06 lipca 2019

Rozdział 28: Nowa technika


  Siedział na miękkim łóżku Hinaty, trzymając ją w ramionach, trzęsła się długo i łkała żałośnie, a łzy wsiąknęły w materiał jego koszuli. Coraz bardziej bał się o jej życie, choć sam do końca nie był pewien dlaczego. Czy to z powodu obietnicy? Tak, to bardzo możliwe. A może po prostu chce chronić ten mały promyczek słońca rozszarpywany przez ciemność, w którą została zrzucona przez swoje własne dziedzictwo?
  Przypomniał mu się wieczór, w którym znalazł ją w deszczu przed jego mieszkaniem.
   Obudził go upiorny chłód. Jakby ktoś zacisnął dłonie na jego sercu, zamieniając w lód. Usiadł momentalnie na łóżku i coś kazało mu wręcz iść do drzwi. Nie zerkając przez wizjer zdawał sobie sprawę, że stoi tam znajoma persona.
  Uchylił drzwi i zobaczył Hyugę z podkrążonymi, czerwonymi oczami. Włosy miała potargane i wyglądała, jakby tu biegła, gubiąc po drodze sandały.
  Już otwierał usta, aby cokolwiek powiedzieć, zapytać co się stało, ale jedyne co otrzymał to siarczysty cios w policzek otwartą dłonią. Rozszerzył swoje mroczne oczy, patrząc na ścianę z zaskoczeniem.
 - Ty cholerny, okropny, skurwysyniały, nie obrażając Mikoto-sama, zły człowieku! - Wzięła głębszy oddech, rumieniąc się z powodu przekleństw jakich użyła. - Ty wiesz, że ona cię kocha! Wiesz to i mimo to... Zgodziłeś się! Jak... jak mogłeś... Byłbyś z nią szczęśliwy! Ona tego pragnie! Gdybyś nie był kostką lodu to...! - Z każdym słowem wbijała palec wskazujący w jego pierś.
  Patrzył na jej wodniste oczy, gdy krzyczała. Chwycił jej nadgarstek wreszcie i przypiął kobietę do ściany, próbowała się wyszarpać i zadać mu cios lewą ręką, ale ją także unieruchomił i przytrzymał. Krzyczała, gdy nie mogła się wyrwać z jego silnych dłoni.
 - Jesteś jak oni. Nie obchodzi cię to, co JA czuję! Chcecie mnie ZMUSIĆ do kochania Sakury. Aby ONA była szczęśliwa. Nie widzisz, że jej nie kocham? Nie wiążę z nią przyszłości, a wszyscy wokół nagadują jaka nie jest wspaniała, silna i piękna. Jest. Jest, ale nie dla mnie. - Uspokoiła się i milczała. - Wszyscy oczekujecie ode mnie, że porzucę zemstę, że będę szczęśliwy, będąc wsiowym dupkiem. - Wziął oddech. - Czego tu chcesz? Drzeć się na mnie? Bić mnie? Tylko po to przyszłaś tu w nocy?
  Milczała zawstydzona, zdając sobie sprawę, że to co zrobiła było tym, co ludzie robili jej na każdym kroku. Stawiali wymagania, nie patrząc na jej uczucia, a gdy im nie mogła podołać krzyczeli. Opuściła głowę ze wstydem.
 - Przepraszam... - Wymamrotała.
 - Phi. Czego tu szukasz? - Poluźnił uścisk na jej rękach, jednocześnie zdając sobie sprawę, że je zacisnął.
 - Ja... Spotkałam Sakurę i... ona i ja... chyba się pokłóciłyśmy... Nie chciałam wracać do domu... i jestem tu...
 - Hm. Dlaczego tu?
 - Sama nie wiem... Chcę... chyba cię... potrzebuje... - Zarumieniła się. 
 - Teraz to przyznajesz? - Przechylił głowę z drwiącym uśmieszkiem.
  Zastanawiało go, jak łatwo zauważa swoje błędy i jak szybko rozumie jej osobę. Dziewczyna przed nim była dla niego zagadką, którą chciał rozwiązać. Oczywiście wiedział, że to chwila. Sakura widocznie nie zrozumiała tego, co powiedział jej jakiś czas temu i odbiło się to na Hinacie, czego rzecz jasna nie chciał.
 - ... To był mój błąd! Wybacz! Więcej go już nie popełnię! - Syknęła i znów poruszała dłońmi, chcąc się wydostać. - Puścisz mnie wreszcie?
 - Hm. Daj mi chwilę. - Udawał, że się zamyślił. - Nie. 
 - Sasuke! - Warknęła już zła, uroczo marszcząc przy tym brwi i ściągając usta w dół.
 - Hinata! - Pojawił się u niego cień uśmiechu, gdy rozbawiały go jej reakcje. - Możemy tak całą noc, ale nie wiem, czy chcesz ją spędzić ze mną. - Wbił w nią mroczne spojrzenie.
   Zachłysnęła się powietrzem, widząc jego wzrok. Był tak dziwny. Jak u Yasu, która widzi filiżankę herbaty po długiej misji.
 - Nie ugryzę cię, hime. - Przechylił głowę ku jej uchu. - Chyba... - Nachylił się ku niemu, a ona sapnęła. - że tego... chcesz. 
 - S-sas-uke... - wymamrotała, czując zawroty głowy i że zaraz zemdleje. - P-przestań.
  Odsunął się.
 - Wyjaśnimy sobie coś. Nie pokocham Sakury, jest dla mnie, jak młodsza, upierdliwa nieco siostra. Koleżanka z zespołu. To, że nie umie sobie poradzić z odrzuceniem nie jest moją, ani twoją winą. Z czasem się do tego przyzwyczai.
  Jej duże oczy patrzyły w jego, a po chwili skinęła głową. Nie zostałay u niego na noc. Porozmawiali jeszcze chwilę o zachowaniu Sakury i odprowadził ją do domu, dając jej swoje buty, aby nie pokaleczyła sobie stóp.

  Yasu patrzyła na swoją dobraną siostrę w ramionach Uchihy i odetchnęła cichutko.
 - Może ty mi powiesz. CO się do cholery stało?
 - Hinata... ma depresję, Sasuke. - Sięgnęła do szafki i wywaliła parę zwojów z niej, wyciągając przy tym czarną butelkę z jakimś czerwonym płynem.
  Było to wino, które ukradły z rodzinnej piwnicy na dzień sprowadzenia Yasu do Konohy, aby po świętować trochę w tajemnicy przed ojcem dziewczyny.
 - Od jak dawna?
 - Nie wiem... Nie chwali się tym. Teraz jest... gorzej. Jest delikatna, ale... bardzo ją boli, że nie może pomóc wszystkim duszom, że nie jest wystarczająco dobra. A niedługo... Eh... Ciężar Kiyoshich, sam wiesz. Prócz niej nie ma nikogo, jak u ciebie z Uchihami. Ona musi wybierać za Kiyoshiego członków swojego klanu, ale to się równa z nauką, a ona sama nie wie co ma robić, czy wybierze właściwą osobę? To ją dobija. A do tego ten pajac Uzumaki. Pha! Kiyoshi nieco ją... z nim rozłączył. Z tego, co mi opowiedziała. - Upiła łyk z butelki. - Sama nie wie, gdzie ma ręce włożyć, a jeszcze na nią naciskają zewsząd. Klan, Hokage, ja... Kiyoshi, dusze... wszyscy! Nawet ty!
 - Ja...?
 - Ma być twoim inkubatorem. Dla klanu przyszłą głową klanu. Dla Hokage szansą, aby wyjaśnić stare zbrodnie. Znajdź jedną osobę, która nic od niej nie chce. Jedną.
 - Ty. - Odparł beznamiętnie.
  Wypowiedzenie tych słów nie było dla niej łatwe, ale wiedział, że to jedyne wyjście.
 - Mylisz się. Chcę od niej tego, aby przestała. Chcę, aby uciekła z Konohy gdzieś, gdzie nikt nie wie o jej umiejętnościach. Gdzieś, gdzie jej wspaniały klan nie położy na niej łap. - Zbliżyła się do niego, popatrzyła na swoją siostrę w jego ramionach.
  Yasu chwiała się na swoich nogach z powodu alkoholu. Przymknęła karmazynowe oczy i upiła łyk z prawie pustej butelki, po czym zamknęła ją i włożyła do szafki, ukrywając za ubraniami.
 - Zrób coś dla niej. I odejdź z Hiną, jeśli ci na niej zależy.
  Sasuke patrzył za oddalającą się białowłosą, po czym na Hinatę. Musi z nią odejść, ale wie, że ta będzie się opierała, bo kocha swoją zapyziałą wioskę i ludzi tutaj bardziej niż własne zdrowie. Zdaje sobie sprawę, że to, co się z nią dzieje jest złe i potrzeba drastycznych kroków, których ona nie postawi.
  Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, rozmyślając nad słowami białowłosej.


  Zakapturzona postać przemierzała lasy w poszukiwaniu pewnej ukrytej w liściach wioski. Rozłożyła starą mapę, która wyglądała na bardzo cenną i... starą. Wręcz przestarzałą.
 - Nosz cholercia. - Syknęła, rozglądając się. - Chie-kurna-sama mogła dać mi coś, co nie ma pół wieku!
  Spojrzeniem bystrych niebieskich oczu starała się w świetle lampy naftowej rozpoznać stare znaczki i legendy, na nic to. Kobieta zawsze miała problemy z lokalizacją swoją na mapie. Usiadła pod drzewem i zdjęła maskę z kocimi uszkami i podparła się plecami o szorstki dąb. Postawiła obok siebie lampę i jeszcze raz sprawdziła pieczęć na zwoju.
  Nienaruszona. Zapieczętowana przez Azurę i Chie, wzywająca księżniczkę klanu Hyuga na arenę. Uważała to za zbędne. Po prostu wolała, aby to wybrańcy wysłali trochę swej mocy do drugiego świata, aby go wzmocnić.
 - Co za bezsens. - Westchnęła i nagle usłyszała warkot.
  Warczenie cienia. Wstrzymała oddech, zaciskając dłonie i, jak najostrożniej mogła, wyciągnęła ostry nożyk z kabury na udzie. Był piękny, jakby z drogiego szkła, ostry. Wystarczy jedno cięcie w odpowiednim miejscu i się wykrwawiasz. I na tym jej zależało. Na krwi.
 - Ne! Co to za paskuda? Ej! Zrób z tym coś! - Usłyszała irytujący ton głosu - Mój miecz na to nie działa!
  Z kimś rozmawiał. Cień musiał ich zaatakować.
 - Ludzie nie mogą ich widzieć. - Syknęła, biegnąc do nich.
  Przecież to nielogiczne. Czyżby cienie zaczęły rosnąć w siłę? Z jakiego powodu? Były niebezpieczne już bez tego level up'u!
  Przecięła wzdłuż swojego nadgarstka do łokcia na obu rękach i wytworzyła podłużne ostrza ze swej krwi. Umocniły się i wyglądała teraz jak postać z horroru. Miecze zamiast dłoni. Przedłużenie jej.
 - Chie. Sangue. Ombra. Luce! - Wykrzyczała, wychodząc z krzaków. Wskazała na karykaturalną postać jednym z ostrzy po czym przejechała sobie krwawym ostrzem po szyi, skąd wypłynęła cieniutka stróżka czerwonego płynu. - Mam serio kiepski wieczór. - Roześmiała się, zbliżając, pół okiem zerkając na tamtych.
  Obaj mieli na sobie czarne płaszcze z czerwonymi chmurkami. Pewnie należą do jakiejś sekty! Jak nie zaatakują nic im nie zrobię. - Przeszło jej przez myśl. Jeden przypominał jej rekina, a drugi wydawał się ukryty pod cieniem słomianego kapelusza. Jak podróżny samuraj czy coś.
 - Ej! Lalka! Uważaj! To jest niebezpieczne! - Teraz dostrzegła, że noga rekina jest pokryta czarną substancją i pochłania ciało.
 - Jeszcze mi tego brakowało. - Burknęła pod nosem. Popatrzyła na cienia. - Słuchaj, stary! Śpieszy mi się, jestem głodna, przemarznięta, a na pięcie mam odcisk wielkości tyłka słonia, więc radzę ci stąd spadać! - Warczenie i rozdziawienie paszczy utwierdziło ją w przekonaniu, że cień nie jest w nastroju do negocjacji.
  Pokręciła głową, co miało znaczyć jedynie "Sam tego chciałeś". Skupiła się na krwi wokół szyi, tworząc przy tym coś na wzór maski tlenowej i rzuciła się na postać, przecinając ją na pół. Walka nie była trudna dla niej, a wystarczył przecież jeden ruch. Dla niej, osoby wykwalifikowanej do zabijania. Sztuka skrytobójstwa czy prostego morderstwa była jej zbyt znana.
  Cień zawarczał po raz kolejny, szykując się do ataku. Jednak nie był dość zwinny, za brakło mu tego. Kobieta wykonując piruet, przecięła stworzenie. Czarna krew obryzgała jej twarz i zaczęła ulatywać po kontakcie z jej cerą w ciemno szarym dymie.
 - Łoł... - Wymsknęło się rekinowi. - Jak to zrobiłaś?
  Podeszła do nich ostrożnie. Krwawe ostrza zaczęły się roztapiać jak sople lodu.
 - Zaatakowały was? Dotknęły? - Stała parę kroków dalej. Może z pięć.
 Towarzysz rekina patrzył w oczy kobiety. Jego zdaniem wyglądała inaczej niż większość znanych mu kobiet. Jej ubiór nie wskazywał jednak na pierwszy rzut oka na prostą wieśniaczkę. Jednak teraz był w stanie przyjrzeć się jej dokładniej. Krótkie spodenki, opinająca się czarna bluzka, prosty narzucony niedbale płaszcz i kilka pasów z kaburami. Na dłoniach nosiła ciemne rękawiczki bez palców, a na nogach czarne długie buty z zapięciem jak do paska. Jego bystre oczy były pewne, że w nich też ma ukryte ostrze. Na boku twarzy nosiła białą maskę z kocimi uszkami, a błękitne włosy upięte zostały w wysoką kitkę.
 - Ta, ale nie mogliśmy ich zranić. - Odparł ranny, patrząc na swoją nogę, która wydawała się teraz lśnić od czarnej mazi.
 - Bo nie macie takich umiejętności. Chodźcie ze mną. - Zaczęła iść w stronę jej znaną, z której przyszła.
  Czarnowłosy i rekin nie wahali się. Wydawali się ufać młodej kobiecie. Niebieskowłosa poprowadziła ich do miejsca, gdzie wypoczywała i klęknęła przy plecaku. Wyciągnęła z niego różne kolorowe fiolki oraz miseczkę. Zaczęła w niej mieszać niebieski płyn z zielonym, aby po chwili dodać do mieszanki swoją ciemno-czerwoną krew, aż maź przeszła z jasnego błękitu w czerń.
 - Usiądź. - Wskazała mu upadłe drzewo.
 - Jesteś alchemiczką? - Po raz pierwszy wypowiedział jakiekolwiek słowo w jej stronę czarnowłosy shinobi.
 - Hm? Tak, można tak to nazwać. A wy? Podróżnicy? - Przemieszała jeszcze maź, aż powoli zmętniała.
 - Tak, szukamy kogoś.
 - Rozumiem. - Wylała substancję na nogę, która zaczęła się spieniać i przechodzić przez różne barwy od czerni aż po biel.
  Mężczyźni patrzyli na to z niemałym podziwem. Nie wiedzieli, jakie zagrożenie mogłoby przynieść zostawienie tego samemu sobie. Aiwa je znała. Pamiętała dzień, w którym miała do czynienia z zakażonym przez cienia.
  Miałam wtedy zaledwie trzynaście lat. Byłam już protegowaną Chie-sensei... Na jednej z wypraw z nią, gdy dotarliśmy do slumsów wioski deszczu. Było to straszne. Ludzie umierali z głodu, a cienie miały swoją pożywkę. Zwykły pijus został zainfekowany przez cienia, który zainteresował się jego umierającym na zawał przyjacielem. Mogliśmy go uratować, ale Chie pragnęła, abym zobaczyła na własne oczy czym jest cień, jak niebezpieczny jest. Mężczyzna został czymś w rodzaju zgnilaka. Tam, gdzie pokrywała go czerń cienia rozpoczął się proces gnilny. Cień się żywił jego duszą, a ciało chorowało. Powolna, bolesna śmierć. - Przepłukała wodą resztki mazi i sprawdziła nogę. Nie było spodni w tamtym miejscu, zostały wyżarte przez czerń, ale na szczęście zdążyła. - Pamiętam, jak zła byłam na Chie za to, że nie pomogłyśmy tej osobie. W końcu obiecała mi, że będę niosła pomoc, a niosłam śmierć i zniszczenie. Lub gorzej. Nic nie niosłam. Tylko obserwowałam. Teraz to rozumiem. Chciała mi pokazać i nauczyć bolesnym sposobem.
  Chie pragnęła, aby jej uczennica-wybranka była idealną. Wykształciła ją na silną wojowniczkę i sprytną medyczkę. Ukazała jej świat energii, czakram, ziół i leków, jak i trucizn. Idealność, doskonałość - tego oczekiwała i to dostała. Rany, blizny na rękach, nogach, brzuchu - to wszystko było z powodu treningów.
 - Ło... Dzięki!
 - Wydajesz się znać te stwory.
 - Znam to za dużo powiedziane. Potrafię z nimi się mierzyć. - Wstała, zakładając plecak na ramiona. - Ale nie mogę wam powiedzieć nic więcej.
 - Co? Czemu?! - Rekin wstał chwiejnie.
 - Nie znam was nawet.
 - To czemu nam pomogłaś? - Spokojny mężczyzna skrzyżował ramiona na piersiach.
  Żyłka na czole Aiwy wydawała się bardziej widoczna. Dziewczyna zgrzytnęła zębami i założyła ręce na biodra.
 - Ah! Zapamiętam, że jak już was kiedyś spotkam to nie udzielać mam wam pomocy!
  Wychodzi na to, że jestem niewdzięczny. - Stwierdził w myślach mężczyzna i skłonił się z szacunkiem kobiecie.
 - Wybacz. Nie to miałem na myśli, ale już... mało jej osób, które pomagają bezinteresownie.
 - A okej... W każdym razie. Jakbyś miał problemy z podobnymi stworzeniami to... masz. - Wyciągnęła z jednej kabury sztylet. - Raczej wiesz, jak korzystać z broni. Wystarczy, że będzie kropelka twojej krwi i powiesz moje imię od tyłu. Wtedy przybędę. Na razie... Polecam wam używać szałwii. To dobra ochrona przed złymi duchami.
  Mówiła szybko i mężczyźni musieli wytężyć słuch, aby ją zrozumieć. Co było nie lada wyczynem, ale im się udało. Nim zdążyli ją zatrzymać ta już uciekła, krzycząc przez ramię "Uważajcie na siebie!".
 - Ne, Itachi, co to było?
 - Nie mam pojęcia. - Pokręcił głową starszy z rodu Uchiha - Ale to nie nasza misja.
 - Masz rację. - I ruszyli w swoją stronę.
  To dziwne spotkanie miało być początkiem czegoś niezwykłego, ale nikt nie mógł się spodziewać czego.

  Hinata obudziła się sama w swoim łóżku, przykryta kołdrą. Rozejrzała się wokół i dostrzegła, że jest u siebie w pokoju. Wtedy dostrzegła karteczkę na szafce nocnej, sięgnęła do niej i od razu rozpoznała eleganckie pismo pewnej głośnej blondwłosej dziewczyny.
 "Cześć, Hina! Pamiętasz, jak mówiłaś, że możesz mi pomóc? Chciałabym parę farb, aby odmalować pokój w sypialni, bo wyblakł strasznie! Jeśli masz czas i siły to chętnie wykorzystam twoją pomoc! Dzisiaj po południu może babskie wyjście? - I. Yamanaka" - Przeczytała cicho i uśmiechnęła się.
  Znają ją zbyt dobrze, a teraz mimo zmęczenia potrzebuje oderwania się, a co jest lepszego od pomocy przyjaciółce? 
  Chwyciła ręcznik, ubrania i pomknęła do łazienki.

  Osteme medytował w salonie przy dużym oknie, gdy Ino krzątała się, zmiatając kurze. Był późny poranek, a oboje byli już na nogach. Białowłosy chętnie pomógł Ino w przestawieniu ostatnich mebli, aby ze spokojem mogła odmalować pokój.
 - Wybrałaś już kolor, Ino-san? - Zapytał, otwierając jedno oko, aby na nią spojrzeć.
  Yamanaka zaskoczona jego głębokim głosem zleciała ze stołka, prawie obijając sobie cztery litery, gdyby nie szybki refleks samuraja. Trzymał ją w swoich silnych ramionach, a ich bliskość zaowocowała rumieńcem młodej dziewczyny.
 - C-co ty sobie wyobrażasz?! - Syknęła, odsuwając się i wstając, jak najszybciej - Mógłbyś pomyśleć lub coś!
  Błękitnooka ze znakomitego klanu Yamanaka nie wiedziała, co się z nią dzieje. Normalnie cieszyłaby się z zainteresowania przystojnego mężczyzny, ale teraz? Było to dla niej dziwne, jakieś jednocześnie naturalne, ale i... intrygujące. Czuć bliskość jego ciała, ciepło jego samego i to obezwładniające zmysły spojrzenie oczu błękitu. Był hipnotyzujący, miała wrażenie, że utonie w ich jasnej barwie.
 - Wybacz. Nie chciałem cię wystraszyć. - Posmutniał, a blondynka poczuła, jak uderza w nią poczucie winy.
 - W porządku... Zareagowałam... źle. Jako kunoichi powinnam być bardziej... odporna. Ja również przepraszam.
  Klęczeli tak przed sobą parę chwil, aż nastąpiła cisza. Nie była niewygodna, a kojąca, co było jeszcze bardziej zaskakująca.
 - Jeśli zechcesz mogę cię potrenować.
 - Serio? Pokażesz mi to, czego się nauczyłeś w podróżach? Myślałam, że samurajowie chronią swoich tajemnic!
 - Powiedzmy, że jestem dość nowoczesnym samurajem. I chętnie przyjmę cię jako uczennicę, ale muszę cię ostrzec, że jestem wymagającym i surowym nauczycielem.
 - Oh, chętnie się dowiem, czy w każdym przedmiocie. - Puściła mu zalotnie oczko.
  Nie spodziewała się, że ktoś może mieć bardziej uroczy rumieniec od jej nieśmiałej przyjaciółki, dopóki nie poznała wstydliwej formy Osteme.
  Na szczęście wybawienie nadeszło wraz z pukaniem do drzwi. Yamanaka podeszła otworzyć, widząc w nich Uchihę.
 - Sasuke-kun? - Przechyliła głowę ze zdziwieniem.
 - Jest Osteme? Obiecał mi trening. - Od razu zaczął Uchiha.
 - Oooo Tobie też?! A to ci żigolo. - Roześmiała się. - Wejdź.
  Skorzystał z oferty Yamanaki, a w drzwiach do salonu dostrzegł długowłosego. "Żigolo", jak określiła go Ino skinął mu na powitanie głową. Ubrany w tradycyjną hakamę wydawał się zrelaksowany.
 - Mnie pierwszemu proponowałeś trening.
 - Oh. Ale tak szybko? Nie spodziewałem się. - Uśmiechnął się. - Mogę was oboje razem potrenować, jeśli jesteście gotowi.
 - Jesteśmy! - Odparła energiczna blondynka, wznosząc pięść ku górze z entuzjazmem.
 - Świetnie. Przebierz się wygodnie i ruszamy. - Skinął im głową i skierował się do kuchni, pakując jego zdaniem potrzebne jedzenie i napoje.
 - To nie piknik. - Zaczął Uchiha, stając w drzwiach.
  Ino w tym czasie postanowiła się przebrać, więc nie ingerowała w poczynania mężczyzn. Wolała zostawić dwóch samców alfa samych sobie.
 - Nie, ale to będzie wam potrzebne. Jak się trzymasz? Czuję, że coś jest nie tak.
 - Można... tak powiedzieć. - Odetchnął. - Coś zepsułem. I nie wiem, czy potrafię to naprawić.
  Osteme popatrzył na swojego przyjaciela ze zrozumieniem. Podszedł do niego i położył dłoń na jego ramieniu.
 - W tym rzecz, Sasuke-kun, że nie wszystko da się naprawić. Jak szklanka, która dzisiaj wypadła mi z rąk. Skleiłem ją, ale przecieka przez nią woda i najpewniej trzeba będzie ją wyrzucić. Nie, nie mówię, abyś wyrzucił problem, ale abyś spróbował go naprawić. Gdybaniem pogarsza się sprawę, a kto wie? Może osoba, którą myślisz, że skrzywdziłeś nie chowa urazy?
  Słowa samuraja mają głęboką wartość i Uchiha wiedział to. Nie wydawał się wiele starszy od niego, ale wyczuwał w nim mądrość, doświadczenie i jakiś smutek, którego nie potrafił zrozumieć. Osteme zdołał szybko nazwać przyjacielem, choć sam nie sądził dlaczego. Może to jego łatwość w nawiązywaniu relacji, albo właśnie ta dziwna aura?
 - Jestem! - Ino stanęła przy nim w kuchni. - Oh! Dostaniemy nawet przekąski?
 - Dobry posiłek jest pierwszym krokiem ku perfekcji. - Uśmiechnął się delikatnie białowłosy, gdy zamykał właśnie ostatnie bento.
 - Więc idziemy!
 - Hai.
  I ruszyli w kierunku pól treningowych.

  Właśnie na polach treningowych w cieniach drzew walczyły dwie młode kobiety. Mężczyzna w masce patrzył na nie jakby od niechcenia znad książki. Kakashi sam nie był pewien, jak udało tym dwóm Hyuugom przekonać go do obserwacji ich treningu.
  Może to ciekawość, bo wspominały o czymś "niesamowitym", co "koniecznie" musi zobaczyć na własne oczy? Tak, to najpewniej to.
 - Ugh, znów mam ci zabrać książkę? - Zauważył jednak nad sobą cień, który osłaniał mu treść pomarańczowego dzieła.
 - Yasu, proszę. Przecież was obserwuje.
 - Nie skupiasz się. - Założyła ramiona na piersiach, a Kakashi walczył z sobą, aby na nie nie rzucić okiem.
  Hinata westchnęła cicho za plecami siostry. Ona sama nie sądziła, aby odpowiedzialnym było mówienie komukolwiek o tym, czego się nauczyły jakiś czas temu podczas jednego z wielu treningów.
  - Dobrze. - Skwitował, zamykając i chowając książkę w kieszeni kurtki. - Co macie mi do pokazania?
  Wskazała mu ruchem głowy gałąź i niemym rozkazem nakazała udanie się na nie. Nie opierał się i zaufał albinosce. Gdy tylko znalazł się na drzewie Yasu stanęła obok Hinaty.
  Chwyciły się za ręce i wzniosły je ku górze, wolnymi zaczęły wykonywać pieczęci Yasu lodu, a Hinata błyskawicy. Skierowały złączone dłonie naprzód i wystrzeliła z nich potężna fala lodu, którą oplatały właśnie pioruny. Kakashi rozszerzył oczy z niedowierzania. W życiu nie przypuszczał, że połączenie dwóch innych jutsu może mieć jakikolwiek efekt. A teraz? Teraz miał to przed oczami.
  Obserwował każdą technikę, jaką mu prezentowały z zapartym tchem. Woda i błyskawica, błyskawica z ogniem czy też ta co wcześniej.
 - Po co... mi to pokazałyście? - Zapytał, gdy podawał im wodę z koszyka.
 - Bo... Jesteśmy ciekawe czy z innymi żywiołami się tak da. - Upiła potężny łyk Hinata, gdy Yasu zabrała głos.
 - I chcecie mnie tego nauczyć?
 - Dokładnie! - Odparły razem.
 - Kim bym był, gdybym odmówił? Wchodzę w to.

  Wieczór. Był już wieczór! A oni ledwie mogli stać! Ino padła na kolana wycieńczona treningiem, a Sasuke oparł się o drzewo, łapiąc oddech. Myślał, że ciężki trening miał pod okiem Orochimaru, ale to było nic w porównaniu z tym, co zafundował im Osteme. Najpierw okrążenia, walka na wodzie, jutsu, techniki ich klanów, a na koniec nauka fechtunku!
  Wtedy usłyszał śmiech z oddali i dostrzegł swoją narzeczoną w towarzystwie siostry i swojego sensei.
 Wybawienie! - Przyszła do niego myśl, gdy zaczęła mu machać z uśmiechem nawet szczęśliwszym niż wcześniej.
 - Ino-chan! Sasuke-kun! - Przywitała się, zbliżając.
 - Ohayou, Hinata-sama! - Osteme pomachał jej z uśmiechem.
 - Oh, wy też macie trening? - Yasu stanęła obok siostry.
  I wtedy Osteme wyglądał, jakby go sparaliżowało, ale zaraz to ukrył za maską uśmiechu i kiwając głową zgodził się.
 - Idziemy na ramen, chcecie iść z nami? - Hatake stanął przy swoim zmarnowanym uczniu.
 - Hai! - Krzyknęła dwójka w zgodzie, zanim Varuluf mógł się sprzeciwić.
  I chcąc nie chcąc ruszyli paczką do Ichiraku.
 - Ino-chan, a propos naszego spotkania...
 - Nie, błagam, nie malowanie. Ledwie podnoszę pałeczki! - Zawyła Ino, gdy zasiadła do stołu.
 - Nie przesadzaj... - Osteme chwycił miskę z jedzeniem i z trudem zaczął zajadać.
 - Nie przesadzam! Jak mówiłeś, że jesteś surowy to nie myślałam, że aż tak!
 - Hah. No wiesz. Ostrzegałem. - Uśmiechnął się z triumfem, gdy udało mu się chwycić kluska pałeczkami.
 - To prawda.
  Hinata popatrzyła na nich badawczo z uśmiechem tajemnicy. Jakby już coś wiedziała, albo podejrzewała, że coś wokół nich się kroi. Popatrzyła porozumiewawczo na siostrę, która z kolei żywo rozmawiała z Kakashim na temat nowej techniki, której chciałaby z nim spróbować.
 Miłość faktycznie rośnie wokół nas. Czy to przychodzi po prostu z wiekiem? - Zastanowiła się, jedząc. I nawet jej wspaniały byakugan nie dostrzegł ciemnych kul wpatrzonych w nią.

  Dziewczyna w masce z kocimi uszami stanęła przed główną bramą wioski liścia z wielkim uśmiechem. Dumna z tego, że wreszcie dotarła na miejsce w tak krótkim czasie, mimo przeciwności wcześniejszych i paru zbójów, którzy stanęli jej na drodze.
  Myślami jednak wracała do czarnookiego mężczyzny, jakby nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdzieś go już spotkała bądź jeszcze kiedyś spotka.
  Nie skupiając się na tym, podała strażnikom dokumenty, uprawniające ją do wejścia do wioski i po przejściu paru pytań przeszła. Teraz jej celem było odnalezienie wybranki Kiyoshiego.

  Łohooo! Dawno mnie tu nie było, co? ^^ Ale jestem z nieco spóźnionym rozdziałem dla was!
  Mam nadzieję, że się na mnie z tego powodu nie gniewacie ^^" 
  I rzecz jasna pozdrawiam was cieplutko! Jak możecie zauważyć przychodzą nowe pytania, ale część się też wyjaśnia! No cóż! Do następnego rozdziału~!

 





2 komentarze:

  1. Siemanko! Jestem tu nowa, ale wystarczył mi 1 dzień, aby pochłonąć cały twój blog 😍 Rany, to jest coś niebywałego masz ogromny talent i piszesz w taki fajny sposób kurde fabuła jest ciekawa i nie opiera się na samym romansie (którego i tak można by było dać trochę więcej xD) ale no kurcze wszystko jest tak fajnie dopasowane, nie ma żadnych niewiadomych, relacja Sasuke z Hinatą jest taka naturalna, nie wymuszona jak w większości opowiadań, no kurde czekam z niecierpliwością na więcej! Pozdrawiam i życzę duuużo weny!

    PS. Widzę że byłaś tu nie tak dawno wiec mam nadzieje ze szybciutko wrócisz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Miło mi poznać nową czytelniczkę! :)
      Ostatnio dużo się działo, ale rozdział kolejny pojawi się dzisiaj lub jutro ^^"
      Bardzo mi miło, że podoba Ci się ta trochę "schizowa" historyjka haha!
      Co do scen romantycznych zawsze miałam z nimi problemy! Zazwyczaj jest tak, że mam pomysły na związek, ale gorzej do niego doprowadzić
      Pozdrawiam cieplutko! ;)

      Usuń