31 sierpnia 2019

Rozdział 31: Zmiana



  Przenikliwy ból, który odbierał zmysły. Przestała czuć cokolwiek poza nim w całym ciele. Słyszała przytłumione głosy, ale nie potrafiła rozróżnić słów. Na moment otworzyła oczy, ale zaraz je zamknęła z powodu uderzenia światła.
 - Ich rany są nie tylko zewnętrzne. Wymusili przejście do sognare. Cała trójka. To mogło usmażyć ich mózg i porządnie nadszarpnęło zdolności duchowe. - Sasuke w przeciwieństwie do Hinaty dokładnie słyszał słowa Azury.
 - Zabieram ją do Konohy. - Stwierdził.
 - W tym stanie nie będzie mogła. - Stwierdził mężczyzna w kościstej zbroi. - Nie przeżyje dnia. Nekogakure ma duże powiązanie z tamtym światem i tu zregeneruje się znacznie szybciej.
 - Ma rodzinę, która na nią czeka. I tam jest Tsunade, na pewno coś wymyśli. - Dodał po chwili.
 - Rozumiem, że dla ciebie to ciężkie, ale ona musi tutaj dojść do zdrowia. I dojdzie szybciej. Polecałbym ci udać się do swojej wioski i powiedzieć o zwycięstwie. - Azura był nie tylko wojownikiem, ale i lekarzem. Wiedział, co jest najlepsze dla trójki wybrańców.
 - Nie. Nie zostawię jej tutaj. - Nie z wami.
  Uchiha obwiniał ich, za to, co się stało z Hinatą. Gdyby nie oni nadal by się uśmiechała, nadal by mógł patrzeć w jej oczy, a teraz? Widzi ją leżącą i gdyby nie bandaże i setki dziwnych żyłek przyczepionych do jej ciała, pomyślałby, że tylko śpi, a raczej śni koszmar, z którego chciałby ją tak bardzo obudzić.
 - Nie masz innego wyjścia. - Odezwała się Chie w swojej ludzkiej skórze, przecinała skalpelem skórę, aby napełnić mały kubeczek krwią. - Lud Nekogakure cię nienawidzi. Zapewne, jak szybko nie opuścisz wioski będą chcieli cię zabić.
 - Niech to zrobią. - Syknął, siadając na krześle przed łóżkiem Hyugi.
  Dwójka z Trójki Bóstw zamilkła. Nie byli za zaręczynami kogoś z Kiyoshich do kogoś, kto ma za nic ich zasady i tradycje. Jednak nie mogli jednego odmówić - dbał o widzącą bardziej niż ktokolwiek.
 - Wiesz, że jeśli byś skoczył... twoja rodzina by cię zabiła, prawda? - Zapytała kobieta.
 - Mam to gdzieś. Jeśli dzięki temu choć przez chwilę, mógłbym ją ochronić... to nie ma znaczenia. - Położył dłoń na jej owiniętej w bandaże ręce.
  Hinata była ciężko ranna, cała w bandażach, była przyczepiona do jakiegoś urządzenia za pomocą rurki. Na ustach miała maskę tlenową, gdzie co jakiś czas pojawiała się mała mgiełka z jej oddechu. Blada twarz wykrzywiona w niekończącym się koszmarze.
 - Nie zostawię jej. - Zacisnął rękę na jej dłoni.
  Czując jego ciepło na swoim ciele, zamknęła oczy i odpłynęła w sen. Wokół niej były kwiaty, a ona rozkoszowała się ich zapachem i ciepłem na skórze - Przyjemny sen, dzięki któremu mogła odpocząć. Jakby to Sasuke był jej oazą.

~~Konoha Gakure

  Yasu obudziła się z krzykiem, wołając imię Hinaty. Siedziała na łóżku, łapczywie łapała oddech i rozejrzała się.
 - Nie spodziewałem się, że się tak obudzisz. - Powiedział siwowłosy, zabierając z podłogi pomarańczową książkę.
 - Kakashi... - Wyszeptała, siadając. - Gdzie Hinata? Widziałam... widziałam, jak upada! W przepaść! Gdzie ona jest?
 - Z tego, co mówił twój ojciec jest na misji z Sasuke. Jestem pewny, że nic złego się jej nie stanie pod jego opieką. - Odpowiedział Hatake.
  Yasu pokręciła głową, stawiając nogi na zimnych deskach. Wstała, a siwowłosy uniósł brew, widząc jak się chwieje, idąc.
 - Nie. Muszę iść. Ona mnie potrzebuje. - Ruszyła na szafki, ale wtedy nagła słabość w nogach sprawiła, że upadła na kolana.
 - Jedyne, czego teraz potrzebujesz to kąpiel. - Podniósł ją w stylu ślubnym.
 - Czekaj! Nie! Muszę iść do Hinaty! - Krzyczała i uderzała go pięścią w pierś.
  Hatake zignorował jej protesty i udał się do łazienki. Posadził ją na szafce, doskonale zdając sobie sprawę z jej obrażeń i że jak zeskoczy upadnie, zatkał korkiem wannę i nalał do niej wody. Czuł rumieniec pod maską, gdy zdał sobie sprawę, że musi pomóc dziewczynie się rozebrać, bo sama nie jest w stanie.

Znalezione obrazy dla zapytania kakashi embarrassed

  Stanął przed nią. Wziął głęboki oddech nie bardzo wiedząc, jak ma podejść do tej dość zawstydzającej sytuacji.
 - Yasu. - Zaczął niezgrabnie, drapiąc się po tyle głowy i biorąc kolejny oddech.
  Czerwone, pełne niewinności oczy spojrzały prosto w jego. Przełknął ślinę. W tej chwili przypominała mu pewną bohaterkę z jego perwersyjnych książek. Starał się wyrzucić z głowy tą myśl, ale widok jej blado-różowych ust lekko rozchylonych i oczekujących, jakby o pocałunek. A może mu się tylko zdawało? Nachylił się do niej, aby sprawdzić swoją teorię, ale wtedy trzask otwieranych drzwi sprawił, że odskoczył od białowłosej, jak oparzony.

Znalezione obrazy dla zapytania hanabi hyuga young

 - Hatake-sama. Ja pomogę. - W drzwiach stała najmłodsza z córek Hiashiego, zakładając ręce na piersi, dostrzegł błysk byakugan w jej bladych kulach i napięte żyły wokół oczu. Przełknął gulę w gardle.
  Wyszedł z pomieszczenia, tak szybko jak mógł. Usiadł na krześle przy łóżku Yasu i odetchnął ciężko, przeczesując dłońmi włosy.
 Co ja wyprawiam?! To zachodzi za daleko, Kakashi! - Upomniał siebie w myślach, krzywiąc z powodu własnej słabości do albinoski. Jest od ciebie młodsza, Hiashi by cię po prostu przebił delikatną pięścią, a młody Neji by ci wykręcił jaja. Nie wspominając o jej młodszych siostrach... - Pokręcił głową zirytowany swoją osobą. Musisz rzucić te książki, one sprawiają, że zapominasz o tym, że mógłbyś być jej wujkiem czy młodym ojcem! Nosz kur... - Popatrzył w stronę zamkniętych drzwi, po czym jego wzrok powędrował na zdjęcie przy łóżku.
  Yasu ustawiała się do zdjęcia zwycięsko trzymając na opaskę wioski liścia, drugim ramieniem obejmowała Hinatę, która widocznie nie była gotowa do uchwycenia, bo miała rozchylone usta, jakby coś mówiła, a oczy nieco spanikowane. Jednak jego wzrok w całości spoczął na albinosce. Uśmiechała się żywo, w oczach miała blask, mimo, że został on uwięziony na martwej fotografii. Wyglądała na szczęśliwą, ale czy to była tylko poza, którą zachowywała dla otaczających ją osób? A co jeśli ktoś jej szuka...? Oczywiście śledztwo w sprawie jej krewnych trwa, ale nie przynosi rezultatów.
  Zamyślił się. A co jeśli ma gdzieś rodziców...? Na pewno ich ma, ale gdzie? Zacisnął usta w wąską linię. A jeśli miała chłopaka? Co z nim? Czy jej szuka? Czy jest jej wierny? Czy myśli, że nie żyje? Na myśl o tym, poczuł dziwne, palące uczucie w żołądku, przez które zacisnął mocno szczękę i pięści na kolanach. Myśl, że Yasu mogła mieć kogoś bliskiego jej sercu sprawiała, że był zmieszany. Jedna część jego była egoistyczna, z kolei druga pragnęła, aby odzyskała swoje życie.
 - Hatake, słowo, jeśli można. - Usłyszał głos jedynej i niepowtarzalnej starej wiedźmy klanu Hyuga.
 - Można... - Wiedział już, że przed emerytką nie ucieknie.
  Hirako prowadziła go do miejsca, gdzie tworzyła sake. Wyczuł już jego słaby zapach zza drzwi, a gdy je rozsunęła dostrzegł jej pracownie. Staruszka sięgnęła po jedną butelkę i wskazała mu ławkę przy ścianie niedaleko wielkiego garnka.
 - Hyuuga-sama, po co zostałem wezwany? - Zapytał, choć domyślał się już odpowiedzi.
 - Jak długo jeszcze chcesz uciekać, kopiujący kocie, co? - Roześmiała się, nalewając sake do kieliszka i darując mu go.
  Popatrzył na zawartość.
 - Powinna zająć się przeszłością.
 - Z przeszłości nie wyciągniesz nic poza lekcją. - Skrzywiła się, gdy nie przyjął alkoholu. - Yasu jest moją wnuczką, mimo, że nie łączą nas więzy krwi.
 - To miłe, że tak sądzisz, ale wasz klan opiera się na pokrewieństwie. Yasu nigdy nie zostanie przywódcą ani nikim ponad ninja Konohy. Nie wiadomo kim była wcześniej...
 - Hmpf. Więzy krwi! Pha! - Roześmiała się. - To prawda, że nie będzie nikim ważnym. Być może odbiorą jej także ochronę Hinaty. Być może ktoś ze starszyzny ją wygna z tego klanu. Hyuuga bez Byakugana nie może istnieć, ale Yasu jest Hyugą. - Popatrzyła na niego, ale milczał. - Słyszałeś kiedyś o czerwonych niciach przeznaczenia?
 - To stara bajka. Nie ma już czegoś takiego.
 - To, że jej nie zauważasz, nie oznacza, że nie istnieje. Podobno byli kiedyś ludzie, którzy byli w stanie wyczuć ją i ujrzeć, jak wszystko jednak czego dotknie człowiek obraca się w zło.
 - Hirako-sama, nie sądzę, abym miał czas...
 - Cisza! Opowiem ci teraz coś, a ty będziesz mnie słuchał! - Usiadła na swoim fotelu i upiła spory łyk z kieliszka. - Już niedługo każdy pozna historię o Trzech Bóstwach. Powrócą w chwale i znów będą sprawować pieczę nad granicą żywych i umarłych. Jednak nie wielu już pamięta legendę o nich... Ich upadek... Hikari, żona mego syna, niech jej dusza spoczywa w spokoju. Opowiadała mi tą historię przekazywaną jej z ust samego Bóstwa. Dawniej ziemia była podzielona... Przedziwne istoty, potrafiące przybrać ludzką postać, a także potężnych wilków zamieszkiwały lasy świata. Te tajemne stworzenia dostrzegały czerwone sznurki, które łączyły przyszłych zakochanych... Ich władca dostrzegł, jak łatwo ludzie mogą zostać zmanipulowani właśnie poprzez te sznurki. Wykorzystali więc je. Daimyo Wody miał wtedy zatargi z Daimyo Ognia, chciał rękę jego córki, ale ta miała już narzeczonego. Niezwykłe istoty więc... zabiły go, upozorowując to, jakby doradca wody był winny. Jak się domyślasz to, co zostało odesłane wraz z głowom polityka było wezwanie do wojny. Nastała era wojen, którą Trzy Bóstwa za wszelką cenę chciały powstrzymać. Ukazując swą moc, odesłały wszystkie istoty do innego świata, aby nie mieszały się w sprawy ludzkie. 
 - Co ta historia ma wspólnego z Yasu? - Przerwał staruszce, za co oczywiście oberwał jej nierozłączną bronią w postaci laski.
 - Nie przerywaj starszym! Na czym to ja...? A tak. Księżniczka Ognia była zrozpaczona i błagała Bóstwa o odzyskanie narzeczonego. Bóstwa poprosiły ją, aby dała im Ziemię, gdzie będą mogli się osiedlić. Zgodziła się. Dziesięć lat po tym otrzymali ziemię. Jednak lud zaczął się ich obawiać.
 - Tak powstało Nekogakure. Hirako-sama, nie widzę sensu tej opowieści.
 - Wy mężczyźni macie ćwiartki mózgu. - Odetchnęła - Chcę ci powiedzieć, że uważam, że klan Bóstw powrócił, a my się nawet nie zorientowaliśmy kiedy, a ciebie i Yasu łączy więź nici. - Pokręciła głową - Jeszcze kiedyś będziesz żałował, że nie wysłuchałeś mej historii do końca.
 - Na razie nie ma tego czasu. - Kakashi pokręcił głową i wrócił do albinoski.
 - Wiem, że pożałuje. Starszych się słucha. - Mruknęła do siebie, zapijając swój prywatny żal.

~~

  Osteme medytował na środku salonu, gdy do pomieszczenia zawitała jego blond współlokatorka. Miała rozpuszczone włosy, które uparcie czesała. Białowłosy uchylił jedno oko, zerkając na nią i już dostrzegając jej kłopot. Miała zwykłego kołtuna, z którym nie mogła sobie poradzić.
 - Co robisz? - Zapytała, siadając na kanapie, nie przerywając czynności.
 - Medytuję.
 - Widzę... ale po co? Myślałam, że jesteś samurajem, który specjalizuje się w zabójstwie.
 - Zwykłe zabójstwo jest dla prostych rzezimieszków. Ja jestem wojownikiem, muszę być doskonały w walce orężem, ale mieć także niezachwiany umysł. Klan Yamanaka może przenieść swoją świadomość do innego ciała za pomocą umysłu, czyż nie? - Pokiwała głową. - Myślę, że medytacja byłaby dla ciebie wskazanym treningiem.
 - Mój ojciec się zajmował moim... ale od jakiegoś czasu nie ma dla mnie czasu.
 - Chętnie cię potrenuje.
 - Przyjmę wszelką pomoc... Wszyscy wokół stają się tak... silni. - Położyła szczotkę na kolanach. - Mam wrażenie, że stoję w miejscu.
  Mężczyzna wstał i podszedł do niej. Uklęknął na jedno kolano, biorąc w dłonie jej własne, przez co poczuła jak niechciany rumieniec wpełzuje jej na policzki.
 - Dlaczego? Jesteś potężną kunoichi zaznajomioną ze sztuką zabijania, jak i leczenia. To potężne umiejętności.
 - Ludzie... w sensie mój zespół... mówi mi, że jestem głośna, chaotyczna i że zbyt przejmuje się wyglądem... To moi przyjaciele... Mamy pracę zespołową we krwi, jednak... Czasem się kłócimy.
 - I dzisiaj było czasem? - Popatrzył w jej oczy, gdy pokiwała głową. - Ino-san. Nie uważam, że to złe cechy. Przeciwnie. Dobrze jest dbać o wygląd.
 - Czasem mam wrażenie, że wszyscy tu, w Konoha, mają mnie za pustą lalę. Sakura jest medykiem ma szansę być jedną z najlepszych po Tsunade-sama... TenTen jest specjalistką od broni... Yasu jest jedną z najlepszych tropicielek... a Hinata zostanie głową klanu i nie znam bardziej współczującej istoty od niej... Każda z nich jakoś się odznacza... a ja... jestem jedynie dobra w byciu ładną... Jeśli to zatracę to... - Zaczęła łkać. - Nie będę zapamiętana.
  Osteme nie zaśmiał się, ani nie odszedł. Chwycił za szczotkę i przejechał po jej długich, jasnych włosach z delikatnością.
 - Nie uważam tak. Jesteś piękną i silną kunoichi, która rzuciła się przed nieznajomego. Mogę ci powiedzieć... że to szczyt prawdziwej odwagi, ratować nieznajomego, który może być twym wrogiem.
  Yamanaka obserwowała jego każdy ruch, ale nie dostrzegła w nim złych zamiarów. To, czego się nie spodziewała... To to, że mężczyzna dawał jej wsparcie, którego przez długi czas nie otrzymywała od nikogo poza najbliższymi przyjaciółmi.
 - Jesteś jedną z najpiękniejszych kobiet, które widziałem.
 - Sakura podobno jest ładniejsza. Tak mówią...
 - Jedynym, co ją wyróżnia to kolor włosów i nadmierna agresja. - Odparł ze spokojem. - Ty jesteś dużo bardziej opanowana, choć brak ci treningu. Myślę, że mogę ci z tym pomóc... Jednakże jestem wymagającym nauczycielem.
 - Hej... Tacy są najlepsi. - Uśmiechnęła się, gdy oddał jej szczotkę. - Więc... mogę do ciebie dołączyć w medytacji?
 - Zapraszam.
  Usiedli razem i oddali się swoim myślą. Ino wyczuła lekkie szarpnięcie na palcu, ale po krótkim spojrzeniu nie było tam nic niezwykłego... Przynajmniej dla jej oka. Osteme to inna historia. Dostrzegł czerwieniejącą nić, która łączyła ich palce serdeczne przez co jego serce zabiło mocniej.

~~Nekogakure

  Sasuke został wygoniony z pokoju przez lekarza, więc postanowił przejść się po okolicy. Przemierzając kamienną ścieżkę, usłyszał pobliski strumień. Udał się w stronę spokojnego miejsca, aby wypocząć i przemyśleć ostatnie wydarzenia.
  Młodzieniec zasiadł przed wodą i odetchnął, kładąc broń przy swojej nodze. Oparł ramiona o kolana i wpatrywał się w rwący strumyk przed sobą.
  Nadal się o nią martwisz, co? To słodkie z twojej strony. - Zesztywniał, słysząc kobiecy głos. Rozejrzał się po okolicy, ale nikogo nie znalazł. Był sam. Głuptas z ciebie. Nie możesz mnie widzieć. Nie jesteś jednym Z NICH. - Znowu ten głos. Znasz mnie, choć mnie opuściłeś. Jesteś taki zapominalski. - Przez myśl przeszło mu, że to genjutsu, ale zaraz to odrzucił. Szukał w myślach do kogo mógł należeć ten głos, ale... nie mógł. Musisz na siebie uważać. I zastanowić nad tym, co chcesz robić. Oho! Chyba kończy nam się czas. Uważaj, ktoś tu idzie. Starzy znajomi, Sasu-chan.
  To oficjalne. Oszalałem. - Stwierdził, chwytając katanę. Wstał z ziemi i rozejrzał się ponownie, jego ucho drgnęło na dźwięk stóp uderzających o ziemię. Były głośne, pośpieszne. W pierwszej chwili pomyślał, że to posłaniec od kotów, że Hyuga już się obudziła.
 - Sa-su-keeeeee-kuuuuuuun! - Usłyszał głośny krzyk i wtedy poczuł ciężar na ramieniu.


  Czerwonowłosa nastolatka obejmowała go. Uchiha popatrzył z zaskoczeniem na dziewczynę. Minęły miesiące odkąd się nie widzieli... a teraz? Znowu tu są. Znowu przypominając o jego niedoścignionym celu zabójstwa brata. Zacisnął usta w wąską linię, doskonale wiedząc, czego chcą.
 - Tu jesteś, szefunciu! - Irytujący głos fioletowookiego nastolatka z mieczem opartym na ramieniu ogarnął jego chwilową ucieczkę.
   Rozpoznał ich. Karin, Suigetsu oraz Juugo. Hebi, jego zespół.
 - Dawno się nie widzieliśmy! Gdzieś ty był? - Uśmiechał się białowłosy.
 - Tu i tam. Czego chcecie? - Czuł rosnący ból głowy.
 - Tęskniliśmy~! - Roześmiał się ponownie Suigetsu.
 - Orochimaru nas wysłał. - Wyjaśnił milczący dotychczas rudzielec.
  Uchiha drgnął. Spodziewał się tego.
 - Ne... Sasuke. Chodzą plotki, że wróciłeś do Konohy i porzuciłeś zemstę, aby cieszyć się życie z jakąś cizią. To prawda?
  Zacisnął mocno szczękę, uciszając w sobie myśli.
 - On zabił twoją rodzinę. Nie wiadomo, czy nie zabije nowej, jak jakąś założysz. - Usłyszał głos Hozukiego ponownie, zacisnął pięści. - Orochimaru chce cię tylko przesłuchać, czy dowiedziałeś się czegoś o tych wilkach? Dołączą do nas?
  Na wspomnienie o swojej rodzinie rozgrzał się w nim ponownie płomień nienawiści, który wcześniej się jedynie tlił słabiutko. Wspomnienia koszmaru z tamtego dnia powróciły i na nowo otworzyły jego rany. Czuł, jakby ktoś bawił się w jego umyślę, rozrzucając wnętrzności jego rodziny na herb rodowy - upokarzając klan Uchiha. Miał uczucie, że to on go upokarza, nie dążąc do zemsty.

Znalezione obrazy dla zapytania sasuke angry face

 - Są martwe i niezbyt chętne do współpracy. To powód dla którego mnie nie było. Jasne? - Przez jego twarz przeszedł chłód.
 - Ah! Wiedziałam! Sasuke-kun wykorzystał biedną dziewczynę, aby zdobyć informacje! Jesteś taki sprytny, Sasuke-kun! - Zachwycała się czerwonowłosa, owijając ramiona mocniej wokół jego ramienia.
  Odsunął jej dłonie od siebie.
 - No to co? Nadal ją kusisz, czy idziesz z nami? - To krótkie zdanie powiedziało mu więcej niż chciał. Mówiło: Jeśli z nami nie pójdziesz to Orochimaru po ciebie przyjdzie, a on nie oszczędzi dziewczyny. - A może... wolisz sobie spokojne życie jako pantofelek? - Dodał złośliwie się uśmiechając.
  Zacisnął dłonie w pięści. Wiedział, że nie ma wyjścia, ale sam zrozumiał jedno. Przez Hyuugę zapomniał o zemście. Żył jak prosty wieśniak. Bawił się, pił - czy to było złe? Teraz tak, bo zrozumiał ile czasu zmarnował...
 - Moja misja już się skończyła. - Syknął, wkładając ręce do kieszeni.
  Drużyna odeszła. Uchiha obejrzał się za siebie. Wydawało się, że widział dziewczynę o granatowych włosach, która staje do niego tyłem. Zauważył pnącza krzewów róż na jej nogach i podartą suknię, ale zaraz odwrócił głowę.
  Zadecydował powrót do swojego pierwotnego zadania.



~~

 W świecie sognare Hinata obejmowała się ramionami i łkała, czując, jak przejmujący chłód ogarnia jej drobną postać, a mrok owija się wokół szyi. Musi się zregenerować i przetrwać... Jak przez mgłę widziała oddalającą się postać, a pomimo krzyków nie zatrzymała się. Usłyszała mroczny drwiący śmiech, przez który zasłoniła sobie uszy. Nie wiedzieć czemu, zaczęła szeptać imię pewnego czarnowłosego młodzieńca, nie wiedząc, że ją opuścił.




Łociepanie! Już dawno tutaj nie zaglądałam haha! Dzisiaj nieco krótko. Powiedzmy, że nie lubię tego rozdziału (pomińmy, że sama go napisałam, ale co tam). Tak, moi mili, tu możecie być zdenerwowani zachowaniem naszego Uchihy. Pozwalam i nie bronie xD

03 sierpnia 2019

Rozdział 30: "Sayounara"

  Poranek nastał zbyt szybko. - Szepnęła jej myśl, gdy kończyła pakować strój do plecaka. Broń, której miała używać, zwoje... Właściwie nie wiedziała, na co się szykuje.
 - Hinato... - W drzwiach jej pokoju stał jej ojciec.

Byakugan princess

  Teraz zobaczyła jednak jego zmęczone rysy twarzy. Nie spał całą noc, siedząc przy jej łóżku, zniknął dopiero nad ranem, aby zająć się klanowymi obowiązkami.
 - Otousan... - Wyszeptała cicho, schylając głowę w dół.
 - Wróć do domu... cała i zdrowa. - Okropna myśl, że może stracić swój mały promień słońca prześladowała go odkąd usłyszał o wezwaniu.
  Przez jego chłodny umysł przepłynęło wspomnienie, kiedy dowiedział się o dziedzictwie swojej drogiej żony. Dała mu wtedy wybór. Może ją zostawić i być głową klanu, albo być z nią i zaakceptować ją taką jaka jest. Wybrał drugą opcję. Kochał ją szczerze i prawdziwie, dała mu dwie wspaniałe córki, po czym umarła. Wspomniał czas, kiedy wyjaśniła mu, że musi iść wzmocnić barierę. Hinata ledwie mogła ustać na swoich słabych nóżkach, więc nie mógł iść z nią, ale widział ją... Gdy przywiózł nią powozem w krytycznym stanie jeden z Nekogakure. Wtedy... Wtedy czuł radość, że jego córka nie ma tej przeklętej krwi w swoich żyłach. Jak się mylił. Odrzucał od siebie to wszystko, nie dowierzał, że może ją mieć. Szanował moc, ale jak każdy ojciec bał się o życie swoich dzieci.
  Teraz stała przed nim. Zamrugał, aby nie widzieć jej jako małej dziewczynki, która próbowała iść tak dumnie, jak on. Było to jeszcze w szczęśliwych czasach, kiedy żyła jego żona, a jego mała córeczka nie znała pojęcia "strach" czy "smutek".
 - Otousan... wychowałeś mnie tak, jak potrafiłeś. - Podeszła do niego. - Mam być silną shinobi, dumą klanu Hyuga, wybranką Kiyoshiego, żoną Uchiha Sasuke. Wszystkie te decyzje zostały podjęte przez los, czy przeze mnie? Otousan... otousan, ja się boję. Boję się walczyć z ludźmi z Nekogakure. Nie chcę ich skrzywdzić... ale bardziej nie chcę... aby bariera pękła. Bo wtedy... - Odważyła się położyć dłoń na ręce ojca. - Wtedy stracę was wszystkich. Cienie... Są przerażające.
  Hiashi zacisnął dłoń na ręce córki, wspominając jej ciepło, jakby chciał je na zawsze zapamiętać. Utrwalić w pamięci. Miał wrażenie, że ją straci, a może to normalny i naturalny strach?
 - Wiem, Hinato. Hikari... twoja matka... mówiła mi o nich. Opisywała je... Są to plugawe dusze, ale wierzę w ciebie. Wierzę, że je pokonasz i uda ci się przezwyciężyć ten strach. - Poczuła łzy w oczach. - Bo jesteś moją córką i przynosisz klanu dumę. - Rzuciła się na jego szyję ze szlochem, mocno ją przytulił.
  Kiyoshi obserwował ich w milczeniu, nie chcąc przerywać rodzinnej chwili ruszył do bramy wioski, zamieniając się w kota.

  Aiwa stała oparta o ścianę muru odgradzającego wioskę od świata zewnętrznego i nuciła starą, zapomnianą przez czas melodię, w dłoniach obracając dziwny, błyszczący od słońca kamyk koloru fioletu.
  - Kaasan! Patrz! Widzisz?! Widzisz!? Potrafię! - Mała dziewczynka o błękitnych włosach trzymała w dłoniach kamyk, w którym migotały różne obrazy.
  Jeden z nich przedstawiał ją jako niewiele starszą dziewczynę, która wesoło biegała wśród złocistych w słońcu zbóż.
  - Moja zdolna córeczka! - Kobieta o biało-niebieskich włosach podniosła dziewczynkę, która zachichotała radośnie, gdy matka podnosiła ją wysoko. - Chodź, pokażemy to tacie, moja mała wizjonerko!
  - Tak! - Krzyknęła i zeskoczyła z opiekuńczych ramion matki, biegnąc do swego ojca.
   Siedział jak zawsze w bibliotece i czytał jedno z wielu zwojów.
  - Króliczku! - Uśmiechnął się na widok córki i podniósł ją, obejmując mocno. - Co tak skaczesz, malutka? 
  - Patrz! - Pokazała mu kamyk i skupiła na nim całą swoją moc, jaką mogła mieć w swoim wątłym, słabym ciele. 
  Teraz obraz był inny, pokazywał jak stoi nad oceanem już jako nastolatka, stała tyłem, a jej włosy zostały rozwiane przez wiatr.
  - Niesamowite! To ty? No no! Moja mała córeczka wyrośnie na piękną kobietę! - Pochwalił ją ojciec.
   Przytulił dziewczynkę do siebie, a jej matka stanęła obok nich, przytulając. Ona roześmiała się promiennie, będąc w ramionach swoich rodziców, bohaterów i jedynych przyjaciół.
 Nasza mała córeczka osiągnie wielkie rzeczy! - Usłyszała w głowie, radosny głos, który rozmył się po chwili.
 - Aiwa? Ty... płaczesz? - Głos Sasuke sprawił, że powróciła do rzeczywistości.
 - Nie. To tylko... coś mi wpadło do oka. - Otarła je.
 - Tak. Łzy. - Odparował. - Co jest?
  Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się delikatnie.
 - Zbyt miłe wspomnienie. - Popatrzyła jeszcze raz w niebo.
  Nie drążył dalej tematu, czując, że niebieskowłosa nie chcę o tym rozmawiać.

  - Yasu-neechan... Wiem, że nadal śpisz, ale gdy się obudzisz będę już na arenie. - Klęczała przy łóżku siostry. - Bardzo się boję, że nie spełnię oczekiwań, które przede mną stawiają. Boję się ich zawieźć, Yasu-nee... Pewnie teraz byś nazwała mnie głupią... Ale naprawdę nie chcę was tracić. Yasu-nee... - Samotna łza skapnęła na jej zaciśniętą, na kolanie dłoń.

Don't cry Hinata

 - Kocham cię, Yasu-neechan... Jak Hanabi-imouto, jak Neji-niisan... Jak Otousan i wszystkich w Konoha... Kocham ten świat i nie chcę patrzeć, jak cienie czy ludzie go niszczą, neechan. Dlatego... Będę walczyć o ten świat. Bo... to jest właśnie to, do czego się nadaję. Byłam samolubna i nie myślałam o tobie, gdy byłam w tamtym świecie. Nie myślałam o uczuciach Sakury do Sasuke, tak długo, jak powinnam. Nie myślałam o tym, że Naruto może mnie nie pokochać. - Wzięła oddech. - Nie powiedziałam Kibie-kun czy Shino-kun o swojej mocy z obawy przed ich reakcją, przed tym, że mnie zostawią... Yasu-neechan. - Wzięła dłoń siostry mocno w swoje ręce - Jeśli nie wrócę. Obiecaj mi, że zajmiesz moje miejsce. Bądź miła dla Kiby-kun i wspieraj Shino-kun, głaszcz Akamaru, gdy skamli. Czesz włosy Hanabi-chan wieczorami. Przynoś ojcu herbatę, gdy pracuje... Trenuj z niisan... Rób to, co zawsze robimy. I wyznaj swoje uczucia Kakashiemu-sensei. Jestem pewna, że w miłości nie ma liczby, nie w tej, która was łączy, Yasu-neechan. Chcę, oneesama, abyś żyła pełnią życia. Chcę, abyś żyła tak mocno, że wszyscy wokół będą na ciebie patrzeć z takim podziwem, jak ja na ciebie patrzę. Wiem, że jesteś w stanie sobie poradzić beze mnie. I wiem, że to zrobisz. - Nachyliła się do czoła siostry i je ucałowała. - Jeśli nie wrócę. Żyj, Yasu Hyuuga. Sayounara.
  Białowłosa nadal spała, gdy Hinata wychodziła z pokoju. Słońce wpadające przez okno oświetlało jej spokojną twarz.
 - Hana-... - Zaczęła Hinata, ale przerwało jej uderzenie o podłogę. Hanabi przygniotła swoją starszą siostrę i płakała.
  Starsza z sióstr pogłaskała młodszą po głowie.
 - Pr... do... aaaas... - Wyszlochała. - Wróć... do.... nas, oneesan!
   Hinata usiadła, przytulając siostrę mocno do siebie. Hanabi płakała po raz pierwszy od wielu lat, a ciemnowłosa trzymała ją w ramionach i patrzyła w sufit.
 - Nie mogę ci tego obiecać, imouto. - Wypowiedziała bez zająkania, na co młodsza z sióstr wybuchła gorszym płaczem. - Hush! Imouto. Hanabi! - Złapała siostrę za ramiona. - Musisz być silna. Wiem, że nie chcesz. Wiem, że nie chcesz mieć tego rodzaju siły, ale potrzebujesz jej. Mogę nie wrócić, Hanabi-chan. Mogę umrzeć na arenie, ale będę próbowała z całych sił walczyć, aby do was powrócić. - Otarła kciukiem słone łzy z policzków siostry. - Jednak gdy Sasuke wróci sam, z Kiyoshim czy bez niego. Nie miej mu za złe tego, że mnie nie obronił. Są walki, które muszę stoczyć sama. A walka z cieniami jest moim obowiązkiem. Będę walczyła, imouto. Będę walczyła tak długo, aż moje serce nie przestanie bić. Hanabi-nee, gdybym nie wróciła... W moim pokoju jest pewien zwój. Jako dziecko pragnęłam zmiany... dla pewnych osób w naszym klanie. Gdy tylko zostaniesz głową klanu Hyuuga, wprowadź je w życie. Wiem, że proszę cię za to za życia, ale na arenie... Mogę umrzeć, a chcę mieć pewność, że tu będziecie szczęśliwi.
 - Hinata no baka! Bez ciebie nie istnieje szczęście! - Wykrzyczała brunetka, ocierając łzy obiema rękami. - Nie ma szczęścia... bez słonecznego miejsca...
 - Fajerwerki są wyrazem radości, nadziei na lepsze jutro. I są o wiele piękniejsze od słonecznych miejsc, które nie są tak wyjątkowe. - Pogłaskała ją po włosach i posłała słodki uśmiech.
 - Nie możesz godzić się ze śmiercią, oneesan! - Wymamrotała.
 - Mogę... Bo widzę ją przez większość swojego życia. - Przytuliła ostatni raz siostrę. - Pozostań sobą. Krzycz głośno. Śmiej się. Opiekuj Yasu-neechan. Pilnuj, aby otousan nie kładł się za późno i aby babcia nie była na słońcu. Staraj się być milsza dla Konohamaru-kun. I uśmiechaj się, jak najmocniej możesz. Sayounara, moja imouto Hanabi-chan.
 - Oneesan... - Wyszeptała, patrząc w oczy siostry, a po chwili kiwnęła głową. - I tak masz wrócić. Obiecałaś mi piknik! - Po czym zniknęła w swoim pokoju.
  Hinata patrzyła za młodszą siostrą i poczuła wilgoć na policzku.
 - Pożegnałaś się ze wszystkimi oprócz mnie? Chciałaś mnie celowo pominąć? - Zapytał ją chłodny ton głosu.
 - Iie, oczywiście, że nie, Neji-niisan. - Odwróciła się do niego przodem.
 - Moim obowiązkiem była ochrona ciebie... a teraz idziesz do miejsca, gdzie nie mogę cię chronić. Utrudniasz mi pracę, Hinata-sama.
 - Gomennasai, Neji-niisan... ale taka jest moja rola. Inaczej... miałbyś nudną pracę! - Roześmiała się.
  Długowłosy patrzył na dawny obiekt swojej nienawiści i przeszło mu przez myśl, że wioska bez niej, związek Hyuuga bez niej, drużyna ósma, całe rookie 9 - będzie bez niej puste i nikt nie wypełni pustki w sercu.
 - Hinata... Wrócisz, prawda?
 - Niisan... ja...
 - Masz wrócić, jasne?! - Po raz pierwszy widziała u niego wybuch emocji.
 - Nie. Niisan. Ja nie wiem, czy wrócę. - Popatrzyła na niego twardo. - Nie widzę przyszłości. Nie mogę znać daty swojej śmierci. Nikt nie może, ale będę walczyła. Bo to nie dotyczy tylko Konohy. To dotyczy wszystkich. Niisan. Bądź milszy dla Hanabi-nee, wspieraj Yasu-nee... i idź na randkę z Ten Ten-chan. - Położyła mu dłoń na ramieniu. - Na razie mówię sayounara, oniisan.
  Neji patrzył z rumieńcem na oddalającą się postać długowłosej dziewczyny. Skłoniła głowę przed starszym, gdy wyszła na ogrody. Czy w naszym klanie... będzie światło bez Hinaty?
  - Babciu Hirako? - Uśmiechnęła się widząc staruszkę, śpiącą pod drzewem z butelką sake. - Wyruszam w podróż na arenę. I chcę się pożegnać, babciu. Kochałam siadać na twoich kolanach i śpiewać z tobą piosenki... Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to zrobimy. - Ucałowała policzek staruszki. - Sayounara.
  Staruszka chwyciła laskę i uderzyła wnuczkę w głowę.
 - Ja ci dam! Nikt nie umrze przede mną, ha!?! Jasne?! Mój pochówek ma być kolejnym w naszym klanie! Zapamiętaj to sobie i nie odbieraj mi tej roli, baka! - Po czym popatrzyła z powagą na Hinatę. - Wracaj szybko. Jeszcze nie napiłaś się ze mną sake.
 - Babciu, ja nie wiem czy wró-ała! - Krzyknęła, łapiąc się znowu za głowę. - Babciu!
 - Co ci mówiłam? Mój pogrzeb będziesz urządzała. Nie ja twój. - Ale mimo twardego spojrzenia przyciągnęła do siebie dziewczynę. - Hinato. Wierzę w ciebie prawie tak mocno, jak twój ojciec. Więc wrócisz do nas.
 - Skąd możesz mieć pewność?! - Syknęła, tłumiąc w sobie chęć płaczu.
 - Bo jesteś wstrętnym bachorem, martwiących wszystkich wokół. - Roześmiała się, a Hinata skrzywiła. - Ale. Masz w sobie dwie cechy, które ma każdy Hyuuga. Siłę i dumę ojca. Inteligencję i upór matki. Ah, i moją smykałkę do interesów. Widząc haczyk nie wahaj się przed bólem i go chwyć mocno.
 - Widząc haczyk, gdy wisisz nad przepaścią, nie wahaj się i go chwyć. - Powtórzyła słowa, jak zaklęcie.
 - Jednakże... jeśli ci się nie uda. Stracę interes z Uchihą, a wtedy lepiej byś była naprawdę martwa! - Zamachnęła się po raz trzeci, a Hinata chwyciła tym razem laskę, staruszka się uśmiechnęła.
 - Sayounara, babciu.
 - Sayounara, kwiatuszku.
  Hinata odeszła. Stanęła przy wrotach bramy, gdzie stał jej ojciec. Trzymał jej plecak, jak pierwszego dnia szkoły, stanęła przed nim.
 - Masz w środku strój do walki swojej matki. Ubierz go, gdy będziesz walczyła. Wierzę, że doda ci siły. - Zarzuciła plecak na ramiona. - Hinato... możesz jeszcze zostać.
 - Nie, otousan... w tym rzecz, że nie mogę. - Uśmiechnęła się smutno. - Wolę... przygotować wszystkich na moją śmierć, ale nie znaczy to, że planuje umrzeć. Będę walczyć z całych sił.
 - Tego od ciebie oczekują wszyscy. A czego ty oczekujesz od siebie? - Położył dłoń na jej głowie.
 - Że będę dobrą córką, świetną siostrą, kochającą żoną i idealną matką.
 - A... od tej walki?
 - Od walki? - Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. - Niczego, otousan. Nie oczekuje niczego.
 - Moja... moja krew. - Parsknął śmiechem. - Walcz do końca, Hyuga Hinato, moja pierworodna córko.
 - Będę, otousan. - Wzięła oddech. - Zadbaj o Hanabi, Yasu i Nejiego... Spróbuj przekonać babcię do noszenia kapelusza.
 - Co o pierwsze trzy nie ma problemu, gorzej z czwartą osobą. Wróć do nas.
 - Nie obiecuje niczego. - Objęła ojca po raz ostatni. - Sayounara, otousan.
 - Sayounara... Hina-chan.
  Łzy spłynęły po jej policzkach, tak, jak jej zwykle surowemu ojcu. Zaraz po tym odsunęła się, posłała mu uśmiech przez łzy i odbiegła.
  Ojciec dziewczyny długo stał w miejscu, w którym go zostawiła. Nawet gdy już zniknęła mu z oczu, patrzył i patrzył, ale nie mógł pozbyć się uczucia deja vu z serca. Bał się... że zobaczy jej martwe ciało przywiezione przez nekogakure. Pokręcił głową, wyrzucając te myśli, po czym usiadł na chodniku i czekał.

 - Jesteś wreszcie! - Krzyknęła Aiwa z uśmiechem.
  Wyciągnęła ramiona do uściskania Hinaty i zrobiła to od razu. Jasnooka była zaskoczona działaniem starszej od niej kobiety, ale nie wyswobodziła się z uścisku.
 - Hai. Przepraszam... rozmawiałam z rodziną i...
 - Nie przepraszaj. Zbieramy się. - Zarządził kocur, wskakując na ramię granatowowłosej.
 - Haaai! - Krzyknęły kobiety.
 - Jasne.
  Sasuke dostrzegł wysuszone ścieżki łez na policzkach Hyuugi, ale nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że lepiej dla ciemnowłosej, aby przez chwilę została sama.
  Hinata pogrążona była w myślach o nadchodzącej walce. Była gotowa na własną śmierć. Wiedziała, że gdy cienie się przedostaną nie będzie miała szans, a istnieje taka opcja.
  Aiwa ukryła swoją twarz za maską, co dało jej poczucie bezpieczeństwa. Skupiła się na drodze, którą mają do przebycia.
  Kiyoshi? Nikt właściwie nie był w stanie powiedzieć, co krąży mu po głowie.

  Dotarcie nie stanowiło trudności. Żadnych bandytów, czy ataków wilków, o których słyszy się coraz częściej i częściej. Choć w tym momencie Hinata pragnęła wydłużenia się trasy.
  Szybko znaleźli się w świątyni. Walka na Arenie miała być jutro, więc mieli czas na przygotowanie się.
  Właśnie kończyli jeść posiłek, trwający w ciszy. Uchiha mógł wyczuć ciężką atmosferę, mimo, że przy stole siedziała tylko Hinata, Aiwa, Isamu i on. Kiyoshi zniknął w swej kociej formie i ruszył do swoich kocich towarzyszy.
 - Nie boicie się? - Milczenie zostało przerwane przez Isamu. - Jeśli mam być szczery to ja jestem przerażony. Co jeśli cienie się przedrą?
 - Będziemy martwi. - Odetchnęła Aiwa, gdy upiła łyk herbaty.
 - Aiwa-oneesan! - Krzyknął fioletowowłosy. - A gdzie wsparcie moralne?!
 - Nie oczekuj tego ode mnie. - Syknęła. - Możemy umrzeć. Wszyscy mogą umrzeć, ale to nie znaczy, że mamy się tym zadręczać. Dobrze być świadomym tego, jak się to może skończyć! Ogarnij się i skup się na jutrzejszej walce. Nie dam ci łatwego zwycięstwa, ani tobie Hinata.
  To była właśnie część Nyarien, której nikt nie lubił. Chęć zwycięstwa, dążenie do celu - Ona pragnęła wygranej bardziej niż inni. Przez całe swoje życie walczyła i wygrywała, a nie pozwoli, aby ktoś jej odebrał je.
  - Aiwa-san. - Zaczęła milcząca Hyuga. - Ode mnie też nie licz na łatwą przegraną.
  - Phi! Jakbym miał wam dać łatwy czas!
  Trójka wybrańców roześmiała się, a Sasuke obserwował ich interakcje. Uchiha szybko się domyślił, co może się wydarzyć.
  - Hinata. Chcesz umrzeć? - Syknął.
  - Nie wykluczam tej możliwości. - Odłożyła pałeczki i uśmiechnęła się smutno. - Ale bez obaw, Sasuke. Będę walczyła z całych sił.
   - Hn. Dobrze.
   - Pamiętaj, że nie możesz się wtrącać, Sasu-chan. - Aiwa dopiła herbatę i wstała. - Potrzebujemy rozluźnienia! Zaraz wracam!
  Kobieta wyskoczyła przez okno i zniknęła w ciemnej nocy.
  - Gdzie ona poszła? - Zapytała Hinata, patrząc na Isamu, który wzruszył ramionami ze śmiechem.
  - Cała Ai-nee. - Popatrzył na ciemnowłosą. - A co z tobą, Hyuuga? Czemu przyprowadziłaś ze sobą Uchihę?
  - Jest moim narzeczonym. - Odpowiedziała ze spokojem.
  - Czyli dołączy do klanu Kiyoshich...? Dasz mu moc?
  - Nie ma mowy. - Odparła z chłodem.
  - Czy tego nie obiecałaś Kiyoshiemu? Że pomożesz mu odzyskać dawną świetność? - Przechylił głowę z kpiącym uśmieszkiem. - A może nie dotrzymujesz słowa?
  - Obiecałam powrót świetności, ale nie mam zamiaru zmuszać kogoś do dołączenia, jak robisz to ty.
  - Co powiedziałaś?! - Warknął, wstając.
  - Ah. Jesteś głuchy? - Uśmiechnęła się do niego uprzejmie. - Aiwa-chan wspominała o twoim licznym klanie.
  - Po to dostałem moc, aby z niej korzystać.
  - Korzystanie, a wymuszenie na kimś to dwie inne sprawy, Isamu-san. Nie dajesz im wyboru.
  - Jakby nie chcieli nie dołączaliby.
  - W perspektywie mają życie lub śmierć.
   Po tym nastąpiła cisza, w której Hinata patrzyła wyzywająco w oczy fioletowowłosego nastolatka. Przerwali, gdy do pokoju wpadła Aiwa, przyciskając do piersi jakąś butelkę i ukrywając się pod parapetem.
  - Co ty rob-... - Zapytał Isamu, ale przerwał, gdy zobaczył, jak przyciska palec do ust, nakazując mu ciszę.
   Dało się słyszeć czyjeś krzyki z oddali, ale zaraz ucichły.
  - Ukradłaś to z piwniczki Motokiego-san? - Uniósł brew Ichigen, uśmiechając się z rozbawienia.
  - Jutro możemy umrzeć, ale nie przed spróbowaniem tego wina. - Nyarien wstała i otworzyła butelkę, za pomocą wkręta i szmatki.
  Powąchała zawartość i uśmiechnęła się, po chwili przechyliła butelkę i upiła spory łyk, trochę wylało się z jej ust i spłynęło po kąciku ust. Podała butelkę Hinacie.
  - A... kieliszek? - Zapytała młoda dama, czując rumieniec na policzkach.
  - Zbędny. I tak jest fajniej. - Uśmiechnęła się zachęcająco.
  Hyuuga wzięła butelkę i upiła mały łyk. Poczuła słodki smak wina, a po chwili czuła, jak rozgrzewa ją od środka, wypiła większy z uśmiechem i podała Sasuke przedmiot.
  Patrzył podejrzliwie na nagle wesołą Hinatę i równie promienną Aiwę, popijając alkohol. Sam poczuł to ciepło i nie pohamował rosnącego uśmiechu, gdy podawał młodemu butelkę.

Smile

  Czwórka zasnęła w kuchni, spita od zaledwie jednej butelki. Spaliby dłużej niż do późnego poranka, ale służka ich wygoniła.
 - Rany... Moja głowa... Umrę... - Zawodził Ichigen.
 - Nie... nie teraz... - Aiwa przyłożyła sobie dłoń do czoła.
  Sasuke leżał na kolanach Hinaty, która opierała głowę o ścianę, która dawała przyjemny chłód.
 - Jak to przeżyje... - Zaczęła z uśmiechem. - To sama ukradnę to wino i dam je w prezencie tacie.
 - To nielegalne, Hyuga. - Uśmiechnął się czarnowłosy.
 - Może, ale kuszące.
  Parsknął śmiechem na jej zachowanie, ale nie negował dalej jej postępowania. Popatrzył na jej spokojną twarz. Wyglądała, jak cenny anioł, który został zesłany z niebios, aby wprowadzać w ludzi ciepło i szczęście. Mimo, że wplątała się w niebezpieczną grę to on jej nie odrzucił. Zauważył już dawno, skąd postrzeganie przez lud Klanu Trzech Bóstw, jako tego złego. Rozumiał strach Hinaty przed stratą wszystkich i nie wydawał się, aby miał komukolwiek powiedzieć. Chciał, aby mu zaufała.
  Dotknął jej policzka i patrzył, jak otwiera te niesamowite blade, jak księżyc oczy. Przyglądał się im, jakby chciał zapamiętać ich barwę, kształt i otoczkę z czarnych rzęs. Była piękna.

  Nim się zorientował siedział już na trybunach obok trzech kotów w loży. Arena była bardzo podobna do tej, która była w Konoha, w czasach, gdy miał stoczyć pojedynek z Gaarą z wioski Piasku, z tym, że miała cztery kolumny na środku placu. Dostrzegł na nich tajemnicze runy i symbole, a z każdym minionym pojedynkiem zdawała się pobierać jakąś migotliwą energię.
 - W taki sposób ją wzmacniamy. - Odezwał się Azura, patrząc w oczy Uchihy. - Moja rodzina jest bardzo liczną, więc ich walki są pierwszymi. Później zwycięzca walczy przeciwko zwycięzcom klanu Chie-chan.
 - Dodatkowo na koniec walczy trójka wybrańców. Zwycięzca pojedynku umacnia barierę całkowicie. Z tym, że od ich ataków energia duchowa jest pobierana cały czas. - Chie, patrzyła, jak walczą jej członkowie rodziny. - Wy, ninja z wiosek macie inną energię od naszej.
  Wytłumaczono mu też, że obca czakra może przełamać barierę i ma siedzieć obok Kiyoshiego choćby nie wiadomo co się stało. Nie podobało mu się to, ale nie mógł się spierać, ponad to dostał rozkaz od Hinaty.
  Walki między klanowe trwały. Było kilka niezwykłych, ale żadna nie mogła przykuć jego uwagi. Każdy wydawał się czekać na ostatnią walkę. A on sam najbardziej.
  Kiyoshi wstał i stanął na barierce, zabierając głos.
  - Oto i jest. Ostatnia walka wieczoru. Zmierzą się w niej, Isamu Ichigen wybraniec z klanu Azura, Kościsty Wojownik. - Zapowiedział, a z jednych wrót wyszedł chłopak ze związanymi w kucyk włosami, był przewiązany bandażami wokół szyi, aż do nadgarstków, na których nosił ochraniacze. Czarna maska, utworzona była jakby był uśmiechniętym demonem. Bluzka była czarna i miała wysoki kołnierz, proste zwykłe spodnie wsunięte w buty ninja oraz ochraniacze na nogach. Wyglądał poważnie, ale nie nosił żadnej broni. - Aiwa Nyarien wybranka z klanu Chie, Krwawa Róża! - Zawołał i otworzyły się kolejne wrota, z których wyszła kobieta o niebieskich włosach, związanych w dwa warkocze. Miała czarną maskę z tkaniny, która zasłaniała jej nos i usta, nosiła przeźroczystą bluzkę odsłaniającą brzuch na grubych ramiączkach i biały ochraniacz na piersiach, dwa paski krzyżowały się utrzymując poprzyczepiane do niego sztylety i igły, długie rękawiczki za łokcie były koloru ciemnego czerwonego, a na nich pozostała jeszcze jedna krótka czarna z odłoniętymi palcami, na nogach miała czarne spodnie z dwoma wcięciami na udach, ukazujące rajstopy z siateczki koloru takiego, jak długie rękawiczki, na stopach nosiła wygodne samurajskie japonki z tradycyjnymi, krótkimi skarpetkami, na plecach miała poszczerbioną katanę, a przy pasie ze srebrzystymi shruiken jako klamra, doczepione zostało więcej gwiazdek i po dwa kunai'e. - Oraz Hinata Hyuuga wybranka klanu Kiyoshi, Widząca Światła! - Wkroczyła na arenę, wychodząc z trzeciej bramy. Jej strój znacznie się różnił od tego, który nosi jako kunoichi wioski liścia. Czarna bluzka z kołnierzem spiętym czerwonym kryształkiem, miała wycięty dekolt wycięty i zaszyty siateczką, czerwone zdobienia na piersiach, pasek z dwoma sznureczkami z złotymi frędzelkami, łączący jakby dół bluzki z dziwnego, jakby łuskowatego materiału. Rękawiczki miała długie aż do ramion, nieco zginające się w łuk przy pachach, ochraniacze były czarne i obwiązane złotym sznurkiem, a spodnie, podobne do tych, które miała Aiwa miały dwa gołe wycięcia, jedno na biodrach, a drugie już na udach, dwie kabury, jedną na ramieniu, a drugą na udzie. Buty były zwyczajnymi japonkami z czerwonym paseczkiem i białymi skarpetkami, przy lewej kostce był przełożony mały nożyk. - Wasza walka jest ostatnią i najcięższą. W tej walce nie ma zwycięzcy ani przegranych. Pamiętajcie, że walczycie o nasz świat, drodzy wybrańcy. Pokładamy w was swoje nadzieję!
  Azura stanął obok Kiyoshiego i zabrał głos.
  - Pragniemy, aby cała wasza trójka dała z siebie wszystko, ale pamiętajcie, że to nie jest walka na śmierć i życie! Walczycie tu, aby pokazać siłę swoich klanów i to, czego się nauczyliście przez te lata.
  Kotka skoczyła na parapet, jak jej towarzysze.
 - Jednak gdy zawiedziecie cały świat jaki znacie zamieni się w pył. Cienie przedrą się, jeśli nie pokażecie pełni swoich mocy. Straćcie więc zahamowania, ale nie zabijajcie. - Popatrzyła na swoją drogą uczennicę. - Niech dzisiaj.
  - ... Poleje się... - Dołączył Azura.
  - ... Krew! - Dokończył Kiyoshi, i na ostatnie słowo ruszyli do ataku.
  Aiwa wyciągnęła jeden z kunai i rzuciła go na Hinatę, broniąc się przed atakiem Isamu. Hinata natomiast biegła, wykonując skomplikowane znaki rękami. Utworzyła symbol czasu, przez co spowolniła atak Isamu i w tym samym czasie Nyarien kopnęła w niego, posyłając na jedną ze ścian.
  Tłumy wiwatowały i klaskały, czekając na dalszą walkę.
  Fioletowowłosy podniósł się, otrzepał z kurzu i wydłużył swoje kości w rękach, tworząc pięć ostrych jak kunai palców u obu rąk. Ruszył do ataku na Hinatę, która osłoniła się barierą, jej ręka pokryła się bielą, gdy zorientowała się, że Nyarien szarżuje na nią.
  Sasuke zacisnął dłonie w pięści na swoich kolanach i starał się nie krzyknąć do niej "uważaj!".
  Obróciła się, wymierzając cios niebieskowłosej kobiecie, ale ta z okrzykiem wykonała unik, raniąc się w ramię sonbon utworzyła osłonę z krwi.
  Walka trwała i trwała. Uchiha co jakiś czas podrywał się z krzesła, wreszcie jednak podszedł do barierki i zacisnął na niej swoje pięści.
  Hinata była ranna od ciosu kataną Aiwy i krew lała się obficie z jej innych ran. Isamu przypominał teraz jeża, aby zakryć krwawiące miejsca. Jedynie Aiwa stała i wydawała się cieszyć ze swoich ran.
  - A teraz... - Zaczęła. - Udowodnię wam, że to klan Chie jest najsilniejszym! Styl krwi: Marionetka! - Uniosła dłonie i wtedy dwaj pozostali wybrańcy przestali się poruszać. - To nie koniec. - Gdy poruszała prawą ręką uniósł się Isamu, a gdy lewą Hinata.
  - Ch-cholera... - Sapnął Ichigen, ledwie mogąc się odezwać.
  - A teraz... - Rzuciła prawą dłonią w lewo, tak, że Ichigen zatoczył się, z lewą zrobiła to samo. Roześmiała się delikatnie. - Jesteście teraz moi!
  Hinata zamknęła swoje blade oczy, walcząc o oddech. W tej chwili przypomniała sobie słowa ojca. Tak... mogę się poddać. - Wyszeptała jej myśl, gdy łapczywie łapała oddech.
  - Do kurwy nędzy, Hyuuga! Tak szybko chcesz się poddać?! Jeśli tam zdechniesz złamiesz swoje cenne słowo! - Wrzasnął wściekły Uchiha.
  Dziewczyna przez mgiełkę uświadomiła sobie, że to jego głos. Jakie słowo? - Zapytała samą siebie. Co mu obiecałam...?
  - To koniec, Sasuke... - Wyszeptał Kiyoshi, patrząc ze smutkiem na swoją uczennicę.
  - Ichigen jest nieprzytomny. Hinata krytycznie ranna. - Powiedziała kotka ze spokojem. - Aiwa zwyciężyła. Czas to ogłosić.
  - Jeszcze nie! Hinata! Do cholery, spójrz na siebie! To jest ta duma, którą hełpi się twój klan?! Otwórz oczy! Pamiętasz, o co walczysz?! - Patrzył na jej unoszącą się głowę, zauważył w jej oczach zmianę. Była w nich determinacja. - Walczysz dla swojej rodziny i aby cienie nie dostały się na ten świat.
  Księżniczka klanu Hyuuga patrzyła w ciemne oczy. Sasuke... Uchiha... - Szepnęła w myślach, a po chwili popatrzyła na ziemię, gdzie z jej krwi powstała kałuża.
  - Masz rację... Obiecałam... być twoją żoną i matką twych dzieci. Nie mogę umrzeć... tak łatwo. - Szepnęła do siebie bardziej.
  - Hina-chan, poddaj się. Jesteś cała w krwi. Mam przewagę. - Uśmiechnęła się Aiwa, zsuwając kosmyk z twarzy. - Zwyciężyłam.
  Chwiejnie zaczęła wstawać, ale Aiwa zacisnęła pięść i przygwoździła ją do ziemii. Dziewczyna zamknęła oczy, jęcząc z bólu. Miała połamane żebra, poranione nogi, ręce i kij wie co jeszcze. Isamu został pokonany, więc nie miał kto odwrócić uwagi Aiwy... Popatrzyła na niego półprzytomnie, po czym lekki uśmiech wygiął jej wargi.
  - Anima... - Szepnęła cichutko i dostrzegła, że jego ciało się poruszyło.
  Przeturlała się przed ostrzem, zanim Nyarien zdążyła je wbić w jej ciało. Klęczała na ziemi pod filarem dotknęła ręką trawy, pobierając z niej energię. Przestała obficie krwawić i chwiejnie wstała, kunaiem broniąc się przed bronią niebieskowłosej.
  - Tempus. - Wyszeptała, kreśląc wolną ręką odpowiedni znak wskazówek zegara, nieco bardziej zakrzywionych. - Lux. - Światło spowiło jej rękę, a po chwili ciało, gdy skończyła kreślić biały znak przed sobą, wbiegła w niego i zniknęła, pojawiając się w blasku za Nyarien. Owinęła rękę wokół jej szyi i trzymając mocno kunai, wbiła jej go w brzuch. - Nie przegram... tak łatwo. - Sapnęła.
  Aiwa pochyliła głowę do przodu, po czym z całych sił uderzyła Hinatę tyłem czaszki w czoło. Zachłysnęła się przy tym własną krwią.
  - Ja też nie... Hina-chan. - I zaczęła biec na Hinatę, zdejmując z paska ostatnie dwie gwiazdki shinobi.
  - Więc... Do dzieła. - Wyciągnęła nożyk z buta i ruszyła na starszą od niej kobietę.
  Ostrza skrzyżowały się z brzdękiem. Hinata walczyła w stylu walki Hyugów, a Aiwa w czymś, co wyglądało jak styl w którym walczy Rock Lee. Jednak gdy granatowowłosa złączyła dłonie, jak do modlitwy, a na jej palcach pojawiły się cierniste znaki błękitnooka wiedziała już, że wynik walki jest przesądzony.
  - Styl Ducha - Wypowiedziała Hyuuga, otwierając oczy. - Fala dusz!
  Osłoniła się ostrzem katany, ale gdy białooka uderzyła w broń ta się rozpadła na pył. Zawiał mocniejszy wiatr, a Hinata skrzywiła się zewnętrznie, gdy jej atak został zniwelowany. Wtedy popatrzyła na rozświetlone filary, które połączyły ciemne ściany. Po środku znalazła się para drzwi dwuskrzydłowych z roztwartą czaszką.
  Dziewczęta przestały walczyć i patrzyły na czaszkę z krwistymi światełkami w oczodołach.
  - Co się dzieje? - Zapytał nieświadomy Uchiha, gdy na widowni rozległy się krzyki.
  - Było za mało mocy. - Syknął Kiyoshi.
  - Czyli to...? - Popatrzył na arenę - Hinata! Uciekaj stamtąd natychmiast! - stanął na barierce.
  Hyuuga wpatrywała się w bramę, myśląc o tym ile osób zawiodła. Wspomniała uśmiech ojca, płacz Hanabi, śpiącą twarz Yasu, złość Nejiego, uśmiechy Kiby i Shino, zły wyraz twarzy babci...
  - Nie stracę ich. - Szepnęła. Popatrzyła na Aiwę, która biegła już do śpiącego Ichigen'a.
  - Kiyoshi-sama! Zabierz stąd wszystkich! Ja, Aiwa i Ichigen mamy plan B! - Zacisnęła dłonie w pięści, krzycząc.
  - Hinata, to nic nie da! - Odkrzyknął mistrz dziewczyny.
  - Możesz zawrzeć koci ryj i jej raz posłuchać! Zabieraj stąd wszystkich! - Wrzasnęła Aiwa, podciągając Isamu.
  - Zginiesz, kretynko! Hinata! - Sasuke zeskoczył z barierki, a Hinata patrzyła z przerażeniem, jak zaraz miał wylądować obok niej.
   Kiyoshi syknął, ale pstryknął palcami, a na arenie zostali tylko oni. Sasuke zaskoczony wylądował w trawie. Uderzył ręką w ziemię, krzycząc z frustracji.
  Wreszcie wstał i z aktywnym Sharinganem podniósł kota za szyję.
  - Pozwoliłeś na jej śmierć?! - Wrzasnął.
  - Sama ją wybrała... - odpowiedział, przybierając ludzką postać.
  Uchiha wydawał się tym niezrażony i uderzył go zaciśniętą pięścią, pozostawiając przez chwilę na jego nieśmiertelnej skórze brzydką ranę, która zaczęła zarastać. Sięgnął do swojej katany przy biodrze.
  - Bez głowy też się zregenerujesz? - Syknął.
   Podchodził do Kiyoshiego. Nie obchodziło go, czy jest Bogiem czy nawet Diabłem. On go zabije, za pozwolenie na śmierć trzech osób, które zdążył polubić w krótkim czasie.
  - Nic nie rozumiesz, Uchiha! Gdybyś do niej doskoczył, twoja rodzina by cię zabiła.


  - Gdybym wtedy miał pewność, że ona przeżyje nie obchodziłoby mnie to. - Odwarknął.
  - Nie żyjesz dla zemsty? - Kiyoshi wstał, otrzepując się z kurzu. - Czy nie jest twoim celem zabicie Itachi'ego? Czy teraz nie masz myśli, że możesz to zrobić, bo Hinata umiera?
  - Nie. Nie mam. - Zamknął oczy, a gdy je otworzył krwista czerwień Sharingana wydawała się lśnić.
  Ruszył na Bóstwo nie przejmując się za bardzo jego potęgą. Kiyoshi zwinnie unikał jego ataków, dłonią powstrzymał członków klanu, aby się nie wtrącali.
  Uchiha rzucił na niego parę kunai i shruikenów, powielając je za pomocą klonów, sam także zaczął atak, a gdy Kiyoshi jednym ruchem dłoni je odrzucił. Zauważył, że na miejscu Sasuke upada kłoda. Poczuł ból w klatce piersiowej, popatrzył na swoją pierś i zobaczył ostrze katany. Niebieskiej od jego krwi.
  - Więc Bogowie mają niebieską krew, ha?! - Kopnął go, zsuwając z katany.
  Rana jak poprzednia zaczęła się goić w zastraszającym tempie.
  Kiyoshi bronił się przed atakami rozzłoszczonego Uchihy, ale nigdy nie podniósł na niego ręki.
  Gdy Sasuke chciał skrócić go o głowę rozległ się impuls, który powalił go i wielu innych na ziemię. Później nastąpił blask.

~~ Chwilę wcześniej

  - Isamu-san, pobudka. Brama się zaraz otworzy. - Hinata położyła dwa palce na szyi chłopaka, dotykając drugą ręką trawy pobrała z niej energię, aby go obudzić.
  - Huh...? To plan B? - Otworzył zmęczony oczy.
  - Tak. Szybko. - Hinata stanęła przed bramą, położyła na niej dłoń, po środku czaszki.
  - Więc czas się poświęcić. - Odetchnął, dając dłoń na lewą stronę.
  - Hej, cieszę się, że was poznałam, dzieciaki. - Aiwa przyłożyła swoją do czaszki.
   Plan B opierał się na umocnieniu bariery swoimi siłami, co biorąc pod uwagę zmęczenie walką mogło mieć śmiertelny skutek. Jednak mieli pewien samobójczy plan.
  - W razie czego... widzimy się w mieście duchów. - Uśmiechnął się Isamu.
  - Zdecydowanie. - Odpowiedziała z uśmiechem Hinata.
  - Wy se tam idźcie, ja chętnie bym się jeszcze napiła wina... - Roześmiała się Aiwa.
  Czaszka zaczęła się otwierać, a drzwi rozsuwać, ukazując czarne języki.
  - Sognare. - Szepnęła cała trójka i upadła, nie zdejmując rąk z czaszki.

~~Sognare Isamu.

  Czaszkowe imperium - jak lubił je nazywać. Otworzył oczy i rozejrzał się po kopule z kości, cienie próbowały się przedrzeć, ale to było na nic. Siedział po środku trzymany przez tysiące rąk szkieletów. Wstał z trudem i zrzucił z siebie kości.
  - Czas zwyciężyć. - Szepnął, a wokół rozległ się blask.

~~Sognare Aiwy

    Leżała w krwistym jeziorze, a otaczał ją mur, który sama utworzyła. Otworzyła oczy i usiadła, krew spłynęła po jej plecach, a włosy były mokre od niej. Wstała i uniosła pięść, po czym uderzyła w sadzawkę, skąd wydobył się blask.
 
 ~~Sognare Hinaty

  Otworzyła jasne kule i zobaczyła znajome postaci nad sobą, które skaczą i syczą na nią zza klatki. Wstała z trudem, a ciernie bardziej zacisnęły się na jej nogach. Chwyciła za nie i zerwała z nich.
  - Nie dam więcej sobą rządzić. - Powiedziała do nicości, gdy złożyła ręce nakreślając znaki do juuken.
  Światło rozstąpiło mrok.

~~

  Potężny wybuch energii sprawił, że wszyscy osłonili oczy przed światłem. Kiyoshi patrzył w kierunku areny z przerażeniem. Nad areną pojawiły się trzy skrzydlate postaci, a po chwili rozpłynęły się w powietrzu.
  Uchiha patrzył w kierunku miejsca walki i nie opuszczając broni ruszył biegiem do miejsca, z nadzieją w sercu, że jego narzeczona jeszcze żyję, a pozostałym dwóm wybrańcom nie grozi już niebezpieczeństwo.
  Bez słowa Bóstwa zaczęły biec w tym samym kierunku, co on.
  Eksplozja mocy zmiotła arenę. Resztki ścian stały lub były przewrócone. Wszystko wokół wyglądało, jak po upadku meteorytu. Zniszczone, trawa płonęła jeszcze
  Sasuke szukał cząstki czakry Hinaty.
  Nie możesz umrzeć! - Syknął do siebie, gdy chodził między zgliszczami.
  I wtedy wyczuł słaby impuls czakry. Od razu go rozpoznał, choć nie był pewien dlaczego. Pobiegł w kierunku osuniętego filaru i zepchnął go.
  Przygnieciona przez kamienie i filary leżała trójka, trzymając mocno za ręce tajemniczą czaszkę, która nie miała już blasku w oczach.
  Uchiha podniósł ciało nieprzytomnej Hinaty i przyciągnął do siebie, położył dłoń przed jej ustami i gdy poczuł na niej słabe ciepło odetchnął z ulgą.
 
 I kolejny rozdział, trochę taki gorzkawy! Mimo wszystko opisy walki są moim wrogiem niestety i zawsze kiepsko mi się je piszę, także z góry gomenne za nie ^^" 
  Do następnego rozdziału :D <3