19 maja 2019

Rozdział 27: Tysiąc lat


  Yasu leżała na łóżku swojej dobranej siostry, gdy ta siedziała po środku pokoju w dziwnym symbolu namalowanym na podłodze biała kredą. Przedstawiał oko połączone z symbolem klanu Hyuga. Siedziała po turecku, mając dłonie na kolanach z zamkniętymi oczami, a z między powiek dało się dostrzec migotliwe światełko. Wokół były pozapalane świece, które drgały jakby w pokoju szalał wicher, jednak go nie było.
  Yasu była cicho z fascynacją obserwując białe, świetliste pnącza na nogach i nadgarstkach ciemnowłosej, która cicho powtarzała dwa słowa naprzemiennie "sognare" oraz "anima", nie znała ich znaczenia, ale wiedziała, że już jej się to nie podoba. Czuła jak czakra jej siostry staje się nadzwyczajnie niska, ale coś innego w niej rośnie. Coś odmiennego.
  Hinata nagle wskazała okno całą dłonią i wypowiedziała coś dla niej niezrozumiałego.
 - Quando verranno le zanne l'anno prossimo... - Po czym otworzyła oczy, ukazując dziwne ciemne, fioletowe źrenice.
  Biel jej oczu została, ale te źrenice nie. Jakby coś w niej było... Siedziała cicho.
 - Powinnaś to zakryć... - Wyszeptała Yasu.
  Hyuga rozejrzała się tymi dziwnymi oczami wokół, opuszczając krąg i ukrywając go pod dywanikiem.
  Wiedziała, że gdy po tym, co zrobiła każdy uzna ją za kogoś kto należy do jakiejś sekty. Mimo że to naturalne dla Kiyoshich, to jest wezwanie potężnej duszy i danie jej swojego ciała, aby w zamian przez chwilę ujrzeć jej życie, przeżyć je. I zrozumieć w momencie zwątpienia dlaczego jest się z klanu trzech bóstw.
 Hinata poprosiła Yasu, aby ta w nocy posadziła jej ciało i przez dzień go pilnowała, aby dusza w jej ciele nie zrobiła nic głupiego. W tym czasie Hinata będzie zwiedzała przeszłość. Duchy potężne, które mają wiedzę i moc zdolną naginać czas i zasady śmierci są powszechne, a samo Bóstwo zezwala im na układy z wybranymi, bo to pomaga im w zwiększeniu mocy. A dusze pragną przez chwilę zasmakować życia, nie kradnąc go jak robią to cienie.
  Hinata przywołała duszę wieszczki, która żyła tysiąc lat przed nią. Wieszczka zginęła dawno temu, zapragnęła jeszcze przez chwilę żyć, a w zamian dała Hinacie możliwość pójścia w dowolny dla niej czas.
 - Jesteś tam Hina? - Yasu okryła ciało siostry szlafrokiem, odkrywając na jej ramionach nowe symbole.
 - Dziecię wilka, twa siostra udała się w miejsca bólu i tragedii, na które patrzeć zdrowym okiem nie można. Twa siostra szuka chwili... - Mówiła zmysłowym niczym kusicielka głosem jej siostry przez co Yasu się wzdrygnęła. - Powróci niebawem, a teraz pozwól mi zasmakować życia jej ustami. Doświadczyć go w pełni. Widzieć jej oczami.
   Jej głos był błagalny, poruszał serca, ale myśl że Hinata jest w obcym czasie. Czasie srogim i okrutnym napawała ją strachem. Jednak wiedziała, że to jest właśnie to. To jest to czego Hinata potrzebuje.
 - Więc... Kim jesteś?
 - Arlessa Nyarien. Byłam wieszczką rodziny Kair'oix. Wyznawczynią wielkich bóstw i oblubienicą pana Ciszy i Harmonii.
 -  Czy coś grozi Hinacie? - wskazała kobiecie szafę, aby ta się przebrała.
 - W mej przeszłości było wiele niebezpieczeństw, ale wybranka poradzi sobie z każdym z nich. Bądź spokojna, córko wilka. Twa siostra zdobędzie potęgę i spokój. - I ruszyła do szafy.
 Przez myśl Yasu przeszło, że na tym jej najmniej zależy. Jedynie na bezpieczeństwie siostry.

  Perspektywa Hinaty

  To pierwszy raz kiedy żyje czyimś wspomnieniem. Ostatnie chwilę śmierci, przeżycie czyjegoś życia... Mam dwanaście godzin, a to dużo i jednocześnie mało czasu.
  Potrzebuje tej ucieczki, chwili bycia... Kimś innym niż jestem. Nikt nie będzie mnie wspominał, każdy zobaczy we mnie Arlessę, nie Hinatę Hyuga. Przestanę na moment być sobą.
  Zdaje sobie sprawę z egoizmu tej sytuacji, ale to jest teraz coś czego potrzebuje. Po sytuacji z Sakurą potrzebuje chwili wytchnienia. Chwili, aby przestać się martwić o pewne osoby. Choć kogo oszukuje? I tak będę się martwić.
  Otworzyłam oczy i dostrzegłam skromny, drewniany sufit oraz parę firanek. Wnętrze wyglądało jak jakiegoś wozu, pomimo łóżka i szafy nie było aż tak klaustrofobiczne.
  Usiadłam na łóżku, czując zawroty głowy po przeniesieniu. Ciałem co prawda tu nie byłam, ale skutki były takie same. Ciekawe co czuje teraz Arlessa?
   Chciałam wstać, gdy poczułam, że coś mnie trzyma w talii, odwróciłam głowę i ujrzałam...
 - Sas-sasuke... - Rumieniec wkradł mi się od razu na policzki, gdy tylko zobaczyłam jego przystojną twarz.
 - Arlesso... Kim jest Sasuke hm? - Jego głos był jednak inny. Bardziej roześmiany.
  Jednak gdy zobaczyłam jego dziecinnie błękitne oczy zrozumiałam, że to nie jest mój narzeczony. To ktoś inny, kogo nie znam.
 - A-ah... To... Nikt... - Wydukałam uwalniając się z jego silnego uścisku.
 - Mam nadzieję, moja droga! Urwę ręce każdemu kto Cię tylko tknie. - Zbliżył twarz do mojej i wpił się w moje usta.
  Pocałunek był jak dotknięcie motyla, ale nie mogłam się na nim skupić. Nieznajomy o wyglądzie Sasuke właśnie mnie całował! Moje myśli dryfowały ku temu, że nawet tu... Tysiąc lat w przeszłość... Nadal widzę go. Czy nasze istnienie już zawsze będzie razem powiązane?
  Po chwili się odsunął od moich ust. Czułam pieczenie na policzkach i nerwowo lizałam suche usta. Osoba przede mną uśmiechnęła się mrocznie, ale dziwnie... Podniecająco?
  Na samo to słowo czułam jak czerwienieje, co wydało się cieszyć partnera Arlessy.
 - Pani Arlesso! Już śniadanie! - Zza drzwi powozu dobiegł nas kobiecy głos. - Czy mogę wejść aby pomóc się Pani przygotować?
 Otwierałam usta aby się zgodzić, gdy mężczyzna o czarnych jak noc włosach mi je zasłonił i wskazał na okno. Skinął mi głową, dał pocałunek w policzek i uciekł przez nie w pośpiechu, ubierając buty i spodnie.
  Wyskoczyłam z łóżka, patrząc za nim i dostrzegłam jak teraz zaskakuje z żywopłotu.
  Nie mogłam się jednak za długo na nim skupić gdy dostrzegłam nieziemski widok. Las. Otaczał nas las zewsząd, a za nim nie tak daleko żyzne ziemie oraz rzeka. Od razu zapragnęłam iść tam i zwiedzić to wspaniale miejsce. Poczuć na stopach chłód wody i doświadczyć tego innego życia.
  Nie dane mi to jednak było, bo służka Arlessy stale uderzała w drzwi. Otworzyłam jej z uśmiechem, przez co się cofnęła.
 - Poradzę sobie z ubiorem. - Zakomunikowałam krótko i zamknęłam drzwi.
  Właściwie sama tego nie robiłam. Byłam tylko gościem we wspomnieniach Arlessy, nie miałam na nic wpływu, a ciało w jakim teraz przebywałam... było moim chwilowym lokum. Ciężko to komukolwiek wyjaśnić, prawda? W skrócie. Jestem lokatorem, przeżywam jej życie, nie mogąc zmienić jego biegu, ani przyszłości. To tak, jakbyście śnili swój poprzedni dzień i nie mieli na to wpływu. Jesteście tam duszą, ale czujecie ból, radość, jak za pierwszym razem.
  Arlessa miała dość... odkrywczy strój. Wszystkie jej ubrania składały się z czegoś, co ja bym nazwała jako biustonosz! Dół natomiast to albo spodnie - prześwitujące! - z jakby ciemniejszym materiałem na intymniejszych częściach ciała, były dość luźne. Jej dłonie wyszukiwały jednak czegoś innego, a była to spódnica, która miała dwa wcięcia aż do ud i sięgała kostek, jednak zaraz ją odrzuciła w tył. Sięgnęła po coś, co określiłabym bardziej jako biżuterię i nałożyła na siebie, jak normalną bluzkę. ALE! To też po chwili wylądowało na podłodze.
  Co za kobieta! Ile można wybierać strój? - Czułam już rosnącą frustrację, aż wreszcie sięgnęła po upragniony strój. Chwyciła materiał wiszący na ozdobnej klamce od szafy i przerzuciła nad sobą, stanęła przed zwierciadłem, robiąc obrót.


  Była naprawdę piękną kobietą z naturalnie czerwonymi, jak krew ustami, orzechowymi włosami oraz migdałowymi oczami koloru brązowego. Patrzyłam chwilę w zwierciadło, zanim odwróciła się w stronę drzwi i skierowała ku wyjściu z pokoju. Teraz poznam ten świat...

  Perspektywa Yasu

  Aa!! To jakaś tragedia! Ojciec się wścieknie! Ojciec mnie zabije! Neji mnie zabije! Nawet striptizer mnie zabije!
  Hinata, którą miałam przed oczami była jak z innego wymiaru! Chodziła, poruszając kusząco biodrami, do tego stopnia, że koleś w okularach ślepca się za nią obejrzał! Normalnie cuda się zdarzają i nagłe ozdrowienia.
  Wracając. Moja droga siostra, mimo że dobrana, była ubrana białą suknie podobną do tej, co ubrała jakiś czas temu na przyjęcie powitalne striptizera, ale białą. Suknia była piękna, mimo, że wcięcia była stanowczo za wysoko. Zakręciła parasolką w dłoniach, mijając przechodniów. Arlessa lubiła uwagę, a zazwyczaj ubrana w workowate ubrania dziewczyna przyciągała jej aż zbyt wiele.


 - Hina! - Objęłam ją wesoło ramieniem. - Chcesz iść... na spacer do lasu?
 - Hm... - Wydawała się rozmyślać nad tym, mrużąc przy tym swoje dziwne oczy.
  Po przemianie dusz oczy Hinaty posiadały źrenicę. Ciemno-fioletową, jak przedojrzałych bzów. Nie wiem, czy to był naturalny kolor Arlessy za życia i szczerze mówiąc wisi mi to! Aaa! W co ta Hina się wplątała?! Najpierw Uchiha, a teraz wieszczka!
 - Hinata-chan! - Tylko nie on!
  Podbiegł do nas Uzumaki, niosąc wielką torbę w jednej ręce, miśka w drugiej i wielki banan na twarzy.
 - Nie uwierzy-wooow... - Zatrzymał się parę centymetrów przed dziewczyną, a ja uderzyłam się w czoło. - Wyglądasz... wooow...!
 - Widzę, że szeroki dobór słów. - Uśmiechnęła się, przegryzając wargę jednocześnie mrużąc oczy w rozbawieniu.
 - C-co...? - To chyba pierwszy raz, kiedy to on się przy niej zająkał.
 - Oh, głupiutki blondyn. - Westchnęła ostentacyjnie - Dokąd zmierzasz?
  Uzumaki popatrzył na mnie z pytaniem, a ja roześmiałam się nieco. Nerwowo. Mam ochotę walnąć Arlessę, ale nie mogę nic zrobić, bo to ciało mojej drogiej siostrzyczki.
 - Hinacia wypróbowała nowe jutsu! I można powiedzieć, że... nie jest do końca sobą!
 - Powinnaś ją zabrać do babci!
 - Tam zmierzamy właśnie! - Złapałam ją pod ramię z powrotem. - Chodź.
 - Jasne! A gdy tylko znajdziecie czas chodźcie na ramen! - Ucieszył się drzymord.
 - Ramen? Czym jest ramen? - Zainteresowała się Arlessa, mrugając.
 - Aaaa! Naprawdę z tobą źle! - Wypadły mu z rąk przedmioty i zaczął skakać w miejscu, panikując.
 - Ugh... Twój głos daje mi ból głowy. Wilczyco, chodźmy stąd. - I zaczęła odchodzić, właściwie mnie za sobą ciągnąc.
  Pomachałam Naruto, lekko składając ręce razem i schylając głowę, co było niemą prośbą o przebaczenie. Wiedziałam, że to kłamstwo, ale nie miałam wyjścia. Hinata by się załamała, cho, choć zdaję sobie sprawę, że teraz chciała się po prostu oderwać. Nie obwiniam jej za to. To moja droga siostra, a gdybym mogła... postąpiłabym podobnie. Ciekawi mnie, jaką to opowieść mi przyniesie.

Perspektywa Arlessy

  Życie kroczącej jest pasjonujące, ale nic nie zastąpi skromnych muśnięć wiatru na nagich ramionach, skromnych pocałunków mokrych kropelek rosy z trawy na stopach oraz zapachu. Tak... Zapach kwiatów, świeżych owoców, warzyw, jedzenia... oraz potu. Tak długo nic nie czułam, że teraz wszystko jest nowe!
  Mijałam pięknych ludzi, jak i tych mniej wyględnych. Młodzieniec z blond włosami i pięknymi niebieskimi oczami przypomniał mi o moim głupim narzeczonym. Wiem, że nie powinnam psuć kontaktów między moją drogą wybawczynią, a nim, bo może jest dla niej bardzo ważną osobą, ale nie mogłam go inaczej postrzegać. Błazen. Idiota.
  Teraz dziecię wilka zabrała mnie do skromnego straganiku z jedzeniem i zamówiła potrawę o nazwie "ramen" z dodatkową wieprzowiną. Poszłyśmy do parku, gdzie usiadłyśmy na trawie i jedząc patrzyłam w chmury, podczas gdy białowłosa opowiadała mi o świecie.
  Smutne dziecię, które zapomniało swojej historii. Jest jak czysta kartka, nie muśnięta przez żaden atrament, ale ja wiedziałam i znałam jej prawdziwą naturę. Naturę bestii. Potwora o ludzkiej twarzy i kształcie. Doskonałego aktora w sztuce zwanej życiem. Pomimo to... Ludzie ją lubią. Czy zdają sobie sprawę z niebezpiecznej osoby, jaką jest?
  Zamknęłam oczy, gdy chwyciłam ją za rękę, skupiając swoją wolę, aby uaktywnić swoją zdolność widzenia. Dobrze było mieć swoją moc.
 Krew!
  Ściana poplamiona czerwienią była pierwszym, co ujrzałam.
 Mężczyzna o złotych oczach, rozdzierający ciało innego białowłosego.
  Skup się, Arlesso, skup.
  Krzyk, rozpacz, czerń, a po chwili płomień. 
  Tak, widzę to.
  Biegła przez mroczny las, aż dostrzegła krótkowłosą dziewczynę. Ta stanęła w jej obronie, była skąpana w świetle, a ona w mroku. To musi być krocząca. Mijały lata, a jej czerń szarzała, bledła. Stała się, jak włosy pewnego mężczyzny, z którym rosła czerwona nić łącząc ich dłonie. Czyżby to jej ukochany? Uśmiechała się, ale nagle... Wizja radości się zmieniła.
  Nie otwieraj oczu. - Szepnęłam sobie, skupiając uwagę na obrazach w mojej głowie.
  Leżała na trawie, łapczywie łapiąc oddech. Trzymała ranny bok, krzycząc o pomoc. Dwie postacie obok niej były zamazane, a ona krzyczała coraz ciszej, a po chwili nastąpiła ciemność, przeszywana co jakiś czas słowami "Nie odchodź od nas!" czy imię "Yasu".
  Po chwili okrążyły mnie wilki z zakrwawionymi szponami i zębami, i rzuciły się na mnie, a ja otworzyłam oczy i usiadłam od razu. Popatrzyłam na albinoskę, która wydawała się nie zdawać sprawy z tego, co widziałam. Ona umrze. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, ale jeśli wizja jest tak wyraźna to niebawem. Muszę ostrzec moją wybawczynię, aby ubiegła śmierć.
  Wilczyca uśmiechała się jednak spokojnie, ciepło. Była zrelaksowana w przeciwieństwie do mnie. Widziałam jej krwiste oczy, które na moment mignęły na błękit.
  Ah tak. Typowe u wilczej krwi. Im większy czują ból, złość, dyskomfort czy inne negatywne oczy tym ich oczy ciemnieją. Teraz ma je koloru krwi, co znaczy, że cierpi. Naturalne jej oczy muszą być albo błękitne albo stalowe.
 - Dziwaczka. - Usłyszałam głos twardy, mocny, męski znad nas.
 - Ah, striptizer. Osoba, której najbardziej nie chciałam spotkać. - Westchnęła ciężko, uśmiechając się przy tym złośliwie.
  Mijała chwila za chwilą, a ja zdałam sobie sprawę, że to nie jest mój kochanek. Czułam ukucie w sercu oraz nagłą radość, widząc jednak osobę tak podobną do mojego drogiego Dariona. Darion był skromnym łowcą, łapiącym się każdego zadania. Dostał misję porwania mnie, ale skończył na porwaniu mojej cnoty i od tamtego czasu spotykaliśmy się częściej niż powinna wieszczka i złodziejaszek.
 - Ile razy mam ci powtarzać, że... - Przerwał, gdy zdał sobie sprawę, że patrzę na niego ze łzami. - Czemu płaczesz?
  Roześmiałam się lekko, ocierając oczy. Ile razy prosiłam bóstwa o oddanie mi go na chwilę? O dotknięcie jego policzków, wycałowaniu twarzy, ramion, poczuciu go znów w sobie tak, jak potrafią tylko ludzie złączeni przez los? Ale teraz nie było mi to dane. Wiedziałam, że nie mogę po prostu go do siebie przyciągnąć, więc zaczęłam łkać z bezsilności. Chciałam go tak bardzo objąć i być jeszcze raz w jego silnych ramionach.
  Dlaczegóż oh dlaczegóż musisz mieć jego twarz? Dlaczego musisz mieć jego posturę i ten słaby błysk zmartwienia...?
 - Co ważniejsze... Te oczy. Co się stało z twoimi oczami? - Darionie, gdybyś tylko wiedział!
  Nie mogąc za bardzo się pohamować objęłam go, zanosząc się łzami, opadłam w jego ramiona, czując, że nie mogę dłużej utrzymać nóg na twardej ziemi. Spodziewałam się, że mnie odepchnie, ale on nic takiego nie zrobił.
  Więc moja droga dużo dla niego znaczy? Przyjaźnią się? Tysiąc lat... A pachnie identycznie, jak mój ukochany... Widząca dobrze trafiła.
 - Wyjaśnię ci to, ale po prostu... trzymaj ją tak przez chwilę. - Usłyszałam głos albinoski, przepełniony smutkiem i żalem.
  Wyczułam tylko, jak porusza głową, a ja cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam. Jestem wdzięczna, pani moja, że pozwoliłaś mnie na życie choć przez moment.

Perspektywa Hinaty

  Siedziałam teraz przy ognisku i jadłam kawałek bażanta na patyku, podczas gdy słyszałam, jak ślepy mężczyzna gra na flecie, podczas gdy inni przygrywają mu lutnią, śpiewają czy tańczą. Nie znałam tej piosenki, ale od razu wpadła mi w ucho.
  Wyłapywałam pojedyncze słowa i próbowałam je zapamiętać. Przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym damskim głosem służki, która porankiem mnie obudziła. Miała donośny głos, a ja nie mogłam się jej nasłuchać. Teraz śpiewała coś o wikingach, którzy z tego, co zrozumiałam byli rzezimieszkami, napadającymi na wioski na swoich drakkarach czy knarach. Piosenka opowiadała o ich wyprawie, o tym, jak powrócić nie mogli.
  - Hej ludzie wrzućcie grosz do sakwy mej~! - Dziewczęta przebiegły między ludźmi tanecznym krokiem, nie prosząc o pieniądze, a ciągnąc ich do tańca.
  Po chwili ciało Arlessy wbiło patyk w ziemię i ruszyło ku roztańczonym i roześmianym ludziom. Chwyciła delikatny materiał i zaczęła ruszać się w rytm melodii wygrywanej energicznie.
  Ludzie klaskali, wiwatując jej imię, gdy ruszała biodrami w tańcu, którego bym nigdy nie mogła wykonać z powodu jego... odważnej formy.
  Dzień szybko minął na wróżeniu. Arlessa w tym czasie poszła w stronę pałacu, gdzie przywołał ją młody król, słysząc o jej niezwykłych czynach i zawsze sprawdzającym się wizją.
  Arlessa ubrana w zwiewną suknię klęczała przed władcą, a gdy uniosła głowę i dostrzegłam jego twarz nie mogłam nie wziąć oddechu zaskoczenia. To Naruto-kun! Burza blond włosów była co prawda dłuższa tak, że miał je związane w warkocz ze złotą koroną, ale wszędzie mogłam rozpoznać te niebieskie oczy.
  Mijała chwila, aż zostaliśmy sami. Wieszczka trzymała rękę władcy, a ja zastanowiłam się chwilę nad jej miękkością. I wtedy dostrzegłam obrazy w głowie - to była wizja. Mówiła o upadku królestwa za jego panowania, a on sam został przebity dwoma czarnymi daishio, upadek monarchii, głód i szarańcza.
  Król jednak miał to za nic i za bluzgi kazał ją strącić do lochu. Zimny loch, okrutna cela. Przykuta metalem i bita, nie miała już paznokci, a na głowę skapywała jej woda, raz po raz. To szaleństwo... Kobieta była bita zarówno przez kata, jak i przez samego króla.
  Jedynie zza krat słyszała ściszone głosy rozmawiających strażników, mówiących o głodzie. Jej wizja się sprawdzała.
  Nie zdawałam sobie sprawy, jak czas szybko biegł. Dla mnie były to chwile szaleństwa, ale dla Arlessy długie godziny. Wreszcie do lochu przybył król w zbroi.
 - Przepowiedz mi zwycięstwo w wojnie! - Krzyknął rozkazująco, unosząc jej głowę, tak, że mogłam dostrzec oczy Naruto wpatrzone we mnie.
 - Przepowiem... ci śmierć... - Wyszeptała ledwie słyszalnie, spotykając się z metalem na policzku.
  Nie jęknęła nawet, gdy król zaczął ją uderzać, ale ja już tak. To tak bolało... Czułam jej ból, gorące łzy na policzkach i krew w ustach, gdy zadał cios w brzuch.
  Minęła chwila, a może godzina, aż do celi wszedł mężczyzna okuty w zbroję. Patrzył długo na Arlessę, która zgięta utrzymywała się ledwie na kajdanach. Nie minął moment, aż odrzucił kopnięciem władcę od kobiety, przez co odczułam ulgę. Nie zwróciłam uwagi na walkę z powodu bólu, ale widziałam, jak król kona, wsparty o ścianę. Wbite w niego daisho błyszczały złowieszczo od światła gasnącego słońca.
  Rycerz zdjął swój hełm i pogładził policzki, klękając obok kobiety. Rozkuł ją mieczem i ucałował jej osłabłe, sine już usta. Patrzyła z radością i miłością na mężczyznę.
 - Czekałam na ciebie, kochany... czekałam... - Szeptała czule, coraz słabiej.
 - Moja Arl... moja mała Arl... - Szeptał odpowiedzi.
 - Krwawisz kochany... krwawisz...
  Wyczułam jego krew, mimo odurzenia. Został zapewne ranny dostając się tu lub jeszcze podczas walki.
 - Kocham cię, kochana... kocham cię... - Wziął ją w ramiona oparł się o ścianę lochu i słyszałam coraz ciszej bijące serce.
  Umierali... Oboje umierali powoli. Arlessa nie umarła sama, ale wraz z nim. Zginęła przez wizję, którą przepowiedziała królowi. Słyszałam krzyki w oddali, płomienie i wiele, wiele błagań o litość. Królestwo upadło.
  Wyszłam z jej ciała, patrząc na jej uspokojoną twarz, gdy jej kochany wypowiadał jej czułe słowa wiecznej miłości. Upadłam na kolana, łkając, wplątując dłonie we włosy. Arlessa została skatowana, Darion wykrwawił się - takie było ich odejście!
  Dusza Dariona wstała, chwytając dłoń ukochanej i zaczęli iść w kierunku światła, wyjścia z celi, ale Arlessa, gdy jej kochany przeszedł odwróciła się w stronę króla. Jego ogarnęło światło, a ją ciemność.
  Wstałam, czując w sobie wściekłość i uczucie niesprawiedliwości. Nie powinni być rozdzieleni! Nie powinni!

