Sasuke podejmował się każdej misji jakiej mógł, aby zarobić uczciwą pracą na odremontowanie swojego domu w dzielnicy Uchiha. Niestety nie mógł się podjąć trudniejszych, lepiej opłacanych zadań z powodu zaufania Hokage i rady. Zastanawiał się jak długo jeszcze będzie musiał mieszkać u swojego byłego mistrza.
Był rozdarty. Wspomnienia dzieciństwa odebrane mu w tak karygodny sposób dawały mu ból. Ilekroć mijał dzielnice widział ją... Zrujnowaną, zapomnianą i nawet pogardzaną.
Właśnie zebrał ostatni owoc z drzewa i postawił ciężki kosz wypełniony soczystymi i słodkimi brzoskwiniami.
- Oi, dziadku, skończyłem. - Podszedł do siwego pomarańczowego nieco zgarbionego starca.
- Ah, dziękuję, chłopcze...! Może weźmiesz sobie kilka do zjedzenia? - Starzec uśmiechał się uprzejmie, oferując papierową torbę, aby mógł sobie włożyć do niej parę owoców.
Sasuke nie chciał ich brać, w obawie że starzec to po prostu otruje. Z drugiej strony przecież sam zrywał owoce. Chwycił za torbę, kiwając starszemu głową. Wziął że skrzyni okrągłe owoce i zastanawiał się co ma z nimi zrobić. Nie lubi słodyczy, a sam ich zapach przyprawia go o chęć rzucenia o ścianę.
- Ah i jak skończysz to Hokage przysłała do ciebie notkę. - Starzec podał mu kartkę z odręcznym pismem piątej.
Przeczytał ją szybko. Ma się zjawić w biurze. Miał nadzieję że wreszcie jego okres próbny dobiega końca.
- Dziękuję... Za owoce. I do widzenia. - Zaraz po tym z pakunkiem odszedł.
Szedł od razu do siedziby Hokage, aby dowiedzieć się, co dla niego szykują. Mijał znane stragany z warzywami i przystanął przy tym z pomidorami. Zastanawiał się czy ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić. Obliczał w głowie sumę, czy aby później wystarczy mu na zakup mebli, gdy ktoś go uprzedził. Już odzywał się, aby poprosić sprzedawce o trzy jedyne, które zostały, gdy blada ręka chwyciła za zielony krzaczek, który je trzymał razem.
Spojrzał na osobę z gniewem, ale zaraz mu przeszło na widok ogromnego brzucha kobiety. Długie, ciemne, pofalowane włosy zebrane zostały w niezgrabną kitkę.
- Uchiha Sasuke... więc jesteś z powrotem. - Jej głos przerwał mu myślenie, patrzył na kobietę, która o dziwo uśmiechała się, dotykając delikatnie grubego brzucha. - Dobrze, że wróciłeś.
Słyszał to już dosyć często od swoich przyjaciół, ale usłyszenie tego z ust kobiety ciężarnej, która ledwie może trzymać zakupy sprawiła, że to było... bardziej prawdziwe niż sztuczne. Wyciągnął dłoń po koszyk wiklinowy.
- Ledwie pani chodzi, pani...
- Kurenai Yuhi. - Uśmiechnęła się szerzej, oddając mu kosz.
- Nie poznałem... Przepraszam. - Mgliście przypomniał sobie kobietę, która była sensei drużyny ósmej.
- To pewnie przez mój apetyt. - Roześmiała się, widząc zaskoczony wzrok Uchihy. - Nie patrz tak, arbuza nie połknęłabym w całości.
Uśmiechnął się ledwie widocznie. " Chyba próbuje przerwać niezręczność. " - Pomyślał, gdy szli do jej domu.
- Uchiha-san... Chyba misje rangi D weszły ci w krew, co? Czy pomaganie ciężarnej to nie misja? - Zapytała w którymś momencie.
- Wbrew pozorom odebrałem dobre wychowanie. - Odparł chłodno.
- Ah, rozumiem. - Popatrzyła na niego nie zrażona tonem głosu. - Powoli przyzwyczajasz się do życia w wiosce, hm?
Popatrzył na zakupy w koszu i zamyślił się, czy naprawdę tak było? Czy po prostu to jeden ze sposobów Hokage, aby zdobyć jego zaufanie? Popatrzył podejrzliwie na kobietę, na jej brzuch. " Nie wykorzystaliby ciężarnej, mimo, że jest ex-kunoichi. " - Nie wątpił w jej umiejętności, ale wolał myśleć, że Konoha ma w sobie jeszcze trochę empatii.
- Tak... Choć to... ciężkie.
- Hm... Może wejdziesz na herbatę i porozmawiamy? - Zaprosiła go, otwierając drzwi.
- Nie mogę. Hokage nie może przecież czekać, ale kiedyś chętnie. Dziękuje. - Pokręcił głową, oddając zakupy.
- No rozumiem... wpadnij, kiedy będziesz miał dosyć Kakashiego lub potrzebował kobiecej rady! - Uśmiechnęła się, odbierając swój koszyk.
- Skorzystam, dziękuje. - I odszedł.
