Wieczorne Spacery I
~~Konoha
Świergot ptaków wyrwał czarnowłosego ze snu. Spojrzał przez okno, z którego przedzierały się nieśmiało promienie słoneczne. Pierwsze dni wiosny były co prawda pochmurne, ale teraz miał wrażenie, że obudził się w środku lata.
Wstał z łóżka, rozglądając się po swoim pokoju. Wciąż dziwnie było zobaczyć tak urządzony pokój. Jego łóżko było czymś co mu się spodobało od razu. Nie była to sama mata tatami, jak w większości domów. Właściwie ich nienawidził, miał długie nogi przez co było mu niewygodnie wstawać, a rozwiązanie było aż zbyt proste i wygodne. Podwyższona podłoga. Tylko tam gdzie jest materac, dzięki temu nie było upierdliwego skrzypienia i mógł dobrze zacząć dzień.
Ciemno-szare ściany dały co prawda trochę mroku, ale białe meble idealnie z nimi współgrały. W ścianie naprzeciw jego łóżka była biblioteczka wypełniona książkami i zwojami, oczywiście znalazł się tam jakiś liściasty chwast. Obok zaraz znalazła się komoda, gdzie dostrzegł równo poukładane w kosteczkę ubrania. Dodatkowym meblem w kącie pokoju przy oknie był duży fotel ze stojącą lampą. Przy królewskim łóżku stały dwie półki nocne na obu stały te same liściaste roślinki z lampami. Gdzieniegdzie wisiały także obrazy gór, kwiatów wiśni, ale znalazł też jeden, który szczególnie go zainteresował - smoka z ośmioma głowami i ogonami, który przepływa przez oszalałe od burzy niebo. Ktokolwiek urządzał pokój wiedział, że lubi elegancje i nowoczesne rozwiązania.
Mimo, że wątpił, aby utrzymał rośliny przy życiu dłużej niż miesiąc. Nie miał ręki do kwiatów, a jedynym co przeżyło u niego pod opieką był kaktus, dopóki nie usechł.
Przetarł rękami oczy i ziewnął. Postanowił pójść dzisiaj do Hyuugi i podziękować jej za to, co zrobiła. Teraz wszystko ułożyło się dla niego w logiczną całość. Misja od Hokage, dotycząca przeniesienia dokumentów rodziny Hyuuga i czemu Hokage napierała, aby nie było go aż tydzień. Spokojnie mógł załatwić to w jeden dzień.
Skierował się do łazienki po zebraniu ubrań. Czas rozpocząć ten dzień, a co jest lepszego od małej przebieżki?
Dla Hinaty była to modlitwa za przodków. Klęczała przed grobami i zmawiała modlitwę. Prosiła o długie życie, szczęście i miłość dla chorych, biednych i samotnych. Poczuła czyjąś chłodną dłoń na ramieniu, odwróciła w jego kierunku wzrok i uśmiechnęła się słabo.
- Ohayou, hime. - Ciepły ton głosu Shirou odbił się echem w skromnej świątyni.
- Hej, Seishin-kun. - Odpowiedziała szeptem.
- Dlaczego się tyle modlisz? Twoje poprzedniczki tego nie robiły...
- Naprawdę? Pamiętam, że mama często się modliła.
- Więc... chcesz być jak twoja matka? - Przechylił głowę, gdy klękał obok niej.
- Nie chcę umierać, jeśli o to pytasz. - Odparła z chłodem, poprawiając śnieżne kimono.
- Czy dzisiaj wieczorem też idziesz na schadzkę?
- Jak zawsze, Seishin-kun... - Westchnęła smętnie.
Początkowo cieszyła się, że mogła pomagać swojej wiosce i duszą, które nie mogły zaznać ukojenia. Jednak z czasem zaczęło być to męczące. Gdy wieczorami jej przyjaciółki wychodziły na przyjęcia, nocowania czy randki ona musiała iść do podziemi i wysłuchiwać duchów, które opowiadały o przyczynach swojej śmierci, bólu... Często były zagubione, przerażone i w szoku. Bolało ją zjawisko samego odejścia, bo kilku z nich znała osobiście. Byli dobrymi ludźmi, ale właśnie tacy znikają najwcześniej. Śmierć zrywa najpiękniejsze kwiaty.
- A może zrobisz sobie dzisiaj wolne? - Uśmiechnął się zachęcająco.
- Przerwę od bycia Kiyoshi...? Wątpię, aby było to możliwe.
- Wiesz o czym mówię. Porozmawiam z Hokage i...
- Shirou. Ty nie żyjesz. Bez mojej obecności nie będziesz mógł z nikim porozmawiać! Nikt cię nawet nie usłyszy, nie zda sobie sprawy z twojej obecności. Jesteś martwy. - Przerwała mu ostro.
Przez twarz mężczyzny przebiegło zaskoczenie i smutek, ale te dwie emocje zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Zmrużył oczy w złości, a Hinata poczuła mrożący chłód z jego osoby.
- Powinieneś odejść. Zaznać już ukojenia. Wiesz o tym... Wiesz, co może ci się stać. A jednak zostajesz!
Bała się o swojego przyjaciela. Cienie są złymi duchami, które polują w stadach na te dobre - te nieskalane - i je pożerają, przez co nabierają na sile.
- Hmpf. Przynajmniej żyję po śmierci. Ty umierasz za życia. - Po tych słowach zniknął.
Hyuuga poczuła ból w klatce piersiowej i kujące łzy w perłowych oczach.
~~Las
Yamanaka Ino przebiegała przez lasek. Zanosiła leki do pobliskiej wioski, gdzie wybuchła groźna epidemia, a dzięki szczepionkom mogli zmniejszyć ryzyko zgonów. Na szczęście nie musiała zostawać tam długo, bo na miejscu był już lekarz. Była tam tylko jako kurier. Była to nocna misja, więc ranną porą mogła spokojnie wracać.
Teraz wracała do Konohy, gdy natknęła się na grupę przedziwnych stworzeń. Wyciągnęła kunai, spodziewając się ataku i obserwowała ich z gałęzi drzewa.
Były to ogromne wilki, które okrążały ciało białowłosej postaci. Drgnęła i rzuciła na nie trzema sześcioramiennymi shuriken. Odskoczyły od ciała, korzystając z tej okazji skoczyła przed postać, wykonała odpowiednie pieczęci i przyłożyła dłonie do ziemi.
- Doton: Renga no jutsu. - Ściana z ziemi skutecznie osłoniła ich przed kolejnym atakiem.
Ino skorzystała z okazji i zerknęła na postać. Zauważyła rany szarpane i kute na jego ciele. Wykrwawiał się. Sprawa była przegrana już z góry. Wiedziała to, ale nie mogła zostawić bezbronnej osoby samej sobie. Nie wiedziała kim jest osobnik, ale wiedziała, co jej to przypomina. Jej dwie drogie przyjaciółki, które kiedyś miały zbyt podobne doświadczenie.
" Skup się, Ino! Musisz się skupić! " - Krzyczała do siebie w myślach. Ponad ścianą ziemi w tym momencie wyskoczyły cztery postaci. Cztery czarne humanoidalne wilki. Ogromne, z ostrymi szponami i z pianą toczącą się z pyska. Leciały prosto na nią, a ona czuła dziwny strach. Jedna jej część chciała brać nogi za pas, ale ta druga kazała jej stać. Stała nie z powodu strachu, ale z powodu osoby za jej plecami. Jeśli ona się ruszy dla człowieka za nią będzie to koniec. Nie mogła na to pozwolić. Nie tylko jako medyk, ale i jako ninja.
Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła zniknął w nich strach. Mocnym kopnięciem odrzuciła jednego z wrogów. Jedną ręką wyciągnęła już ostry kunai i rzuciła w kolejną postać. Musi walczyć, aby uratować tego człowieka. Słyszała o atakach na podróżnych, ale jeszcze nigdy się z nim nie spotkała. W rozmowach mówiła, że nie boi się przerośniętych piesków... Teraz zaczęła, ale nie da się tak łatwo pokonać.
~~Konoha
Yasu rozpoczęła swój dzień od wyciągnięcia Kakashiego z domu na spacer z psem. Podczas gdy ona biegała na przedzie ze szczeniakiem, siwowłosy szedł ze spokojnym uśmiechem.
- Uważaj. - Ostrzegł, gdy prawie wpadła na jakieś spóźnione do akademii dziecko.
- E... Ta, ta! Chodź! Pójdziemy do księgarni!
- Ciaf! Ciaf! - Zawtórował jej psiak, gdy skakał między jego nogami.
- Aż tak chcesz odkupić mi książkę? Wiesz, że nie musisz... - Przechylił głowę w bok z szerszym uśmiechem.
- Muszę. - Odparła z determinacją.
Już otwierał usta, aby odpowiedzieć jej, że wcale nic nie musi, ale przerwał mu leniwy ton głosu.
- Sensei? - Odwrócił głowę, zerkając na najleniwszego studenta, który wyszedł z akademii.
- Shikamaru. Witaj. Zmierzasz do Kurenai i jej szkraba?