 Brak perspektywy

  Noc nastała szybko. Sasuke zabrał Arlessę w ciele Hinaty na wycieczce po wiosce, a punktualnie o północy odstawił ją przy oknie. Yasu w tym czasie szykowała już świece.
 - To był wspaniały czas... Dziękuje. - Szeptała, gdy podeszła do biurka, patrząc na zdjęcia.
  On milczał, myśląc nad tym, co się dzieje z Hyuugą, według słów Yasu, nie jest sobą, ale za chwilę dowie się jak bardzo.
 - Daliście mi szczęście. - Sięgnęła po papier i pióro, zaczęła eleganckim pismem zapisywać słowa, a gdy chcieli dostrzec co takiego odwróciła kartkę i zajęła miejsce w kręgu. - Dziękuje, za pokazanie mi światła. Teraz wrócę do mojego Dariona... Dziękuje.
  Zamknęła oczy, znaki z jej rąk i nóg rozświetliły pomieszczenie, a światła świec zgasły, gdy zawiał wiatr. Okrążył ciało Hinaty.
 - Hinata...? - Sasuke uklęknął przy Hinacie, dając dłonie na jej ramiona.
  Otworzyła je, śnieżne kule patrzyły w niego. Łzy pociekły z nich, a uśmiech wygiął wargi.
 - Tak was przepraszam! - Krzyknęła nagle, rzucając się na szyję Uchihy.
  Sasuke nie był pewien, co się dzieje. Czuł się, jak dziecko we mgle, ale uczucie, że Hinata tu jest... wystarczyło mu. Więc trzymał ją w ramionach, wcale nie oczekując wyjaśnień. Ufał, że mu powie w odpowiednim czasie, którego nie był pewien.
  Yasu uśmiechała się, czując ulgę, że Arlessa opuściła jej ciało. Z kolei wieszczka pojawiła się w mrocznym świecie. Rozejrzała wokoło i wtedy...
 - Wróciłaś do mnie. - Usłyszała i uśmiech rozpłynął się na jej wargach.

  Nekogakure

  Aiwa rozcięła sobie skórę na ramieniu, gdy wyciągnęła z niej krwawe, poszarpane ostrze. Uderzała rytmicznie w manekina szkoleniowego, podczas gdy wokół nie było nikogo. Nie wiedziała, na co się szykować, ale wiedziała, że musi.
  Nyarien zamknęła oczy, czując tępy ból spowodowany brakiem krwi, ale nie zezwoliła sobie na upadek. Postanowiła ćwiczyć ile tylko da radę.
  Coś się działo, a ona nie chciała być nieprzygotowana.
  Myślisz, że powinnaś w ogóle żyć? - Usłyszała głos w głowie, ale go ignorowała. - Dlaczego komukolwiek ma zależeć na tobie, skoro nikt cię nie kocha? Dlaczego w ogóle się starasz?
  Mocne pchnięcie, ale nie udało jej się odepchnąć słów rozbrzmiewających w jej głowie. To były głosy, które słyszała odkąd przyjęła przekleństwo Chie. Nocne koszmary przepełnione krwią, bólem i strachem, a teraz jeszcze głosy.
  Padła.
  W oddali siedział Azura i Chie, obserwując kobietę nieufnie. Nawet oni wyczuwali w niej coś dziwnego.
 - Wydaje mi się, że pora, abyś spojrzała prawdzie w oczy, droga siostro. - Szepnęło bóstwo kości, podchodząc do ciała uczennicy.
 - Tak. - Odparła z uczuciem bezsilności.
  W głowie Chie obmyślała plan na pozbycie się jej problemu związanym z Nyarien. Była głupia, myśląc, że stara krew złączona z jej krwią coś poradzą. Z tej dziewczyny już nic nie będzie. Musi się z tym pogodzić i wybrać nowego wybrańca, a tego... się pozbyć.
 - Poszukam mordercy. - Syknęła, odchodząc.
  Azura natomiast skinął na sługi, aby zabrały Aiwę do jej pokoju.
 


A tu pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy rozdział. Mało dzisiaj Sasuke x Hinata, ale jakoś się z tym pogodzimy! :D Czas zacząć prawdziwą akcję!
  W następnym rozdziale przywitamy się z problemem cieni, słabnącej bariery, więzi, jak i nowym początkiem ;)
  Na razie!

03 maja 2019

Rozdział 26: Przyjaźń czy nie?


  Następnego ranka obudził go uporczywy ból głowy. Nie był pewien jak znalazł się w domu, w głowie miał przebłyski wspomnień. Od razu popatrzył na swoją rękę i dostrzegł na nim pierścionek.
No tak... Zaręczyłem się. 
  To było tak nierealne, a jednocześnie przerażające, że sam nie wiedział, co ma w tym momencie robić. Zerknął na zegarek, wskazywał godzinę jedenastą.
  Wstał z łóżka i sięgnął po butelkę z wodą, która zawsze stała między szafeczką nocną, a materacem, wywrócił ją, przez co w głowie mu zaszumiało. Syknął od razu.
 - Za jakie grzechy... - Syczał, łapiąc się za głowę.
  Złapał butelkę, ledwie ją odkręcił i od razu całą zawartość wlał w swoje gardło. Nie wiedział, jak to się stało, że tak bardzo się załatwił. Z kim on pił? Z Kakashim? Z teściem...? Z NARZECZONĄ?!
  Wstał, chwiejnym krokiem, idąc do łazienki. Nie dbał o zrzucenie z siebie ubrań, po prostu wszedł pod prysznic i włączył zimny strumień.
  Ten chłód przypomniał mu ten z wieczora...
...Gdy Sasuke siedział między Hyugami dosiadła się do niego Yasu z wesolutkim uśmieszkiem godnym najgroźniejszego diabła. Objęła go ramieniem z wyszczerzem.
 - Czego chcesz, dziwaczko? - Mimo wszystko nie brzmiało to jako coś złego, a raczej przyjacielski przytyk

Znalezione obrazy dla zapytania sasuke uchiha irritated

 - Ej! Teraz jesteśmy rodziną!
 - Póki nie powie sakramentalnego "tak" to nie! - Zaprzeczył dziadek młodej Hyugi, uzupełniając kieliszek Uchihy.
  Sasuke popatrzył na ludzi nie wiedząc za bardzo jak ma postąpić. Zerknął na Hinatę, szukając pomocy, ale ta uniosła nieśmiało kieliszek i od razu go opróżniła, aby został na nowo napełniony przez ojca dziewczyny.


 - Właściwie jak to między tobą, a moją wnuczką jest, panie Uchiha? - Starzec popatrzył na niego badawczym spojrzeniem. - Chcesz powiedzieć, że odnalazłeś stary dokument i ot tak chcesz mój mały promyczek słoneczka!?!
  Sasuke poczuł się nieco skołowany nagłym wybuchem ze strony starca, ale ten po chwili wybuchł gromkim śmiechem.
 - Żartuje, młody człowieku. Rozumiem wartość słowa pisanego. - Uśmiechnął się - Zadbaj o jej szczęście, mimo, że to zaaranżowane małżeństwo.
 - To prawda. Wielu z nas myślało, że po prostu zwiejesz. - Zaśmiała się Yasu. - Szykowaliśmy to jakoś od trzech dni, panie striptizer.
 - J-jaką masz pracę?! - Ciotka, która chciała wznieść toast za szczęście narzeczeństwa pobladła.
 - Jestem shinobi. - Syknął, czując rosnącą chęć uderzenia albinoski, która teraz prawie leżała na nim, śmiejąc się.
 - Off! Całe szczęście! - Roześmiała się kobieta.
  Uchiha nie sądził, że Hyugowie mogą kiedykolwiek być tak roześmiani, jak w tym momencie. Widział ich pijących, śpiewających... To tak, jakby być w innym świecie, gdzie wszystko jest inaczej.
 - To prawda...
 - Więc... Ty i Hinacia... Kiedy się dowie reszta? Wiesz... Plotki szybko się rozchodzą...


 - To zaaranżowane małżeństwo, Yasu. - Dodał z naciskiem Neji. - Nie ma czego ukrywać.

Znalezione obrazy dla zapytania neji hyuga angry

 - To racja. Więc? A co z Naruto? Wie? To twój przyjaciel i pierwszy.
 - ... Co.
 - Hinacia mi opowiadała, jak polecieliście w ślinę na lekcji! - I tu wybuchła gromkim śmiechem jeszcze większym niż przedtem. - Nie ładnie! Oj nie ładnie!
 - ... Tak jak ty z Sakurą? - Uchiha uśmiechnął się delikatnie, czując znajomy smak zwycięstwa na ustach.
 - Nie całowałam Haruno, ani ona mnie. - Wzruszyła ramionami.
 - Co ci powiedziała?
 - Nie twój interes, przegrywie. - Warknęła, odsuwając się, ale nie zmieniła swojego siedziska.
  Zamierzał odparować jej równie dobrą ripostą, ale przerwał mu gromki śmiech z jego prawej. Hinata właśnie pustoszyła kolejny kieliszek ze swoim ojcem i wydawała się z minuty na minutę coraz bardziej wesoła. Zastanowił się przez chwilę, jak to możliwe, że z tymi rumieńcami wygląda tak uroczo. Popatrzyła na niego roziskrzonymi oczami i zbliżyła się do niego.
 - Sa-su-ke-kuuun... - Przechyliła głowę w bok, oparła dłonie o jego ramiona i wychyliła się lekko do niego, aby wyszeptać coś do ucha. - Hej... hej... Lupie cię... tah... troche. Ale się uśmichni! Uśmehej... UŚMIECHNIJ! - Klasnęła w dłonie dumna z tego, że mogła wypowiedzieć wreszcie dobrze to słowo.


  Spiła się!  - Zaalarmowała go jego własna myśl, oczekiwał jednak, że jej nieśmiałość da o sobie znać i zaraz się odsunie przepraszając, ale tak się nie stało. Czuł zapach jej słodkich perfum z alkoholem oraz widział dokładnie jej perłowe oczy z bliska. Siedzący nieco dalej mogliby pomyśleć, że się całują. Była tak blisko...
 - Myślę... sze... mogę się do tsiebie przekonać... Jeśli... - Musnęła jego policzek swoją miękką dłonią, przesunęła po jego szczęce i po ustach kciukiem, drgnął lekko przez jej dotyk. - Mnie pocałujesz.
  Był zszokowany. Pierwsza myśl nakazała mu to wykonać, ale jego druga kazała mu się uspokoić. Wolał nie całować dziewczyny, gdy jest w tym stanie. Kocha twojego kumpla. - Syknął do siebie w myślach. Chwycił jej dłoń i odsunął od siebie, ta wyglądała na nieco zawiedzioną, ale nie odzywała się już dalej.
  Na stół wskoczył biały kocur, który od razu pomaszerował do jego nietkniętego kieliszka. Popatrzył z oburzeniem na alkohol w nim i na Uchihę. Usiadł i wskazał łapą, aby mu podać w spodeczku.
 - Ej! Sierściuchu, jak się trzymasz? - Zapytała białowłosa, nalewając kocurowi alkoholu.
 - Zadziwiająco dobrze, worku na pchły, zadziwiająco dobrze!
 - Czym ty właściwie jesteś? - Zaczął Sasuke.
 - Hm. Powiem ci o mej wspaniałej osobie, jeśli... mnie przepijesz. - Uśmiechnął się, poruszając wąsikami.
  Hinata śmiała się, Yasu zasłoniła usta ręką, ukrywając uśmieszek, a reszta zwyczajnie nie zwracała uwagi. Uchiha przyjął zakład, nie wiedząc nawet na co się piszę.
  Byli już po trzeciej butelce, gdy postanowił się przewietrzyć. Mrok panował już na niebie, a pojedyncze gwiazdki połyskiwały na bezkresnej ciemności.
 Opierając się o ścianę szedł na zewnątrz, gdzie dostrzegł swoją narzeczoną, która siedziała właśnie na ławce, wydawało się, że z kimś rozmawia, ale gdy wzrok mu się wyostrzył nikogo nie dostrzegł.
 - Hai... Arigatou... Myślę, że tak... Co-co! N-nie! J-jeszcze... za parę lat... tak... tak, wiem... Będę. - Mówiła, a Sasuke stał, jak w ryty.
  Zaręczyłem się z wariatką...? - Zapytał sam siebie, ale postanowił czekać.
  Hinata odwróciła do niego głowę, uśmiechnęła się słabo, troskliwie i ciepło. Wstała i podeszła do niego.
 - Hej... - Szepnął, opierając się o drzewo ręką. - Co tam...? Często tu... wpadasz, śliczna...? - Zaśmiał się bez cienia humoru.
 - Podryw na bar? - Ciemnowłosa parsknęła śmiechem. - Nikt ci nie mówił, że rzadko kiedy wypala?
  Pochylił się lekko do niej. Gdy wiatr zawiał mocniej, jednocześnie ją przed nim osłaniając.

Фотография

 - A może teraz się to zmieni...?
 - Sasuke, jesteś niemożliwy. Piłeś z Kiyoshim! - Zabrzmiało to jak zarzut dla Uchihy.
 - Piłem z gadającym kotem, który jest zapomnianym bóstwem, moją narzeczoną jest jego uczennicą, na dodatek za dokładnie cztery lata i trzy miesiące stanie się moją żoną przez naszą obietnicę... dwa-trzy może cztery miesiące temu. Dodatkowo namówiła swoją drużynę, babcię i ciężarną sensei przy remoncie... Jesteś szalona, Hyuuga.
 - Niedługo Uchiha. - Syknęła.
 - Mówisz, jakby to było przekleństwo, a nie przerwałaś ceremonii. Pewnie wolałabyś być Uzumaki. - Zarzucił, patrząc na jej twarz, którą teraz wykrzywiła złość.
 - Co dla ciebie za różnica? Przysięgałam ci wierność, czyż nie? Liczy się dla ciebie...
 - Możesz mnie nienawidzić, ale nie powiedziałaś mi nie. Zgodziłaś się.
 - A jakie inne miałam wyjście?!
 - Mogłaś dać sobie spokój. Odszedłbym z Konohy znowu. - Powstrzymał jej rękę, która właśnie miała zadać mu cios. - Musisz mi coś o sobie powiedzieć. Dlaczego? Dlaczego się zgodziłaś na nasz układ? Dla tego kretyna?
  Hinata milczała, czując się okropnie. Chciała początkowo sprowadzić Sasuke, aby Naruto zwrócił na nią uwagę, ale blondyn jej nie dostrzegł... Nie powiedział "Świetna robota, Hinata-chan", jak to sobie wymarzyła. Piekące łzy napłynęły do jej oczu, grożąc upadkiem.
 - To boli... - Wyszeptała, gdy położył dłoń na tyle jej głowy i przyciągnął do siebie. - Tak bardzo boli... - Szeptała, łkając, gdy ją obejmował. - Chciałam... chciałam, aby mnie dostrzegł... Docenił... ale-ale... ale... co ze mną jest nie tak? Nie jestem medykiem, nie jestem silna, ani piękna, ani inteligentna jak Sakura-san... ja... ja...
 - Jesteś od niej dużo lepsza, a ten kretyn tego nie dostrzegł... - Poczucie winy zaczęło go obejmować, jak on obejmował teraz Hyugę. - Wtedy... gdy byłem w twoim ciele, wyczuwałem coś dziwnego... Nie potrafię tego opisać, ale w tym świecie, gdzie byliśmy... Widziałem twoją matkę... Widziałem ciebie... W coś ty się wplątała, Hinata? Aiwa... zabroniła ufać Kiyoshiemu... Dlaczego? To jakiś demon?

  

  Hinata wstrzymała oddech, czując jak krew w niej zamarza. Popatrzyła w oczy Sasuke, odnajdując w nich chęć zrozumienia, czyli coś, czego potrzebowała od wielu lat. Tak bardzo tego pragnęła... Trzymał ją w silnych ramionach.
 - Powiedz mi...
 - Kiyoshi, Azura, Chie... Byli Bóstwami... Wierzyli w cykl, leczyli ludzi, przynosili ukojenie duszom, które nie potrafiły przejść na tamtą stronę, chronili je... ale ludzie... Ludzie źle ich zrozumieli... Uważali ich za zło... za zło i ich zniszczono... Niedobitki ocalały, ale... Bóstwa zadecydowały o ukryciu się... Zdecydowali o ukrywaniu się pod postacią kotów, aby nie budzić podejrzeń...
 - I teraz powrócili...? Jak dziedziczka klanu Hyuuga się z nimi związała...?
  Chwyciła jego rękę i skierowała się do ławki, na której siedziała wcześniej.
 - Jak...? Moja matka, Hikari Hyuuga, była wybranką Kiyoshiego. Ojciec o tym wiedział, gdy ją poznał... Zakochał się... ja nie miałam... żadnych powiązań, myślał, że mam... bardziej jego krew niż mamy... Ale coś się zmieniło... i zostałam wybranką Kiyoshiego. Teraz te trzy klany nie są już tak przerażające, ale mimo to...
 - Strach jest. Nadal się boją...
 - Tak, ale coś się zmieniło, Sasuke. Kiyoshi się objawił w swojej postaci... Zadecydował, że się uaktywni. Coś się zmienia. Nie wiem co... Boję się... Boję, Sasuke... Coś złego się stanie, nie wiem co... ale to...
  Zacisnął dłoń na jej dłoni i ścisnął mocno, zmuszając, aby na niego spojrzała.
 - Czy... chcesz mnie opuścić...? Nie będę za tobą gonić... Jeśli chcesz wrócić do zemsty... do poszukiwania Itachi'ego... Idź. - Patrzyła mu głęboko w oczy.
 - Nie. - Odparł z mocą. - Nie zostawię cię. Przysięgałem ci wtedy, przysięgam ci teraz i za cztery lata i jedenaście miesięcy, tego samego dnia... Przysięgnę ci znowu.
  Hinata zadrżała z emocji. Łzy napłynęły jej do oczu i swobodnie spłynęły. Przytuliła się do niego mocno, czując ulgę. Ulgę, której pragnęła od lat. Trzymał ją w ramionach.

  Teraz przetrzeźwiał. Od chłodu wody. Nie miał siły już na trening, ani nie chciał nic jeść, wybrał coś, czego w życiu by się nie tknął - papieros. Znalazł paczkę w szufladzie z odręcznym pismem Kakashiego - "Zaufaj mi, będziesz tego potrzebował - K.H."
  Miał rację. Czując w płucach dym, nieco piekące uczucie na podniebieniu oraz dziwne uczucie w bolącej głowie, poczuł się lepiej.
  Układał w głowie informację o Hinacie. Wplątała się gorzej niż on. Bóstwo, które jest kotem, które musi chronić i któremu jest posłuszna. Jednak coś mu nie pasowało. Kiyoshi. Jest tak dziwną postacią.
 Kot. Stale coś planuje. Jego ruchy są nieprzewidywalne. Omotał Hinatę... - Postanowił zaufać jednak wcześniejszemu zachowaniu Aiwy i jej ostrzeżeniu. - Dlaczego miałaby to robić? Hinata jest w niebezpieczeństwie... Muszę ją jakoś oddzielić od tego szajsu.
 - Wreszcie jakiś cel... - Szepnął do siebie, gdy się zaciągnął papierosem.
  Popatrzył na ciemny pierścień na palcu. Nie rozpoznał materiału, ale wiedział, że jest cenny.
 - Sasukeeeeeeee-teeeeemeee! - Wrzask wytrącił go z równowagi i dał ból głowy.
 - Ohayou, Sasuke-kun!
  Dwie hałaśliwe blondynki uśmiechały się, chłopak i dziewczyna. Ino miała w rękach kosz z owocami i jakiś słoiczek. Naruto nic poza bezczelnym uśmieszkiem.
 - Witaj, Sasuke. - Osteme był jakąś ostoją i dziwakiem w porównaniu do tych dwóch.
  Utrzymywał chłodną i dumną postawę, podczas gdy Naruto trzymał ręce w kieszeniach.
 - Cześć... - Odparł sucho, gasząc papierosa.
 - Palisz? Wiesz, że to niezdrowo! - Ostrzegła Ino.
  Uchiha popatrzył na nich, nie do końca rozumiejąc po co przyszli.
 - Ta, wiem... Czemu tu jesteście? - Oparł głowę o okno, czując chłód szyby, co dało mu ukojenie.
  Osteme uśmiechnął się słabo, gdy dwoje energicznych blondwłosych ludzi zaczęło krzyczeć jedno przez drugiego.
 - Słyszeliśmy od Kakashiego-sensei i Yasu-chan, że masz kaca! Gdzieś się schlał, teme?
 - Właśnie, właśnie! Yasu-chan też jakaś nieswoja, a Hina-chan nie wychodzi z pokoju! Byłeś z nimi? - Dopytywała Ino.
 - No to prawda, że ostatnio łazisz za Hinatą-chan! - Zgodził się Naruto.
  Sasuke zamyślił się nad stanem Hinaty. Wczoraj przetrzeźwiała w połowie wieczoru, a on? Czuł się jak żałosny dupek.
 - Wchodzicie? - Zapytał, wstając z parapetu.
 - Jasne! Zjemy razem zupę z kurczaka! Osteme zrobił za dużo!
 - Więc to wykorzystamy. - Stwierdził Sasuke, wskazując im drzwi wejściowe.


  Hinata leżała w łóżku, nie przejmując się nawet tym, aby założyć ubranie. Czuła się, jakby ktoś wyrwał kawałek jej duszy. Popatrzyła na swoje palce, wtedy, przez krótką chwilę widziała, jak za sprawą Kiyoshiego jakiś sznurek się rozpada, a nowy łączy z dłonią Sasuke.
  Wtedy to poczuła. Myśl o uśmiechu Naruto nie wywoływała u niej już tyle uśmiechu, jakby ktoś wyrwał jej to uczucie, które do niego żywiła... Bo przecież tak było. Łzy na nowo zagościły w jej oczach. Przepłakała całą noc z powodu utraty uczuć, ale tego również chciała. Wiedziała, że musi się pogodzić z tym przykrym faktem, ale nie mogła pogodzić się z bólem.
Imagen de naruto, hinata hyuuga, and hinata uzumaki
  Usiadła na łóżku, zrzucając z siebie kołdrę. Zamknęła śnieżne oczy i przycisnęła dłoń między piersi, postawiła stopy na chłodnej podłodze i ruszyła do swojej prywatnej łazienki. Opłukała twarz lodowatą wodą, mocząc przy tym część grzywki.
  Patrzyła w swoją twarz, podpuchnięte od łez oczy, czerwony nos, sine prawie usta z powodu zagryzania warg.
 - Nie jestem sobą... Naruto-kun nigdy by mnie nie pokochał... Kocha Sakurę. A ja muszę... a ja mam obowiązki. - Popatrzyła na swój pierścionek i burknęła pod nosem przekleństwo, którego nawet szewc by się powstydził i splotła włosy w warkocz, aby po chwili zaplątać je w kok.
  Założyła szlafrok i wróciła do pokoju, aby się ubrać. Dla Hinaty był to cios. Czuła, że potrzebuje chwili na osobności. Najlepiej na samotnej misji... albo!

  Kiyoshi spędzał czas w świątyni, w Lesie Śmierci. Postawił ją jednym skinieniem ręki na starym domu, w którym kiedyś mieszkał. Oplótł gałęzie drzewa wokół domku z wejściem z jednej gałęzi jako schodki, wszedł do środka, gdy wyczuł za sobą czyjąś obecność i ledwie zdołał uniknąć pięści.
 - Uchiha. - Szepnął, odsuwając się.
 - Coś ty zrobił, Kiyoshi-sama?! - Krzyczała wściekła kobieta.
 - Mikoto-san, proszę o spokój. - Mężczyzna zwinnie unikał ciosów wściekłej matki.
 - Mój syn nie zasłużył na to! Nie zasłużył na to, abyś zmuszał ich do kochania siebie nawzajem!
  Przytrzymał jej pięść przed twarzą.
 - Mikoto-san... Skąd możesz wiedzieć, co uczyniłem? - Zapytał, przechylając głowę w bok. - Kto ci powiedział?
 - Nieistotne! Zabiłeś jej miłość! Sprawisz, że będzie z moim dzieckiem z obowiązku, nie z miłości! - Krzyczała tak głośno, że miał pewność, że ktoś ją niebawem usłyszy. Nie ważne czy z jego klanu czy innego!
 - Mikoto-san...
 - Jesteś chory, Kiyoshi! Nie wiesz, co mogło im się przytrafić! Nie wiesz tego! Jesteś Bóstwem! Zapomnianym Bóstwem, nie istniejesz już w tym świecie, a jedyne co robisz to tylko się wplątujesz! Daj Hinacie czas, a jestem pewna, że pokochałaby Sasuke!
  Pani Uchiha padła na kolana, które zaniknęły po kontakcie z trawą, ukryła twarz w dłoniach.
 - Wymusiłeś w nich uczucie...
  Kiyoshi uklęknął przed czarnooką kobietą, położył dłonie na jej eterycznych ramionach i uśmiechnął się słabo.
 - Nie, Mikoto. Choćbym zebrał całą moc tego świata, poznał każde jutsu, każde zaklęcie... To nigdy nie będę mógł zmusić kogoś do kochania. Nie da się zmusić kogoś do miłości.
 - W-więc ty nie...?
 - Nie. Połączyłem ich losy, tylko tyle.
 - Co to znaczy?
 - Znaczy to tyle, że będą wyczuwali, gdy któremuś z nich grozi niebezpieczeństwo, nawet o tym nie wiedząc. Będą wyczuwali to, czy któreś z nich umiera. Nic ponad to. Nici przeznaczenia są różne, ale miłość jest uczuciem, które się tworzy samo i umacnia nić. Ja ich tylko lekko nakierowałem.
 - A... a nić jej z Uzumakim?
 - Istniała... ale sama przez nią cierpiała. Z jej strony była kolorem podziwu, a z jego... nie było jej. Prędzej czy później musiało do tego dojść, Mikoto-san. Hinata rozumie.
  To uspokoiło ducha, ale... Kiyoshi nie wiedział, że w sercu Hinaty zostało zasiane ziarno wątpliwości. Nie mógł tego wiedzieć...

  W mroku pomieszczenia dało się dostrzec jedynie białe znaki cierni na jej stopach i dłoniach, gdy stała wśród trzech ciał. Zapach stęchlizny unosił się w powietrzu, ale jej to nie przeszkadzało.
  Długie włosy były zebrane w kok, a jej ciało zakryte przez spodenki i bluzę na ramiączkach, stopy miała bose, ale jej to nie obchodziło. Czuła czerwoną krew na swoich stopach od ciał, które leżały, przykryte przez płachtę.
  Przyklękła na zakrwawionej podłodze. Właśnie była na miejscu zbrodni i uważnym wzrokiem szukała zagubionej duszy, gdy stanął obok niej członek ANBU, sam kapitan.
 - Seishin-kun, znowu opętałeś jego ciało... Zaczyna zmieniać swój wygląd pod twój... - Wyszeptała Hyuuga.
 - Tak, wiem, Hina... ale muszę wytrenować ich. Hokage kazała. - Jego głos był mniej szorstki i męski, bardziej już jak Shirou, ale to dziewczyny już nie obchodziło.
 Podejrzewała, że Kiyoshi chce przekonać Shirou, aby opętał całkowicie kapitana ANBU. Zapewne planuje upozorować jego śmierć, aby zastąpił go Seishin. Widziała już zmiany w wyglądzie kapitana, nie był już tak barczysty, a niemalże szczupły, jak właśnie jej przyjaciel.
 - Hokage, czy Kiyoshi? - Dopytała, zsuwając prześcieradło z twarzy trupa.
 - Oboje właściwie... - Wyznał, a Hyuga westchnęła ciężko. - Wiem, co chcesz powiedzieć... Mnie też się to nie podoba, ale...
 - Jeśli się sprzeciwisz Kiyoshi siłą cię wygna?
  Milczał dłuższą chwilę, zanim pokiwał głową. Zacisnęła dłonie w pięści, czując napływ złości. Wiedziała jednak, że jej przywiązanie i lojalność, co do jej mistrza-Bóstwa nigdy się nie zmieni. Za każdym razem go posłucha. To on dał jej siłę, którą ona teraz miała. Czuła się rozgoryczona oczywiście, czując brak jakiegokolwiek uczucia poza podziwem do Naruto, ale nie miała już wyjścia. Nie da się znowu wrócić do kochania... Przynajmniej ona to tak czuła. W rzeczywistości Kiyoshi prawie nic nie zrobił. Jedynie wyciszył nieco jej uczucie do Naruto.

  Sasuke spędził cały dzień na szukaniu Hinaty, po pożegnaniu się z Ino, Naruto i Osteme, którzy z kolei postawili sobie za cel pokazanie białowłosemu wioskę i ważniejsze jej punkty.
  Nie mógł jednak nigdzie odnaleźć swojej narzeczonej, trafiając z kolei na koleżankę z zespołu.
 - Sas-sasuke-kun! - Uśmiechnęła się od razu na jego widok - Co powiesz na... na pójście na ramen...?
 - Nie, dzięki, Sakura. Szukam kogoś.
 - Co? Kogo!? - Od razu brzmiała jak zazdrosna dziewczyna - Może ci pomogę!
  Uchiha popatrzył na jej oczy. Zdradzały wszystko. Wiedział to i wiedział, że musi wreszcie z nią porozmawiać.
 - Chodź do parku.
  Ta od razu za nim ruszyła. Wiedział, że musi to zakończyć, zwłaszcza teraz. Nie może tak dłużej oszukiwać przyjaciółki z drużyny, chociaż wiedział, że to, co ona do niego czuje nie jest prawdziwe. Pokochała go za wygląd, nie starając się go poznać, a on mając już dosyć tego zadecydował o postawieniu sprawy jasno.
  Usiedli obok siebie, choć Sasuke w większej odległości niż by chciała tego Sakura.
 - Jest tu tak pięknie... Wieczorne słońce i...
 - Sakura. Musimy porozmawiać. Poważnie. - Przerwał jej, zanim zdążyła cokolwiek dodać.
 - Co? O czym? - Przechyliła głowę w bok z rumieńcem.
  Czyżby chciał mi wyznać swoje uczucie... Po to ten pierścionek...? Czy on...?! - Zaczęła rozmyślać, ale zaraz się opanowała.
 - Musisz sobie odpuścić. - Poczuła, jak jej serce zaczyna pękać - Nie kochałem cię, nie kocham i nigdy nie pokocham. To co czujesz jest tylko zauroczeniem, musisz się wreszcie...
 - Nie! Sasuke-kun! Kocham cię! I nigdy nie przestanę! - Krzyczała, wstając i przykładając dłonie do serca.
 - Postawię sprawę jasno. - Wstał, przez co musiała się odsunąć. - Nigdy nie będę traktował cię inaczej niż przyjaciółkę, koleżankę z zespołu.
 - Ale możemy się lepiej poznać! Możemy być razem i wtedy... będę mogła pomóc ci odbudować klan...
 - Co. - Syknął.
 - Jestem silna, mam lepszą kontrolę czakry od Ino czy reszty dziewczyn... Jestem też uczennicą piątej Hokage! Sannin! Kto będzie lepszy ode mnie?! - Krzyknęła znowu, a Sasuke patrzył tylko na nią z niedowierzaniem. - Poza tym... Nie jestem najbrzydsza więc nasze dziecko...
 - Oszalałaś. - Szepnął, zamknął oczy, kręcąc głową - Nic z tego.
 - Dlaczego!
 - Bo mam kogoś.
 - CO?! To jej szukasz, tak?! - Ta zazdrość wymalowana na jej twarzy, pomieszana ze złością.
 - Tak.
 - Kim ONA jest?! KTO TO!?! - Złapała go za rękę, a on zastygł w bezruchu, słyszał jej łamiący się ton głosu. - Co ona w sobie ma, że zwróciłeś na nią uwagę, a na mnie nie spojrzałeś przez te wszystkie lata?! Nie ma nikogo lepszego od...
 - Od ciebie? Jest najmilszą osobą w tej całej wiosce. - Wyrwał nadgarstek z jej uścisku. - Sakura. Powiem to ostatni raz. Nie kocham cię i nie pokocham. Zrób coś dla siebie i odpuść sobie.
  Zaczął odchodzić od różowowłosej.
 - NIE! - Krzyczała ile sił w płucach, opadając na kolana i zanosząc się płaczem. - Nigdy... nie przestanę cię kochać, Sasuke-kun... Sasu... ke...

  Uchiha wiedział, że to nie było łatwe. Początkowo chciał ją do siebie zniechęcić, ale teraz wiedział, że to nie miało sensu. Musiał zrobić coś z czego dumny nie jest, ale jakie mu inne wyjście dawała? Popatrzył na symbol swojego klanu na nagrobku matki i uklęknął przed nim.
 - W takich chwilach za tobą tęsknie... - Wyznał, dotykając granitu.
  Czuł jak łzy grożą upadkiem w jego czarnych kulach.
 - Dlaczego muszę wszystkich wokół siebie ranić, okaa-san...? - Zacisnął dłoń w pięść i przyłożył ją sobie do pięści.

I can't stand it to see Sasuke crying or desperate... #sasuke

  Już dawno nie czuł takiej chwili słabości. Serce zabiło mu mocniej, a on czuł się coraz słabiej.
 - Dlaczego gdy ilekroć wchodzę w czyjeś życie to muszę tą osobę krzywdzić?! - Uderzył drugą ręką w ziemie, niszcząc nieco kępkę szałwii. - Nic mi nie zrobiła... Ocaliła moje życie, a ja... a ja w rewanżu co zrobiłem...?! Co zrobiłem...? Zniszczyłem jej... Nie chcę... nie chcę... już dłużej krzywdzić...!

“. . . . . . . [#shy #kunoichi #hinata #hinatahyuga #pretty #cute #cool #kawaii #sad #happy #naruto #narutouzumaki #naruhina #sakura #anime #sasuke…”

  W głowie stanęło mu wspomnienie jej płaczących, perłowych kul, przez co poczuł jeszcze większy i bardziej palący ból. Była niewinna, więc dlaczego się na to zgodził? Żałował słów jakie jej powiedział.


Sasuke after he killed Itachi :(
  Teraz już płakał, choć nie sądził, że ma parę metrów dalej świadka o krwistych oczach. Nie wyczuł obecności osobnika, który po chwili zniknął, zostawiając młodego Uchihę samego.

  Hinata zamknęła za sobą drzwi i zdjęła lisią maskę z twarzy. Odwiesiła ciemny płaszcz i białą kamizelkę do szafki, którą zajmowała. Sprawa duchów dała jej to, czego aktualnie potrzebowała - wyciszenia. Przynajmniej dorosłym duszom potrafiła pomóc, gorzej miała się sprawa z dziećmi.
  Ostatnio zdarzają się morderstwa i porwania małych dzieci z pobliskich wsi, a nie łatwo było zlokalizować duszę dziecka, więc jej śledztwo spełzło na niczym. Pewnie niedługo będzie musiała się udać do którejś ze wsi, aby dokładnie przyjrzeć się sprawie, ale jeszcze nie teraz. Teraz uda się na cmentarz i porozmawia ze swoją zmarłą dawno teściową o ostatnich wydarzeniach.
  W takich chwilach była wdzięczna kobiecie z klanu Uchiha za rozmowy, choć martwa kobieta zbyt wiele nie mogła jej opowiedzieć to zawsze chętnie mówiła o swoich synach, gdy byli jeszcze młodsi, a Hinata lubiła słuchać. Pomimo tego, że uważała iż Mikoto powinna już dawno wrócić. Wciąż jednak nie usłyszała, co utrzymuje parę Uchihów nadal. Fugaku pragnął aby jego syn był dumą klanu, a Mikoto milczała na ten temat.
  Mijając zamknięte już sklepy dostrzegła Sakurę siedzącą pod ścianą zamkniętego baru. Różowowłosa miała podpuchnięte oczy, jak ona z rana, więc od razu podeszła do niej. Uklęknęła przed przyjaciółką i dotknęła jej ramienia. Od razu dostrzegła senny wyraz jej twarzy i poszturchała ją, budząc.
 - Hm...? Hina...
 - Tak, Sakura-san, to ja... Chodź, zaprowadzę cię do domu. - Przerzuciła ramię Sakury przez swoje.
 - Dlaczego...?
 - Bo ktoś może cię skrzywdzić. - Odparła, prowadząc Haruno.
 - Nie... Dlaczego on mnie nie chce...? Najmilsza... phi... nigdy na to nie patrzył... Zawsze siła i siła...
  Hinata słuchała żali zielonookiej, która ledwie poruszała teraz nogami. Muszę zgłosić Hokage, że sprzedają alkohol nieletnim!  - Zanotowała sobie w głowie, zmartwiona jednocześnie stanem dziewczyny. Hinata wiedziała o kim mówi Sakura, nikt nie był tak głuchy ani ślepy. Czuła jak owija ją poczucie winy.
 Zabrałaś jej miłość, Hinata-sama, jak się z tym czujesz, marna suczko z głównej gałęzi?
 - Hinata... Wybrał ciebie... - Szepnęła po raz kolejny, czując ból w klatce piersiowej. - Najsłabszą z Hyuugów... Najbrzydszą w klasie za czasów akademii... Nie dorastasz mi do pięt, a mimo to... Wybrał ciebie! - Popatrzyła z niedowierzaniem na różowowłosą, która się od niej odsunęła. - Mogłaś mieć każdego! KAŻDEGO! A wybrałaś jego! Jesteś podła, Hinata!
  Zachwiała się, a Hyuga, nie zrażona jej krzykami i słowami do jej osoby przytrzymała ją. Zaraz jednak jej pomocne dłonie zostały odepchnięte.

  Podobny obraz

 - Nie dotykaj mni-...
 - Czy właśnie dlatego chcesz stracić wszystkich wokół siebie?! - Oparła dziewczynę o ścianę, przytrzymując ją za koszulkę, tak, że nie mogła uciec. - Straciłaś Ino przez Sasuke, nawet jej nigdy nie przeprosiłaś! A teraz?! A teraz co?! Teraz chcesz odrzucić mnie, bo co!?! Zastanów się ile osób chcesz odepchnąć od siebie przez miłość do Sasuke! - Puściła dziewczynę, która opadła na kolana - Jesteśmy pod twoim domem. - Syknęła. - Wejdź do środka i przemyśl, co chcesz zrobić. I na miłość Kiyoshiego, wytrzeźwiej. Uczennica Hokage, kurwa mać.
  Sakura popatrzyła na Hyugę, która już odchodziła. Hinata nigdy nie przeklina, nie nadużywa przemocy, a teraz...? Jakby to nie była ona...
  Zebrała siebie i swoją godność, maszerując chwiejnie do mieszkania.
  Hinata szła w jedno miejsce. Do domu Sasuke. Potrzebowała go teraz. Tak bardzo go potrzebowała...


I tym akcentem zakończę dzisiejszy rozdzialik! Witajcie w maju! Przez resztę miesiąca raczej się nic nie pojawi (matura itesprawy), więc mam nadzieję, że zobaczymy się w czerwcu! Na razie~!


01 maja 2019

Rozdział 25: Unikat


  Tydzień później.
  Po mrozach nie było już śladu. Jakby zeszłotygodniowa pogoda zniknęła jak po dotknięciu magicznej różdżki! To bardzo ucieszyło pewną różowowłosą nastolatkę do tego stopnia, że z uśmiechem upięła włosy z wysoką kiteczkę.
  Sakura właśnie zmierzała do szpitala, aby zająć się swoją pracą, gdy zobaczyła trzech mężczyzn, którzy stali przed witryną sklepu jubilerskiego. Zdziwił ją ten widok, jej uwagę przykuł pewien czarnowłosy, który przyglądał się pięknym pierścionkom. Na jej ślicznej twarzy pojawił się rumieniec.
  Widziała bowiem na co patrzył Uchiha. Pierścionki zaręczynowe - czyżby myślał o kimś wyjątkowym? W końcu wrócił... Będzie mogła mu pomóc odbudować klan! Bo kto inny niż ona? W końcu była jego koleżanką z zespołu 7!
 - Uważam, że powinien być to diament. - Usłyszała czarujący, niski ton głosu należący do białowłosego samuraja, który trzymał jedną rękę na rękojeści katany. - Pasuje do każdej kobiety.
 - Ale komu ty chcesz się oświadczać?! - Krzyczał Naruto - Masz dopiero 17 lat, stary!
 - Jeśli kogoś kocha, to dlaczego nie?
 - Bo jest za młody!
 - Ależ to normalne. W mojej... wiosce. Jesteśmy sobie obiecywani od dnia narodzin.
 - Stary... To chore. Jak pedofilia, czy coś...
 - Nie, to zapewnia nam kontrolę nad rozrodem.
  Haruno jednak nie zwracała szczególnej uwagi na Osteme i Uzumakiego, jej cała uwaga została przykuta do Uchihy, który zdawał się ignorować wymianę zdań jego znajomych, choć jego mina raczej nie mówiła nic przychylnego.
 - Mówisz jak o jakiejś hodowli, czy coś!
 - Daleko od tego nie odbiegłeś. - Uśmiechnął się chłopak.
 - Ugh...
 - Możecie się zamknąć? Nie oświadczam się. - Syknął Sasuke - Nie mam komu.
  Sakura drgnęła i ukryła się za najbliższą ścianą, na tyle blisko, aby mogła usłyszeć swój obiekt westchnień.
 - Jak to? A Sakura-chan? Czeka na ciebie. - Zaczął Naruto, nie widziała go, ale słyszała doskonale.
 - Ona mnie nie interesuje.
 - Więc kto?! Sakura-chan jest słodka, miła, opiekuńcza, inteligentna i...
 - Czy to nie ta dziewczyna z gumowymi włosami? - Przechylił głowę w bok białowłosy. - Wydaje się być...
 - Nie przebieraj w słowach. Denerwująca. - Podpowiedział okrutnym tonem czarnooki
 - To nie tego słowa szukałem. - Zaśmiał się samuraj i uśmiechnął spokojnie - Sztuczna. Wydaje mi się strasznie sztuczna. Mówi jedno, ale jej myśli, co innego. Widzę w niej... Pustą lalkę.
 - Sakura nie jest...!
 - I nadużywa przemocy. - Dodał Sasuke. - Nie żeby ten kołek na to nie zasługiwał.
 - To prawda. Nawet gdy nie ma powodu. - Zgodził się Osteme
 - Dodajmy do tego jej wścibstwo. Jest drażniąca.
  Sakura czuła, jak osuwa się o ścianie. Więc tak myśli o mnie Sasuke-kun? - Zamrugała, aby pohamować łzy. Otarła je wierzchem dłoni i zaczęła biec. Poczuła się, jakby ktoś uderzył ją prosto w twarz. Jakby wyrwał jej serce z piersi... Miłość jej życia od najmłodszych lat...

  Przy jubilerskim Sasuke patrzył w miejscu, gdzie chwilę temu stała zielonooka. Zdawał sobie sprawę z jej obecności i z tego, że to co zrobił było poniekąd szczeniackie, ale to była jedynie szczerość. Uważał, że drażniącym jest to, że różowowłosa nastolatka goni za nim, jak pies za kiełbasą, nie licząc się z jego emocjami. Lubiła go tylko za wygląd, jak większość jego fanek.
  Naruto jeszcze długo na nich krzyczał, ale oni jedynie milczeli lub zbywali go kpiącymi uśmieszkami. Szybko zyskali od głośno-ustego shinobi ksywkę "Bliźniaki", mimo, że ich wygląd to jak porównanie dnia i nocy, ale przecież to już nie raz było mówione o Uzumakim i Uchiha. Może będą mieli wspólną ksywkę "Trojaczki" nadaną przez starszą część Konohy?
  Sasuke nie był szczery z Naruto, wolał nie afiszować się z zaręczynami z Hinatą, które miały się niebawem odbyć w rezydencji głównej Klanu Hyuuga. Miał się odbyć wtedy bankiet, więc nieuniknionym było to, że każdy członek rodziny dziewczyny się dowie, w tym jej kuzyn, siostra i Yasu. Uchiha się tego nie obawiał jednak, ale stale rozmyślał o jednym szczególe - pierścionku. To nie może być coś, co może mieć każda kobieta na świecie. Musi być tylko dla niej, idealny, unikatowy, niepowtarzalny, taki, który tylko ona będzie mogła nosić na palcu. Jednak skąd takie coś zdobyć?
  Leżał teraz na kanapie do góry brzuchem. Osteme opuścił go, gdy Ino złapała mężczyznę przed kwiaciarnią i zaciągnęła do swoich rodziców, a Naruto został w Ichiraku. Uchiha, nie mając chęci na nic ruszył do domu wtedy.
  Spojrzał na zdjęcie rodzinne, stojące na kominku, obok zaraz dostrzegł jeszcze fotografie z całym rookie 9 z czasu imprezy powitalnej parę miesięcy temu. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, gdy dostrzegł na zdjęciu swoją prawie narzeczoną, która rumieniąc się, przytulana była przez roześmianą od alkoholu Yasu. Kakashi stał za albinoską z jak zwykle spokojnym wyrazem twarzy. Sakura była po jego lewej i próbowała się zbliżyć, ale Naruto ich oddzielał. Na pozostałych się tak nie skupił, jak na Hinacie. Wydawała się bardziej komfortowo czuć, gdy miała na sobie bluzę od Kiby.
  Usiadł gwałtownie. Poczuł lekki zawrót głowy, a zawartość żołądka podskoczyła. Na łamiących się nogach pognał do łazienki, gdy je zwrócił. Łapał oddech, zanim znowu zacząć wymiotować. Czarne oczy były za osłoną z łez. Co do cholery? - Próbował skupić swój wzrok, aby widzieć wyraźnie, ale jedyne, co widział to zamglone pomieszczenie.
  Nagle znalazł się w ciemności. W pierwszej chwili pomyślał, że jest pod wpływem jakiegoś genjutsu, ale jego oczy nie mogły go oszukać. W drzwiach pokoju, zadziwiająco wyostrzona postać ubrana w eleganckie kimono. Zrobiła krok w stronę młodzieńca i złożyła na jego czole, czuły pocałunek. Unosząc jego dłoń, położyła na niej jakiś przedmiot. Wokół nich panowała cisza i mrok, a Uchiha nie był pewien, co się dzieje.
  Wtedy sceneria się zmieniła. Mikoto Uchiha odsunęła się od młodszego syna i uśmiechnęła znikając wraz z mgłą.
 - Co to było? - Zapytał, gdy odzyskał głos.
  Pomyślałby, że to jeden z koszmarów, które go nawiedzają, ale przedmiot w jego dłoni nadal był. Pierścień był dość skromny, zabrudzony przez ziemię częściowo, ale miał w sobie tajemnicze piękno. Otarł go z lekkim uśmiechem. Zastanawiało go to dziwne spotkanie, ale to... Ta rzecz, którą trzymał między palcem wskazującym, a kciukiem sprawiła, że poczuł... nostalgię.
   Wrócił ze szkoły dość szybko i zastał swoją matkę, zmywającą naczynia. Obok, na ściereczce spoczywał pierścionek z diamencikami. Skromny, z białego złota, białe diamenciki połyskiwały delikatnie w świetle. Drogie kamienie szlachetne układały się na całości, a po środku był większy, zabarwiony na kolor czerwieni u spodu, a u górze na biało - jak wachlarz klanu Uchiha, ich symbol.
   Usiadł przy stole i patrzył na biżuterię, którą po chwili założyła na palec jego rodzicielka.
 - Kaa-san... Czemu kobiety noszą pierścionki? To może być nieporęczne... I tata mówi, że ktoś może ukraść... Poza tym... to tylko ozdoba.
 - Pierścionek jest taką obietnicą, Sasu-chan. - Mikoto uśmiechnęła się i podeszła do swojego synka - Kiedyś będziesz miał żonę, zadbaj o to, aby była z tobą szczęśliwa. Chroń ją, kochaj... - Przymknęła na moment oczy. - Kobiety przywiązują wagę do uczuć, ale rzeczy materialne też mają znaczenie. Pierścień jest symbolem przywiązania, jest nakładany na palec serdeczny, aby umocnić więź między zakochanymi, to dlatego tak ważny jest dla mnie. To symbol miłości mojej i twojego taty. Kiedyś ty wręczysz go pewnej osobie.
 - Naprawdę? Komu?
 - Tej, którą pokochasz, Sasu-chan. Jest jakaś dziewczynka, którą lubisz?
 Mały Uchiha przyłożył dłoń do brody i pomyślał o swoich koleżankach z klasy. Skrzywił się, co zaowocowało śmiechem Mikoto.
 - Nie, kaachan. Dziewczyny są głupie, głośne i ciągle chcą mnie przytulać. - Warknął, odwracając wzrok ze złością! Jednak zaraz się zarumienił.
  Jego matce, jak większości, nie umknęło jej chwilowe wahanie syna. Poczuła ciepło rozchodzące się w jej sercu. Już nie mogła się doczekać, aż usłyszy o dziewczynce, która porwała serce jej synka.
 - Więc ktoś jest! - Uśmiechnęła się delikatnie, doskonale wiedząc, że jej mały chłopiec nigdy się nie przyzna, że kogoś lubi, ale! Ona na pewno odgadnie! - Czy to ta urocza dziewczynka z różowymi włosami?
 - Nie! Ona jest najbardziej denerwująca! 
 - A może córka Inoichiego, Ino-chan? - Przechyliła głowę z uśmiechem.
 - Nie! - Skrzyżował ramionka na klatce piersiowej, jak to ma w zwyczaju jej drogi mąż. - Nie lubię ich. Są głośne. 
 - Oh? Więc może ktoś cichy, jak Ten Ten-chan?
 Teraz miał wzrok w stylu "Nie rób sobie żartów, mamo!". Mikoto przyłożyła palec do brody i zamyśliła się, przypominając sobie każdą z dziewczynek z klasy jej synka, a nawet ze szkoły.
 - Hm... a może Hinata-chan? Córka cioci Hikari? 
Tutaj chłopiec spłonął rumieńcem i zamierzał uciec jak najszybciej z kuchni! Ale jego mama go złapała z uśmiechem.
 - Lubisz Hinatę, Sasu-chan? - Uklęknęła przed synem, sprawiając, że była na poziomie jego oczu, które unikały jej, ale przytaknął - Jest słodką dziewczynką.
 - T-tak... Oddała mi dzisiaj pomidory ze swojego bento... - Zgodził się, płonąc rumieńcem.
 - Oh! Jak miło! - Uśmiechnęła się szerzej. 
  Prawdę mówiąc cieszyłaby się z każdej dziewczynki, bo wiedziała, że kiedyś uczucia się zmieniają, ale chciała jak najlepiej dla swojego dziecka. 
 - Ale jest słaba! Więc... więc będę ją chronił!
 - Taka jest powinność prawdziwego mężczyzny, ochrona słabszych. - Przechyliła głowę na bok - Czy kiedyś dasz jej mój pierścionek?
 - Co? Ale to mamy. Od taty! - Sprzeciwił się.
 - Ten pierścień jest z nami od pokoleń, Sasuke. Każda żona głowy klanu Uchiha go nosi. 
 - Ale to Itachi jest spadkobiercą... Ja nie.
 - Ale wątpię, aby Ita-chan kiedykolwiek się ożenił! - Roześmiała się cicho - Więc na pewno trafi w twoje ręce. 
  Kiwnął głową, rozumiejąc poniekąd, co ma na myśli jego rodzicielka. Mikoto pogłaskała go czule po czuprynie.
 I trafił. Sasuke był zdziwiony tym, że tak szybko. Jakby ktoś zrzucił go na niego. Dosłownie. Wstał z podłogi, opierając się o zlew, zamykając oczy, aby pozbierać się po tej dziwnej dla niego sytuacji. Musiał się przygotować do pewnej ważnej dla niego - i nie tylko - uroczystości.

  Wieczór nastał szybko, a w klanie Hyuuga wrzało od plotek. Oczywiście nigdy nie opuszczą one murów rezydencji głównej, jak i bocznej gałęzi. Wszyscy byli zabiegani i zbytnio nikt nie wiedział, gdzie przebywa starsza córka Hiashiego. Ojciec dziewczyny koordynował ludzi, poczuwając się do roli głównego organizatora.
  Yasu właśnie przyozdabiała stoły kwiatami lilii z paprocią, gdy Hanabi dawała świece w stroiki. Wokół nich była biel, ale to wcale nie przeszkadzało. Uroczystości klanu Hyuga odbywały się poza rezydencją. Na wzgórzu stał budynek raczej dość nowoczesny, miał z jednej strony przeszklone okna, które zostały osłonięte półprzeźroczystymi firankami w kolorze bieli i jasno-czerwonymi kwiatami. Róże stały w wysokich, ozdobnych wazonach, a płatki zostały uprzątnięte. Stoły poustawiane zostały na kształt litery "U", w centrum którego stał stół dla najważniejszych osób tego wieczoru. Obok oczywiście miejsce dla rodzin, a dwa krzesła były bardziej ozdobione wieńcem z kwiatów róż na oparciach, oczywiście były na białym tle. Hirako pokaleczyła palce, splatając je w ozdobny wieniec, ale wiedziała, że było warto.
  Sasuke szedł w kierunku wzgórza, prowadzony przez babcie Hinaty, niósł parasol nad nimi, który wcześniej został mu wepchnięty przez staruszkę. Powodem było wcześniejsze słońce i jedna z niezrozumiałych dla niego tradycji klanu Hyuga.
Sasuke
 - A pierścionek kupił Hiashi. Wybrał najład-
 - Mam pierścionek dla mojej przyszłej żony. - Przerwał ostrym, zimnym tonem głosu, czując się oczywiście urażonym.
  Jakim byłby człowiekiem, gdyby nie było go stać na coś tak wyjątkowego? Zacisnął dłoń na czarnym pudełeczku, które niósł w drugiej ręce.
 - Oh. To dobrze, młodzieńcze.
 - Gdzie Hinata?
 - Modli się.
  Uchiha zmarszczył brwi. Nie wiedział, że jest tak religijną osobą, ale kolejny skrawek o niej był dla niego dość istotny. Nie wiedział dlaczego, ale wierzył w to, że im więcej czasu z nią spędza, im więcej o niej wie, tym staje się dziwnie silniejszy. Wiedziała o różnych dziwnych rzeczach i zastanawiał się nad pojawieniem pierścienia w tak dziwnych okolicznościach. Wytłumaczył sobie jednak, że to musiał być sen, a pierścień... sam nie wiedział.
  Wreszcie byli przed drzwiami, które zostały im otworzone. Zobaczył w kącie pokoju Nejiego, który rozmawia o czymś z albinoską, z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Zastanawiał się, czy wie, choć w sumie nie. Wtedy byłby wbity w ścianę czy coś.
  Hiashi podszedł do niego i skinął mu głową na powitanie z kamiennym wyrazem twarzy.
 - Uchiha. Czy jesteś gotowy na ceremonie?
 - Tak. - Nie była to odpowiedź, która by zadowoliła ojca dziewczyny, ale wiedział, że żadna by go nie zadowoliła.
  Hiashi skierował się na podest, a Hirako lekko klepnęła go w plecy, aby dać mu znak, że ma iść za staruchem, znaczy czcigodnym ojcem jego narzeczonej. Oddał jej tym samym parasol, ale szybko mu go odrzuciła, trafiając w głowę, przez co niektórzy z klanu Hyuga zachichotali, jednak i to zostało zgromione przez zirytowane spojrzenie Uchihy i głowy klanu.
  Głowa klanu wskazała czarnowłosemu pomieszczenie za lekkim wzniesieniem. Weszli do środka, a Uchiha dostrzegł trzy krzesła, stoliczek i na nim papiery... oraz nie otwartą butelkę z dziwnym, złotym płynem i dwie szklanki.
 - Nie ukrywam swojej niechęci do ciebie, Uchiha Sasuke. - Hyuga wskazał mu jedno z krzeseł. - Ale z jakiegoś powodu, moja córka wybrała ciebie. Będzie twoją żoną, nosiła twoje dzieci i wychowywała je. Masz ją chronić. Jednakże. Musimy zabezpieczyć jej byakugan pieczęcią.
 - Chyba cię popierdoliło. - Tej odpowiedzi nikt się nie spodziewał, a zwłaszcza nie Hiashi. - Nie zrobisz jej tego. Kurwa! To twoja córka!
 - Sam tego nie chcę. - Syknął. - Ale nie możemy ryzykować.
 - Pogięło cię. Ona potrafi o siebie zadbać, a ja mam zamiar ją chronić, rozumiesz? Nie zgadzam się na pieczęć.
  Hiashi przyłożył dłonie do skroni i wzniósł oczy ku sufitowi, jakby zadając pytanie dlaczego to ktoś tak toporny. Z drugiej strony się z nim zgadzał. Nie chciał krzywdy swojej córki, ale jakie miał wyjście?
 - Nie zrobicie jej tego. - Upierał się Sasuke.
 - Więc co? Co zrobisz, gdy ktoś wykradnie jej linie krwi?
 - Zabije tą osobę. - Cisza wypełniła pomieszczenie na twarde słowa z ust czarnowłosego.
 I kinda like Sasuke's angry face :P #sasuke #uchiha
  Hyuuga patrzył w te oczy. Te, które teraz są czerwone i wydawały się lśnić wręcz wściekłością. Uchiha popatrzył na papiery. Dostrzegł na nich dekret starszyzny i chwycił je, zanim Hiashi zdołał je mu zabrać. Skupił się i utworzył szybką pieczęć spalając je do popiołu.
 - Nie będę ci nic podpisywać i ona też nie. Ona jest Hyugą jeszcze przez parę lat, ale też Kiyoshi. - Nie był pewien czy to ma znaczenie, ale wahanie w spojrzeniu ojca dziewczyny go upewniło w tym, że jednak ma. Blefował dalej. - Będzie moją narzeczoną. Moim obowiązkiem jest ochrona jej. Od tamtej nocy. Nie zmienisz tego, staruchu, a ja prędzej skonam niż oddam ją komukolwiek. Rozumiesz?
  Hiashi patrzył na niego z wściekłością, jaką może odczuwać tylko ojciec, ale po chwili parsknął, zanim pokój nie wypełnił się serdecznym, o dziwo miękkim, radosnym śmiechem. To nieco zdziwiło Uchihę, ale mimo złości nie chciał mu przerywać. Głowa klanu wstała, dała dłoń na ramię Sasuke i skinął mu głową z aprobatą.

  Hinata natomiast spędzała czas wśród przodków. Klęczała przed nagrobkami w swoim azylu. Ubrana w eleganckie, białe kimono z długimi rękawami i wpatrywała się w granit z napisem "Harumi Kiyoshi-Hyuuga", to była pierwsza z klanu Kiyoshi, jej daleka krewna, ale czuła więź, która łączy ją z tamtym światem. Serce zabiło jej mocniej, gdy wyczuła, jak ktoś dotyka jej włosów, upiętych w kok, przyozdobiony kwiatową spinką.
  Łzy stworzyły własne ścieżki na jej policzkach, a ona nie mogła ich pohamować. Zaczęła łkać najciszej, jak tylko mogła. Bojąc się, że ktoś ją usłyszy lub zobaczy.
Naruto | Hinata
  Nie wiedziała już sama, co ma robić. Trzymała ją obietnica, ale dlaczego nie mogła jej złamać? Nie kochała Uchihy, można powiedzieć, że go lubiła, ale to nie była miłość. Kochała Uzumakiego, prawda? Więc czemu? Czemu nie potrafi zerwać zaręczyn? Przyłożyła dłonie do oczu, ukrywając twarz w nich. 
  Zawiał chłodniejszy wiatr.
 - Hinato. - Usłyszała zza siebie głos jej drogiego przyjaciela, Seishina.
 Szybko otarła łzy. Wiedziała, że miała pewnie czarne łzy od tuszu, ale z całych sił chciała to zamazać. Przecierała twarz, jak tylko mogła.
 - Shirou, ja...
  Białowłosy duch przysiadł do jej boku, bawiąc się maską, którą miał przy pierwszym spotkaniu z młodą dziewczyną.
 - Wiem... Boisz się. Ale... -  Urwał na moment - Wiem, że to boli... Ale czy tak nie będzie lepiej? Wszystko z czasem się ułoży. No już... Przestań płakać, bo pogarszasz tylko swój i tak tragiczny wygląd!
  Uśmiechnął się, a Hinata już wiedziała, że na swój sposób chce ją pocieszyć. Była mu za to wdzięczna i cieszyła się z tego, mimo że to nie zmniejszyło jej bólu.
 - H-hai... Arigatou. - Przegryzła usta i odetchnęła.
  Shirou pomyślał chwilę, zanim sięgnął i nałożył na jej twarz maskę. Zdziwiła się, ale ucieszyła z tego drobnego gestu.
 - Prezent od ducha i przyjaciela dla pani Kiyoshi. - Uśmiechnął się szerzej Shirou, sprawiając, że maska ducha stała się przy kontakcie z jej skórą widzialna dla wszystkich.
 - Dziękuje... tak bardzo... - Szeptała.
 - No już leć! Nie możesz się spóźnić, a maska ukryje nieco łzy.
  Skinęła głową wdzięczna za to, że Shirou to rozumie. Wyszła ze świątyni i skierowała się na wzgórze. Kiedyś w tym miejscu weźmie ślub, odbędzie się wesele i pewnie tam będzie nadawała imię swojemu i Sasuke dziecku. Zadrżały jej palce, gdy zacisnęła je w pięść. Otworzyła drzwi, a w pomieszczeniu nastała cisza.
  Hyuuga-Kiyoshi Hinata wkroczyła do pomieszczenia odważnym krokiem, a za nią, niewidocznie dla innych z jej krewnych Seishin. Kot siedzący na stole głównym zeskoczył i podszedł dumnie do niej. Ciemnowłosa dziewczyna skierowała się od razu do pokoju przy małej scenie i weszła do środka.
  Zamykając za sobą drzwi, wpuściła kota. Obróciła się, aby dostrzec najdziwniejszy w jej życiu widok. Uśmiechnięty Hiashi polał do szklanki Sasuke alkohol. Mam nadzieję, że go nie zatruł. - Szepnęła w myślach do siebie.
  Widziała, że ojciec krzywi się na widok maski, ale nic nie powiedział. Kocur wskoczył na stół i od razu poszedł do butelki z alkoholem. Sasuke został zgromiony wzrokiem, gdy chciał odgonić zwierzę. Sam także nie powiedział nic na maskę swojej przyszłej żony.
  Hinata skinęła im głową, skłaniając się obydwojgu z szacunkiem.
 - Otou-sama, Sasuke-san. - Przywitała się.
 - Hinato, dobrze, że jesteś. Już czas. - Wskazał jej krzesło obok Uchihy.
  Usiadła więc na nim, a czarnowłosy skinął jej głową na powitanie. Chwyciła za papier i przeczytała go. Była to jakby spisana obietnica z datą ich ślubu. Normalna procedura w jej klanie. Wcześniej jest podpisywana przez przyszłą parę, aby nie można było się tak łatwo wyplątać z ożenku. Nierozerwalna prawnie. Chwyciła za pióro i zamoczyła je w atramencie, podpisała je bez słowa. Odłożyła papiery i podała Sasuke pióro, ten przyjął je, a ich palce na moment złączyły się. Uchiha poczuł, jak jego dłoń przechodzi dziwne uczucie, gdy opuszki ich palców połączyły się w przypadkowym kontakcie. Nie potrafił tego nazwać, jakby uczucie spokoju, harmonii i... ciepła?
Hiashi popatrzył na odręczne pismo swojej córki. W jego sercu narodziło się uczucie beznadziei. Czuł, że przegrał jako ojciec. Hikari by mnie zruzgała... - Uśmiechnął się smutno i popatrzył na swoją córkę.
Jej twarz była ukryta za lisią, białą maską jak z karnawału, ale wiedział, że pod nią kryje się buźka tak bardzo podobna do jego żony, że mogłyby być bliźniaczkami. Hinata z roku na rok stawała się piękniejsza, a dodając do tego jej miękkie, ciepłe i przepełnione miłością serce. Żałował, że to Sasuke otrzyma rękę jego księżniczki, ale wiedział jednocześnie, że jeśli ktokolwiek ma ją ochronić to tylko on. Ufał jego sile, ale martwił się o bezpieczeństwo swojej córki.
Kocur o śnieżnej sierści wskoczył na papier i przytrzymał go łapą, mierząc złotym wzrokiem Uchihę.
 - Dbaj o moją uczennicę. - Odezwał się ludzkim głosem, a Hinata mało nie wyskoczyła ze skóry.
Uchiha zamrugał, to nie było dla niego nic dziwnego. W końcu psy Kakashiego też mówiły. Zmrużył jednak oczy, rozpoznając zwierzę. Chwycił je za skórę na karku i podniósł na swoją wysokość.
 - Byłem ochroniarzem kota! - Syknął.
 - Marnym, muszę ci powiedzieć! Nyaaah! Hina-chan! Ratuj swojego sensei! Co ty za faceta maaaasz? - Miauczał, próbując się wyrwać.
Hinata uwiesiła się na ręce Sasuke, chcąc uniemożliwić mu dalsze "krzywdzenie" jej mistrza.
 - Wyjaśnisz...? Jesteś uczennicą KOTA? - Nadał nacisk na ostatnie słowo.
 - Em... Tak... To Kiyoshi-sensei...
 - Uczysz się od kota. Czego? Jak myszy łapać?
 - Ty cholerny, mały bachorze! Puszczaj mnie! Puszczaj, a spiorę cię tak mocno, że....
Hiashi pokręcił głową rozdrażniony. Odchrząknął zwracając uwagę wszystkich obecnych w pokoju.
 - Wyjaśnicie to sobie po ceremonii. Czas już nastał. Uchiha, według  tradycji narzeczony ma zakryć się parasolem, gdy idzie w kierunku ludzi na podwyższenie, tłumaczę to tak prosto, jak się tylko da. - Syknął ostatnią część, jakby wątpiąc w inteligencje czarnowłosego. - Hinata wtedy pójdzie za tobą. Pamiętaj o zdjęciu maski, Hinato, a ty Uchiha masz odsunąć parasol. Wygłosicie swoją przysięgę przed sobą, wymienicie się pierścionkami. Zostanie wam podane czerwone wino, wzniesiecie toast i rozpocznie się przyjęcie.
Skoro tak wyglądają zaręczyny, to jak wygląda ceremonia zaślubin? - Przeszło przez myśl Sasuke, gdy położył kota na stole.
Kiyoshi wyszedł jako pierwszy, co zdziwiło szczerze Sasuke, bo spodziewał się, że to Hiashi będzie tym, który rozpocznie ceremonie. Popatrzył na swoją przyszłą narzeczoną z zastanowieniem.
 - Wciąż możemy zrezygnować. - Powiedział nagle.
  Hyuuga drgnęła, po czym pokręciła głową.
 - Iie. Nie możemy. - Szepnęła cichutko.
W głównym pomieszczeniu panowała cisza. Uchiha uchylił drzwi i zobaczył, że wzrok wszystkich był skupiony na dwóch postaciach na wcześniej widzianym przez niego podwyższeniu. Poczuł lekkie szarpnięcie za rękaw i otrzymał parasol od Hinaty, skinął jej głową i zaczął iść w kierunku sceny.
Wszedł na nią po schodkach i stanął obok swojego teścia.
 - ... Dzień ten jest nie tylko dniem zaręczyn mojej najstarszej córki, ale i dniem powrotu na kartach historii klanu Kiyoshich. - Po zebranych przebiegł szmer. - Od dnia dzisiejszego, dokładnie za 5 lat, Hinata Hyuuga-Kiyoshi, zostanie panią Uchiha.
  Ktoś w tłumie zemdlał, a po zebranych przebiegły wzburzone okrzyki. Neji omal nie wyskoczył ze skóry, Yasu stała zamrożona w szoku, a Hanabi z rozdziawioną jak ryba bez wody buzią. Jedynie babcia dziewcząt zaczęła klaskać i gwizdać z radości, przez co została upomniana przez swojego męża.
  Hinata zbliżyła się do sceny i stanęła naprzeciw Uchihy. Nieśmiało chwyciła jego parasol, złożyła go i z gracją położyła nieopodal. Sasuke z kolei zdjął z jej twarzy maskę, która w jego dłoniach lekko pękła, ale nikt z oddali nie mógł tego dostrzec. Położył ją obok parasola. Kiyoshi stanął między nimi, a ojciec dziewczyny podał im pudełka z pierścieniami.
  Kiyoshi rozbłysł dziwnym światłem, a jego postać stała się ludzka. Był tak blady jak najbielszy z pierwszych śniegów, włosy miał długi i tak samo blade, a może nawet bardziej, jak jego twarz, złote oczy idealnie współgrały z czarnymi jak heban rzęsami, prosty nos, idealnie wyrzeźbiona twarz i ciało. Klęczał nago, a jedna ze służek szybko zakryła go białym, zdobionym złotymi nićmi płaszczem, który zawiązał czarno-żółtym pasem.  Równie szybko zniknęła w tłumie innych Hyuugów.
  Uchiha nie dowierzał własnym oczom i myślał, że to sen. Z kolei jego narzeczona omal nie wyzionęła ducha!
  - Jam jest Kiyoshi, najstarszy z trójki, zapomniane Bóstwo, król Dusz. Swoją mocą, którą mam... a sam nie wiem skąd! Błogosławie wasz związek. - Położył jedną dłoń na ramię Sasuke, a drugie na ramię Hinaty.
  Sasuke poczuł lekkie pieczenie na palcach i niemal mógł zobaczyć pół-przeźroczystą czerwoną nić na jego palcu serdecznym, która ciągnie się w stronę palca Hinaty i łączy, splatając w supełek, a później w kokardkę. Jednocześnie dostrzegł, że inna nić, żółta jak słońce rozpada się na małe kawałki i znika, choć niewielka jej część pozostaje nadal na bladym, szczupłym palcu Hinaty. Nie wiedział dokąd prowadził, ale dostrzegając przeszklone oczy Hinaty i jej drżącą wargę mógł się domyślać, co uczyniło złote bóstwo.
  Poczuł gorycz i żółć w gardle. Z kolei Hinata czuła, jak jej miłość do Uzumakiego znika. A może już znikła i Kiyoshi-sensei pomógł mi tylko zapomnieć o tym...? - Szepnęła jedna z jej myśli, które broniły swojego cennego nauczyciela.
  Kiyoshi odsunął się od nich, mówiąc niezrozumiałe dla obecnych słowa i na powrót stał się kotem.
 - Niech te pierścienie umocnią wasz związek. - Hiashi podał Sasuke pudełko, które wcześniej przyniósł.
  Czarnowłosy chwycił w dwa palce pierścionek zaręczynowy i nasunął na odpowiedni palec, Hyuuga uczyniła to samo z drugim pierścieniem. Uchiha był wdzięczny za gust Hyuugi, która z kolei nosiła pierścionek jego drogiej matki, a on? Nie był pewien czyj, ale biżuteria była wykonana z czarnego złota, połyskiwała tajemniczo w świetle, a czerwony, mały rubin błyskał nieco złowrogim światłem. Był ledwie dostrzegalny, ale dość widoczny.
  Ojciec dziewczyny podał kielich nowemu synowi, a Kakashi znanej mu nieśmiałej dziewczynie (i jego przyszłej szwagierce! dop.aut.), normalnie robi to ojciec narzeczonego ale z racji braku ich... To Hatake został poproszony o pomoc przez babcię Hinaty. O dziwo początkowo Sasuke go nie dostrzegł w tłumie Hyugów, miał nadzieję, że nikt więcej się nie dowie o tym z racji i tak nieprzychylnych spojrzeń, choć z drugą myślą się uśmiechnął, że chętnie zrobi paru osobom na złość.
  Po upiciu łyku alkoholu, para odwróciła się przodem do publiki, unosząc razem kielichy i wznosząc toast, za jak najdłuższe szczęście razem.
  Wieczór mijał w cichych rozmowach i spokoju. Sasuke nie do końca chciał wierzyć, że ot tak pozwolono mu na ukradnięcie dziedziczki. Minął im cały właściwie, a nikt z obecnych nie zamierzał mówić o zaręczynach księżniczki Hyuuga z Uchihą. Świat miał milczeć, aż Uchiha nie odzyska reputacji, choć wiadomo będzie, że plotki się rozejdą, ale być może do tego czasu wszystko się ułoży.
  Sasuke siedział obok Hinaty, która rozmawiała cicho z Yasu. Utrzymywali, że to z powodu starego zwoju, bo kto by uwierzył w nagłą miłość? A że mieli bardziej przyjazne relacje po ostatniej misji, nie dziwiło to nikogo.
 - Więc jesteś teraz narzeczoną striptizera. Nie przeszkadza ci jego praca? - Albinoska uśmiechnęła się, opierając brodę na dłoni.
 - Yasu-nee! - Zaprotestowała Hinata, przez co dziewczyna się tylko parsknęła.
  Uchiha popatrzył na swojego sensei, który w milczeniu czytał książkę. Rozejrzał się po roześmianych twarzach Hyuugach, zwykle kamiennych teraz zauważył w nich coś czego jeszcze nie widział parę minut temu. Rozluźnienie. Jakby cały zgorzkniały, ponury, poważny klan gdzieś zniknął. Nie sądził, że to możliwe, a jednak!

~~

  Ino nie rozumiała dlaczego Yasu i Hinata odwołały spotkanie tak nagle. Zazwyczaj tak nie robią, ale zrozumiała, że to musi być coś bardzo ważnego. Teraz przygotowywała ryż na patelni, aby zjeść nocną przekąskę, gdy do kuchni wszedł Osteme.
  Był w samych spodniach i wycierał swoje włosy ręcznikiem. Przyjrzała mu się uważnie, dostrzegając liczne blizny, stare i świeże. Cięcia, podpalenia, siniaki. Na jego plecach, ramionach, klatce piersiowej, a nawet na brzuchu. Dostrzegła też dziwny symbol na obojczyku, początkowo wydawało jej się, że to jakieś przekleństwo, jak u Sasuke, ale wtedy dostrzegła coś innego.
 - To znak rodowy. - Wyjaśnił nagle, wyrywając ją z chwilowego letargu.
 - Ha?
 - W wieku lat dwunastu przechodzimy szkolenie i po zdaniu go otrzymujemy symbol rodu. - Uśmiechnął się, wycierając włosy ręcznikiem, który chwilę temu spoczywał na jego muskularnych ramionach.
 - Jaka jest twoja rodzina? - Blondynka uśmiechnęła się lekko.
  Była szczerze ciekawa historią samuraja. Sama kiedyś marzyła po cichu o tym, aby odejść i podróżować po świecie, pomagając ludziom, ale te marzenia szybko prysły w zderzeniu z ponurą rzeczywistością.
 - Hm... Pochodzę z dość... kontrowersyjnej rodziny. Często się kłócimy... Od odejścia matki tak było... - Westchnął - Ale mam nadzieję, że kiedyś będzie lepiej.
  Wolała nie dopytywać go na razie o te blizny, wiedząc doskonale, że w jego przypadku nie może działać pochopnie. Wydawał się tajemniczy, ale czuła się przy nim dziwnie spokojna, opanowana, pewna siebie. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale tak było.
 - A co z tobą? Poznałem już twoją mamę. To dobra i mądra kobieta.
 - Wiem... Mimo, że pochodzi z prostego ludu. Po ojcu odziedziczyłam zdolności... Kocham ich, ale czasem mam ich dość.
 - Rozumiem... Sam czasem wolałbym nie mieć rodziny. - Wyznał, popijając wodę z kranu zamiast za pomocą szklanki.
  Kropelki wody popłynęły po jego brodzie, tworząc ścieżkę i spływając nieco po szyi, po klatce piersiowej, aż wchłonęły się w skórę jego nagiego torsu. Odwróciła wzrok na patelnię, udając, że gotująca się kolacja jest ciekawsza od seksownego, dorosłego mężczyzny przed nią.
  Osteme oparł się o blat.
 - Pokroisz warzywa? - Zadała to pytanie, przerywając chwilową ciszę.
  Błękitnooki skinął głową i się tym zajął.
 - Co myślisz o Konoha? - Zagadała znowu.
 - To spokojna wioska. Jest... miła. Uwielbiam jej harmonie, ale jest w niej coś, co przyciąga. - Syknął cicho, gdy ukroił nożem kawałek skóry na palcu.
  Ino poczuła lekkie pieczenie na swojej ręce, ale stwierdziła, że to pewnie od oleju, który mógł na nią chlapnąć, gdy patrzyła na rannego.
 - Co za niezdara. - Stwierdziła błękitnooka, łapiąc go za dłoń i przemywając lekko, podmuchała na rękę. - Nie będzie źle...
 - Skaleczyłaś się...? - Popatrzył na jej palce z rozszerzonymi oczami.
  Ino dostrzegła teraz lekką sznytkę na nich i nieco się zdziwiła, jednak machnęła lekceważąco ręką.
 - Musiałam się zadrapać czy coś... A twoja wioska? Jaka jest?
 - Kiedyś była potęgą, pięknem i symbolem pokoju. Jednakże... wszystko się zmieniło. - Posmętniał, patrząc przez okno.
  Yamanaka nie przerywała mu, wpatrzona w jego zamyślony wzrok. Gdzieś czuła, że nie może go wypytywać, jednak to była część jej zadania. Musiała je wypełnić. Usłyszała skwierczenie i szybko zdjęła patelnie, nałożyła na dwa talerze ryżu z warzywami i podała mu pałeczki.
 Patrzył na nie dłuższą chwilę, zanim zasiedli do posiłku. Ino mówiła o swojej rodzinie, przyjaciółkach i zaczęła temat Sakury, jedząc posiłek, gdy dostrzegła, że Osteme nie ruszył swojego.
 - Nie potrafię korzystać z pałeczek... - Przyznał się, odwracając zawstydzony wzrok.
 - Oh, to nic prostszego!
  Nachyliła się lekko nad stołem i pomogła mu je poprawnie ustawić, jednakże nawet to nie pomogło. Yamanaka roześmiała się na wszelkie próby białowłosego, który z kolei zaczął wbijać pałeczki w warzywka. Doskonale wiedziała, że jej ojciec już patrzyłby na niego, jak na jakiegoś przestępce!
  Wieczór spędziła na śmianiu się z Osteme i jego umiejętności spożywania żywności za pomocą pałeczek, dowiadując się kolejnej rzeczy, której postanowiła nie wpisywać do swojego raportu.



Uwielbiam liczby typu 1, 5, 10, 15, 20, 25, 30, 35... Itd., dlaczego? Bo wyglądają tak  PEŁNIE! Wiecie, co mam na myśli nie? Nie? Nie? *^* W każdym razie to już 25 rozdział, uwierzycie? Może tym razem dotrwam do dłużej niż do 30?! No ja mam nadzieje, bo w głowie pełno pomysłów, a z każdym rozdziałem coraz więcej i więcej! Cieszę się, że są ktosie, którzy to czytają :) I mam nadzieję, że mimo tego, że nasza parka miała jakieś trzy interakcje w animcu to jej szybko nie opuścicie ;^; No ja na pewno nie zamierzam!
  Miałam go wstawić wcześniej, ale nie miałam za bardzo czasu! Jakbyście dostrzegli jakieś nietypowe, niedokończone zdania to byłabym wdzięczna za pomoc w odszukaniu ich! ;)