Rozdział 24: Nie mów mi "żegnaj". Część 2-3.
Śmierć jest nieuchronną częścią życia. Każdy to wie, każdy wie, że przed nią nie ma ucieczki. Jednak są takie istoty, które żyją wiecznie są to LYKANIE. Lykan to w połowie człowiek, a w połowie wilk. Te istoty żyją dlatego, że zabijają ludzi. Te bestie karmią się ciałami pokonanych i mogą przybrać ich wygląd, ponadto dzięki życiodajnej krwi zabitych żyją zupełnie nowym życiem. Jednak tam gdzie rodzi się zło, tam też jest dobro. W niektórych szkołach uczono walki z tymi bestiami, szkoły te nosiły nazwę "Czarna Róża" na całym świecie tych szkół było zaledwie dziesięć. Cholernie mało, biorąc pod uwagę fakt, że lykanów są setki. Jednak jeden lykan jest wart dziesięciu najsłabszych uczniów tych też szkół. Uczniowie szkoły nieśli za sobą radość - gdy ocalali ludzkie zagrożone przez lykanów życia, ale nieśli też za sobą i śmierć, bo jednak te bestie były w małej części ludźmi. Ci uczniowie byli poukrywani przed światem zewnętrznym, zwykli obywatele nie mieli pojęcia kim są ci ludzie. Grali w tym życiu jak aktorzy na scenie, według scenariusza napisanego przez ich samych.
Sakura otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie. Zaczęła się szarpać i wyrywać, co było na nic, bo była przykłuta łańcuchami do ściany. Nadgarstki i kostki były oplecione metalowymi, przyległymi, ciężkimi bransoletami. Łańcuch był bardzo gruby, ledwo się poruszała. Stróżki słonych łez popłynęły po bladych policzkach, a zaraz potym skapnęły na brudną od piasku i krwi podłogę. Wrzeszczała i groziła, aby ją wypuścić. Jednak nikt nie przychodził. Po wielu godzinach krzyków, jej głos odmówił jej posłuszeństwa. Zamknęła mocno oczy i zacisnęła usta, aby pozbyć się suchoty z gardła.
- No nareszcie przestałaś wrzeszczeć. Moim ludziom niedługo by odpadły uszy. - Usłyszała zimny ton głosu.
Już chciała odpowiedzieć na słowa złotowłosego przestępcy, gdy on uderzył ją w twarz, tak mocno, że omal nie straciła przytomności.
- Mam dość.... gdzie ci twoi przyjaciele? Jak widać nie zależy im na tobie. - mówił pełnym jadu głosem, a zaraz po tym wyszedł.
Haruno poczuła w ustach metaliczny posmak krwi, wypluła ją i zadrżała pod wpływem nagłego bólu. Piekło ją całe ciało, jakby płonęła w żywym ogniu, zaraz po nagłej gorączce, zadrżała z zimna, a po tym poczuła się senna. Jednak wiedziała, że gdy teraz uśnie jej życie dobiegnie końca, bo może się już nigdy nie obudzić.
~~~ W Konoha, brama wioski.
Dziewczyna o ciemnych włosach pokazywała dokumenty, które dostała od Hokage dla strażników. Shikamaru tłumaczył w tym czasie plan dla spóźnionych, czyli Temari, Sasuke i Naruto. Tego ostatniego zatrzymali na chwilę rodzice Sakury, prosząc, aby sprowadził ich córkę całą, zdrową i bezpieczną do Konohy.
Nara zerknął na Hyugę, która właśnie do nich podchodziła.
- Możemy iść? - zapytał poważnym, aczkolwiek znudzonym tonem głosu.
- Tak. Oczywiście. Hokage dała nam miesiąc na znalezienie Sakury. Jeśli nam się nie uda to... - wypowiedziała te słowa wyraźnie i spokojnie Hyuga, ale zaczęła się wahać przy zakończeniu zdania.
-... Możemy już nie wracać do Konohy. - wyszeptał Uchiha.
- Dlaczego? - zapytała cała trójka niewtajemniczonych.
- Dlatego, że Konohy już nie będzie. - odparła Hinata opuszczając głowę w dół, jakby popełniała najgorszy z możliwych grzechów.
Gdy już chcieli zapytać "dlaczego?" Uchiha spojrzał na nich z rządzą mordu, a więc wyruszyli. Hinata przez całą droge milczała, jedynie gdy została zapytana "co się dzieje?" odwracała głowę i mówiła "nic". Takie proste słowo, którego używają ludzie chcący coś ukryć, Hinata także pragnie coś ukryć jest to jej smutek, wie, że walka z Yokusaku to samobójstwo. Pamiętała jak półroku temu Sasuke stanął z nim do walki....
Devon stał się władcą kraju Księżyca, Hikari Hyuga postanowiła pomóc synowi i stała się jego doradczynią. Kraj ten wschodził jak kwiat paproci, szybko i pięknie. Hinata szła ulicami wioski razem z Rouse. Postanowiła dać wolny wieczór dla swoich przyjaciół, Ino i Sai'a.
- Idzemy na helbatke? - zapytała Rouse, wyrywając Hyugę z zamyślenia.
- Raczej myślałam o pikniku, ale twój pomysł jest też dobr....... - urawała, słysząc warknięcie. - Rose, idź do domu. Biegnij.
Dziewczynka szybko pokiwała główką i zerwała się do biegu, tak szybkiego na jaki pozwalały jej krótkie nóżki.
- Ghrrrhehhr... - kolejne warknięcie wydobyło się z ust chłopaka o złotych oczach i włosach.
- Słysze cię, idioto. Nie warcz. - wysyczała jak kot te słowa Hyuga.
Warknął coś jeszcze i skoczył do Hinaty, aby zabić ją mieczem, jej własną bronią. Hinata przyjęła postawe obronną, wiedziała, że nie pokona jej. Usłyszała wrzask Rouse, więc obróciła się. Yokusaku trzymał ostrze przy gardle małej dziewczynki. Nawet nie zauważyła kiedy zdążył zaatakować biedną Rouse.
- Narazisz ją na takie niebezpieczeństwo? - zapytał z powagą wilkołak.
Hyuga upadła na kolana i patrzyła na niego tępym wzrokiem. Najgorszą rzeczą nie jest śmierć, ale niemoc. Chwila gdy dama śmierci patrzy ci w oczy i uśmiecha się radośnie, i gdy wie, że nic nie zrobisz jest najbardziej bolesną chwilą z całego twojego życia. Hinata właśnie miała taki moment, czuła jak jej serce zaciska się z bólu, jak oddech milczy, jak piekące znamie na policzku powraca. Znajoma dla niej łodyga kwiatu znów rozwinęła się na policzku, jakby czekała na chwilę jej słabości. Łza zabarwiona krwią spłynęła po znaku, a Hinata przestała słuchać rozsądku. Wstała z ziemi, Yokusaku wypuścił Rouse, która pobiegła w kierunku zamku władcy wioski Księżyca, gdzie miała nadzieje, że znajdzie wujka Sasuke.
- W końcu razem... - wyszeptał w jej strone Yokusaku.
- Nareszcie. - szepnęła nieprzytomnie Hinata.
W jej głowie jedna część, ta dobra krzyczała, aby przestała, ale zła część była silniejsza. Złotooki podszedł do niej i delikatnie pocałował w usta. Zła część Hinaty, ta która miała teraz władze nie sprzeciwiała się temu.
- HINATA!!! - usłyszeli rozwścieczony głos Uchihy.
- Czego chcesz?! Przeszkadzasz! - Yokusaku odsunął się od Hinaty, co było jego błędem.
Sasuke zaatakował go bez ostrzeżenia. Uchiha był wściekły jak nigdy, uderzał mocno złotookiego. Hinata stała sparaliżowana ze strachu. Poczuła ucisk na nadgarstku, naznaczenie zmieniło barwę na ze złotej na ciemno-niebieską. Zerknęła na człowieka trzymajęcego jej nadgarstek, to jej mistrzyni Miko. Zamrugała kilkakrotnie.
- Sasuke!! - krzyknęła przerażona, gdy Yokusaku uderzył Uchihę kilkakrotnie w kark i brzuch.
Zasłoniła usta dłonią, aby powstrzymać krzyki. Przeźroczyste łzy płynęły wartkimi strumyczkami po jej bladych z przerażenia policzkach. Zawiał mocniejszy wiatr, gdy Yokusaku uderzał Uchihę, który nie miał szans na odparowanie ciosów lub atak. Uderzenie zaciśniętej pięści biło jak serce Hinaty, mocno i szybko, odbijało się echem w jej umyśle. Yokusaku wyciągnął miecz i wbił go w podbrzusze Uchihy, a ten wrzasnął z bólu, krew płynęła szybko i mocno. Każda kropla krwii przybliżała Sasuke do śmierci. Uchiha zatańczył taniec z śmiercią i dostał kosza. Przegrał życie.
Hinata zamknęła oczy, wyciągnęła kunai i przyłożyła sobie go do gardła. Nie mogła pozwolić, aby śmierć zabrała jej JEGO.
- Yokusaku!!! Uderz Sasuke jeszcze raz, a rozleje się tutaj więcej krwi! - wrzasnęła do złotookiego Hinata, po czym już miała sobie podciąć gardło.
Szczęście w nieszczęściu, Yokusaku nadal kochał Hinatę i nie chciał jej śmierci. Przestał sprawiać ból czarnowłosemu i zniknął w kłębach czarnego dymu.
Hinata wyrzuciła kunai z ręki i pobiegła do Sasuke. Wyciągnęła z jego półmartwego ciała swoją broń, przytuliła się do niego i szeptała ciągle "przepraszam", jakby to jedno słowo miało zmienić to co zrobiła.
- Nie przejmuj się.... - usłyszała jego słabnący szept.
Życiodajne czerwone krople wypływały z jego ran coraz szybciej i szybciej. Z każdą kroplą krwi był słabszy, a śmierć szeroko się uśmiechała. Hinata spojrzała najpierw w gasnące oczy Uchihy, a zaraz potem na oddźwiernego. Był to cień demona, który nawiedza dzieci w snach. Cień był cieniem po prostu, był trójwymiarowym cieniem demona z dwoma rogami, ogonem i wydłużonymi rękami.
Łzy spływały po jej policzkach. Oddżwierny sięgnął do duszy Uchihy, miejsce to było jego sercem.
- Nie zabieraj go... - szepnęła Hyuga do cienia.
- Perche*? - zapytał w innym języku, języku demonów.
- Bo jest dla mnie kimś ważnym..... chyba... go kocham. - wyszeptała odpowiedź Hinata trzymając martwe ciało czarnowłosego.
- Pozwole mu żyć, ale musisz dać mi coś w zamian. - wypowiedział oschle.
- Cokolwiek to będzie, zrobie to. - wyszeptała po raz drugi z nutką nadziei w głosie.
- Chce.... mieć... wasze... pierworodne dziecko. - powiedział demon, a widząc sprzeciw na jej twarzy dodał. - Chyba, że chcesz aby zginął.
Hinata zamknęła oczy, aby zahamować choć troche łzy, zastanowiła się chwilkę i szepnęła gorzko.
- Dobrze...
Wina, której nie mogła odkupić spłynęła na nią, jak grom z jasnego nieba. Powrócił wstyd, którego miała nadzieje się wyzbyć. Pragnęła teraz jednego... odkupienia. Nocami płakała przez swoją słabość do Uchihy. Błagała cienia, aby zmienił zasady, ale ten jedynie ją zbywał. Powiedział jej, że po ocaleniu jakiejś kobiety, zajdzie w ciąże i po dziewięciu miesiącach urodzi zdrowego chłopca. Chłopiec miał mieć oczy ojca, kolor włosów i karnacje odziedziczoną po matce, miał też być uparty i cierpliwy. Demon mówił jej to wszystko, aby bardziej cierpiała. Cień demona cieszył się z jej cierpienia i nienawiści do niego.
Udało mu się. Płakała nocami cichutko, tak aby nikt się nie obudził. Ona ta która ma przeprowadzać duchy i chronić je zawarła pakt z cieniem, najgorszym z wrogów klanu Hoshi No Namida. Pojawiał się w nocną pełnie, aby przypomnieć jej o umowie. Na zakończenie zawsze szeptał:
- Nie mów mi "żegnaj".
Jego przerażający ton głosu sprawiał, że Hinata drżała. Jedynie blady ze strachu księżyc patrzył na to smutno. Luna chciała coś zrobić... ale stała się księżycem, a u jej boku stał Sol, był teraz przedstawiony jako poświata księżyca, już nie chciał opuszczać swej ukochanej. Luna tej nocy płakała i tworzyła nowe konstelacje gwiezdne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz