 - Nie, nie jesteś. Zwyczajnie robisz sobie ze mnie żarty, jednocześnie próbując ukryć oczywiste zmartwienie o swojego brata.
 - A ty unikasz tematu.
 - Nie, to nie do końca tak. Jestem zmęczona, możemy porozmawiać w Nekogakure, gdy rada zajmie się mnichem.
 - Myślisz, że mój brat dzielnie wróci do Konohy na własną rękę? Zapewne zaraz nas dogoni.
 - Wiem, że tak, ale... Liczę, że nie. - Jej oczy posmutniały, pokręciła głową. - Mógłbyś być dżentelmenem i wziąć Seno przez chwilę chociaż!
 - To ty się uparłaś, aby iść przodem. Poza tym jeszcze chwilę temu byłaś chętna na dyskusje i targanie go przez pół świata. Gdzie leży w ogóle ta wioska?
 - Zbyt daleko, aby dotrzeć tam pieszo.
 - I chcesz iść pieszo? - Uniósł brew, patrząc na jej stan.
 - Nie. Za chwilę przybędzie nasza... podwózka. - Uśmiechnęła się wesoło.
  Seno przez ich drogę był przytomny, ale udawał, że jest inaczej. Był ciekawy kim jest ta... podwózka.
 - Moja droga uczennico... Nie śpieszyłaś się.
 - Eh. Wiem, Kiyoshi-sensei, ale ty także się spóźniłeś. Zabierz naszą trójkę do Nekogakure... - Wyszeptała.
  Starszy z Uchihów patrzył na niemal mglistą postać białowłosego zapomnianego Bóstwa. Niestety, nie przyjrzał się zbyt długo, gdyż fala światła zalała polankę i... zniknęli.
  Młodszy patrzył na wybuch światła... i zniknięcie. Zacisnął dłonie w pięści. Dla niego wygrana była gorzka.