01 listopada 2018

Prolog: Początek

Noc

  Samotna wilczyca przemierzała szaleńczym biegiem bujne lasy liściaste i gąszcze, próbując umknąć przed swoimi napastnikami. Innymi ogromnymi wilkami. Była piękną wilczycą o białym futrze z żywymi, karmazynowanymi oczami, w których krył się lęk. 
  Musiała dotrzeć jak najszybciej do jakiegokolwiek kage i ostrzec przed zbliżającą się wataha lykan.  Nie mogła pozwolić aby ten świat uklęknął pod łapą wilków rządnych krwi i zniszczenia.
"Nie tego pragnął alfa!" - Warknęła nisko w swoich myślach, przeskakując ponad powalonym drzewem. 
  W nozdrzach wyczuła słaby zapach wody i... Czy to cynamon? Ludzie! Ucieszyła się, biegnąc szybciej. Na pewno jej pomogą! 

~~ 

  Szumiał wiatr w koronach drzew, porywając słabsze liście do tańca poza bezpieczną koroną. Nocne powietrze było chłodne i orzeźwiające, jednak gdy spojrzeć w niebo nie dało się dostrzec ani jednej gwiazdy, wszystkie zdawały się ukrywać gdzieś gdzie nie siega ludzkie oko. Jedynie samotny księżyc niemrawo oświetlał okolice. Wyglądało to tak, jakby cały świat stał się nagle brzydki, niebezpieczny i okrutny.
  Ale nawet niepokojąca pogoda nie mogła powstrzymać Hyugi przed nocnym treningiem. Nie mogła go sobie odpuścić nawet podczas misji, co było szczególnie jej głupim postępowaniem.
 - Musze... Musze być silniejsza. - Powtarzała sobie, utrzymując równowagę na wodzie. - Aby... Aby udowodnić wszystkim... Że mogę być głową klanu...
  Dla młodej jedynastolatki było to bardzo ważne. Musiała zmienić coś, mieć swój własny cel... Chciała być silną, aby zmienić swój klan. Pokazać im, że mimo wszystko z dumą może przedstawiać się jako Hyuga. 
  Wykonywała kolejne ciosy, wymierzając je w wyimaginowanego przeciwnika. Treningi na wodzie wzmacniały nie tylko jej kontrolę czakrę, ale i wytrzymałość. Miała ogromne braki w taijutsu czy genjutsu. Nigdy nie była geniuszem jak jej kuzyn czy młodsza siostra. A wiedza o roślinach leczniczych i uzdrawiających ziołach nie wystarczała aby zadowolić jej klan.
  Jednak jej dobra natura nie potrafiła się przeciwstawić, jak klan oczekiwał od niej bardzo wiele, a jednocześnie ją wzgardzał. Pomimo że nawet ojciec nazywał ją słabą i bezużyteczna rozumiała to. Jego potrafiła zrozumieć i nie czuła przez to do niego nienawiści. Wiedziała, że ją kochał i chciał aby się przyłożyła. Głowa klanu nie miała łatwo, a od spadkobiercy oczekuje się bycia potężnym ninja, a nie słabowitą kunoichi.
  Opadła na kolana, łapczywie łapiąc oddech. Nie może się przeforsowywać bo byłaby jedynie problemem dla swoich przyjaciół z drużyny. 
  Kiba Inuzuka smacznie sobie spał, podczas gdy Shino Aburame odbywał warte. Zdawał sobie sprawe z nocnych eskapad Hinaty, gdy ta opuszczała swój namiot tłumacząc się przemyciem się gdy mają chwilę spokoju.
 Ich misja nie była szczególnie trudną, mieli eskortować handlarza herbatą do pobliskiej wioski, 3 dni drogi od Konohy. Byli już bardzo blisko domu, ale dowódca drużyny nakazał postój.
  Kurenai Yuuhi wolała aby nie byli zmęczeni przed Hokage wioski liścia, a ponad to... Nocne wizyty w biurze nie były możliwe. Mistrzyni genjutsu zarządziła więc odpoczynek. Czuła, że to potrzebuje chyba bardziej od swoich uczniów.
 - To... To na nic... Nie moge... Dlaczego muszę być tak słaba? - przyłożyła dłonie do środka klatki piersiowej, czując szybko bijące serce.
  Miała tak od czasu egzaminu, gdy się przemęczała lub jej czakra była już na wyczerpaniu jej serce biło boleśnie, domagając się odpoczynku. 
Nie powinnaś tak się forsować, dziecko.
Drgnęła słysząc głęboki, męski ton głosu. Był nieco ochrypły, jakby jego właściciel za długo przebywał pod wodą. Rozejrzała się wokół i skostniała. Niedaleko niej stał mężczyzna w biało-szarej yukacie, na połowie głowy miał lisią maskę, taką jaką kupiła kiedyś w czasie festynu w Konoha. Mężczyzna był dosyć młody, kredowo białą cerę, która nieco wydawała się zanikać w okolicach dłoni i bosych stóp. Szare włosy były długie i sięgały mu poniżej pasa.
"Jak u Nejiego-niisan..." - Przeszło jej przez myśl, obserwując mężczyznę.
 - Oh panienko... Kot zjadł twój język? - Przechylił głowę w bok, kręcąc czerwonym parasolem w dłoniach.
 Chyba właśnie to był jedyny jaskrawy kolor w jego dziwnej postaci.
 - I-iie... Ja... Przepraszam... Kim pan jest? 
Mężczyzna zamrugał w wyraźnym zaskoczeniu.
 - Ty... Ty mnie widzisz?!
 Gdy już miała odpowiedzieć na te dziwne pytanie rozległo się wycie i sapanie.   Odwróciła się tylko na chwilę, aby przyjrzeć się zbliżającemu zagrożeniu, a gdy zwróciła wzrok ku mężczyźnie jego już nie było. Nie miała jednak czasu na namysł. Musi szybko dostać się do swoich kompanów z drużyny.
  Już zbiegała z tafli wody zobaczyła je. Piękne, przestraszone oczy. Źrenice były czarne jak smoła, tęczówki miały dwa pierścienie jedną krwiście czerwoną, która przechodziła w fiolet. Białe futro wilka było zabarwione krwią. Zwierze było ranne, ale nawet jak dla naiwnej Hyugi było dziwnym to, że jest tak wielkie z podłużnymi przednimi łapami i nieco chudsze... Nieco bardziej ludzkie. Trochę jak... Człowiek.
  Z przerażeniem upadła na kolana, cofając się. Próbowała wyciągnąć kunai z kabury, ale właśnie wtedy rozległo się wycie. Z przerażeniem wpatrywała się w widok białej wilczycy atakowanej z każdej strony przez grupę brązowosierstnej zgrai. Jęk bólu uderzył w jej uszy, wycie przepełnione bałaganiem wypełniło polanę.
  Nie myślała wiele. Rzuciła się w przód, uderzając w potężne zwierzęta o kasztanowej barwie. Kopnięciem zrzuciła bestię, który prawie rozrywał karmazynowooką wilczyce.
  Zaskamlała słabo, gdy wilki zaczęły ich okrążać, jak swoją ofiarę. Dziedziczka przełknęła głośno ślinę. Czuła jak drżą jej dłonie, mimo że bardzo chciała się nie bać, widok obnażobych kłów przyprawiał ją o ciarki.
  - O-odejdźcie! - Zapiszczała i dałaby sobie uciąć rękę, że usłyszała śmiech!
"Nawet wilki się ze mnie śmieją!" - krzyknęła do siebie w myślach.  I zerknęła na słabą wilczyce. "Czy powinnam się wtrącać w sprawy natury? Co jeśli jest za słaba, aby żyć...? W końcu słabe istoty giną..." - zamknęła oczy na chwilę.
  - Jeśli tak... To czemu wciąż żyjesz? - Ochrypły głos znów połaskotał jej uszy ciepłym tonem głosu.
 Miał rację... Wiedziała to. Kurenai-sensei nie zostawiła jej, gdy ojciec uznał ją za słabą. Pomogła jej, tak samo jak ona powinna teraz pomóc bezbronnej, rannej istocie za nią.
 - Odejdźcie stąd! - krzyknęła pewniejszym tonem głosu.
  Wilki nadal krążyły i jak jeden raz... W tym samym momencie skoczyły na nie. Nie wiele myśląc osłoniła sobą wilczyce. Poczuła ugryzienie na ramieniu, kostce... Szarpanie na plecach i piekący ból. Nie puściła jednak zwierzęcia, przyciągnęła je bardziej do siebie, próbując jednocześnie sięgnąć po kunai. Musi walczyć, albo ją rozszarpią!
  - Hinata! - Coś uniosło bestie z niej... A raczej zrzuciło. Usłyszała brzeczenie chrząszczy i zdala sobie sprawę, że to jak kolega z drużyny, Shino.
  Nie poruszyła się z obawy, że gdy to zrobi bestie znów zaatakują. Warczenie Akamaru i wściekły krzyk Kiby tuż obok upewniły ją, że jest bardziej bezpieczna niż parę sekund temu. Wiedziała, że musi pomóc swoim towarzyszom broni zanim zostaną ranni z jej winy.
  Usiadła, czując ból na plecach i widząc mroczki przed oczami. Zacisnęła dłoń na swojej broni, aktywowała limit krwi, aby widzieć wrogów...
  - To nie wilki! One mają czakrę! Jakąś dziwną, ale mają!
  - I tak ich pokonamy, nie Akamaru?! - Kiba zaatakował brązowego olbrzyma, jego wierny pies ninja był tuż obok.
  Shino korzystając z robaków atakował je, trzymając na dystans.
  Kurenai, podbiegła do swojej uczennicy, ale w tym momencie została powalona przez wilka. Szponami uderzył w jej klatkę piersiową.
  Dziedziczka ignorując ból w ramionach rzuciła swoją broń w tył głowy zwierzęcia, padł ze skomleniem na ziemię. Ale po chwili wstał.
  - Co to za stwory?! - Zapytał Kiba.
  - Dowiemy się, jak je pokonamy! - Odparł z typową dla siebie obojętnością Aburame.
  Walka trwała już bardzo długo, ale zakończyła się zwycięstwem ninja z wioski liścia. Udało im się wygrać tylko dzięki szczęściu. Nie zabili jednak żadnej z bestii, uciekły, gdy Hinata uderzyła dłonią prosto w brzuch wilka, który poleciał wprost na drzewo i zaczął się wić, a po chwili przestał ruszać. Jemu podobni zabrali go na barki i uciekli zanim się spostrzegli.
  Kurenai owinęła bandaż wokół talii Hinaty, nieco dalej od chłopców którzy rozprawiali o dziwnych stworzeniach, która zaatakowały ich przyjaciółkę.
  - Hinata, co się stało? - Wyszeptała mistrzyni, podając dziewczynie już bluzę.
  - Ja... Trenowałam... Te dziwne wilki goniły tego białego... I...
  - Hinata mówiłam Ci, że w prawa matki natury nie można ingerować.
  Ciemnowłosa zarumieniła się ze wstydem. Wiedziała to, ale gdy spojrzała w oczy stworzenia i słysząc jego krzyk nie mogła się już odwrócić.
  - Sensei nie ma racji. Te wilki... Były zbyt dziwne, aby je stworzyła natura. To coś... Powinnyśmy zabrać to do Konohy, aby Hokage na to spojrzała. - Kuba stanął w obronie przyjaciółki.
  Gdy Kurenai miała go już zacząć strofować usłyszeli kobiecy jęk. Spojrzeli jak jeden mąż w stronę wilczycy... A raczej białowłosej dziewczyny. Leżała zakrwawiona, nieprzytomna... i naga.



 No to wróciłam i mam nadzieję, że komuś przypadło do gustu 😅 
Lykanie zaciekawili mnie na tyle, aby poświęcić im nieco więcej czasu niż powinnam!
Cały prolog jest krótszy niż planowałam z powodu pisania na telefonie. Mam nadzieję, że się podoba 😄
Na razie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz