27 lipca 2019

Rozdział 29: Wiadomość

   Lunch jest dość ważną częścią dnia, choć wiele osób go pomija, ale tym razem dwie siostry postanowiły zjeść go wspólnie w Ichiraku, aby nabrać siły na kolejną misję.
  Oczywiście nie mogło zabraknąć tam pewnego blondwłosego twardogłowego ninja numer jeden, który wypijał bulion z miski, co dla albinoski było dość niesmaczne i pozbawione wszelkiej kultury. Przebywanie w prestiżowym klanie nauczyło ją zasad dobrego wychowania.
 - Naprawdę mógłbyś używać łyżki. - Głos Uchihy wyrwał ją z zamyślenia.
 - Ale tak jest szybciej!
  Niestety na Uzumakiego to nie działało.
 - Będzie Cię bolał brzuch. - Dodała różowowłosa dziewczyna, a Yasu zmarszczyła brwi.
  Siostry postanowiły jednak zignorować drużynę siódmą i usiadły przy oddzielnym stoliku. Trzymając menu w rękach Hinata wydawała się pochłonięta swoimi myślami. Od tamtej sytuacji z Sakurą i wyjaśnieniach Uchihy unikała swojej zielonookiej przyjaciółki na tyle ile mogła.

 

  Czuła wstyd, że podkradła jej obiekt westchnień, ale to było coś, co Haruno robiła przez większość jej życia. Czegokolwiek by nie robiła blondyn nadal miał oczy przyklejone do Sakury. Poddała się i jakaś mała część jej była wdzięczna, że Kiyoshi wyciszył jej emocje do niebieskookiego shinobi.
 - Chyba zamówię z wołowiną. - Zadecydowała jej towarzyszki.
 - Mi też weźmiesz? Oh i do tego może tą nowość? Paluszki chlebowe? - Wskazała na pozycję w karcie.
 - Pewnie! Nowości trzeba próbować!
  Popatrzyła w kierunku oddalającej się, a jej oczy spotkały się ze spojrzeniem mrocznych kul. Nieśmiało się uśmiechnęła i pomachała na powitanie, skinął jej głową i wrócił do przerwanego posiłku.
  To była kolejna martwiąca ją kwestia. Uchiha Sasuke. Od czasu zaręczyn minęło trochę czasu, zamknęła jasne oczy i odetchnęła cicho. Czuła się... Dziwnie. Jakby zaraz coś bardzo złego miało ją spotkać, ją lub co gorsza jego.
  Do pomieszczenia wpadła - dosłownie - kolejna osoba. Był to Choji z klanu Akimichi, za którym wkroczył Nara wraz z Yamanaką i podążającym za nimi, jak pies Osteme. Ten ostatni nosił pudło wypełnione jakimiś wazami, zwojami i innymi pierdółkami.
 - Rany, Ino... Twoja mama dużo ci barachła nadawała. - stwierdził jak zawsze znudzony Nara.
 - Przynajmniej nie musisz tego targać. - Pocieszył go Choji, wstając z podłogi.
  Hinata teraz zobaczyła, że Choji nie upadł, a skoczył, aby złapać jakąś porcelanową figurkę. Z tej odległości mogła określić, że jest to figurka kota z koroną i symbolem oka z tylu głowy. Dziewczyna poczuła, jak przechodzi przez nią prąd, ale z całych sił starała się nie reagować wywróceniem krzesła i krzykiem.
 - Ponoć pamiątki ze strony jej rodziny. Według tradycji miała je przekazać pierworodnej córce.
 - Dziwna tradycja. - Skomentował Akimichi.
 - Nie do końca. W każdym klanie jakieś są. - Osteme zajął miejsce przy sąsiednim do stolika Hinaty, skiwając głową jej, gdy spotkali się spojrzeniem. - W moim klanie tradycja mówi, że każde dziecko musi przejść test.
 - Jaki test? - Ino przysiadła się do współlokatora, również witając swoich znajomych.


 - Każde dziecko do lat ośmiu musi przeżyć tydzień w lesie. Samotnie.
 - To straszne!
  Yasu zatrzymała się w połowie siadania, gdy to usłyszała. Przez jej głowę przeleciały wspomnienia, krótkie i ulotne jak piórko, ale jednak.
 Mała dziewczynka sama w lesie, płakała pod drzewem żałośnie. Głodna i zmarźnięta. Wtedy usłyszała sapnięcie, a gdy otworzyła oczy i popatrzyła na mały sztylet z wygrawerowanym napisem, wiedziała, że musi działać i walczyć o swoje przetrwanie.
  Jakie to były słowa? Co to za słowa na tym ostrzu?! - Krzyczała do siebie w myślach, zaciskając dłonie w pięści. Była pewna. Absolutnie pewna! To były jej wspomnienia!
 - Yasu-chan? Ne, Yasu. - Usłyszała delikatny głos i poczuła rękę siostry na swojej dłoni. - W porządku?
  Jej mała Hinata była taka słodka, taka niewinna i cicha, ale dlaczego nie mogła jej zobaczyć? Czemu widzi dziwną, lśniącą wokół niej aurę, a nie ją samą? Co się stało z jej twarzą.
 - Hinata-chan, czy wszystko okej z Yasu-chan? - Kolejny głos należał do tego irytującego blondyna, ale na jego miejscu też była tylko aura!
  Yasu odsunęła się gwałtownie od stolika, popatrzyła na wszystkich i widziała różnokolorowe postaci. Każda z nich wypowiadała jej imię. To było jak złe zaklęcie, którego nie potrafiła przerwać. Zaczęła krzyczeć, złapała się za włosy i szarpnęła wyrywając niektóre z cebulkami, krzyczała i krzyczała, aż zabrakło jej tchu.
  Hinata wiedziała dokładnie, co się dzieje z jej siostrą. Szybkim ruchem odrzuciła oddzielający ją od niej stół, który uderzył w pobliską ścianę, roztrzaskując się w drzazgi. Podbiegła do niej i ogarnęła drżącą kobietę w swoje ramiona.
  Zbliżyła usta do jej ucha i wyszeptała coś pocichutku. Albinoska wydała z siebie ostatni, przeciągły krzyk i straciła przytomność. Hinata czuła jej ciężar, gdy tylko to się stało.
 - Co tu się właśnie stało? - Zapytał zdezorientowany blondyn.
 - Yasu miała atak paniki. - Poinformowała Haruno.
  Dziwnym było, że nie zaproponowała Hinacie pomocy, przy zabraniu Yasu, ale nawet Hinata nie zamierzała o nią prosić. Żadnego z nich. Radziła sobie z atakami siostry, czy to panika, czy to napad szału. Nie miało to znaczenia i tak jej nie zostawi w tym stanie.
 - Hinata-chan, pomogę ci. - Ino zaczęła podchodzić do Hyugi.
  Zarzuciła sobie jedno z ramion dziewczyny, podczas gdy druga ręka spoczywała na jej pasie, podobnie co Hinata. Osteme chwycił rzeczy trzech dziewcząt z krzeseł.
 - Wyjaśnimy to wszystko, Hinata-san, idźcie. - Zaproponował najleniwszy z leniwych ninja.
 - Powiadomię szybko pana Hiashiego! - Choji już wybiegł z sklepiku.
  Sasuke, minął swoich bezradnych przyjaciół i zanim Ino czy Hinata zdążyły coś powiedzieć wziął albinoskę na ręce.
 - Tak będzie szybciej. - Wyjaśnił z dziwną miękkością. - Chodź, Hinata.
 - H-hai. A-arigatou, Sasuke-kun. - Sakura drgnęła na widok wymianę zdań między nimi. - Powinniśmy iść od razu do Tsunade-sama.
  Hyuga, Uchiha, Yamanaka wraz z białowłosymi ruszyła ku wyjściu. Sakura wydawała się, jakby w innym świecie. To było niepokojące, czuła, jak drżą jej ręce. Nagła bliskość Hinaty i Sasuke, to że po misji  Z  NIĄ  wrócił do Konohy! Początkowo myślała, że ją docenił, że wreszcie po tylu latach zwróci na nią uwagę, a teraz? Teraz czuła rosnącą w niej zazdrość i frustrację. Ta kobieta z klanu Hyuga miała wszystko! Wszystko i znacznie więcej, a teraz jeszcze miała mieć Sasuke? JEJ  Sasuke?
 Nie myśl tak! Hinata jest dobrą osobą, nie zrobiłaby ci tego. - Krzyknęła na siebie w myślach, starając uspokoić. ALE ten wzrok, jakim nią obdarzył, ten miękki ton, który chciała, aby był zarezerwowany jedynie dla niej.
 - Rany, rany. - Usłyszała władczy kobiecy głos. - Przed chwilą wyczuwałam tu czakrę Sasuke-chan i Hinatki-chan. Ej, widzieliście ich może? Szukam ich.
  Sakura poczuła jakby ktoś oblał ją wiadrem zimnej wody. Kobieta starsza od nich o jakieś pięć lat, niektóre pasma jej długich włosów wydawały się jaśniejsze od innych, a lazurowe oczy patrzyły na nich już coraz bardziej zirytowane.
 - A... Właśnie stąd wyszli. - Odzyskał głos Uzumaki.
 - Kurrrr... Znowu pudło. No nic. Narazka! - Pomachała im z wesołym uśmiechem i się oddaliła, zanim zdążyli o cokolwiek zapytać.
  Sakura patrzyła na kobietę i poczuła drżenie rąk. Kolejna kobieta.

~~

  Yasu otrzymała zimny kompres na czoło i leki na uspokojenie. Teraz spała spokojnie, ale jak długo to potrwa?
 - Hinato, dobrze, że szybko zareagowałaś. Jakieś nowości? - Tsunade położyła dłoń na ramieniu dziewczyny, aby okazać jej swoje wsparcie.
 - Jej system czakry był... dziwny. Nie to za mało powiedziane. Jakby przepłynęła przez niego anormalna moc.
 - Stąd uderzenie paniki?
 - Nie jestem pewna.
 - Ostatnio nie miała dodatkowych misji, więc możemy wykluczyć atak wroga.
 - Nie, nie możemy. - Usłyszała zimny głos Sasuke. - Parę tygodni temu została zrzucona do rzeki. To do normalnych nie należy.
 - Więc co? Mam sprawdzić dosłownie wszystkich?
 - Powinnaś, Ho-ka-ge-sama. - Odezwał się powoli Osteme z niezwykłą bezczelnością. - Macie marną ochronę.
  Popatrzył na twarz białowłosej i powstrzymał gardłowe warknięcie. Poczuł czyjąś ciepłą dłoń na swojej i jakby jego złość zagasła, co prawda nadal się żarzyła, ale była znacznie mniejsza. Popatrzył na niższą od niego blondwłosą i zamilkł.
 - Yasu zostanie zabrana do szpitala. - Zaczęła, ale przerwało jej to, że Hyuga odsunęła jej rękę z ramion. - Chcesz coś powiedzieć Hinata?
 - Tak. - Wstała z krzesła i popatrzyła prosto w twarz piątej. - W szpitalu nikt nie ma zdolności patrzenia na system czakry, jak ma mój klan, więc żądam, aby obserwacje...
 - Była pod waszą obserwacją ponad trzy lata i nic się nie dowiedzieliście. - Sprzeciwiła się.
  Hinata czuła jak wzbiera w niej złość. Czysta frustracja nie maskowała się już na jej twarzy. Zimna i jednocześnie gorąca. Szybkie, mocne uderzenia serca. Jedno, dwa, trzy - Policzyła w myślach, próbując uspokoić swoje emocje, ale wtedy zobaczyła zza Hokage Seishina pokazującego jej kciuki do góry.
 - Z całym szacunkiem, ale naszym zadaniem było obserwowanie, czy nie jest niebezpieczna dla Konohy, nie dla siebie. Ponadto teraz jest Yasu HYUGA. Jest moją siostrą.
 - Nie posiada twojej linii krwi. - Uśmiechnęła się Tsunade.
 - Nie musi jej posiadać, aby być moją siostrą. Jest doskonała w każdym calu i przysięgła chronić wioskę, gdy zezwoliłaś jej na egzaminy. To była twoja zgoda, Hokage-sama. - Determinacja w jej bladych kulach, sprawiła, że uparta blondynka poczuła ukłucie dumy.
  Lubiła tą stronę Hinaty. Tą, którą pokazywała, gdy ktoś zagraża ważnym dla niej osobą, ale nie lubiła sprzeciwów. Jednak zdawała sobie sprawę, że pod tym względem ma rację. Hyugowie najlepiej zajmą się układem czakry, której ona nie zobaczy.
 - W porządku. Jednakże... - Uniosła dłoń zanim Hinata zdążyła się uśmiechnąć. - ... Trzy razy dziennie przyjdzie ktoś, kto będzie raportował mnie o jej stanie.
 - Może Kakashi? - Zaproponowała nagle Yamanaka.
 - Rozwiniesz?
 - Yasu i on spędzają dużo czasu razem i wydaje się mu ufać. To pomoże znacznie. - Przedstawiła swój punkt widzenia blondynka.
  Hokage skinęła im głową i zgodziła się na to, aby opuścili już jej wieżę z albinoską.
 - Byłaś tam bardzo odważna, Hina-chan!


  Niestety odwaga Hyuugi Hinaty wyparowała. Właśnie łapała oddech, podtrzymując się ściany. Ino głaskała ją uspokajająco po plecach.
  Osteme niósł białowłosą na plecach i nie mógł oprzeć się wrażeniu, jak bardzo się zmieniła od czasu, gdy ostatni raz ją widział. Wyrosła na piękną i pewną siebie kobietę. - Przeszło mężczyźnie przez myśl.
 - N-naprawdę?
 - Ani razu się nie zająkałaś. - Złośliwy uśmieszek wygiął wargi Sasuke - A to nieprawdopodobne.
 - Nie tak bardzo, jak to, co ci się stało z twarzą. - Odparowała dzielnie ciemnowłosa. - Sasuke-kun, czy to uśmiech, czy ktoś rzucił na ciebie zaklęcie?
  Wywrócił czarnymi kulami, ale widząc te roziskrzone blade oczy nie mógł się oprzeć delikatnemu pół uśmiechowi. Lubił ich krótkie docinanie sobie i doceniał cichą naturę Hinaty bardziej niż towarzystwo głośnych dziewczyn, łażących za nim krok w krok. Życie nie było dla niego łaskawe i nawet teraz miał wianuszek dziewcząt podążający za nim, ale z Hinatą było inaczej. Miał wrażenie, że to on bardziej pragnie spotkań z nią i szuka jej towarzystwa, gdy chodzi po Konoha sam lub z Uzumakim i Haruno.
 - Nie chcę psuć wam chwili, ale chodźcie, gołąbeczki! - Puściła oczko do przyjaciółki Yamanaka.
 - C-co my wcale nie..! - Chciała zaprzeczyć.
 - Oh przestańcie zaprzeczać. - Dodał Osteme, idąc obok Ino.
 - Aż widać te serduszka wokół nich, hm?
 - A nie mylisz osób? - Sasuke włożył ręce do kieszeni i zaczął iść za nimi.
 - Co?! N-nie!
 - Szkoda, a już myślałem, że będę drużbą Osteme. - Wzruszył ramionami Sasuke - Moje szczęście.
  Zarówno Ino, jak i białowłosy się zarumienili, ale po tym nic już nie odpowiedzieli. Hinata roześmiała się cicho, idąc przy Sasuke.
 - Pasują do siebie, prawda? - Wyszeptała do Uchihy.
 - Mówisz? - Popatrzył na nich, gdy szli obok siebie i wydawali się rozprawiać o dzisiejszej kolacji. - Są trochę jak małżeństwo już.
 - To prawda... ale to jednocześnie słodkie. Myślisz, że będą razem? - Popatrzyła na niego z nadzieją.
 - Hm, jeśli któreś w końcu zaprosi drugie na randkę...
 - A może... pójdziemy we czwórkę? - Zaproponowała z rumieńcem.
 - To zaproszenie, Hyuga? - Przechylił głowę w bok, rozbawiony.
 - N-no wiesz? - Zniżyła głos jeszcze bardziej - Nie mogę już zaprosić narzeczonego na randkę?
 - Oh, czyli to przyznajesz? Jak słodko. - Odpowiedział szeptem, schylając się. - Więc co planujesz?
 - Chcę... abyśmy spotkali się w przypadkowym miejscu... I ich razem zostawili... Na przykład na spływie łódką! Albo na degustacji ostrych potraw! Lub na...
 - Skończ, każdy twój pomysł jest mało romantyczny. - Przerwał podekscytowanej nastolatce.
 - Oh... - Naburmuszyła się. - Więc panie romantyku, jaki ty masz pomysł, hm?
 - Proste. Za jakoś trzy miesiące są tańce. Kolacja i taniec. Klasycznie. - Zatrzymał się, gdy zorientował, że Hinata już za nim nie podąża.
  Dziewczyna stała z rozdziawioną buzią jak ryba bez wody i po chwili zaczęła chichotać, łapiąc się za brzuch. Uchiha początkowo myślał, że dziedziczkę Kiyoshiego opętał duch, ale zaraz zarumienił się i odwrócił przodem, ale dostrzegł, że Ino i Osteme zniknęli już za rogiem.

Read Seme Male Reader X Characters - Blunt Male Reader X Tsundere Sasuke - Wattpad

 - Jak ci się nie podoba to nie musisz iść.
 - A-ale w trójkę będziecie dziwnie wyglądać. - Dogoniła go dziewczyna.
 - Śmieszne. - Prychnął ucinając rozmowę.

HE'S BLUSHING OML

  Hinata uśmiechnęła się delikatnie. Mężczyzna obok niej był drażliwy, jak nikt inny, ale wiedziała, że ich wizję randki się różnią. Ciemnowłosa chciała spędzić ten czas na zabawie, a z kolei Sasuke w spokoju, wyjątkowo. Było to romantyczne i nie przypuszczała, że podświadomie czarnowłosy jest tego typu mężczyzną.
 - Co ci się nie podoba w tym pomyśle? - Popatrzył do przodu, jakby upewniając się, że są poza zasięgiem słuchu Yamanaki i Osteme.
 - Hm... - Przyłożyła dłoń do brody, patrząc w niebo. - Nigdy nie byłam na prawdziwej randce. - Wyznała z delikatnym uśmiechem. - To słodkie, ale... Chciałabym, aby pierwsza randka była niezapomniana. Chciałabym zrobić coś... niesamowitego wtedy. Pójść nad klif, skoczyć w niego, aby złapać kwiat... Nie patrz tak... Moi rodzice tak zrobili. Mama była zła na tatę i wyrzuciła bukiet, ale tata był... zdeterminowany. Skoczył po niego i przyniósł jej go w zębach, prosząc o randkę. - Zaśmiała się ponownie.
 - Twój ojciec? - Zapytał z niedowierzaniem.


 - Tak, mój poważny, wiecznie surowy tatuś błagał Hikari Kiyoshi o randkę. - Roześmiała się. - Ale nie mów nikomu. Babcia powiedziała mi to w tajemnicy.
 - Jak on wyszedł z tego żywy?
 - Jak przy każdym spotkaniu z moją matką. Kilka ran, siniaków, zadrapań, a czasem szwy i bandaże. - Popatrzyła w niebo tęsknie. - Takiej miłości właśnie pragnę.
 Kiedyś ci ją dam. - Rozszerzył oczy na własne myśli. Nie dowierzał temu, ale widok tak rozmarzonej Hyugi sprawił, że jego skostniałe serce rozgrzało się.
- Orientuj się! - Z drzewa zeskoczyła na nich szalona kobieta, przygniatając Sasuke i łapiąc za nadgarstki. Uchiha szarpał się, ale nie mógł wydostać z żelaznego uścisku. - Cześć wam. Hina-chan, Sasu-chan.
  Hinata stanęła w pozycji obronnej swojego klanu, szykując do wykonania delikatnej pięści, ale wtedy rozpoznała kocią maskę na twarzy.
 - Zaraz... Aiwa?! - Krzyknęli jednocześnie.
 - Ye! We własnej osobie. - Wstała z Uchihy, otrzepując się. - Strasznie ciężko was znaleźć. Dobrzy jesteście w tym.
 - Taka rola shinobi. - Wstał, otrzepując się i krzywiąc.
  Aiwa patrzyła na niego chwilę w zamyśleniu, po czym potrząsnęła głową. Wydawał jej się znajomy. Nie chciała, aby twarz pewnego długowłosego mężczyzny została przy niej za długo i prychając odtrąciła ją w najdalsze zakamarki umysłu.
 - Po co przebyłaś tak długą drogę, Aiwa-san? - Zapytała Hinata, wyciągając dłoń na powitanie.
 - Oh, Hinuś, mów mi Ai-chan. - Uścisnęła ją, wyciągając jednocześnie zwój. - Są problemy w Nekogakure.
 - Problemy? - Otworzyła zwój i zbladła. - Arena...
 - Wiesz co się będzie działo. - Przestała się uśmiechać. - Cienie mogą przebić się w każdej chwili, a potrzebujemy do tego mocy.
   Sasuke przeskakiwał głową od jednej do drugiej, jakby oglądał mecz ping-ponga, ale nie rozumiał nic z tego co mówią, poza tym, że to niebezpieczne.
 - Wiesz w jaki sposób jest wzmacniana bariera. Musimy dać z siebie wszystko i więcej dla tego świata. Idę po Kiyoshiego. Ruszamy od razu.
 - Tak jest. Powiadomię Hokage i ojca. - Hinata żałowała, że nie może zostać przy siostrze, ale znała swoje obowiązki i wiedziała, że musi je spełnić.
 - CHWILA. - Syknął Sasuke, łapiąc obie za nadgarstki. - Żadna z was nigdzie nie pójdzie, póki mi tego nie wyjaśni.
 - O ja pierd... - Zaklnęła Nyarien pod nosem. - Krótka historia. Kiyoshi, Azura i Chie, wzmacniają barierę podczas starć między członkami klanów. Tylko dzięki temu. Hinata jest ostatnią żywą i znaną nam Kiyoshi, więc jej obecność jest obowiązkowa. Ja, ona i Isamu zmierzymy się na arenie, jako ostatni, aby ten świat się nierozpierniczył!
  Hinata skrzywiła się na dobór słów, ale wiedziała jak jest.
 - Więc idę z tobą. - Popatrzył na swoją narzeczoną.
 - Ża-żartujesz? To nie miejsce dla ciebie! Nie wiemy, czy bariera nie pęknie. Nie wyrażam na to zgody. - Pokręciła głową.
 - Możesz wyrażać lub nie. Nie obchodzi mnie to, możesz mnie znienawidzić, ale idę z tobą. Jesteś moją narzeczoną. - Syknął ostatnią część.
 - Hajtacie się?! - Krzyknęła Aiwa z ogromnym uśmiechem i łezkami w oczach, chwyciła ich oboje za ręce i zaczęła gratulować.
  Ani Uchiha, ani Hyuga nie spojrzeli na nią, mierząc się spojrzeniami. W końcu jednak pojedynek został wygrany przez Uchihę.
 - Ugh! Dobra! - Krzyknęła, patrząc mu w oczy. - ALE. Na moich zasadach. Siedzisz obok Kiyoshiego i absolutnie nie możesz wkroczyć na arenę.
 - Hm. Jeśli coś ci zagrozi...
 - Będzie jej grozić. Cienie mogą zaatakować, gdy będziemy się mierzyć.
 - Co?
 - Rozkazuje ci przyjąć moje warunki. - Syknęła Hinata zirytowana.
  Uchiha skrzyżował ramiona na piersi, ale skinął głową.
  Aiwie przeszło przez myśl, że są dziwną parą.

~~

  Daleko poza Konohą czarnowłosy siedział na gałęzi drzewa i rozmyślał o tajemniczej kobiecie z niebieskimi włosami. Przypominały mu wodospad, jak cała jej osoba. Nigdy nie widział w życiu tak interesującej osoby. Gotowa do poświęceń, uleczyła jego marudnego towarzysza, na tyle inteligentna, aby móc stworzyć coś z tych fiolek.
  Nie mógł nic poradzić poza myśleniem o tym dziwnym spotkaniu. Zamknął ciemne oczy i zamyślił się po raz kolejny. W głowie próbował odtworzyć każdy fragment jej skóry, jasne oczy i ta krew. Nie słyszał jeszcze o nikim, kto potrafi z krwi stworzyć broń, ale oto był przed nim żywy dowód jeszcze parę godzin temu.


 - Nie przedstawiła się. - Stwierdził, choć sam nie wykazywał zainteresowania jej imieniem, ale teraz jednak poczuł chęć poznania go. - Hm... Pozostaje liczyć na to, że los znów splecie nasze ścieżki. Na razie... muszę skupić się na swoim celu.

~~

  Aiwa weszła do mieszkania Uchihy. Miała zostać na noc u niego, póki nie nastanie ranek. Ino i Osteme byli zaskoczeni nową twarzą, ale szybko ją zaakceptowali. Yamanaka dała lekką reprymendę swojej przyjaciółce, gdy ta i Uchiha nagle się odłączyli od nich.
  Nyarien poznała samą Hokage i musiała przyznać, że była niesamowicie zaintrygowana jej osobą. Szybko znalazła też Kiyoshiego i przekazała mu wiadomość.
  Sasuke podał jej herbatę, którą z uwielbieniem wypiła. Zwykły napar z suszonych liści, a sprawiał, że czuła nadzwyczajny spokój.
 - Pewnie masz pytania. - Powiedziała, gdy usiadł naprzeciw niej.
 - Zbyt wiele...
 - Spróbuje na nie odpowiedzieć. - Zachęciła go starsza kobieta.
 - W porządku... Na początek... Czym jest Sognare? To wyszeptała Hinata, gdy byliśmy zamienieni ciałami.
 - Sognare... Wspaniałe Sognare... - Uśmiechnęła się - To taki inny wymiar. Jest dla nas, dla wybrańców Chie, Azury i Kiyoshi. Podobno ci, którzy należą do klanu lub dołączają mogą tam być tylko raz. Podobno to Trzy Bóstwa go stworzyli, aby wybrańcy mogli się z nimi kontaktować. Teraz jednak jest to forma treningu, im bardziej panujesz nad swoją mocą tym jest tam jaśniej. Przynajmniej tak mawia Chie-sensei.
 - Jest tam ciemno. - Stwierdził.
 - Bo jesteśmy zbyt słabi... - Odetchnęła cicho. - W zwojach klanu Nyarien... widziałam znaki... że klany Trzech Bóstw są złe... Wierzyłam w to. Chie-sensei wymordowała moją rodzinę. - Sasuke drgnął. - Ale ona wybrała mnie, abym... abym jej służyła. - Wysyczała. - Obarczyła mnie swoją mocą.
 - Dlaczego nadal jej służysz? Jesteś dorosła.
 - Jestem, ale to przekleństwo, Sasuke. Chie-sensei... Jakakolwiek by nie była dała mi szansę. Pokazała świat, gdy rodzina go przede mną zamykała. - Uśmiechnęła się - A ja nie lubię być zamykana. Chcę... - Popatrzyła na swoje ręce. - Chcę być wolna. Poza murem. Poza klatką. Poza barierami. - Stanęła na krześle. - A ty? Czego pragniesz?
  Sasuke patrzył na kobietę przed sobą.
 - Dawny ja... odpowiedziałby ci, że zabić pewną osobą, zemścić się za rodzinę i odtworzyć klan. - Wstał na krześle, tak jak ona. - Ale ten... Powie ci, że chcę chronić Hyugę-Kiyoshi niebawem Uchiha Hinatę za wszelką cenę.
  Aiwa uśmiechnęła się radośnie i zapiszczała weselej. Sasuke nie pozwolił sobie na taką ekspresję i tylko się pół-uśmiechnął, opierając rękę o policzek, gdy znów usiadł.


 - A teraz kolejne pytanie! - Usiadła szybko na swoim miejscu.
 - Jak zostać Chie, Kiyoshi lub Azura? - To pytanie go bardzo gnębiło.
 - Więc to w sumie jest proste. Wystarczy się wżenić w rodzinę... Ale jest drugi sposób. Wybrańcy Chie, Azura czy Kiyoshiego posyłają na ciebie moc, dzielą się nią. Działa to tylko w niektórych przypadkach, ale jest możliwe. Na przykład u mnie to działa tak, że ktoś musi się wykrwawiać. Wtedy daję mu swoją krew i spotykamy się w Sognare. Pokazuję mu, jak to wygląda i pytam, co wybiera.
 - Pewnie wielu wybiera życie.
 - Nie. Z trzydziestu osób, które miałam szansę tak uratować dziesięć wybrało życie. Reszta odeszła.
  Uchiha zamilknął.
 - A u innych?
 - Podobnie. U Kiyoshich nie wiem... Nigdy nie widziałam.
 - Rozumiem... Kolejne pytanie to...

~~

  Gdy oni przeżywali wesołe chwilę Hinata trenowała pod okiem ojca i Kiyoshiego. Utworzyła pieczęć po pieczęci, kreśliła znaki na trawie, malowała w powietrzu symbole ze światła... aż padła nieprzytomna na ziemie.
  Kiyoshi w swojej kociej postaci stanął przed śpiącą dziewczyną. Dobra robota. - Posłał jej swoją myśl i zobaczył delikatny uśmiech na uśpionej twarzy.
 - Kiyoshi. Nie odbieraj mi córki... - Uklęknął obok pierworodnej i wziął w swoje ramiona. - Proszę... To wszystko, co zostało mi po Hikari... Ona i Hanabi. Nie chcę tracić żadnej z nich.
  Bóstwo milczało, słysząc ból w głosie Hiashiego. Zauważył mokry ślad na jego policzku, ale to też zbył ciszą. Bóstwo Duchów nie pragnęło śmierci, ale wszystko jest cyklem. Jeśli Hinata umrze... czy będzie w stanie wybrać nową na jej miejsce?
  Usiadł na łóżku śpiącej granatowowłosej i doszedł do wniosku, że musiałby, ale dzięki niej zbyt daleko już doszedł i nie da jej tak łatwo odejść.

A oto kolejny rozdzialik! Powracamy do akcji! Dużo się będzie działo, tyle wam powiem! Mam nadzieję, że się nie pogubicie! Buźka, Shan~! ;)

06 lipca 2019

Rozdział 28: Nowa technika


  Siedział na miękkim łóżku Hinaty, trzymając ją w ramionach, trzęsła się długo i łkała żałośnie, a łzy wsiąknęły w materiał jego koszuli. Coraz bardziej bał się o jej życie, choć sam do końca nie był pewien dlaczego. Czy to z powodu obietnicy? Tak, to bardzo możliwe. A może po prostu chce chronić ten mały promyczek słońca rozszarpywany przez ciemność, w którą została zrzucona przez swoje własne dziedzictwo?
  Przypomniał mu się wieczór, w którym znalazł ją w deszczu przed jego mieszkaniem.
   Obudził go upiorny chłód. Jakby ktoś zacisnął dłonie na jego sercu, zamieniając w lód. Usiadł momentalnie na łóżku i coś kazało mu wręcz iść do drzwi. Nie zerkając przez wizjer zdawał sobie sprawę, że stoi tam znajoma persona.
  Uchylił drzwi i zobaczył Hyugę z podkrążonymi, czerwonymi oczami. Włosy miała potargane i wyglądała, jakby tu biegła, gubiąc po drodze sandały.
  Już otwierał usta, aby cokolwiek powiedzieć, zapytać co się stało, ale jedyne co otrzymał to siarczysty cios w policzek otwartą dłonią. Rozszerzył swoje mroczne oczy, patrząc na ścianę z zaskoczeniem.
 - Ty cholerny, okropny, skurwysyniały, nie obrażając Mikoto-sama, zły człowieku! - Wzięła głębszy oddech, rumieniąc się z powodu przekleństw jakich użyła. - Ty wiesz, że ona cię kocha! Wiesz to i mimo to... Zgodziłeś się! Jak... jak mogłeś... Byłbyś z nią szczęśliwy! Ona tego pragnie! Gdybyś nie był kostką lodu to...! - Z każdym słowem wbijała palec wskazujący w jego pierś.
  Patrzył na jej wodniste oczy, gdy krzyczała. Chwycił jej nadgarstek wreszcie i przypiął kobietę do ściany, próbowała się wyszarpać i zadać mu cios lewą ręką, ale ją także unieruchomił i przytrzymał. Krzyczała, gdy nie mogła się wyrwać z jego silnych dłoni.
 - Jesteś jak oni. Nie obchodzi cię to, co JA czuję! Chcecie mnie ZMUSIĆ do kochania Sakury. Aby ONA była szczęśliwa. Nie widzisz, że jej nie kocham? Nie wiążę z nią przyszłości, a wszyscy wokół nagadują jaka nie jest wspaniała, silna i piękna. Jest. Jest, ale nie dla mnie. - Uspokoiła się i milczała. - Wszyscy oczekujecie ode mnie, że porzucę zemstę, że będę szczęśliwy, będąc wsiowym dupkiem. - Wziął oddech. - Czego tu chcesz? Drzeć się na mnie? Bić mnie? Tylko po to przyszłaś tu w nocy?
  Milczała zawstydzona, zdając sobie sprawę, że to co zrobiła było tym, co ludzie robili jej na każdym kroku. Stawiali wymagania, nie patrząc na jej uczucia, a gdy im nie mogła podołać krzyczeli. Opuściła głowę ze wstydem.
 - Przepraszam... - Wymamrotała.
 - Phi. Czego tu szukasz? - Poluźnił uścisk na jej rękach, jednocześnie zdając sobie sprawę, że je zacisnął.
 - Ja... Spotkałam Sakurę i... ona i ja... chyba się pokłóciłyśmy... Nie chciałam wracać do domu... i jestem tu...
 - Hm. Dlaczego tu?
 - Sama nie wiem... Chcę... chyba cię... potrzebuje... - Zarumieniła się. 
 - Teraz to przyznajesz? - Przechylił głowę z drwiącym uśmieszkiem.
  Zastanawiało go, jak łatwo zauważa swoje błędy i jak szybko rozumie jej osobę. Dziewczyna przed nim była dla niego zagadką, którą chciał rozwiązać. Oczywiście wiedział, że to chwila. Sakura widocznie nie zrozumiała tego, co powiedział jej jakiś czas temu i odbiło się to na Hinacie, czego rzecz jasna nie chciał.
 - ... To był mój błąd! Wybacz! Więcej go już nie popełnię! - Syknęła i znów poruszała dłońmi, chcąc się wydostać. - Puścisz mnie wreszcie?
 - Hm. Daj mi chwilę. - Udawał, że się zamyślił. - Nie. 
 - Sasuke! - Warknęła już zła, uroczo marszcząc przy tym brwi i ściągając usta w dół.
 - Hinata! - Pojawił się u niego cień uśmiechu, gdy rozbawiały go jej reakcje. - Możemy tak całą noc, ale nie wiem, czy chcesz ją spędzić ze mną. - Wbił w nią mroczne spojrzenie.
   Zachłysnęła się powietrzem, widząc jego wzrok. Był tak dziwny. Jak u Yasu, która widzi filiżankę herbaty po długiej misji.
 - Nie ugryzę cię, hime. - Przechylił głowę ku jej uchu. - Chyba... - Nachylił się ku niemu, a ona sapnęła. - że tego... chcesz. 
 - S-sas-uke... - wymamrotała, czując zawroty głowy i że zaraz zemdleje. - P-przestań.
  Odsunął się.
 - Wyjaśnimy sobie coś. Nie pokocham Sakury, jest dla mnie, jak młodsza, upierdliwa nieco siostra. Koleżanka z zespołu. To, że nie umie sobie poradzić z odrzuceniem nie jest moją, ani twoją winą. Z czasem się do tego przyzwyczai.
  Jej duże oczy patrzyły w jego, a po chwili skinęła głową. Nie zostałay u niego na noc. Porozmawiali jeszcze chwilę o zachowaniu Sakury i odprowadził ją do domu, dając jej swoje buty, aby nie pokaleczyła sobie stóp.

  Yasu patrzyła na swoją dobraną siostrę w ramionach Uchihy i odetchnęła cichutko.
 - Może ty mi powiesz. CO się do cholery stało?
 - Hinata... ma depresję, Sasuke. - Sięgnęła do szafki i wywaliła parę zwojów z niej, wyciągając przy tym czarną butelkę z jakimś czerwonym płynem.
  Było to wino, które ukradły z rodzinnej piwnicy na dzień sprowadzenia Yasu do Konohy, aby po świętować trochę w tajemnicy przed ojcem dziewczyny.
 - Od jak dawna?
 - Nie wiem... Nie chwali się tym. Teraz jest... gorzej. Jest delikatna, ale... bardzo ją boli, że nie może pomóc wszystkim duszom, że nie jest wystarczająco dobra. A niedługo... Eh... Ciężar Kiyoshich, sam wiesz. Prócz niej nie ma nikogo, jak u ciebie z Uchihami. Ona musi wybierać za Kiyoshiego członków swojego klanu, ale to się równa z nauką, a ona sama nie wie co ma robić, czy wybierze właściwą osobę? To ją dobija. A do tego ten pajac Uzumaki. Pha! Kiyoshi nieco ją... z nim rozłączył. Z tego, co mi opowiedziała. - Upiła łyk z butelki. - Sama nie wie, gdzie ma ręce włożyć, a jeszcze na nią naciskają zewsząd. Klan, Hokage, ja... Kiyoshi, dusze... wszyscy! Nawet ty!
 - Ja...?
 - Ma być twoim inkubatorem. Dla klanu przyszłą głową klanu. Dla Hokage szansą, aby wyjaśnić stare zbrodnie. Znajdź jedną osobę, która nic od niej nie chce. Jedną.
 - Ty. - Odparł beznamiętnie.
  Wypowiedzenie tych słów nie było dla niej łatwe, ale wiedział, że to jedyne wyjście.
 - Mylisz się. Chcę od niej tego, aby przestała. Chcę, aby uciekła z Konohy gdzieś, gdzie nikt nie wie o jej umiejętnościach. Gdzieś, gdzie jej wspaniały klan nie położy na niej łap. - Zbliżyła się do niego, popatrzyła na swoją siostrę w jego ramionach.
  Yasu chwiała się na swoich nogach z powodu alkoholu. Przymknęła karmazynowe oczy i upiła łyk z prawie pustej butelki, po czym zamknęła ją i włożyła do szafki, ukrywając za ubraniami.
 - Zrób coś dla niej. I odejdź z Hiną, jeśli ci na niej zależy.
  Sasuke patrzył za oddalającą się białowłosą, po czym na Hinatę. Musi z nią odejść, ale wie, że ta będzie się opierała, bo kocha swoją zapyziałą wioskę i ludzi tutaj bardziej niż własne zdrowie. Zdaje sobie sprawę, że to, co się z nią dzieje jest złe i potrzeba drastycznych kroków, których ona nie postawi.
  Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, rozmyślając nad słowami białowłosej.


  Zakapturzona postać przemierzała lasy w poszukiwaniu pewnej ukrytej w liściach wioski. Rozłożyła starą mapę, która wyglądała na bardzo cenną i... starą. Wręcz przestarzałą.
 - Nosz cholercia. - Syknęła, rozglądając się. - Chie-kurna-sama mogła dać mi coś, co nie ma pół wieku!
  Spojrzeniem bystrych niebieskich oczu starała się w świetle lampy naftowej rozpoznać stare znaczki i legendy, na nic to. Kobieta zawsze miała problemy z lokalizacją swoją na mapie. Usiadła pod drzewem i zdjęła maskę z kocimi uszkami i podparła się plecami o szorstki dąb. Postawiła obok siebie lampę i jeszcze raz sprawdziła pieczęć na zwoju.
  Nienaruszona. Zapieczętowana przez Azurę i Chie, wzywająca księżniczkę klanu Hyuga na arenę. Uważała to za zbędne. Po prostu wolała, aby to wybrańcy wysłali trochę swej mocy do drugiego świata, aby go wzmocnić.
 - Co za bezsens. - Westchnęła i nagle usłyszała warkot.
  Warczenie cienia. Wstrzymała oddech, zaciskając dłonie i, jak najostrożniej mogła, wyciągnęła ostry nożyk z kabury na udzie. Był piękny, jakby z drogiego szkła, ostry. Wystarczy jedno cięcie w odpowiednim miejscu i się wykrwawiasz. I na tym jej zależało. Na krwi.
 - Ne! Co to za paskuda? Ej! Zrób z tym coś! - Usłyszała irytujący ton głosu - Mój miecz na to nie działa!
  Z kimś rozmawiał. Cień musiał ich zaatakować.
 - Ludzie nie mogą ich widzieć. - Syknęła, biegnąc do nich.
  Przecież to nielogiczne. Czyżby cienie zaczęły rosnąć w siłę? Z jakiego powodu? Były niebezpieczne już bez tego level up'u!
  Przecięła wzdłuż swojego nadgarstka do łokcia na obu rękach i wytworzyła podłużne ostrza ze swej krwi. Umocniły się i wyglądała teraz jak postać z horroru. Miecze zamiast dłoni. Przedłużenie jej.
 - Chie. Sangue. Ombra. Luce! - Wykrzyczała, wychodząc z krzaków. Wskazała na karykaturalną postać jednym z ostrzy po czym przejechała sobie krwawym ostrzem po szyi, skąd wypłynęła cieniutka stróżka czerwonego płynu. - Mam serio kiepski wieczór. - Roześmiała się, zbliżając, pół okiem zerkając na tamtych.
  Obaj mieli na sobie czarne płaszcze z czerwonymi chmurkami. Pewnie należą do jakiejś sekty! Jak nie zaatakują nic im nie zrobię. - Przeszło jej przez myśl. Jeden przypominał jej rekina, a drugi wydawał się ukryty pod cieniem słomianego kapelusza. Jak podróżny samuraj czy coś.
 - Ej! Lalka! Uważaj! To jest niebezpieczne! - Teraz dostrzegła, że noga rekina jest pokryta czarną substancją i pochłania ciało.
 - Jeszcze mi tego brakowało. - Burknęła pod nosem. Popatrzyła na cienia. - Słuchaj, stary! Śpieszy mi się, jestem głodna, przemarznięta, a na pięcie mam odcisk wielkości tyłka słonia, więc radzę ci stąd spadać! - Warczenie i rozdziawienie paszczy utwierdziło ją w przekonaniu, że cień nie jest w nastroju do negocjacji.
  Pokręciła głową, co miało znaczyć jedynie "Sam tego chciałeś". Skupiła się na krwi wokół szyi, tworząc przy tym coś na wzór maski tlenowej i rzuciła się na postać, przecinając ją na pół. Walka nie była trudna dla niej, a wystarczył przecież jeden ruch. Dla niej, osoby wykwalifikowanej do zabijania. Sztuka skrytobójstwa czy prostego morderstwa była jej zbyt znana.
  Cień zawarczał po raz kolejny, szykując się do ataku. Jednak nie był dość zwinny, za brakło mu tego. Kobieta wykonując piruet, przecięła stworzenie. Czarna krew obryzgała jej twarz i zaczęła ulatywać po kontakcie z jej cerą w ciemno szarym dymie.
 - Łoł... - Wymsknęło się rekinowi. - Jak to zrobiłaś?
  Podeszła do nich ostrożnie. Krwawe ostrza zaczęły się roztapiać jak sople lodu.
 - Zaatakowały was? Dotknęły? - Stała parę kroków dalej. Może z pięć.
 Towarzysz rekina patrzył w oczy kobiety. Jego zdaniem wyglądała inaczej niż większość znanych mu kobiet. Jej ubiór nie wskazywał jednak na pierwszy rzut oka na prostą wieśniaczkę. Jednak teraz był w stanie przyjrzeć się jej dokładniej. Krótkie spodenki, opinająca się czarna bluzka, prosty narzucony niedbale płaszcz i kilka pasów z kaburami. Na dłoniach nosiła ciemne rękawiczki bez palców, a na nogach czarne długie buty z zapięciem jak do paska. Jego bystre oczy były pewne, że w nich też ma ukryte ostrze. Na boku twarzy nosiła białą maskę z kocimi uszkami, a błękitne włosy upięte zostały w wysoką kitkę.
 - Ta, ale nie mogliśmy ich zranić. - Odparł ranny, patrząc na swoją nogę, która wydawała się teraz lśnić od czarnej mazi.
 - Bo nie macie takich umiejętności. Chodźcie ze mną. - Zaczęła iść w stronę jej znaną, z której przyszła.
  Czarnowłosy i rekin nie wahali się. Wydawali się ufać młodej kobiecie. Niebieskowłosa poprowadziła ich do miejsca, gdzie wypoczywała i klęknęła przy plecaku. Wyciągnęła z niego różne kolorowe fiolki oraz miseczkę. Zaczęła w niej mieszać niebieski płyn z zielonym, aby po chwili dodać do mieszanki swoją ciemno-czerwoną krew, aż maź przeszła z jasnego błękitu w czerń.
 - Usiądź. - Wskazała mu upadłe drzewo.
 - Jesteś alchemiczką? - Po raz pierwszy wypowiedział jakiekolwiek słowo w jej stronę czarnowłosy shinobi.
 - Hm? Tak, można tak to nazwać. A wy? Podróżnicy? - Przemieszała jeszcze maź, aż powoli zmętniała.
 - Tak, szukamy kogoś.
 - Rozumiem. - Wylała substancję na nogę, która zaczęła się spieniać i przechodzić przez różne barwy od czerni aż po biel.
  Mężczyźni patrzyli na to z niemałym podziwem. Nie wiedzieli, jakie zagrożenie mogłoby przynieść zostawienie tego samemu sobie. Aiwa je znała. Pamiętała dzień, w którym miała do czynienia z zakażonym przez cienia.
  Miałam wtedy zaledwie trzynaście lat. Byłam już protegowaną Chie-sensei... Na jednej z wypraw z nią, gdy dotarliśmy do slumsów wioski deszczu. Było to straszne. Ludzie umierali z głodu, a cienie miały swoją pożywkę. Zwykły pijus został zainfekowany przez cienia, który zainteresował się jego umierającym na zawał przyjacielem. Mogliśmy go uratować, ale Chie pragnęła, abym zobaczyła na własne oczy czym jest cień, jak niebezpieczny jest. Mężczyzna został czymś w rodzaju zgnilaka. Tam, gdzie pokrywała go czerń cienia rozpoczął się proces gnilny. Cień się żywił jego duszą, a ciało chorowało. Powolna, bolesna śmierć. - Przepłukała wodą resztki mazi i sprawdziła nogę. Nie było spodni w tamtym miejscu, zostały wyżarte przez czerń, ale na szczęście zdążyła. - Pamiętam, jak zła byłam na Chie za to, że nie pomogłyśmy tej osobie. W końcu obiecała mi, że będę niosła pomoc, a niosłam śmierć i zniszczenie. Lub gorzej. Nic nie niosłam. Tylko obserwowałam. Teraz to rozumiem. Chciała mi pokazać i nauczyć bolesnym sposobem.
  Chie pragnęła, aby jej uczennica-wybranka była idealną. Wykształciła ją na silną wojowniczkę i sprytną medyczkę. Ukazała jej świat energii, czakram, ziół i leków, jak i trucizn. Idealność, doskonałość - tego oczekiwała i to dostała. Rany, blizny na rękach, nogach, brzuchu - to wszystko było z powodu treningów.
 - Ło... Dzięki!
 - Wydajesz się znać te stwory.
 - Znam to za dużo powiedziane. Potrafię z nimi się mierzyć. - Wstała, zakładając plecak na ramiona. - Ale nie mogę wam powiedzieć nic więcej.
 - Co? Czemu?! - Rekin wstał chwiejnie.
 - Nie znam was nawet.
 - To czemu nam pomogłaś? - Spokojny mężczyzna skrzyżował ramiona na piersiach.
  Żyłka na czole Aiwy wydawała się bardziej widoczna. Dziewczyna zgrzytnęła zębami i założyła ręce na biodra.
 - Ah! Zapamiętam, że jak już was kiedyś spotkam to nie udzielać mam wam pomocy!
  Wychodzi na to, że jestem niewdzięczny. - Stwierdził w myślach mężczyzna i skłonił się z szacunkiem kobiecie.
 - Wybacz. Nie to miałem na myśli, ale już... mało jej osób, które pomagają bezinteresownie.
 - A okej... W każdym razie. Jakbyś miał problemy z podobnymi stworzeniami to... masz. - Wyciągnęła z jednej kabury sztylet. - Raczej wiesz, jak korzystać z broni. Wystarczy, że będzie kropelka twojej krwi i powiesz moje imię od tyłu. Wtedy przybędę. Na razie... Polecam wam używać szałwii. To dobra ochrona przed złymi duchami.
  Mówiła szybko i mężczyźni musieli wytężyć słuch, aby ją zrozumieć. Co było nie lada wyczynem, ale im się udało. Nim zdążyli ją zatrzymać ta już uciekła, krzycząc przez ramię "Uważajcie na siebie!".
 - Ne, Itachi, co to było?
 - Nie mam pojęcia. - Pokręcił głową starszy z rodu Uchiha - Ale to nie nasza misja.
 - Masz rację. - I ruszyli w swoją stronę.
  To dziwne spotkanie miało być początkiem czegoś niezwykłego, ale nikt nie mógł się spodziewać czego.

  Hinata obudziła się sama w swoim łóżku, przykryta kołdrą. Rozejrzała się wokół i dostrzegła, że jest u siebie w pokoju. Wtedy dostrzegła karteczkę na szafce nocnej, sięgnęła do niej i od razu rozpoznała eleganckie pismo pewnej głośnej blondwłosej dziewczyny.
 "Cześć, Hina! Pamiętasz, jak mówiłaś, że możesz mi pomóc? Chciałabym parę farb, aby odmalować pokój w sypialni, bo wyblakł strasznie! Jeśli masz czas i siły to chętnie wykorzystam twoją pomoc! Dzisiaj po południu może babskie wyjście? - I. Yamanaka" - Przeczytała cicho i uśmiechnęła się.
  Znają ją zbyt dobrze, a teraz mimo zmęczenia potrzebuje oderwania się, a co jest lepszego od pomocy przyjaciółce? 
  Chwyciła ręcznik, ubrania i pomknęła do łazienki.

  Osteme medytował w salonie przy dużym oknie, gdy Ino krzątała się, zmiatając kurze. Był późny poranek, a oboje byli już na nogach. Białowłosy chętnie pomógł Ino w przestawieniu ostatnich mebli, aby ze spokojem mogła odmalować pokój.
 - Wybrałaś już kolor, Ino-san? - Zapytał, otwierając jedno oko, aby na nią spojrzeć.
  Yamanaka zaskoczona jego głębokim głosem zleciała ze stołka, prawie obijając sobie cztery litery, gdyby nie szybki refleks samuraja. Trzymał ją w swoich silnych ramionach, a ich bliskość zaowocowała rumieńcem młodej dziewczyny.
 - C-co ty sobie wyobrażasz?! - Syknęła, odsuwając się i wstając, jak najszybciej - Mógłbyś pomyśleć lub coś!
  Błękitnooka ze znakomitego klanu Yamanaka nie wiedziała, co się z nią dzieje. Normalnie cieszyłaby się z zainteresowania przystojnego mężczyzny, ale teraz? Było to dla niej dziwne, jakieś jednocześnie naturalne, ale i... intrygujące. Czuć bliskość jego ciała, ciepło jego samego i to obezwładniające zmysły spojrzenie oczu błękitu. Był hipnotyzujący, miała wrażenie, że utonie w ich jasnej barwie.
 - Wybacz. Nie chciałem cię wystraszyć. - Posmutniał, a blondynka poczuła, jak uderza w nią poczucie winy.
 - W porządku... Zareagowałam... źle. Jako kunoichi powinnam być bardziej... odporna. Ja również przepraszam.
  Klęczeli tak przed sobą parę chwil, aż nastąpiła cisza. Nie była niewygodna, a kojąca, co było jeszcze bardziej zaskakująca.
 - Jeśli zechcesz mogę cię potrenować.
 - Serio? Pokażesz mi to, czego się nauczyłeś w podróżach? Myślałam, że samurajowie chronią swoich tajemnic!
 - Powiedzmy, że jestem dość nowoczesnym samurajem. I chętnie przyjmę cię jako uczennicę, ale muszę cię ostrzec, że jestem wymagającym i surowym nauczycielem.
 - Oh, chętnie się dowiem, czy w każdym przedmiocie. - Puściła mu zalotnie oczko.
  Nie spodziewała się, że ktoś może mieć bardziej uroczy rumieniec od jej nieśmiałej przyjaciółki, dopóki nie poznała wstydliwej formy Osteme.
  Na szczęście wybawienie nadeszło wraz z pukaniem do drzwi. Yamanaka podeszła otworzyć, widząc w nich Uchihę.
 - Sasuke-kun? - Przechyliła głowę ze zdziwieniem.
 - Jest Osteme? Obiecał mi trening. - Od razu zaczął Uchiha.
 - Oooo Tobie też?! A to ci żigolo. - Roześmiała się. - Wejdź.
  Skorzystał z oferty Yamanaki, a w drzwiach do salonu dostrzegł długowłosego. "Żigolo", jak określiła go Ino skinął mu na powitanie głową. Ubrany w tradycyjną hakamę wydawał się zrelaksowany.
 - Mnie pierwszemu proponowałeś trening.
 - Oh. Ale tak szybko? Nie spodziewałem się. - Uśmiechnął się. - Mogę was oboje razem potrenować, jeśli jesteście gotowi.
 - Jesteśmy! - Odparła energiczna blondynka, wznosząc pięść ku górze z entuzjazmem.
 - Świetnie. Przebierz się wygodnie i ruszamy. - Skinął im głową i skierował się do kuchni, pakując jego zdaniem potrzebne jedzenie i napoje.
 - To nie piknik. - Zaczął Uchiha, stając w drzwiach.
  Ino w tym czasie postanowiła się przebrać, więc nie ingerowała w poczynania mężczyzn. Wolała zostawić dwóch samców alfa samych sobie.
 - Nie, ale to będzie wam potrzebne. Jak się trzymasz? Czuję, że coś jest nie tak.
 - Można... tak powiedzieć. - Odetchnął. - Coś zepsułem. I nie wiem, czy potrafię to naprawić.
  Osteme popatrzył na swojego przyjaciela ze zrozumieniem. Podszedł do niego i położył dłoń na jego ramieniu.
 - W tym rzecz, Sasuke-kun, że nie wszystko da się naprawić. Jak szklanka, która dzisiaj wypadła mi z rąk. Skleiłem ją, ale przecieka przez nią woda i najpewniej trzeba będzie ją wyrzucić. Nie, nie mówię, abyś wyrzucił problem, ale abyś spróbował go naprawić. Gdybaniem pogarsza się sprawę, a kto wie? Może osoba, którą myślisz, że skrzywdziłeś nie chowa urazy?
  Słowa samuraja mają głęboką wartość i Uchiha wiedział to. Nie wydawał się wiele starszy od niego, ale wyczuwał w nim mądrość, doświadczenie i jakiś smutek, którego nie potrafił zrozumieć. Osteme zdołał szybko nazwać przyjacielem, choć sam nie sądził dlaczego. Może to jego łatwość w nawiązywaniu relacji, albo właśnie ta dziwna aura?
 - Jestem! - Ino stanęła przy nim w kuchni. - Oh! Dostaniemy nawet przekąski?
 - Dobry posiłek jest pierwszym krokiem ku perfekcji. - Uśmiechnął się delikatnie białowłosy, gdy zamykał właśnie ostatnie bento.
 - Więc idziemy!
 - Hai.
  I ruszyli w kierunku pól treningowych.

  Właśnie na polach treningowych w cieniach drzew walczyły dwie młode kobiety. Mężczyzna w masce patrzył na nie jakby od niechcenia znad książki. Kakashi sam nie był pewien, jak udało tym dwóm Hyuugom przekonać go do obserwacji ich treningu.
  Może to ciekawość, bo wspominały o czymś "niesamowitym", co "koniecznie" musi zobaczyć na własne oczy? Tak, to najpewniej to.
 - Ugh, znów mam ci zabrać książkę? - Zauważył jednak nad sobą cień, który osłaniał mu treść pomarańczowego dzieła.
 - Yasu, proszę. Przecież was obserwuje.
 - Nie skupiasz się. - Założyła ramiona na piersiach, a Kakashi walczył z sobą, aby na nie nie rzucić okiem.
  Hinata westchnęła cicho za plecami siostry. Ona sama nie sądziła, aby odpowiedzialnym było mówienie komukolwiek o tym, czego się nauczyły jakiś czas temu podczas jednego z wielu treningów.
  - Dobrze. - Skwitował, zamykając i chowając książkę w kieszeni kurtki. - Co macie mi do pokazania?
  Wskazała mu ruchem głowy gałąź i niemym rozkazem nakazała udanie się na nie. Nie opierał się i zaufał albinosce. Gdy tylko znalazł się na drzewie Yasu stanęła obok Hinaty.
  Chwyciły się za ręce i wzniosły je ku górze, wolnymi zaczęły wykonywać pieczęci Yasu lodu, a Hinata błyskawicy. Skierowały złączone dłonie naprzód i wystrzeliła z nich potężna fala lodu, którą oplatały właśnie pioruny. Kakashi rozszerzył oczy z niedowierzania. W życiu nie przypuszczał, że połączenie dwóch innych jutsu może mieć jakikolwiek efekt. A teraz? Teraz miał to przed oczami.
  Obserwował każdą technikę, jaką mu prezentowały z zapartym tchem. Woda i błyskawica, błyskawica z ogniem czy też ta co wcześniej.
 - Po co... mi to pokazałyście? - Zapytał, gdy podawał im wodę z koszyka.
 - Bo... Jesteśmy ciekawe czy z innymi żywiołami się tak da. - Upiła potężny łyk Hinata, gdy Yasu zabrała głos.
 - I chcecie mnie tego nauczyć?
 - Dokładnie! - Odparły razem.
 - Kim bym był, gdybym odmówił? Wchodzę w to.

  Wieczór. Był już wieczór! A oni ledwie mogli stać! Ino padła na kolana wycieńczona treningiem, a Sasuke oparł się o drzewo, łapiąc oddech. Myślał, że ciężki trening miał pod okiem Orochimaru, ale to było nic w porównaniu z tym, co zafundował im Osteme. Najpierw okrążenia, walka na wodzie, jutsu, techniki ich klanów, a na koniec nauka fechtunku!
  Wtedy usłyszał śmiech z oddali i dostrzegł swoją narzeczoną w towarzystwie siostry i swojego sensei.
 Wybawienie! - Przyszła do niego myśl, gdy zaczęła mu machać z uśmiechem nawet szczęśliwszym niż wcześniej.
 - Ino-chan! Sasuke-kun! - Przywitała się, zbliżając.
 - Ohayou, Hinata-sama! - Osteme pomachał jej z uśmiechem.
 - Oh, wy też macie trening? - Yasu stanęła obok siostry.
  I wtedy Osteme wyglądał, jakby go sparaliżowało, ale zaraz to ukrył za maską uśmiechu i kiwając głową zgodził się.
 - Idziemy na ramen, chcecie iść z nami? - Hatake stanął przy swoim zmarnowanym uczniu.
 - Hai! - Krzyknęła dwójka w zgodzie, zanim Varuluf mógł się sprzeciwić.
  I chcąc nie chcąc ruszyli paczką do Ichiraku.
 - Ino-chan, a propos naszego spotkania...
 - Nie, błagam, nie malowanie. Ledwie podnoszę pałeczki! - Zawyła Ino, gdy zasiadła do stołu.
 - Nie przesadzaj... - Osteme chwycił miskę z jedzeniem i z trudem zaczął zajadać.
 - Nie przesadzam! Jak mówiłeś, że jesteś surowy to nie myślałam, że aż tak!
 - Hah. No wiesz. Ostrzegałem. - Uśmiechnął się z triumfem, gdy udało mu się chwycić kluska pałeczkami.
 - To prawda.
  Hinata popatrzyła na nich badawczo z uśmiechem tajemnicy. Jakby już coś wiedziała, albo podejrzewała, że coś wokół nich się kroi. Popatrzyła porozumiewawczo na siostrę, która z kolei żywo rozmawiała z Kakashim na temat nowej techniki, której chciałaby z nim spróbować.
 Miłość faktycznie rośnie wokół nas. Czy to przychodzi po prostu z wiekiem? - Zastanowiła się, jedząc. I nawet jej wspaniały byakugan nie dostrzegł ciemnych kul wpatrzonych w nią.

  Dziewczyna w masce z kocimi uszami stanęła przed główną bramą wioski liścia z wielkim uśmiechem. Dumna z tego, że wreszcie dotarła na miejsce w tak krótkim czasie, mimo przeciwności wcześniejszych i paru zbójów, którzy stanęli jej na drodze.
  Myślami jednak wracała do czarnookiego mężczyzny, jakby nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdzieś go już spotkała bądź jeszcze kiedyś spotka.
  Nie skupiając się na tym, podała strażnikom dokumenty, uprawniające ją do wejścia do wioski i po przejściu paru pytań przeszła. Teraz jej celem było odnalezienie wybranki Kiyoshiego.

  Łohooo! Dawno mnie tu nie było, co? ^^ Ale jestem z nieco spóźnionym rozdziałem dla was!
  Mam nadzieję, że się na mnie z tego powodu nie gniewacie ^^" 
  I rzecz jasna pozdrawiam was cieplutko! Jak możecie zauważyć przychodzą nowe pytania, ale część się też wyjaśnia! No cóż! Do następnego rozdziału~!