Kurenai nawet nie zorientowała się, że zostawił jej parę słodkich, pomarańczowawych owoców. " To dobry dzieciak. " - Przeszło jej przez myśl, gdy wypakowywała zakupy. Spojrzała w kierunku zdjęcia na półce i uśmiechnęła się. Zdjęcie było stare. Była na nim ona i jej zespół, który przytulał albinoskę z opatrunkiem wokół głowy. " Hokage może być spokojna, gdy jej przekażę mój raport. "
Hinata stała na środku i wpatrywała się, słuchając uważnie słów Tsunade. Jej nowa misja to nie tylko eskorta, ale i ocena Uchihy podczas tej misji. Rozumiała to, ale nie chciała. Czy nie powinien być to ktoś, kto go znał wcześniej? Kto by umiał sobie z tym poradzić? Dlaczego z całej Konohy musi być to ona? Zadawała sobie te pytania, ale jednocześnie znała odpowiedź.
Do biura wkroczył czarnowłosy młody mężczyzna, nawet na nią nie zerkając.
- Sasuke. No wreszcie. Jak misja u pana Jirou? - Piąta oparła łokcie o biurko, patrząc z udawanym zainteresowaniem.
- Znośnie. Kiedy odebrać zapłatę? - Teraz półokiem zerknął w stronę Hinaty.
" Gdzie wtedy zniknęłaś, hime? " Mgliście przypominał sobie przyjęcie, które zorganizowali dla niego przyjaciele, ale zaraz pomyślał sobie, że to nie jest jego sprawa. Przynajmniej jeszcze nie.
- Po tej misji się rozliczymy. - " Kolejna, co? " - Dotyczy pana Azury. Mieszka w Nekogakure. Jest to mało znana wioska położona na wschodzie kraju ognia. Hinato, znasz drogę? - Zwróciła się do Hyugi, która skinęła krótko głową. - Oczekuje spotkania z panem Kiyoshim, którego macie eskortować.
Osobiście Sasuke nigdy nie słyszał o wiosce ukrytej wśród cieni kotów. Nie był pewien, czy powinien znać i czy chciał. Plotki o tej wiosce mówią, że mieszkają tam kociarze i wariaci. Już się obawiał osoby, którą mają przeprowadzić.
Do pomieszczenia wszedł - został wpuszczony - dumnie biały kocur ze złotymi oczami. Sasuke drgnęła brew.
- To jest Kiyoshi, macie go eskortować do Nekogakure. - Hokage omal nie wybuchnęła śmiechem w twarz Uchihy, gdy patrzył z niedowierzaniem na puchatą kulkę, która właśnie myła sobie łapkę, siedząc na środku pomieszczenia.
- Purpurrr!- Zamruczał, gdy Hinata wzięła go na ręce.
Kocur wtulił się w jej klatkę piersiową.
- Liczę, że misja przebiegnie sprawnie. Macie go zabrać do świątyni w wiosce i powrócić z nim po trzech dniach.
Hokage dopowiadała szczegóły ich misji, a Sasuke czuł się, jakby ktoś oblał go zimną wodą. Misja została sklasyfikowana jako rangi A i była bardzo dobrze płatna, ale nie rozumiał. " Jak ten sierściuch może być tak ważny? Co on ma niby robić w tej świątyni? Nasrać na wycieraczkę?! " - Czuł się, jak w jakiejś komedii, a jego partnerka do misji wyglądała na jak najbardziej poważną!
- Wyruszycie w nocy. Liczę, że wam się uda. Możecie wyjść. - I po tych słowach opuścili pomieszczenie.
Gdy Hyuga zamierzała odejść. Sasuke chwycił jej ramię, zatrzymując.
- To są żarty, Hyuga?!
Ciemnowłosa nie kryła zażenowania całą sytuacją. Ona sama miała parę pytań do Kiyoshiego, dlaczego muszą iść do wioski kotów, gdzie jest największe stężenie duchowej energii zdolne nawet do tego, że zwykły człowiek dojrzy cienia lub samego ducha. Chciała na razie trzymać Sasuke z daleka od tego. Wiedziała, że kiedyś dowie się o jej umiejętnościach, jak nie sam to ona mu powie, ale obawiała się tego. Im mniej wiedział o świecie, który ją oplatał tym było dla niego lepiej. A teraz co? Kiyoshi na siłę pchał go w kierunku duchów!
- Sama chciałabym to wiedzieć, Uchiha-san, ale to misja. Musimy ją wykonać, prawda? Wiem, że teraz potrzebujesz tego... pieniędzy w sensie.
- To nie może być tak proste! Dlaczego jest to tak wysoko oceniane, co?
- Może ktoś poluje na kota, hm? - I to ku rozpaczy Sasuke nie był sarkazm. Była jak najbardziej poważna.
- Żartujesz. Hyuga, chodzi o KOTA. - Oburzenie na mordce Kiyoshiego było nie do opisania, syknął zły na Uchihę i prychnął. - Jak to może być ważne?!
- Uchiha-san! M-może to po prostu prosta misja, abyś mógł się... odkuć?
Westchnął ciężko, nieprzekonany. " Dziwny sposób, ale niech jej będzie. " - Skoro tak Hokage chce to ukryć to niech tak będzie. Przynajmniej wyremontuje sobie dom za dobrze płatną misję.
Zaczęli iść w kierunku majątku Hyuga.
- Twoja mistrzyni jest w ciąży? - Zaczął rozmowę Sasuke, poprawiając torbę z brzoskwiniami. Tak, nadal mu trochę zostało i zastanawiał się co z nimi zrobić.
- Kurenai-sensei... no tak... jest. Skąd to wiesz? - Przechyliła głowę, patrząc zaciekawionym wzrokiem.
- Widziałem ją dzisiaj. Dźwigała zakupy. - Zerknął na jej zaskoczoną twarz. - Czemu nikt jej nie pomaga? Co z ojcem dziecka?
Smutek uderzył w Hyugę. Wpatrywała się w białe futerko kota w jej ramionach, czując potrzebę płaczu. Pamiętała ten czas, kiedy jej sensei rozpaczała. Nawet pomyślała o usunięciu dziecka z obawy, że je odtrąci. Wtedy drużyna ósma i Shikamaru obiecali jej pomóc i tak też było. Chłopaki szykowali pokój dziecięcy, Yasu i Hinata przynosiły zakupy. Robili wszystko, aby Kurenai wypoczęła psychicznie. Teraz ich droga mistrzyni była w ósmym miesiącu ciąży, ale najwidoczniej Kiba czy inni mieli misję, a ona odmówiła pomocy genninów.
" Będę musiała z nią porozmawiać na ten temat, gdy tylko wrócę! " - Przeszło przez myśl Hinacie, bo wiedziała, że Kurenai chce im pokazać, że mimo wszystko potrafi o siebie zadbać.
- Asuma-sensei... nie żyje, Sasuke-san. Zmarł parę miesięcy przed twoim powrotem, choć zmarł to złe określenie. Został zabity.
Sasuke drgnął. Poczuł coś w rodzaju... skruchy. Nie odzywał się aż do bramy klanu Hyuga.
- Dziękuje za odprowadzenie, Sasuke-san... - Westchnęła cicho. - I... nie denerwuj się. To nie ty go zabiłeś.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco. Wyglądała tak spokojnie. Przez chwilę czuł od niej bijące światło. Wpatrywał się w jej blade oczy, jakby zobaczył w niej coś... innego. Jakby ciepło, które przyciągało go. Przy niej nie czuł się, jak morderca, przestępca i najgorszy człowiek tego świata. Jakby to, że był zdrajcą odeszło.
- Ah! I te brzoskwinie. Mam pyszny przepis na ciasto, jeśli chcesz mogę ci go podać albo upiec! - Podał jej po prostu torbę.
- Bierz je. Nie lubię słodyczy. - Zaczął odchodzić. - Spotkamy się pod bramą o dwudziestej. Nie spóźnij się!
Hinata stała zamrożona w szoku. Nie spodziewała się tego. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi w nim jakąś iskierkę dobra. Patrzyła na owoce, wzdychając. Wróciła do domu, czując, że musi poważnie porozmawiać z Kiyoshim.
Sasuke prawie biegł do mieszkania swojego sensei, otworzył drzwi kluczem i oparł się o nie, zamykając. Zaczął czuć się winny...
- Co jest ze mną nie tak? - Westchnął do siebie, opierając głowę o drewniane drzwi.
Ciemny płaszcz zaczął okrywać niebo, a pojedyncze gwiazdki rozbłyskiwać nad nim, brakowało tylko księżyca, który mógłby rozbłysnąć, ale ten krył się za chmurami.
Hinata poprawiła Kiyoshiego w plecaku, spał w najlepsze. Przypomniała sobie ich rozmowę w pokoju...
- Oszalałeś?! - Rzuciła go na łóżko, czując rosnącą w sobie złość. - NEKOGAKURE!?! I UCHIHA!?!
Kocur miauknął słodko, rozkładając się na poduszce.
- Czy ty wiesz, jak mnie narażasz!? Mnie, siebie! Wszystkich! - Chodziła po pokoju, krzycząc, co nie było dla niej typowe.
- Nyan, nyan! - Machnął łapką, jakby nakazując jej ciszę. Usiadła przed łóżkiem, patrząc na niego wymagającym wzrokiem. - Muszę udać się na partyjkę shogi z Azurą.
Opadła na podłogę, patrząc szerokimi z szoku oczami w swojego mistrza.
- No co? To bardzo ważne dla nas, bóstw! Poza tym... słyszałem, że możesz znaleźć tam kogoś o podobnej mocy do twojej. A jak nie to może znajdziesz sposób na wyplątanie się z ożenku! Nyan~! - Zaczął rechotać, a Hinata poczuła w sobie złość.
Robił sobie żarty z jej przyszłości!
Rozmowa była krótka, a uświadomienie kocurowi o jego bezczelności i maczaniu łapek w jej życie, choć część jej była nawet wdzięczna Kiyoshiemu za to. Nie była mu tak obojętna, jak myślała. Uśmiechnęła się słabo, patrząc na śpiącą postać kota w jej plecaku. Na razie trzymała go z przodu, ale później założy go na plecy, miała nadzieję, że nikt nie zaatakuje.
- Hinata. - Usłyszała głos Shirou tuż obok niej.
Drgnęła, ale skinęła głową ledwie widocznie. Wiedziała, że w każdej chwili może pojawić się tu Uchiha, a wolała, aby nie spotkał jej, gdy gada sama do siebie.
- Czuję się znacznie lepiej i jak mówiłaś obserwuje kapitana ANBU. Nie wykonał żadnego ruchu, nie rusza się, ale widocznie kuracje z Hokage pomagają. Jeszcze raz wybacz, za radykalność.
I tu był minus. Ci, których opętały duchy kończyli, przez jakiś czas przynajmniej, jako "warzywa". Ten stan utrzymuje się im dłużej duch mieszka w twoim ciele. Dwie dusze nieraz walczą o ciało, a silniejsza wygrywa. Jednakże musi to być za pozwoleniem Kiyoshiego, ale wracając. Etapy opętania są różne, ale gdy przekracza jakiś czas to dzieje się tak, że ten, do którego ciało należy nie je, nie śpi, ledwie można wymusić na nim jakiekolwiek ludzkie odruchy. Osoba po opętaniu zachowuje się, jak zwłoki z powodu obcej duszy w nim. Zdaje sobie sprawę z tego, ale nie potrafi o tym komukolwiek powiedzieć, ale to mija. Zapomina o niej i myśli, że to był sen. Okrutne działanie, ale przynosiło skutek.
- Rozumiem... Obserwuj dalej... - Wyszeptała, głaszcząc kota.
Martwiła się o tego człowieka. Nie chciała, aby dłużej cierpiał, ale jednocześnie rozumiała działanie Kiyoshiego. Shirou zniknął z jej oczu, a wtedy zdała sobie sprawę z obecności czarnowłosego Uchihy.
- Przyszłaś wcześniej. Z kim gadałaś? - Zapytał, obserwując każdy ruch kobiety.
" Było mnie słychać?! " - Krzyknęła w głowie, czując w sobie strach.
- Ah, ja... do kota. Czeka nas daleka podróż!
- Tsk! Cokolwiek, chodź! - I zaczął iść, nie czekając na nią.
Założyła plecak na plecy, nie komentując zachowania Sasuke słowem, choć przez myśl przeszło jej, że Uchiha ma w sobie więcej z kobiety niż ona! Na przykład pewien czas w miesiącu, w którym to kobiety są bardziej drażliwe.
Droga była dosyć długa, ale dla wykwalifikowanych ninja mogła potrwać do czterech-pięciu godzin biegu.
- O szóstej rano możemy być, jeśli liczymy się z postojami na sen. - Sasuke biegł na przedzie, a Hinata za nim.
- Wziąłeś pod uwagę możliwe ataki w obliczeniach? - Zadała to pytanie, próbując go dogonić.
- Proszę cię. Kto by atakował kota?
- Psy! - Roześmiała się cicho, ale przestała, gdy Sasuke popatrzył na nią lekko zirytowanym okiem.
" Chyba udziela mi się humor Kiby..." - Przeszło jej przez myśl, gdy się rumieniła zawstydzona. Bez przeszkód zaczęli biec dalej. Noce były niebezpieczne, a jednocześnie skracały im czas drogi. W ciągu dnia mogli natrafić na karawany czy inne przeszkody, a nocą jedynie na bandytów liczących na łatwy łup. Dla Sasuke byli oni płotkami, a Hinata mogła łatwo ochronić siebie i wstrętny worek na pchły.
Podróż powinna przejść bez przeszkód.
Dzisiaj krótko, bo... jestem leniwa >...<"
No ale każdego czasem trafi ta choroba, prawda?
W następnym rozdziale dopowiem trochę o niewyjaśnionych (tak, spojlery!)
Właśnie zebrał ostatni owoc z drzewa i postawił ciężki kosz wypełniony soczystymi i słodkimi brzoskwiniami.
- Oi, dziadku, skończyłem. - Podszedł do siwego pomarańczowego nieco zgarbionego starca.
- Ah, dziękuję, chłopcze...! Może weźmiesz sobie kilka do zjedzenia? - Starzec uśmiechał się uprzejmie, oferując papierową torbę, aby mógł sobie włożyć do niej parę owoców.
Sasuke nie chciał ich brać, w obawie że starzec to po prostu otruje. Z drugiej strony przecież sam zrywał owoce. Chwycił za torbę, kiwając starszemu głową. Wziął że skrzyni okrągłe owoce i zastanawiał się co ma z nimi zrobić. Nie lubi słodyczy, a sam ich zapach przyprawia go o chęć rzucenia o ścianę.
- Ah i jak skończysz to Hokage przysłała do ciebie notkę. - Starzec podał mu kartkę z odręcznym pismem piątej.
Przeczytał ją szybko. Ma się zjawić w biurze. Miał nadzieję że wreszcie jego okres próbny dobiega końca.
- Dziękuję... Za owoce. I do widzenia. - Zaraz po tym z pakunkiem odszedł.
Szedł od razu do siedziby Hokage, aby dowiedzieć się, co dla niego szykują. Mijał znane stragany z warzywami i przystanął przy tym z pomidorami. Zastanawiał się czy ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić. Obliczał w głowie sumę, czy aby później wystarczy mu na zakup mebli, gdy ktoś go uprzedził. Już odzywał się, aby poprosić sprzedawce o trzy jedyne, które zostały, gdy blada ręka chwyciła za zielony krzaczek, który je trzymał razem.
Spojrzał na osobę z gniewem, ale zaraz mu przeszło na widok ogromnego brzucha kobiety. Długie, ciemne, pofalowane włosy zebrane zostały w niezgrabną kitkę.
- Uchiha Sasuke... więc jesteś z powrotem. - Jej głos przerwał mu myślenie, patrzył na kobietę, która o dziwo uśmiechała się, dotykając delikatnie grubego brzucha. - Dobrze, że wróciłeś.
Słyszał to już dosyć często od swoich przyjaciół, ale usłyszenie tego z ust kobiety ciężarnej, która ledwie może trzymać zakupy sprawiła, że to było... bardziej prawdziwe niż sztuczne. Wyciągnął dłoń po koszyk wiklinowy.
- Ledwie pani chodzi, pani...
- Kurenai Yuhi. - Uśmiechnęła się szerzej, oddając mu kosz.
- Nie poznałem... Przepraszam. - Mgliście przypomniał sobie kobietę, która była sensei drużyny ósmej.
- To pewnie przez mój apetyt. - Roześmiała się, widząc zaskoczony wzrok Uchihy. - Nie patrz tak, arbuza nie połknęłabym w całości.
Uśmiechnął się ledwie widocznie. " Chyba próbuje przerwać niezręczność. " - Pomyślał, gdy szli do jej domu.
- Uchiha-san... Chyba misje rangi D weszły ci w krew, co? Czy pomaganie ciężarnej to nie misja? - Zapytała w którymś momencie.
- Wbrew pozorom odebrałem dobre wychowanie. - Odparł chłodno.
- Ah, rozumiem. - Popatrzyła na niego nie zrażona tonem głosu. - Powoli przyzwyczajasz się do życia w wiosce, hm?
Popatrzył na zakupy w koszu i zamyślił się, czy naprawdę tak było? Czy po prostu to jeden ze sposobów Hokage, aby zdobyć jego zaufanie? Popatrzył podejrzliwie na kobietę, na jej brzuch. " Nie wykorzystaliby ciężarnej, mimo, że jest ex-kunoichi. " - Nie wątpił w jej umiejętności, ale wolał myśleć, że Konoha ma w sobie jeszcze trochę empatii.
- Tak... Choć to... ciężkie.
- Hm... Może wejdziesz na herbatę i porozmawiamy? - Zaprosiła go, otwierając drzwi.
- Nie mogę. Hokage nie może przecież czekać, ale kiedyś chętnie. Dziękuje. - Pokręcił głową, oddając zakupy.
- No rozumiem... wpadnij, kiedy będziesz miał dosyć Kakashiego lub potrzebował kobiecej rady! - Uśmiechnęła się, odbierając swój koszyk.
- Skorzystam, dziękuje. - I odszedł.
Kurenai nawet nie zorientowała się, że zostawił jej parę słodkich, pomarańczowawych owoców. " To dobry dzieciak. " - Przeszło jej przez myśl, gdy wypakowywała zakupy. Spojrzała w kierunku zdjęcia na półce i uśmiechnęła się. Zdjęcie było stare. Była na nim ona i jej zespół, który przytulał albinoskę z opatrunkiem wokół głowy. " Hokage może być spokojna, gdy jej przekażę mój raport. "
Hinata stała na środku i wpatrywała się, słuchając uważnie słów Tsunade. Jej nowa misja to nie tylko eskorta, ale i ocena Uchihy podczas tej misji. Rozumiała to, ale nie chciała. Czy nie powinien być to ktoś, kto go znał wcześniej? Kto by umiał sobie z tym poradzić? Dlaczego z całej Konohy musi być to ona? Zadawała sobie te pytania, ale jednocześnie znała odpowiedź.
Do biura wkroczył czarnowłosy młody mężczyzna, nawet na nią nie zerkając.
- Sasuke. No wreszcie. Jak misja u pana Jirou? - Piąta oparła łokcie o biurko, patrząc z udawanym zainteresowaniem.
- Znośnie. Kiedy odebrać zapłatę? - Teraz półokiem zerknął w stronę Hinaty.
" Gdzie wtedy zniknęłaś, hime? " Mgliście przypominał sobie przyjęcie, które zorganizowali dla niego przyjaciele, ale zaraz pomyślał sobie, że to nie jest jego sprawa. Przynajmniej jeszcze nie.
- Po tej misji się rozliczymy. - " Kolejna, co? " - Dotyczy pana Azury. Mieszka w Nekogakure. Jest to mało znana wioska położona na wschodzie kraju ognia. Hinato, znasz drogę? - Zwróciła się do Hyugi, która skinęła krótko głową. - Oczekuje spotkania z panem Kiyoshim, którego macie eskortować.
Osobiście Sasuke nigdy nie słyszał o wiosce ukrytej wśród cieni kotów. Nie był pewien, czy powinien znać i czy chciał. Plotki o tej wiosce mówią, że mieszkają tam kociarze i wariaci. Już się obawiał osoby, którą mają przeprowadzić.
Do pomieszczenia wszedł - został wpuszczony - dumnie biały kocur ze złotymi oczami. Sasuke drgnęła brew.
- To jest Kiyoshi, macie go eskortować do Nekogakure. - Hokage omal nie wybuchnęła śmiechem w twarz Uchihy, gdy patrzył z niedowierzaniem na puchatą kulkę, która właśnie myła sobie łapkę, siedząc na środku pomieszczenia.
- Purpurrr!- Zamruczał, gdy Hinata wzięła go na ręce.
Kocur wtulił się w jej klatkę piersiową.
- Liczę, że misja przebiegnie sprawnie. Macie go zabrać do świątyni w wiosce i powrócić z nim po trzech dniach.
Hokage dopowiadała szczegóły ich misji, a Sasuke czuł się, jakby ktoś oblał go zimną wodą. Misja została sklasyfikowana jako rangi A i była bardzo dobrze płatna, ale nie rozumiał. " Jak ten sierściuch może być tak ważny? Co on ma niby robić w tej świątyni? Nasrać na wycieraczkę?! " - Czuł się, jak w jakiejś komedii, a jego partnerka do misji wyglądała na jak najbardziej poważną!
- Wyruszycie w nocy. Liczę, że wam się uda. Możecie wyjść. - I po tych słowach opuścili pomieszczenie.
Gdy Hyuga zamierzała odejść. Sasuke chwycił jej ramię, zatrzymując.
- To są żarty, Hyuga?!
Ciemnowłosa nie kryła zażenowania całą sytuacją. Ona sama miała parę pytań do Kiyoshiego, dlaczego muszą iść do wioski kotów, gdzie jest największe stężenie duchowej energii zdolne nawet do tego, że zwykły człowiek dojrzy cienia lub samego ducha. Chciała na razie trzymać Sasuke z daleka od tego. Wiedziała, że kiedyś dowie się o jej umiejętnościach, jak nie sam to ona mu powie, ale obawiała się tego. Im mniej wiedział o świecie, który ją oplatał tym było dla niego lepiej. A teraz co? Kiyoshi na siłę pchał go w kierunku duchów!
- Sama chciałabym to wiedzieć, Uchiha-san, ale to misja. Musimy ją wykonać, prawda? Wiem, że teraz potrzebujesz tego... pieniędzy w sensie.
- To nie może być tak proste! Dlaczego jest to tak wysoko oceniane, co?
- Może ktoś poluje na kota, hm? - I to ku rozpaczy Sasuke nie był sarkazm. Była jak najbardziej poważna.
- Żartujesz. Hyuga, chodzi o KOTA. - Oburzenie na mordce Kiyoshiego było nie do opisania, syknął zły na Uchihę i prychnął. - Jak to może być ważne?!
- Uchiha-san! M-może to po prostu prosta misja, abyś mógł się... odkuć?
Westchnął ciężko, nieprzekonany. " Dziwny sposób, ale niech jej będzie. " - Skoro tak Hokage chce to ukryć to niech tak będzie. Przynajmniej wyremontuje sobie dom za dobrze płatną misję.
Zaczęli iść w kierunku majątku Hyuga.
- Twoja mistrzyni jest w ciąży? - Zaczął rozmowę Sasuke, poprawiając torbę z brzoskwiniami. Tak, nadal mu trochę zostało i zastanawiał się co z nimi zrobić.
- Kurenai-sensei... no tak... jest. Skąd to wiesz? - Przechyliła głowę, patrząc zaciekawionym wzrokiem.
- Widziałem ją dzisiaj. Dźwigała zakupy. - Zerknął na jej zaskoczoną twarz. - Czemu nikt jej nie pomaga? Co z ojcem dziecka?
Smutek uderzył w Hyugę. Wpatrywała się w białe futerko kota w jej ramionach, czując potrzebę płaczu. Pamiętała ten czas, kiedy jej sensei rozpaczała. Nawet pomyślała o usunięciu dziecka z obawy, że je odtrąci. Wtedy drużyna ósma i Shikamaru obiecali jej pomóc i tak też było. Chłopaki szykowali pokój dziecięcy, Yasu i Hinata przynosiły zakupy. Robili wszystko, aby Kurenai wypoczęła psychicznie. Teraz ich droga mistrzyni była w ósmym miesiącu ciąży, ale najwidoczniej Kiba czy inni mieli misję, a ona odmówiła pomocy genninów.
" Będę musiała z nią porozmawiać na ten temat, gdy tylko wrócę! " - Przeszło przez myśl Hinacie, bo wiedziała, że Kurenai chce im pokazać, że mimo wszystko potrafi o siebie zadbać.
- Asuma-sensei... nie żyje, Sasuke-san. Zmarł parę miesięcy przed twoim powrotem, choć zmarł to złe określenie. Został zabity.
Sasuke drgnął. Poczuł coś w rodzaju... skruchy. Nie odzywał się aż do bramy klanu Hyuga.
- Dziękuje za odprowadzenie, Sasuke-san... - Westchnęła cicho. - I... nie denerwuj się. To nie ty go zabiłeś.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco. Wyglądała tak spokojnie. Przez chwilę czuł od niej bijące światło. Wpatrywał się w jej blade oczy, jakby zobaczył w niej coś... innego. Jakby ciepło, które przyciągało go. Przy niej nie czuł się, jak morderca, przestępca i najgorszy człowiek tego świata. Jakby to, że był zdrajcą odeszło.
- Ah! I te brzoskwinie. Mam pyszny przepis na ciasto, jeśli chcesz mogę ci go podać albo upiec! - Podał jej po prostu torbę.
- Bierz je. Nie lubię słodyczy. - Zaczął odchodzić. - Spotkamy się pod bramą o dwudziestej. Nie spóźnij się!
Hinata stała zamrożona w szoku. Nie spodziewała się tego. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi w nim jakąś iskierkę dobra. Patrzyła na owoce, wzdychając. Wróciła do domu, czując, że musi poważnie porozmawiać z Kiyoshim.
Sasuke prawie biegł do mieszkania swojego sensei, otworzył drzwi kluczem i oparł się o nie, zamykając. Zaczął czuć się winny...
- Co jest ze mną nie tak? - Westchnął do siebie, opierając głowę o drewniane drzwi.
Ciemny płaszcz zaczął okrywać niebo, a pojedyncze gwiazdki rozbłyskiwać nad nim, brakowało tylko księżyca, który mógłby rozbłysnąć, ale ten krył się za chmurami.
Hinata poprawiła Kiyoshiego w plecaku, spał w najlepsze. Przypomniała sobie ich rozmowę w pokoju...
- Oszalałeś?! - Rzuciła go na łóżko, czując rosnącą w sobie złość. - NEKOGAKURE!?! I UCHIHA!?!
Kocur miauknął słodko, rozkładając się na poduszce.
- Czy ty wiesz, jak mnie narażasz!? Mnie, siebie! Wszystkich! - Chodziła po pokoju, krzycząc, co nie było dla niej typowe.
- Nyan, nyan! - Machnął łapką, jakby nakazując jej ciszę. Usiadła przed łóżkiem, patrząc na niego wymagającym wzrokiem. - Muszę udać się na partyjkę shogi z Azurą.
Opadła na podłogę, patrząc szerokimi z szoku oczami w swojego mistrza.
- No co? To bardzo ważne dla nas, bóstw! Poza tym... słyszałem, że możesz znaleźć tam kogoś o podobnej mocy do twojej. A jak nie to może znajdziesz sposób na wyplątanie się z ożenku! Nyan~! - Zaczął rechotać, a Hinata poczuła w sobie złość.
Robił sobie żarty z jej przyszłości!
Rozmowa była krótka, a uświadomienie kocurowi o jego bezczelności i maczaniu łapek w jej życie, choć część jej była nawet wdzięczna Kiyoshiemu za to. Nie była mu tak obojętna, jak myślała. Uśmiechnęła się słabo, patrząc na śpiącą postać kota w jej plecaku. Na razie trzymała go z przodu, ale później założy go na plecy, miała nadzieję, że nikt nie zaatakuje.
- Hinata. - Usłyszała głos Shirou tuż obok niej.
Drgnęła, ale skinęła głową ledwie widocznie. Wiedziała, że w każdej chwili może pojawić się tu Uchiha, a wolała, aby nie spotkał jej, gdy gada sama do siebie.
- Czuję się znacznie lepiej i jak mówiłaś obserwuje kapitana ANBU. Nie wykonał żadnego ruchu, nie rusza się, ale widocznie kuracje z Hokage pomagają. Jeszcze raz wybacz, za radykalność.
I tu był minus. Ci, których opętały duchy kończyli, przez jakiś czas przynajmniej, jako "warzywa". Ten stan utrzymuje się im dłużej duch mieszka w twoim ciele. Dwie dusze nieraz walczą o ciało, a silniejsza wygrywa. Jednakże musi to być za pozwoleniem Kiyoshiego, ale wracając. Etapy opętania są różne, ale gdy przekracza jakiś czas to dzieje się tak, że ten, do którego ciało należy nie je, nie śpi, ledwie można wymusić na nim jakiekolwiek ludzkie odruchy. Osoba po opętaniu zachowuje się, jak zwłoki z powodu obcej duszy w nim. Zdaje sobie sprawę z tego, ale nie potrafi o tym komukolwiek powiedzieć, ale to mija. Zapomina o niej i myśli, że to był sen. Okrutne działanie, ale przynosiło skutek.
- Rozumiem... Obserwuj dalej... - Wyszeptała, głaszcząc kota.
Martwiła się o tego człowieka. Nie chciała, aby dłużej cierpiał, ale jednocześnie rozumiała działanie Kiyoshiego. Shirou zniknął z jej oczu, a wtedy zdała sobie sprawę z obecności czarnowłosego Uchihy.
- Przyszłaś wcześniej. Z kim gadałaś? - Zapytał, obserwując każdy ruch kobiety.
" Było mnie słychać?! " - Krzyknęła w głowie, czując w sobie strach.
- Ah, ja... do kota. Czeka nas daleka podróż!
- Tsk! Cokolwiek, chodź! - I zaczął iść, nie czekając na nią.
Założyła plecak na plecy, nie komentując zachowania Sasuke słowem, choć przez myśl przeszło jej, że Uchiha ma w sobie więcej z kobiety niż ona! Na przykład pewien czas w miesiącu, w którym to kobiety są bardziej drażliwe.
Droga była dosyć długa, ale dla wykwalifikowanych ninja mogła potrwać do czterech-pięciu godzin biegu.
- O szóstej rano możemy być, jeśli liczymy się z postojami na sen. - Sasuke biegł na przedzie, a Hinata za nim.
- Wziąłeś pod uwagę możliwe ataki w obliczeniach? - Zadała to pytanie, próbując go dogonić.
- Proszę cię. Kto by atakował kota?
- Psy! - Roześmiała się cicho, ale przestała, gdy Sasuke popatrzył na nią lekko zirytowanym okiem.
" Chyba udziela mi się humor Kiby..." - Przeszło jej przez myśl, gdy się rumieniła zawstydzona. Bez przeszkód zaczęli biec dalej. Noce były niebezpieczne, a jednocześnie skracały im czas drogi. W ciągu dnia mogli natrafić na karawany czy inne przeszkody, a nocą jedynie na bandytów liczących na łatwy łup. Dla Sasuke byli oni płotkami, a Hinata mogła łatwo ochronić siebie i wstrętny worek na pchły.
Podróż powinna przejść bez przeszkód.
Dzisiaj krótko, bo... jestem leniwa >...<"
No ale każdego czasem trafi ta choroba, prawda?
W następnym rozdziale dopowiem trochę o niewyjaśnionych (tak, spojlery!)
no i jest cudowny rozdział
OdpowiedzUsuń:) Dziękuje
UsuńKurcze przez to, że nie mogę komentować na komórce (nadal nie mam pojęcia dlaczego) odechciewa mi się coś pisać. Przeczytałam twoje odpowiedzi na telefonie, ale nie chciało mi się wchodzić na laptopa i odpisać.Nie obrażaj się więc na mnie z powodu mniejszej aktywności to wina przyzwyczajenia (może też trochę lenistwa).
OdpowiedzUsuńWracając jednak do opowiadania.
Cieszę się, że masz jakiś głębszy plan w tym co robisz w poszczególnych rozdziałach, a nie jak dużo internetowych twórców, zapominasz o niektórych punktach dla swojej własnej wygody. Tym większe propsy za wyjaśnienie co się stało z tym opętanym gościem. Bardzo ciekawa część uniwersum, tłumacząca w pewien sposób dlaczego Hinata nie może tego nadużywać.
Bardzo podobała mi się część z Kurenai i Sasuke. Pokazuje część Uchihy, której zabrakło moim zdaniem w shippuudenie. Chodzi mi o to jak dużą empatią chłopak się wyróżnia w trakcie testu dzwonka i kilku innych sytuacjach (zmiana postaci zmianą, ale dla mnie zanikło to zbyt gwałtownie). Czekam na rozwój wydarzeń, tylko nie zapomnij, że nadal z gościa jest niezły dupek :P
Misja mnie rozbawiła i zaintrygowała jednocześnie. Reakcja Sasuke na wieść o eskorcie kota VIP była bezcenna. Jestem też ciekawa co to niesforne bóstwo kombinuje, a kombinuje coś na 100%. Dodatkowo nasuwa mi się pytanie w jaki sposób Kiyoshi był w stanie zamówić i opłacić misję? Ma swoje tajne fundusze, czy babcia Hinaty zasponsorowała całe wydarzenie? Dodatkowo, czy kocur może się porozumiewać z innymi ludźmi oprócz Hinaty? Jeśli tak to zagada kiedyś do Sasuke? Jeśli nie to... JAK ON ZAMÓWIŁ TĘ MISJĘ!? Plus, Azurą też jest kotem? Jeśli tak to jestem ciekawa reakcji mściciela XD Eskortował kota VIP, żeby ten mógł omówić kilka ważnych spraw z innym Kotem VIP XDDDDDDDDD
W następnym rozdziale "dopowiesz trochę o niewyjaśnionych". Jestem ciekawe jakich niewyjaśnionych? Chodzi o bliźniaczki? O Buziaki? Może o te ciemne, złe, mroczne, tajemnicze postacie z wilkołakowej misji?
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Ślę dużo weny i życzenia z okazji jutrzejszych (mam nadzieję,że nie pomyliłam daty) urodzin <3
Co do komentarzy, no mój telefon też ostatnio ma fochy i dlatego rozdział krótki (trzy razy go pisałam)
UsuńLeń jest leniem, paskudna choroba, a jak już wejdzie to ma się go conajmniej parę dni! (przynajmniej u mnie xD)
Nie lubię niedokończonych wątków, dlatego sama kilka razy czytam swoje poprzednie rozdziały, aby o nich nie zapomnieć ^^"
Samą postać Kurenai wprowadziłam, aby pokazać, że Uchiha nie jest do końca pal*ntem, oczywiście nie mam zamiaru mu tego odbierać. W końcu to ten zimny drań! :D
Kiyoshi... jest dosyć pokrętną postacią, która ma swój pierwowzór w moim życiu ;) I nazwanie go kotem VIPowskim jest jak najbardziej prawdziwe xD i po prostu uśmiałam się, jak to czytałam!
;) Na razie nie chce spojlerować
O i dziękuje serdecznie za życzenia! :*