- Tak, urodziła w nocy. A wy....? Jesteście na randce? - Na jego usta wpełzł leniwy uśmieszek, gdy zobaczył krwisty rumieniec na policzkach albinoski.
Oboje wyglądali teraz na zakłopotanych całą sytuacją ku uciesze cienistego ninja. Geniusz uśmiechnął się tym szerzej, gdy zaczęli się mieszać w wypowiedziach.
- B-bardzo śmieszne, Shika-chan. Kakashi i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi!
- To prawda. A Yasu-chan wisi mi książkę. - Nara mógł się założyć, że pod maską Hatake jest rumieniec.
- Tak się teraz nazywa randkowanie...? - Uniósł brew, zerknął na psa między nimi i uśmiechnął się. - I macie już dziecko.
- To nie jest...!
Parsknął śmiechem i zaczął iść w sobie znanym kierunku.
- Miłej zabawy!
Yasu i Kakashi stali jeszcze chwilę nie wiedząc, co mają sobie powiedzieć. Cała ta sytuacja była dla nich niezręczna. Yasu nie czuła się tak pewnie, jak chwilę temu. Czy to dlatego, że młody geniusz powiedział to, co chciała aby się stało? Kakashi natomiast czuł się nieco... zawiedziony, choć sam do końca nie potrafił powiedzieć dlaczego.
- T-to... idziemy do księgarni? - Przeklęła się za jąkanie w myślach.
- Hm... Jasne. Nie mogę się doczekać naszej wcale-nie-randki. - Uśmiechnął się zza maski.
Wyciągnęła trzy igły z kabury. Zacisnęła na nich drżące ręce i szykowała się do obrony. Szybko jak błyskawica ktoś stanął przed nią. Wodospad długich białych włosów osłonił jej widoczność. Kosmyki białych włosów połaskotały ją po nosie. Czuła ten dziwny zapach krwi zmieszany z zapachem cynamonu z jaśminem, jej pierwszą myślą było wspomnienie o pewnej albinosce...
- Ludzie... są... warci ocalenia. - Warknęła osoba przed nią.
- C-co...? Jak ty...! - Obejrzała się za siebie, ale zobaczyła tam tylko kałuże krwi.
Postać wstała, mimo krwawiących ran. Trzask łamanych kości i skamlenie ją obudziło z chwilowego zamroczenia. Białowłosy kopnął w jednego wilka, posyłając go na korę drzewa. Drugiego uderzył mocno w szczękę, sprawiając, że ta zwisała, a on turlał się po trawie, wyjąc z bólu. Trzeci zdołał go dosięgnąć, gryząc w ramię to w tym momencie blondynka rzuciła swoją bronią w jego głowę, trafiając idealnie.
- Uciekaj stąd! Musisz zanieść wiadomość o lykan-... - Odwrócił do niej głowę, ale czwarty w tym czasie się na niego rzucił.
Ino dostrzegła jego oczy. Były koloru złota tak czystego, że zastanawiała się przez moment, czy jest to prawdziwy kolor.
- Uważaj! - Krzyknęła, tworząc nowe pieczęci.
Przez chwilę nieuwagi nieznajomy został uwięziony między ziemią, a rozszalałym zwierzęciem.
- Kurw... - Syknął, trzymając wilka obiema rękoma za pysk.
Wilk leżał nad nim i próbował przegryźć tętnice szyjną. Człowiek coraz bardziej i bardziej się wykrwawiał, ale wiedział, że musi przeżyć i jedynie ta wola go utrzymywała przy życiu. Błękitnooka skończyła z pieczęcią i jej ciało padło nieprzytomne na trawę.
Jej dusza znalazła się w ciele wilka nad mężczyzną o białych włosach. W ciele wilka zeskoczyła z niego i rzuciła na pozostałe. Postanowiła wykorzystać ostre zęby i zakrwawione szpony. Poczuła w sobie dziwną moc. Krew w jej żyłach zawrzała. Dziwna satysfakcja uderzyła w jej duszę, gdy szponami przejechała o pysk drugiego zwierzęcia. Czuła, że to niebezpieczne, że to złe... ale nie mogła się wycofać.
Chciała więcej,widziała więcej,
czuła więcej!
- Jesteś... człowiekiem! Wynoś się! - Krzyknęła jej myśl nieznanym głosem i w tym momencie znalazła się w swoim ciele. Usiadła, łapiąc oddech. Rozejrzała się i prawie pisnęła. Wszędzie była krew. Więcej krwi. Popatrzyła na swoje dłonie, na nich nie było. Zwierzęta leżały martwe, poza jednym, który biegł w przeciwnym do niej kierunku.
Klęczała, dysząc ciężko w desperackiej próbie łapania oddechu. Mocno bijące serce, a krew jeszcze parzyła w jej żyłach. Czuła mocne zawroty głowy, ale to było jak uzależniające uczucie... Chciała znów to poczuć, ale... wiedziała, że było w tym coś... złego. Mrocznego.
- Co to było...? - Zapytała samej siebie i wtedy usłyszała jęk bólu.
Stanęła na równe nogi i mimo drżenia podbiegła do mężczyzny.
~~Konoha
Uchiha stał przed bramą do majątku Hyuuga i poczuł się dziwnie nerwowy. Strażnicy przed bramą obserwowali go tymi upiornymi oczami. Nie wiedział dlaczego czuje się tak... nie pewny. Przecież już tu był. Co może być nie tak?
- Panna Hyuuga nie może teraz podejść. Prosi się pana Uchihę o odejście. - Służący z białymi oczami patrzył na niego nieprzychylnie.
- Co?
- Panna Hyuuga ni-...
- Słyszałem! Co ona robi niby?! Wącha sobie kwiatki, włosy układa?! - Czuł pieczenie od sharingana w oczach.
W tym czasie dwóch strażników stanęło w pozycjach obronnych, a przy oczach służącego nabrzmiały żyły. Byli gotowi do obrony majątku.
- To już nie twoja sprawa, panie UCHIHA. - Wypluł jego imię jeden ze strażników.
- Otóż jest to mo-...
- Uchiha. - W bramie obok strażnika stanął długowłosy Hyuuga, strażnik Hinaty, we własnej osobie. - Czego tu chcesz?
Sasuke popatrzył najpierw na strażników, dezaktywując swój limit krwi.
- Przyszedłem do Hyuugi.
- Której? - Neji przechylił głowę w bok z rozbawieniem.
- Wiesz której. Twojej kuzynki.
- Mam właściwie trzy. Którą masz na myśli? - Jego usta wygięły się w złośliwym uśmieszku.
- ... Hinata. Chcę z nią mówić.
- Ona najwidoczniej nie chce. Zaakceptuj jej decyzje. Jest zajętą osobą i nie ma czasu na takich jak ty. Zostaw ją w spokoju. Wystarczy, że prawie każdą misję z tobą spędza.
" Niedługo będzie spędzała całe życie, dupku. " - Warknął w myślach.
- Neji-baka. - Hanabi stała z wiklinowym koszyczkiem w rękach. - Idziesz z nami, czy nie?
- Idę.
Sasuke popatrzył na mini-Hyuugę, która obdarzyła go spojrzeniem mówiącym "Jesteś gównem", które oczywiście jej zwrócił. Jedno spotkanie z "genialną" młodszą córeczką Hiashiego wystarczyło, aby tak o niej myślał.
- Oneechan zaraz do nas dołączy. Rozmawia z rodzicami Hirotaki. - Zwróciła się do kuzyna, poprawiając koszyk. - Czego tu chcesz, Uchiha?
- Już niczego. - Odwarknął Neji, widocznie zły, że Hanabi udzieliła jakiejkolwiek informacji Sasuke.
Brązowowłosa wzruszyła ramionami i skinęła Sasuke w prawo, wyglądało to jak tik nerwowy.
- Tsa. Niczego. Powiedzcie Hinacie, że chcę z nią pogadać wieczorem. - I odszedł z rękami w kieszeniach.
Gdy zniknął z oczu dwóm Hyuugom, Neji odetchnął z ulgą, a Hanabi zaśmiała się.
- Co jest? Co cię bawi?
- Jesteś jak pies ogrodnika. Chodź. Hinata dołączy do nas, tak mówiła. - I odeszli w kierunku strumienia, aby w spokoju zjeść przygotowany lunch.
Sasuke postanowił nie naruszać prywatności Hinaty do samego końca. Przynajmniej przez dwie minuty. Później przeskoczył przez mur i wdrapał się do okna jej sypialni. Przymknął okno i obniżył swój poziom chakry. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy to ilość roślin. W kącie pokoju, na szafkach, a także na półce nad łóżkiem. Później książki porozwalane na podłodze i wielka biblioteczka oraz specjalnie zamawiana półka na zwoje. Zdjęcia porozwieszane na ścianie przy łóżku oraz jedno rodzinne stojące na półce z kwiatami. Dostrzegł na tej półce także osobne zdjęcie przewieszone czarną wstążką. Nie mógł jednak dostrzec dokładnej postaci poza tym, że ma atramentowe włosy.
- C-co ty tu robisz?! - Usłyszał zaskoczony głos Hinaty, gdy szybko zamknęła drzwi.
- Przyszedłem do ciebie.
Zrobił krok w jej stronę. Zauważył podpuchnięte, czerwone oczy, które przecierała rękawem.
" Płakała. Dlaczego? " - Patrzył na nią podejrzliwie, zastanawiając się kto mógł ją skrzywdzić.
- Nie mogłeś normalnie? Musiałeś się włamywać?! Mój ojciec będzie zły, jeśli zobaczy cię ze mną w pokoju! - Syknęła ostatnią część, przecierając oczy.
- Strażnicy mnie nie wpuścili. Mówili, że jesteś zajęta. Co ci się stało? - Stał teraz przed nią.
Pokręciła głową i uśmiechnęła się słabo.
- Nic takiego, Sasuke-san. Powinieneś iść. Muszę iść do mojej imouto i Neji-nii.
- Tsk! Widzę, że płakałaś. Dlaczego? Chcę wiedzieć!
Drgnęła na jego podniesiony ton głosu i cofnęła się, zaciskając usta w wąską linię. Uchiha pokręcił głową, wiedząc już, że daleko tak nie zajdzie.
- To... Nic takiego. Naprawdę. Idź już. Tata będzie zły, gdy Cię tu zobaczy. - Przegryzła dolną wargę, obawiając się gniewu swojego ojca.
Sasuke zmrużył oczy poirytowany, minął ją i usiadł na parapecie.
- Nie wyjdę stąd póki nie zgodzisz się na randkę dzisiaj wieczorem. - Skrzyżował ramiona na piersi, obserwując jej reakcję.
- N-nie możesz mnie tak szantażować, Sas-...
- Hinata? Co robisz jeszcze w domu? Twoja siostra i Neji już wyszli. - Za drzwiami stał nikt inny jak powód strachu Hinaty, jej dziadek. Ojciec jej zmarłej matki, który przez lata woli ukrywać się w ciemnościach.
Mężczyzna był nazywany tchórzem przez większość swojego życia. Stracił jedno oko podczas misji. Widział tylko na lewe, a i z niego mógł korzystać z byakugana. Od tego czasu nie wychodził na misje, ani w ogóle z rezydencji. Dziwnym było, że w ogóle opuścił swoją sypialnię. Hinata bała się bardziej o jego zdrowie i samopoczucie niż o to, co sobie pomyśli na widok mężczyzny w jej pokoju. Jej dziadek był kochający, pomagał jej i to on nauczył ją robić wianki z kwiatów, a gdy była jeszcze małą dziewczynką czytała mu z ksiąg. Większość osób z klanu wolała unikać starca lub posyłać mu spojrzenie pełne pogardy, bo w końcu... tylko dlatego, że oddał ich krew w ręce wroga był wedle nich kimś nic nie wartym. Mówi się, że lord Hiashi pozwolił mu żyć tylko dlatego, że jego wtedy jeszcze żywa żona go przebłagała.
- C-chciałam z-zabrać koc! Za chwilę... Będę szła! - Miała nadzieję, że ta wymówka wystarczy.
- Nie każ im długo czekać. Sam też się wybieram. Pójdę z Tobą.
" Będzie gorzej niż jakby to był Tata. " - Stwierdziła, czując w sercu rosnące uczucie strachu, ale jednocześnie była szczęśliwa, że jej kochany dziadek postanowił opuścić widmowy pokój.
Popatrzyła na Sasuke, jakby błagając go o odejście. Widocznie zapomniała już o ich obietnicy.
- Więc, Hyuga? Jaka decyzja? - Zniżył głos do szeptu.
- Nie. Nie mogę. - Odszeptała mu, marszcząc czoło.
- Dobra. - Zaczął iść w kierunku drzwi ze złośliwym uśmieszkiem. Odliczał w głowie od pięciu w tył.
Hinata chwyciła go za ramię z proszącym spojrzeniem, ale on jedynie spojrzał na nią wzrokiem mówiącym sarkastyczne "Tak?", jakby nie wiedział o co może jej chodzić, co jedynie wydawało się złościć dziewczynę.
- Pójdę... Ale proszę... Wyjdź oknem. Nie chce... Aby cię... widział.
Teraz on zmarszczył brwi, ale wiedział o co chodziło dziewczynie. Wiedział, że nie jest gościem, którego jej klan chce widzieć. Trochę go to nawet zabolało, ale szybko odgonił to. Wolał nie przejmować się nimi i zająć sobą.
- Jasne. - Syknął. - Dzisiaj o dwudziestej. Bądź przed bramą.
Drgnęła aż zbyt widocznie.
- Co? Wieczorynkę przegapisz?
- N-nie... ja... nie mogę... ja... do-dobrze, ale tylko godzinka. - W głowie szukała już usprawiedliwienia dla Hokage.
- Na razie. - I wyszedł przez okno.
Hinata patrzyła za jego postacią. Odbił się od dachu na murek i stamtąd na kolejny dach, po czym zniknął. Oparła dłonie o parapet, czując na swoich barkach ciężar. Sasuke był dla niej człowiekiem zagadką. Nie wiedziała co mysleć, czuć i czy cokolwiek powinna. Gorące łzy bezsilności napłynęły do jej perłowych oczu. Przyłożyła dłoń do nich, ocierając jak najszybciej mogła.
- N-nie... nie wiem co mam robić... gubię się... - Wyszeptała do siebie.
- Hinata! - Usłyszała zza drzwi głos dziadka.
- I-idę! - Sapnęła, łapiąc za koc i wyszła z pokoju.
~~Brama Konohy
Blondwłosa piękność trzymała w pasie mężczyznę o białych włosach. Samiec był nieprzytomny lub spał. Nie była pewna. Zatamowała krwawienie, ale nadal jego stan był poważny. Dziewczyna z klanu Yamanaka czuła, jak jej bluzka nasiąka od jego ran krwią. Jedną rękę miała przewieszoną przez swoje ramię, gdy go niosła.
Nie mogła znaleźć w sobie sił, straciła większość czakry na walkę z bandytami czy tamtymi wilkami, a droga... mimo, że nie była tak daleka, nadal ją wyczerpywała. Była tylko człowiekiem pozbawionym snu, głodnym i zmęczonym, nie była nawet do końca pewna, jak udało jej się dotrzeć do wioski.
- O matko! - Usłyszała znany jej za dobrze ton głosu.
- Okaasan... - Szepnęła.
Jej droga matka zazwyczaj wychodziła jej na spotkanie i czekała na nią przed bramą. Inari Yamanaka była opiekuńczą matką i w tym momencie Ino zaczęła doceniać jej osobę. Kobieta była zwykłym cywilem, ale gdy trzeba było była groźniejsza od najbardziej wykwalifikowanego ninja, jak lubił mawiać ojciec błękitnookiej dziewczyny.
- Ino! Ino, co się stało?! - Inari stanęła przy córce, podtrzymując ją i mężczyznę obok.
Nastolatka wtuliła głowę w pierś matki i świat wydawał się być już gdzieś daleko, zamazany. Słyszała krzyki matki jak szepty w ciemności, ale wtedy... rozmazany świat zniknął w mroku.
~~Centrum Konohy, księgarnia
Yasu czuła się, jak mężczyzna w sklepie obuwniczym z kobietą w czasie przeceny. Kakashi łaził od półki do półki, szukając książki dla siebie, a ona prawie leżała na fotelu. Była wdzięczna, że właściciel przybytku je ma, bo musiałaby stać i stać.
Widok Kakashiego, który wydawał się podekscytowany wyborem książki jednak nie był dla niej taki zły. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, widząc jego roziskrzone z radości oko.
Szukając dla siebie zajęcia dostrzegła kolorowe zakładki i okładki. Wpadła na pewien pomysł i od razu podeszła do miłego sprzedawcy i uśmiechnęła się, zaczynając swoje zamówienie.
Kakashi nie zwrócił uwagi na nią, gdy wybierał tytuły. Miał zamiar iść na misję nie dawno i chciał poprosić sprzedawce o zachowanie mu tych książek do przyszłego tygodnia. Decydując się na tytuł, który już co prawda przeczytał, ale miał do niego wyjątkową słabość.
Dostrzegł Yasu, gdy usłyszał jej śmiech ze strony lady. Opierała się o nią, rozmawiając z właścicielem o wyższości twardej okładki nad miękką. Hatake podziwiał tą cechę jej osobowości, że potrafi dogadać się z każdym i większość ludzi z nią. Pomimo tego, że czasem wydawała się wyciszona i odizolowana to potrafiła z drugiej strony głośno rozmawiać i śmiać się. Jakby były w niej dwie osoby. Jedna poważna i izolująca siebie, a druga będąca wulkanem energii. To go fascynowało w jej osobie. Wybuchowość, zmienność, wydawało mu się, że z nią życie nie jest nudne w czym się nie pomylił.
Miała co prawda problemy z psychiką, ale potrafił to zrozumieć i uspokoić ją. Czasem zdawało mu się, że może jej pomóc, jak ona może pomóc jemu. Łapał się na tym, że przestaje widzieć w niej zagubioną nastolatkę, a prawdziwą kobietę, która mogłaby nosić jego nazwisko i...
" Być może dziecko...? Miałoby jej oczy i szare włosy? Czy może czarne oczy i białe... Cholera! Przestań! " - Warknął do siebie w myślach.
- Hej! Kakashi! Wybrałeś już?
- A, tak. Znalazłem.
- Świetnie! Bo zabierasz mnie na obiad. - Uśmiechnęła się promiennie, co zaowocowało jego rumieńcem. Był wdzięczny za swoją maskę, bo ta dziewczyna była zbyt urocza jego zdaniem.
- Jasne, Yasu.
Dziewczyna uśmiechnęła się tym szerzej.
~~Konoha, szpital
Było już południe. Hinata wraz z rodziną najadła się na pikniku i w drodze powrotnej poszła odwiedzić swoją zmęczoną porodem mistrzynie. Była bardzo ciekawa jak się ma jej małe dzieciątko.
Neji postanowił eskortować dziadka młodych dziewcząt do rezydencji. Hanabi poszła do koleżanki, mimo sprzeciwów Hinaty, że powinna powiadomić o tym wcześniej ojca. Niestety najmłodsza Hyuuga miała za nic ostrzeżenia i skierowała się do domu przyjaciółki.
Hinata stała w kolejce do miłej kobiety o siwych już ze starości włosach upiętych w elegancką bułeczkę z dwoma kosmykami po obu stronach twarzy. Pielęgniarka pełniąca dyżur miała już zmęczony wyraz twarzy, ale nadal utrzymywała uprzejmy uśmiech. Mimo lat spędzonych na patrzeniu, na ludzki ból, cierpienie, bezsilność i łzy utrzymywała przyjemny, współczujący wyraz. Uczucia, o których wielu ludzi w tym zawodzie zapomina, zostawiając miejsce na rutynę.
- Panienka Hyuuga, dzień dobry! - Przywitała się z tym samym uśmiechem, jakim żegnała parę przed nią.
- Dzień dobry, pani Okiyakawa. Może mi pani powiedzieć, gdzie leży Kurenai Yuuhi-sensei? - Poprawiła papierową torbę w dłoniach.
Zostało im z pikniku soku i kanapek, więc postanowiła przynieść je swojej, zapewne zmęczonej porodem sensei.
- Ah, tak! Leży już w pokoju. W dziesiątce.
- Dziękuje!
I zrobiła miejsce dla kolejnej osoby w kolejce. Szła spokojnym krokiem, zerkając na numerki umieszczone na drzwiach.
Zatrzymał ją głos znanej osoby. Zerknęła na drzwi oznaczone numerem czwartym i zbliżyła się do nich. Żyły przy jej oczach uwydatniły się, dzięki czemu mogła dostrzec trzy postacie, z czego jedna leżała na łóżku. Po głosach rozpoznała te osoby, skupiła się na słabo wykształconym systemie czakry.
" Jak u cywila, który dopiero zaczyna trening... " - Przeszło jej przez myśl.
- Co się wydarzyło? - Głos piątej wyrwał ją z zamyślenia.
Hokage przesłuchiwała Ino w sprawie tego, którego przyprowadziła do wioski, a raczej przyniosła. Usłyszała o tym od strażnika bramy, a sama popędziła do szpitala, aby sprawdzić stan swojej drugiej uczennicy. Tam zajęła się ranami mężczyzny, kiedy zrozumiała, że obrażenia Ino są spowodowane jej własnym jutsu.
- Nie... Nie wiem, Hokage. Atakowały go te... wilki. Te, które kiedyś Yasu... Hokage-sama... ja... nie wiem, co to było... ale gdy zamieniłam się umysłem z nim... Boże to było tak dziwne, że nie wiem, co powiedzieć! - Stanęła przy ścianie.
Stała i wsłuchiwała się w zeznanie przyjaciółki, wiedziała o jej misji, ale nie sądziła, że coś może pójść nie tak.
- Myślisz, że jest niebezpieczny? - Mogła wyobrazić sobie, jak Hokage marszczy brwi.
- Nie. Mówił coś, o ostrzeżeniu dla nas... ale nie zdążyłam wyłapać kiedy i od kogo. Mógł majaczyć z powodu ran. - Odpowiedziała jej przyjaciółka.
- To nie brzmi dobrze... Możesz się nim zająć, Ino? Muszę pomówić z Hinatą na ten temat.
- Co? Ale Hokage-sensei! Hinata ma dzisiaj wolne! Powinna z niego korzystać. Poza tym nie dawno Kurenai-sensei urodziła i... - Atramentowo-włosa dziewczyna posmutniała, wiedząc, że może z oddali już pomachać swojej sensei i jej nowo-narodzonemu dziecku.
Słowo Hokage było dla niej rozkazem. Musiała się zastosować.
- Ino. Proszę. Hinata miała styczność z tymi... wilkami, o których jest tak głośno. A skoro został zaatakowany cywil... Musimy chronić ludzi.
- Wiem... chodziło mi tylko o to, że... Hinata wydaje się... osłabiona już, Hokage-sensei. Jej oczy są... przygaszone. Proszę dać jej... odpoczynek. Jutro z nią porozmawiać?
- Ino! Hinata jest...!
- Wiem! Wiem, że jest ważna! Nie wiem dlaczego co wieczór znika! Nawet wtedy, gdy u mnie nocowała wyszła! Proszę... proszę zrozumieć... że ona także...
- Ino. Jeśli Hinata będzie miała coś przeciwko powie mi o tym. A teraz odpoczywaj. Spotkamy się dzisiaj o osiemnastej w sprawie tego mężczyzny i zagrożenia. Ty, Hinata i ja. Zero świadków. Zrozumiałaś?
- Ja... Tak. Rozumiem.
Hinata poczuła się źle. Ludzie wokół niej zauważali jej zniknięcia. Długo nie mogła tego zwalczać, a Ino? Już wiedziała, że jej nocne treningi nie są nocnymi treningami. Co dalej? Ilu ludzi ją znienawidzi? Ilu się od niej odwróci? Ino, Seishin, miała wrażenie, że nawet Sasuke zaczyna coś podejrzewać.
- Jak długo jeszcze chcesz kłamać, dziedziczko? - Zadrżała słysząc złośliwy ton głosu obok jej ucha.
Zasłoniła sobie uszy, zaciskając mocno oczy, tłumacząc to sobie więzią duchową i nadużywaniem jej. Usłyszała, jak ktoś naciska dłonią na klamkę i popędziła przez korytarz z obawy, że ktoś złapie ją na podsłuchiwaniu.
Stanęła przed drzwiami pokoju numer dziesięć, nacisnęła klamkę, zaciskając dłoń na koszyczku i siląc się na uśmiech.
- Ohayou, sensei! - Przywitała się i zamknęła za sobą drzwi.
~~
Yamanaka wybudziła się piętnaście minut temu i od razu złożyła słowny raport Hokage, która po obejrzeniu ran chłopaka obok niej ją przesłuchała. Czuła się dziwnie nie ufnie wokół blond kobiety, a gdy temat zszedł na Hinatę, poczuła potrzebę ochrony dziewczyny.
Mimo to nie mogła się sprzeciwić wyraźnemu rozkazowi. Nie wiedziała, co robić, więc oparła się na poduszkach i spojrzała na śpiącą postać mężczyzny na łóżku obok niej.
Miała się nim zajmować, jak Hinata Yasu? A co jeśli on też stracił pamięć? A jeśli nie? Czy miał rodzinę, do której mógł się zwrócić? Narzeczoną, która czeka na niego z obiadem w ciepłym domku w głębi lasu?
Ino pomyślała, że na pewno musi ją mieć. Dobrze ubrany mężczyzna o szlachetnej urodzie ze złotymi oczami? Która by go nie chciała!
" Strasznie dużo osób ostatnio ma białe włosy... chociaż może nie? To tylko dwie osoby... Yasu i on... Kim on właściwie jest? Czy jest jak Yasu? Czy wszystko będzie z nim dobrze? " - Zadawała sobie pytania, śledząc jego profil.
Prosty nos, blade policzki, długie czarne rzęsy, delikatne brwi, blade wąskie usta i uszy, w których był jeden kolczyk w kształcie krzyża. Był zakryty kołdrą po ramiona, ale wiedziała, że są dobrze zbudowane, gdy go niosła.
Poczuła się senna, ale jednocześnie czuła, że nie może spać. Było to dziwne uczucie, że gdy zaśnie ominie ją coś bardzo ważnego, a nie chciała zostać pominięta.
Poza tym wiedziała, że musi wypocząć do rozmowy jaka miała nadejść wieczorem.
Ciąg dalszy nastąpi~!
Po długiej nieobecności postanowiłam napisał nie jeden długi rozdział, a rozdzielić go na dwa! :D
Mam nadzieję, że wam się podoba (i nikt się nie pogubił)! Tak, wszystko jest zaplanowane i każda nowo otwarta ścieżka dokądś prowadzi! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz