Przebudzenie
Wczesny ranek przyszedł szybciej niż mogły się spodziewać. Rozmawiały o minionych czterech lata. Hinata opowiedziała blondynce o wszystkim, co ją spotkało. O duchach, o wejściu w świat dusz, o cieniach i o wielu innych rzeczach, zręcznie jednak ominęła temat Uchihy, a także o losie bliźniaczek z jej klanu.Na samą myśl o nim poczuła się winna. Miała nadzieję, że nie czeka na nią nadal.
- Iie... Widocznie jego dusza musiała zaznać ukojenia. To... jest dobre.
- No dobra... a ten Kiyoshi...? To ten twój kotek... Jest jakby... królem duchów? - Ino nerwowo przeczesała włosy dłońmi.
- To bardziej zagmatwane.
- No wyjaśnij, słucham cię.
Hinata wzięła głęboki oddech, skupiła swoje myśli, próbując ubrać je w słowa. Wypuściła oddech.
- Klan Kiyoshich był kiedyś jednością, ale rozbił się na klany Chie i Azura. Każdy z nich ma umiejętności i jest teraz dość liczny, ale to Trzy Bóstwa, Kiyoshi, Chie i Azura decydują komu dadzą moc, w kim ją przebudzą. Kiyoshi ulubił sobie moją praprababcie i tak do mojego pokolenia, gdy urodzę córkę moje moce znikną... Przynajmniej tak mówią. Kiyoshi stwierdził, że z pokolenia na pokolenie krew jest silniejsza i dziwi się, że moja matka umarła. - Na moment posmutniała, ale pokręciła głową, Ale wracając. Trzy Bóstwa... miały kiedyś mocną wiarę, ale ludzie bali się członków ich klanów. Panowanie nad kośćmi, krwią i duszą... Z tego właśnie składa się życie. Klany były potężne, ale dbały o zachowanie równowagi, pomagały rannym, tamowały krwotoki i koiły dusze. - Poczuła w sobie złość, czego nie próbowała nawet ukryć. - Ale zostały wyrżnięte z powodu strachu. Nieliczni przetrwali. Trzy Bóstwa przyjęły najniewinniejsze i najbardziej bezbronne postaci, aby przeżyć. Nie potrafią już wrócić do dawnych form, dopóki nie nazbierają wystarczająco dużo sił. Nie mogą też odejść z tego świata, nie wiem czemu... Ale chcę pomóc Kiyoshiemu w przejściu. Czasem może, ale nie jest tam długo... Większość czasu spędza ze mną... Ah... i jeśli jego rodzeństwo chce być po tamtej stronie to musi być osobno. Nigdy we trójkę. Nie mogą też spędzać dużo czasu z Kiyoshim przez jego moc.
Ino przyswajała nowo-zdobytą wiedzę w milczeniu. Nie przerywała przyjaciółce pytaniami, a układała je w głowie. Wierzyła, że Hinata opowie jej o wszystkim, mimo, że był to dla niej nie mały szok. Jej droga przyjaciółka stała się reliktem niemal wymarłego klanu. Kiyoshi. W myślach powtórzyła trzy razy nazwę, aby zebrać informacje o nich. Coś w niej mówiło, że to nie jest do końca tak, że Kiyoshi byli bez winy.
- Z powodu moich zdolności... zostałam zobligowana do pomocy Hokage. Dzięki kontaktowi z duchami mogę wyjaśnić przyczynę ich śmierci i pomóc w ten sposób w uchwyceniu mordercy sprzed lat. - Popatrzyła na swoje dłonie. - Jak zapewne wiesz jest ich mnóstwo... Widziałam już setki duchów... Przyjaciół, znajomych... I całkiem obcych ludzi... Widzę duchy starych, młodych, dorosłych i dzieci... Dzieci, które płaczą, bo rodzice ich nie widzą nie potrafią przyswoić, że nie żyją... Ich uświadomienie jest... okropne.
- To... musi być bolesne.
- Z początku tak... ale... ale przywykłam! Cieszę się, że mogę im pomagać! Podobno dojrzenie światła jest najcudowniejszym ukojeniem.
- Musi być... Hinata... Tak bardzo ci współczuje. - Położyła dłoń na ramionach przyjaciółki - Nikomu nie powiem. Przysięgam. Dziękuje, że mi zaufałaś. Nie zawiodę cię!
- HinaIno na tropie! - Roześmiały się.
W końcu minęła godzina. Poranek powoli rozjaśniał poszarzałe niebo. Dwie nastolatki rozstały się ze sobą chwilę temu. Hinata poczuła samotność, jaką czują duchy. Czasem myślała, że jest bardziej nim niż żywą. Usłyszała szelest liści na wietrze i odwróciła się z obawy. Zmęczony umysł płatał jej figle, gdy dostrzegła śnieżnego króliczka, który czmychnął w krzaki.
Strach jest najbardziej prawdziwą z emocji, której jesteśmy zawsze pewni. Widzieć przerażające twarze, pająki, klaunów czy też sama śmierć.
Nie ma na świecie osoba, która nie ma choćby jednego ze strachów.
Hinata aktualnie przeżywała jedną z takich chwil. Bała się, co nie było dla niej żadną nowością. Zawsze się bała, jąkała i uciekała wzrokiem od prawdy czy ludzkim spojrzeniem.
Teraz gdy została sama przed wejściem na cmentarz zastanawiała się, co ma robić. Ufała Ino, że ta nie powie nikomu o jej sekrecie, ale wiedziała, że nie może długo ciągnąć tych okrutnych kłamstw, ale tak bardzo się bała. Bała się, że jej drodzy przyjaciele odsuną się od niej, że ludzie zechcą aby zaczęła rozmawiać z ich bliskimi, czy też tego, że mordercy trzech klanów zaczną na nią polować. Ta myśl sprawiła, że przyłożyła dłonie do serca i zatrzęsła się.
- Panna Hyuuga. - Usłyszała rozdwojony głos zza swoich pleców.
Był to ciepły, miękki ton głosu, należący do kobiety. Kobieta z najdelikatniejszym uśmiechem o ciemnych włosach, ubrana w białe kimono patrzyła czarnymi oczami w młodą Hyuugę i Hinata poczuła się znacznie spokojniejsza. Te oczy przywiodły jej na myśl oczy znanego jej Uchihy.
- Pani Uchiha... - Skłoniła się z szacunkiem duchowej kobiecie.
- Dawno tu panienki nie było. Nie odwiedza panienka Hikari-chan?
Na imię swojej matki drgnęła i uśmiechnęła się ciut gorzko. Hinata odkąd matka odeszła poczuła się skrzywdzona. Rozumiała śmierć, szanowała ją, ale nie potrafiła zrozumieć swojej matki, która nie powiedziała jej nic o jej krwi. Sądziła, że jej ojciec pojął za żonę zwykłą Hyuugę, nie wiedziała, że jej droga matka jest z innego kraju, a tym bardziej nie wiedziała o jej związku z Kiyoshim. Poczuła jakiś rodzaj zdrady. Nie prosiła się o swoje umiejętności, nie prosiła o moc związaną z tym, nie prosiła o widzenie duchów, ani rozmowy z nimi, nie prosiła także o bycie dziedziczką, o treningi do utraty przytomności, nie prosiła o nic z tych rzeczy, ale to została. Przez jej krew.
- Rozumiem... Chodź, panienko! Porozmawiamy. A może boisz się duchów? - Uśmiech na twarzy Mikoto rozciągnął się, a Hinata także nie mogła powstrzymać swojego.
Poszła za piękną zjawą i usiadła przy jej grobie, gdy stała się bardziej wyraźna. Dziwnie się czuła, widząc tylu Uchihów. Odkąd jej moc wzrosła to jej powiązanie z duchami. Teraz było ich znacznie mniej niż trzy lata temu. Zostały głowy klanu i niektórzy członkowie milicji Uchiha. Matka Sasuke i Itachi'ego została z obawy o swoich synów, a Fugaku? Rzadko z nim rozmawiała. Mężczyzna ją onieśmielał, czuła się przy nim, jakby miała trzy latka i została złapana na zabieraniu ciasteczek ze słoiczka.
Teraz zauważyła, że mężczyzna siedzi przy grobie i medytuje. Skinęła mu uprzejmie głową, a sama przysiadła przy grobie jego żony, zmawiając modlitwę za jej życie.
- To nie potrzebne, panienko.
- Mikoto-sama, gdy duchy są pamiętane nie znikają. Pamięć pańskich synów utrzymuje was w zdrowiu i chroni przed cieniami. - Poinformowała z zamkniętymi oczami. - Cienie mogą was pochłonąć i...
- Kiyoshi... - Usłyszała od ducha, który popatrzył na nią z szacunkiem. - Dobrze panienkę znowu widzieć.
- Pana także, panie Uchiha... Czy jest coś, co mogę dla pana zrobić?
Dla Hinaty była to nowość. Fugaku zazwyczaj milczał w jej towarzystwie. Rozmawiała często z jego żoną w czasie gdy z nim zamieniła ledwie parę słów przy pierwszym spotkaniu.
Dwunastoletnia Hinata szła w kierunku grobów, zanosząc sadzonki szałwii. Chciała jak najbardziej odgonić złe duchy od tych, które są mieszkańcami cmentarza w Konoha. Szałwia była naturalnym sposobem na odgonienie ich, a w pomieszaniu ze słodkim zapachem lawendy nasilała swoje zdolności.
Kiyoshi był dumny z jej pracy. Wiedziała o tym. Dla niej było to niezwykle ważne, aby zadbać o słabość cieni, które uważała za najgorszą manifestacje gniewu i nienawiści. Były dla niej jak demony dla aniołów. Naturalnymi wrogami.
Była częstym gościem cmentarza, dbając o niego prawie tak samo, jak o swój ogródek za rezydencją klanową. Wtedy usłyszała cichy szloch. Zatrzymała się.
- Itachi... Sasu-chan tak bardzo zbłądził... Pomóż swojemu bratu! - Drgnęła, słysząc kobiecy głos.
Zadrżała, gdy zobaczyła ciemną postać przed grobem oddaloną od niej o jakieś piętnaście kroków. Klęczał przed grobem i zmawiał modlitwę, zamykając oczy. Czarny płaszcz z czerownymi chmurkami, oczy miał zamknięte, potrafiła to dostrzec z takiej odległości. Postać z długimi włosami koloru czerni spiętymi czerwoną tasiemką.
Czuła drżenie nóg, gdy tylko go rozpoznała. Zacisnęła dłonie na doniczkach, bojąc się, że je upuści i zwróci na siebie jego uwagę. Najmniejszy dźwięk, choćby nawet oddech czy szelest małych roślinek w jej dłoniach.
Czarnowłosa eteryczna kobieta dostrzegła młodą nastolatkę i zaczęła do niej machać i krzyczeć. Jej chłodna postać przeszła obok mężczyzny, a Hinata czuła, jak ulatuje z niej życie. Mężczyzna czując na skórze chłodny wiatr popatrzył na nią. Głębokie oceany czarnych oczu patrzyły w najczystszą z bieli.
W jednym kroku stał teraz przed nią, a ona wypuściła z rąk trzymane donice. Chwycił je, zanim dotknęły ziemi, popatrzył na nią badawczo, jakby zastanwiał się, czy wzniesie alarm. Łapał powietrze jak ryba na powierzchni.
- Boisz się mnie. - Stwierdził stalowym tonem głosu.
- I-i.... - Chciała zaprzeczyć, ale nie potrafiła odnaleźć swojego głosu.
Zmrużył oczy, zamknął je, a gdy otworzył czerń została zastąpiona przez czerwień.
Hinata od razu odwróciła wzrok, korzystając z rady. Była wdzięczna kobiecie za to, ale wiedziała, że młodzieniec jej nie usłyszy. Nikt poza nią jej nie usłyszy...
- To niegrzeczne. - Zaskoczyła ją ta prosta wypowiedź. - Nie patrzysz w oczy ludziom, jak tchórz. - Odłożył doniczki z szałwiami pod jej nogi. - Czemu nosisz to na groby mojej rodziny?
- Bo... bo...
- Wysłów się. - Syknął przez zaciśnięte zęby.
- To... aby złe duchy odpędzić...
- Twierdzisz, że moja rodzina to złe duchy...? - Uniósł brew, ale Hinata nie mogła tego dostrzec, gdy chciała zaprzeczyć spotkała ją zaskakująca odpowiedź. - Wiele się nie pomyliłaś, ale duchy nie istnieją. Skończ wierzyć w te bajki i bądź kunoichi.
- Duchy też! Każdy ma dusze. Ty także... Dusze są w naszych ciałach za naszego życia, a gdy ciało umiera stajemy się duchami! - Trzymała oczy zamknięte.
Odpowiedział jej szelest i westchnienie. Poczuła dziwnie zimną rękę na swoim policzku, a gdy z zaskoczenia otworzyła oczy spotkała się ze smutnym wyrazem karmazynu... i nastała ciemność.
- Jak zasmakujesz rzeczywistości... zmienisz zdanie.
Obudziła się po godzinie, słysząc głosy wokół siebie. Otworzyła oczy, dostrzegając małżeństwo Uchiha.
- Chyba źle wychowałam Itachiego... Przepraszam, Kiyoshi-sama... - Mikoto przepraszała kota na klatce piersiowej Hinaty.
- Aj tam, pieprzenie! - Miauknął kot, układając się na piersiach.
- Nie ułatwia jej pan oddychania. - Stwierdził pan Uchiha.
- E tam, nyan! Nic jej nie jest.
- Panno Kiyoshi... Dlaczego panna nie uciekała. - Eteryczna postać mężczyzny stała nad nią z rękoma skrzyżowanymi na piersi, oczekując wyjaśnień.
- Nie uważam... aby to było rozsądne... Mógłby... Pomyśleć, że wezwę kogoś i mnie zabić...
- Przykro mi z tego powodu... Ja nie...
- To nie państwa wina. - Przerwała im, siadając. - W końcu nie żyjecie...
- Nie... nie żyjemy? Dlatego nas nikt nie... słyszy?
Po tylu latach sądziła, że to zrozumiałe. Poczuła się winna, że nie powiedziała im wcześniej. Skinęła wolno głową, czując, że jest im winna spore wyjaśnienia...
To wtedy miała z nim ostatnią rozmowę, gdy rozmawiała z nim na temat końca ich życia. Zastanawiało ją, czego może chcieć Fugaku. Postępowanie ducha ją zaintrygowało,
- Mój syn chce pojąć cię za żonę. Bądź dobrą panią Uchiha, Kiyoshi. - Poinformował ją duch, a ona cicho westchnęła.
- Oj Fugaku! Będzie najlepszą! Hinatko, jak się czujesz? Czy Sasuke wykonał jakiś krok? - Mikoto stanęła obok Hinaty, obejmując ją ramieniem - Czy jesteś zbyt nieśmiała? Bo wiesz... Uchiha mają w sobie tą aurę! - Puściła dziewczynie oczko, a dziewczyna czuła jak jej twarz nabiera rumieńców.
Mikoto uśmiechnęła się promiennie. Była szczęśliwa, że jej młodszy syn wybrał sobie kobietę, jak Hinata. Damę, piękną, inteligentną i znającą tyle pozytywnych uczuć! Poza tym już od pierwszego spojrzenia na małą wtedy Hinatkę wiedziała, że będą razem i naciskała na Hikari, aby częściej przychodziła ze swoją córeczką. Jej zdaniem pasowali do siebie. Ciemne włosy, kolory ubrań, postawa, a także chęć zaimponowania swoim ojcom. Dla Mikoto było zbyt wiele powodów do naciskania na jej małego wtedy synka, aby pobawił się z Hinatą. Smuciła się, bo masakra była przed dniem rodzica w szkole i tam Sasuke miał zagrać smoka, chroniącego małą księżniczkę, którą była Hinata. Bawiło ją to, jak mały Sasuke ćwiczył do roli ryczenie i warczenie. Teraz były to odległe wspomnienia, ale wtedy miały dla niej znaczenie.
- Będę, panie Uchiha. Nie zawiodę... - Wyszeptała, czując pieczenie z powodu wstydu na policzkach - Będę... dobrą żoną dla pańskiego syna.
- Hinato, czy coś się stało? Nie cieszysz się z powodu bycia Uchihą? - Zapytała zaniepokojonym głosem.
Mikoto wskazała młodej dziewczynie zajęcia miejsca na kamiennej ławce, z czego z ochotą skorzystały obie. Mimo, że Mikoto nie potrzebowała tego. Była duchem, duchy się nie męczą, nie jedzą, nie korzystają z toalety. To pusta egzystencja polegająca na zobaczeniu światła, a jeśli go nie zobaczysz... Zostajesz na ziemi i próbujesz dojść do tego, co zrobić, aby je dojrzeć.
- Cieszę... Tylko... Nie sądziłam, że... że to będzie w taki sposób. Bo... - Wzięła oddech, po czym go wypuściła. - W szkole dużo z nim nie rozmawiałam... a teraz, po latach, mam być jego żoną... Chciałam, aby o mnie zabiegał, chciałam go poznać i aby on poznał mnie... ale teraz nie mogłam. Zaprosił mnie na wieczór, ale Hokage chciała, abym spotkała się z nią i Ino-chan. - Poczuła szczypanie w oczach - Nie chciałam go wystawiać... J-ja... naprawdę... Chciałam wykonać obowiązki i iść do niego. Powinnam go przeprosić! - Zasłoniła dłońmi oczy i czuła, jak drżą jej ramiona.
Mikoto popatrzyła na dziewczynę ze współczuciem. Wiedziała, że jej syn bardzo się zmienił przez te lata i nie mogła jej zbyt wiele doradzić, ale wiedziała jedno.
- Hinatko... - Położyła widmową dłoń na jej ramieniu. - Sasuke jest dumny. Teraz uraziłaś jego ogromne ego.
- Mikoto, na pewno przesadzasz. - Zaprzeczył Fugaku, odchrząkując.
- Przesadzam? Proszę cię! Jeśli ma twój charakterek to na pewno tak jest. - Roześmiała się - W takich sytuacjach, Hinato, nie możesz mu dawać za dużo czasu. Zacznie sobie dopowiadać historyjki i wtedy będzie kłopot. Jeśli ci zależy na moim synu... Idź do niego teraz. Powiedz mu prawdę.
- Nie! - Krzyknęła wstając - On nie może wiedzieć! Im mniej osób wie tym lepiej! Każdy kto wie jest narażony na atak cieni. Cienie to wyczuwają! One... One są przerażające... I nie zawahają się przed skrzywdzeniem was... A jedynie Rodziny Trzech Bóstw mogą stać przeciw nim... Gdyby więcej osób wiedziało...!
- Sza! - Fugaku wstał ze swojego miejsca. - Wiemy o zagrożeniu. Nie popieram w tym mojej żony. Mój syn jest osobą dumną to prawda. Obserwuje go odkąd opuścił wioskę i widzę zmiany w nim. Mikoto widzi w Sasuke małego chłopca, jak większość matek w swoich dzieciach.Chcesz mojej rady? Zmuś go do wysłuchania ciebie. Jesteś osobą dorosłą, kunoichi do tego! Więc weź się w garść i wyzwij go.
Hyuuga miała mętlik w głowie. Czuła też się senna i zmęczona tym dniem, ale wiedziała, że nie pójdzie spać z powodu stresu. Stresował ją zły humorek Sasuke, ale bardziej strach przed tym, że może być jeszcze gorzej. Próbowała wcześniej się uspokoić, mając nadzieję, że to przyniesie jakieś nadzieje, że Uchihy to nie obchodzi, ale zaraz druga myśl warczała na nią, że gdyby nie to by po prostu zrobił jej dziecko i nie cackał się z randkami. Hinata wiedziała, że Uchiha by tego nie zrobił. Wbrew pozorom był dobrą osobą i dżentelmenem, który nie skrzywdziłby kobiety w ten sposób.
- Chyba jej nie pomogliśmy zbytnio, Fugaku. - Stwierdziła Mikoto.
- Hmp. Prawda. Kiyoshi, wracaj do domu i odpocznij. Mało wariatów chodzi o tej porze po cmentarzach. Jeszcze ktoś cię skrzywdzi.
- Nie przejmuj się zbyt Sasuke. Musisz skupić się na swoim zdrowiu i dobrym samopoczuciu, aby uprzykrzać mu życie! - Roześmiała się czarnowłosa kobieta.
Hinata uśmiechnęła się słabo, skinęła głową.
- Hai... Arigatou... Przyjdę później wymienić wam szałwie i świeże kadzidełka.
- Przynieś także nowe kadzidła, ale błagam... Nie te o zapachu lawendy. Jaśmin lub pomarańcze.
- Dobrze, panie Fugaku. - Uśmiechnęła się szerzej, skłoniła dwóm duchom kreśląc dłońmi nowe znaki.
Rozmyślania prowadziły ją do domu, musiała zasnąć. Odpocząć...
~~
Białowłosy mężczyzna obudził się. Czuł, że jego rany już się zregenerowały. Usiadł na łóżku, przyzwyczajając oczy do ciemności pomieszczenia. Położył stopy na podłodze, wyczuwając chłód kafelek, który go otrzeźwił. Zobaczył kroplówkę przyczepioną do jego wewnętrznej strony łokcia, bez namysłu wyrwał ją.
Zamknął oczy na moment, chcąc się pozbyć ze swego umysłu wspomnienia o krwi i zapachu jej z nozdrzy. Wstał z łóżka, zdejmując jednocześnie bandaże, które miał owinięte wokół brzucha i klatki piersiowej. Rzucił je niedbale na łóżko razem z wenflonem. Zobaczył swoje ubranie przewieszone przez kaloryfer, pewnie, aby szybciej wyschło. Chwycił je, ubrał szybko spodnie, pozbywając się szpitalnych ubrań i zarzucił luźno na ramiona płaszcz. Dostrzegł brak swojej broni, ale nie była tak cenna, więc postanowił iść bez niej.
- Musiała mnie tu przynieść. - Szepnął w mrok pokoju. - Kim ona była...? Ocaliła mnie...
Spojrzał przez okno. Zaczęło się rozjaśniać, ale wciąż była szarówka. Rozsunął firanki, dając sobie pełen obraz. Miał widok na bramę szpitalną i ulice. Na przeciwko dostrzegł budynki sklepowe. Otworzył okno i wyskoczył przez nie. Wylądował gładko na ziemi i rozejrzał się. Chodnik, po dwóch stronach świeża trawa z krzewami kwiatowymi i równo posadzonymi drzewami wiśni.
Zaczął iść w kierunku wyjścia. Wziął wdech, posyłając w nozdrza zapach kwiatów i drogich perfum. Wyczuł ją. Zaczął iść za zapachem. Szedł spokojnym krokiem przez mieścinę, rozglądając się po witrynach sklepowych. Zauważył, jak z baru wychodzi pewna rozchichotana parka, a muzyka wyłaniała się, drażniąc jego uszy.
Zauważył mężczyznę o czarnych włosach i oczach, siedzącego na ławce z butelką jakiegoś trunku w dłoni. Zaciskał na szyjce rękę, a złotooki mógł stąd wyczuć drażniący zapach chmielu. Mężczyzna pachniał potem, alkoholem i czymś o nieokreślonym zapachu. Jakby metalicznym.
" Jak krew zmieszana z czystą wściekłością. " - Przeszło mu przez myśl.
- Na co się gapisz? - Syknął czarnowłosy.
Czarnowłosy miał szlachetne rysy twarzy wykrzywione w złości. Czarne oczy patrzyły w czyste złoto z irytacją. Miał na sobie eleganckie spodnie, koszulkę rozpiętą na dwa guziki i buty ninja. Blada cera wydawała się delikatnie lśnić w słabym świetle latarni obok jego ławki.
- Na ciebie.
- Nie jestem zainteresowany facetem. Spieprzaj. - Odparł chłodno brunet.
- Hah. Zabawne. Wyglądasz mi na złego. Co się stało? - Białowłosy wolno podszedł do nieznajomego.
- Irytuje mnie jakiś nieznany mi skurwiel. Czego chcesz? Kim w ogóle jesteś, aby zaczepiać nieznanych ci ludzi, co?
- Nazywam się Osteme. A ty?
- Uchiha. Sasuke. - Wskazał białowłosemu miejsce obok, przypuszczając, że mężczyzna nie odczepi się tak łatwo.
Osteme zajął miejsce obok Uchihy. Czuł od niego chłód i niechęć. W głowie zrobił sobie notatkę o jego zachowaniu i jakie powinien teraz przybrać.
- Czemu się szwendasz nocami po ulicach, gościu? - Zapytał Uchiha, upijając łyk z butelki.
- Szukam pewnej kobiety. Blondynki. - Odparł, opierając się o ławkę.
- Tsk. Kobiety. Problem naszego świata. - Podał mu butelkę z nienapoczętym jeszcze piwem.
- Więc pijesz przez kobietę?
- Tsa... Prawie narzeczoną.
Sasuke nie wiedział, dlaczego wyspowiada się przed mężczyzną, którego zna zaledwie minutę. Czuł tego potrzebę, a Osteme - o ile to jego prawdziwe imię - budzi w nim zaufanie.
- Co zrobiła?
- Randka. Nie przyszła.
- Ouh. Może nie miała czasu?
- Tsk. Marna wymówka. Mogła od razu powiedzieć. Nie czekałbym i nie rezerwował knajpy. Mogłem se odpuścić i po prostu trenować. Co za beznadzieja. - Wypił po tym resztę trunku.
Osteme przyłożył do ust trunek i upił z niego łyk, krzywiąc się, gdy wyczuł smak chmielu. Gorzkawy, jak jego życie.
- Żałuje się po fakcie dokonanym. - Stwierdził, patrząc na alkohol. - Jeśli jednak jest to warte to próbuj dalej. Zaufaj mi, że czasem warto przejść przez ból.
- Heh. Wiem zbyt dobrze. - Uśmiechnął się słabo Uchiha. - Zbyt wiele jej zawdzięczam, aby tak odpuścić.
- Naprawdę ją lubisz, hm? Jaka jest? - Osteme był podświadomie romantykiem i lubił o tym słuchać.
- Najbardziej niezdarna kunoichi, słaba, niechlujna i nie potrafi sklecić zdania bez zająknięcia... ale jednocześnie najbardziej odważna, współczująca... i nie liczy się dla niej kto jest kim. Nie rozpoznała mnie, ale ocaliła. Wydaje się zakłamana i jest w tym bardziej niż kiepska, ale połowa jej tak zwanych przyjaciół tego nie dostrzega. Rzygać mi się chcę, gdy widzę, jak ona o nich dba. Nie zasługują na jej dobroć, ani czas.
Osteme słuchał Sasuke, który wpatrywał się w niewidzialny dla niego punkt, słuchał gdy ten mówił mu o nieznanej mu kobiecie. Rozumiał te uczucia... Chęć ochrony światła wśród mroku. Małego płomyczka nadziei w morzu gniewu. Dla niego było oczywistym, że Uchiha i nieznaną mu z imienia dziewczynę łączy coś poza tym, co ludzie nazywają miłością. Wyczuwał w jego głosie pewny rodzaj tęsknoty, ale i zawodu.
" Trochę, jak u nas z więziami. Czy to możliwe, że ludzie także je mają...? " - Zapytał sam siebie, gdy popatrzył na swój palec serdeczny z naderwaną niewidzialną nitką o kolorze czerwieni.
- A co z tobą? Po co szukasz tej blondynki?
- Uratowała mi życie wczoraj. Przyniosła tu, zadbała o moje rany, nie przejmując się własnymi... Miała blond włosy, długie w kucyku... i błękitne oczy bez źrenic... ubrana w fioletowy... Może ją znasz?
Sasuke popatrzył na dopiero co poznanego mężczyznę ze współczuciem.
- Yamanaka Ino. Mieszka ulicę dalej. Chcesz ją odwiedzić o tej porze?
- Muszę jej podziękować. Nie wiem, czy rano ją zobaczę, więc chcę to zrobić teraz.
- Rób co chcesz. Powodzenia.
- Dziękuje, Sasuke Uchiha. Żywię nadzieję, że kiedyś zmierzymy się w pojedynku.
- Ta, ja też. - Sasuke i Osteme wstali równocześnie.
Skinęli sobie głowami i odeszli w swoje strony.
Ino spała owinięta w kołdrę, gdy do pomieszczenia wskoczył mężczyzna. Był bezszelestny, tak, że nawet ona jako wykwalifikowana kunoichi nie usłyszała jak stąpa.
Osteme patrzył na jej śpiącą postać przez chwilę. Przez chwilę zaczął żałować, że przyszedł i chce obudzić jej osobę.
" Wygląda jak bezbronny anioł. Księżniczka. " - Przeszło mu przez myśl, gdy ją obserwował. Jasne blond włosy na poduszce, równy spokojny oddech, unoszący klatkę piersiową. Spała na plecach, dzięki czemu mógł dostrzec uważniej każdy szczegół jej twarzy.
Mężczyzna wziął krzesło i usiadł na nim, opierając ramiona o oparcie. Odchrząknął głośno, a przez dźwięk blondynka obudziła się. Otworzyła szybko oczy i chwyciła kunai ukryty pod poduszką. Zanim się zorientował był już pod nią z bronią przy gardle.
" Jednak nie jest tak bezbronnym aniołem. " - Przemknęła mu myśl, gdy trzymał jej nadgarstek, zanim przetnie mu tętnice, drugą rękę miał na jej talii z jednym szponem przygotowanym do wbicia się i możliwej obrony.
- Kim ty kurwa jesteś? - Syknęła, gotowa do obrony.
- Nie poznajesz mnie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. - Przyniosłaś mnie do szpitala.
- C-co... - Nie odsuwając broni z dala od jego gardła, zapaliła nocną lampkę. - To... Niemożliwe.
Patrzyła na niego z zaskoczeniem.
Odpowiedział jej szelmowskim uśmiechem, siadając. Dziewczyna siedziała na jego kolanach i zabrała broń.
- Jestem Osteme, podróżuję od wioski do wioski... Nie spodziewałem się ataku, ale dzięki tobie przeżyłem.
Ino nie zwracała szczególnej uwagi na jego słowa. Zbyt zszokowana tym, że przystojny mężczyzna może się ruszyć. Od razu chwyciła jego płaszcz i rozpięła, przyglądając się braku bandażu, a co bardziej fascynujące jakiejkolwiek rany. Wstała z jego kolan, niemal podnosząc oniemiałego mężczyznę, oglądała go z każdej strony, szukając czegokolwiek, jakiegokolwiek zadrapania. Nie dostrzegła go.
- Pochodzę z klanu, który ma potężną regenerację. - Wyjaśnił. - Nie jest zbyt znany po tej stronie świata. Przybyłem do Konohy, aby przynieść ostrzeżenie o wilkach... Czy możesz zaprowadzić mnie do swojej Hokage?
Yamanaka zerknęła na zegarek, na niego i złapała powietrze, jak ryba.
- Rozumiem, że to dla ciebie duży szok, ale to bardzo pilne.
- Ten dzień to jak festiwal spierdolenia. - Zaklęła szpetnie, łapiąc się za głowę i siadając na łóżku. - Jutro. Jutro o dziesiątej zabiorę cię do Hokage. Teraz mi coś wyjaśnisz.
Osteme westchnął ciężko, ale się zgodził.
- Dlaczego tu jesteś? Powinieneś odpoczywać w szpitalu. Nawet jeśli nie odczuwasz żadnych ran powinieneś czekać na decyzje lekarza.
- Przybyłem do twojego domu, aby ci podziękować. Dziękuje ci, panienko Yamanaka, za uratowanie życia. - Uklęknął przed nią na jedno kolano, przykładając dłoń do serca.
Ino poczuła rumieniec na policzkach, gdy pół nagi mężczyzna przed nią zachowywał się w ten sposób. Dziewczyna uśmiechnęła się, dając dłoń na jego ramię, ale zaraz zabrała rękę, czując pieczenie na niej. Mężczyzna natomiast wyglądał, jakby przeszedł przez niego prąd.
- Zrobiłam, co było trzeba. Ale teraz posłuchaj. Nie mieszkam sama. Moi rodzice mają pokój obok. Dziwne, że cię jeszcze nie usłyszeli. Nieważne. Idź zanim mój nadopiekuńczy tatuś cię tu złapie.
Poprowadziła go do drzwi wyjściowych, wcześniej sprawdzając czy światła są wszędzie pogaszone.
- Idź teraz do szpitala, bo pielęgniarki pewnie szału dostały. To, że tu byłeś będzie naszą małą tajemnicą. - Puściła mu oczko i zamknęła za nim drzwi, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Poszła do swojego pokoju i wróciła do łóżka, patrząc na swoją dłoń, na której wciąż czuła dziwne ciepło jego skóry. Szczególnie na palcu serdecznym... Ciepło rozchodziło się na całe jej ciało, a ona utulona nim zasnęła.
Osteme stał jeszcze przed drzwiami i patrzył na odnawiającą się niteczkę, znikającą w oknie Yamanaki. Czuł przez nią wibracje, jej bicie serca. Popatrzył na swój drżący palec z niedowierzaniem.
- Z człowiekiem... - Szepnął w ciemność nocy, jakby bał się wypowiedzieć tych słów na głos.
~~
Poranek przyszedł szybciej dla Sasuke. Obudziło go uporczywe pukanie w drzwi. Otworzył je z zamiarem wygarnięcia osobie, która go budziła, ale nie zrobił tego, widząc ciemnowłosą dziewczynę z koszyczkiem w dłoniach.
- Sasuke-san... Przepraszam za wczoraj. Hokage-sama wezwała mnie bardzo pilnie. - Tłumaczyła się dziewczyna. - Wiem, że nie powinnam ci się teraz pokazywać na oczy, ale proszę... Nie zjedliśmy kolacji, ale może... zjemy razem śniadanie?
Popatrzył na jej twarz. Była bledsza niż zwykle, białe oczy miała podkrążone, a ubranie nieco pomięte... plus miała na sobie uroczy żółciutki fartuszek, którego pewnie ze zmęczenia zapomniała zdjąć.
Czuł ciężar na sercu nagle. Dziewczyna przed nim nie była winna tego, że piąta wymagała jej obecności. Cała złość na dziewczynę z wczoraj mu minęła.
Otworzył drzwi szerzej i gestem zaprosił ją do środka.
- Właź zanim zmienię zdanie.
Usta Hinaty wygięły się w promiennym uśmiechu, gdy weszła do środka z koszykiem. Zdjęła buty.
- Po co cię wzywała? - Zapytał, zamykając drzwi.
- Ja... potrzebowała mojej pomocy.
- Całą noc? - Uniósł brew, zastanawiając się o jaki rodzaj pomocy chodzi.
- S-skąd pomysł, że całą noc?
- Masz wory pod oczami, jakbyś nie spała co najmniej tydzień. - Poinformował ją, gdy brał od niej wiklinowy koszyk. - Idziesz odwiedzić swoją sensei wieczorem?
- Tak... bardzo chciałam... Chcesz iść ze mną?
- Nie, to nie moje klimaty. - Stwierdził, idąc do salonu, a ona w ślad za nim.
Zajął miejsce w fotelu, a Hinata przysiadła na kanapie, postawiła kosz na stoliku i zaczęła wyciągać z niego pożywienie. Nic nadzwyczajnego - kanapki, sok i sałatka z owoców sezonowych. Uchiha popatrzył na to i od razu sięgnął po jedną z kanapek.
- Rozumiem... - Powiedziała, odczepiając kubeczki i nalewając soku z dzbanka.
Sasuke ugryzł pierwszy kęs i od razu poczuł znajomy smak pomidorów.
"Skąd wiedziała...? Chociaż czy musiała wiedzieć? To typowe warzywo. Choć może to owoc? Cholera wie. " - Przemknęło mu przez myśl, gdy sięgnął po kolejną kanapkę.
- Spotkałem w nocy pewnego kolesia. Nawiał ze szpitala. - Wyznał, obserwując jej reakcję.
- M-mogłeś to zgłosić! Pewnie wszyscy go szukają!
- Nie wydawało się, że jest ranny. Szukał Yamanaki.
- Ino-chan?! Co...?
- Nie wiem po co. Chyba go uratowała czy coś. Koleś przypominał z twarzy tą twoją siostrzyczkę dobraną. Ta, która biega za Kakashim ze szczeniakiem.
"Więc tak rozpoznaje Yasu?" - Przeszło jej przez myśl, gdy wyobrażała sobie albinoskę z psimi uszkami, która biegnie w ślad za sensei.
- Hm? - Popatrzył na nią znad kanapki.
- Że mi wybaczyłeś.
Przełknął kęs, popił soczkiem i popatrzył na nią z chłodem.
- Nie wybaczyłem. - Stwierdził po prostu.
- A-ale!
- Ale zjadłem twoje kanapki w ramach zemsty. Możesz mi je przynosić przez najbliższe dwa tygodnie, wtedy pomyślę o przebaczeniu. - Przymknął oczy ze spokojem.
- OH? Pomyślisz? - Uniosła brew z uśmiechem.
- Tak. Wystawiłaś mnie i marzłem. Gdzie twoje poczucie winy, Hyuuga? - Przechylił głowę w bok.
- Już nie długo będę Uchiha! - Chwyciła poduszkę i rzuciła w Sasuke.
- Jak się postarasz to być może! - Złapał za poduszkę zza jego pleców, osłaniając się.
Perłowooka złapała za inną z poduszek, a czarnowłosy zasłonił się wcześniej rzuconą poduszką za przed kolejnym atakiem "oszalałej" dziewczyny. I tak rozpoczęła się jedna z najgroźniejszych bitew. Poleciały pióra i... krew, gdy Hinata potknęła się o zawinięty dywan, goniąc Uchihę i obtarła kolano.
- Jaka z ciebie niezdara. - Stwierdził, biorąc ją na ręce.
- Aaaa pomóż... umieraaam! - Śmiała się, wychylając głowę w tył.
- Oszalałaś... Brałaś coś zanim tu przyszłaś? Przyznaj się. Podziel się tym, Hime. - Zaniósł ją do łazienki i posadził na szafeczce, aby móc zająć się jej rankami.
Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku po dotknięciu wacika z wodą utlenioną i gdy Sasuke przyklejał na ranę plasterek. Przyjrzała się słodkim głową misiów, które były na nim.
- Naprawdę. Ze wszystkich wzorków musiałaś wybrać ten.
- To lub kotki.
- Już wolę koty, wiesz? - Odparł z sarkazmem.
- Naprawdę? Zapamiętam!
- Mam nadzieję, Hime. - Przyjrzał się podkową pod jej oczami i przechylił głowę w bok. - Od ilu dni się nie wysypiasz?
Sasuke zmartwił się, że to przez zamianę ciał Hyuuga się nie wysypia. W jego ciele na pewno nie miała na to zbyt dużo okazji. Albo spał twardym snem, albo snem pełnym koszmarów.
- Hm... Trzy lata prawie...
- Co?
- To żart, Sasuke. Wysypiam się... Tylko tą noc... nie mogłam.
- Powinnaś iść do domu i wypocząć.
- Każdy mi to mówi. - Zmarszczyła brwi w gniewie. - A ja nie mogę spać... Nie umiem spać w dzień.
Westchnęła, zeskakując z blatu.
- Hm. Skoro nie to może... Poczytamy?
- C-co?
Hinata nie spodziewała się tego, ale była zdziwiona tym, że Sasuke lubi czytać. Pozytywnie, rzecz jasna. Miała go za mężczyznę, który wierzy jedynie w siłę, a książki jako źródło wiedzy, którą już posiadł. Mimo to zgodziła się.
Siedli na kanapie, a Uchiha podał jej książkę.
- Wypełniłaś całą moją półkę romansidłami. Ciężko było mi znaleźć coś z legendami.
- Lubisz mity i legendy?! - Prawie zapiszczała, a jej oczy rozbłysły iskierkami.
- Tak, to takie dziwne? Mogą być stekiem bzdur w niektórych przypadkach, ale je lubię. Zawsze można wziąć z nich naukę.
Uśmiechnęła się nawet szerzej. Sasuke oparł się wygodnie i otworzył wielką książkę oprawioną w skórę. Jedna część była na kolanie Hinaty, a druga na jego. Czytali w ciszy, a Sasuke z podziwem dostrzegł, że Hinata nie rumieni się już tak na bliskość jaką mają. Zatrzymała jego rękę na którejś ze stron i trzymała dobre parę minut, aż zorientował się, że usnęła.
Popatrzył na jej śpiącą twarz i najdelikatniej jak potrafił zabrał kosmyk z niej. Wtuliła się w jego klatkę piersiową przez to, a Sasuke mimo wszystko poczuł pieczenie na policzkach.
Nie obudziła się nawet, kiedy zmienił pozycję, tak, że leżała na nim. Objął ją delikatnie i przymknął oczy, wsłuchiwał się w jej oddech, który ukołysał go do snu.
- Rozumiem... - Powiedziała, odczepiając kubeczki i nalewając soku z dzbanka.
Sasuke ugryzł pierwszy kęs i od razu poczuł znajomy smak pomidorów.
"Skąd wiedziała...? Chociaż czy musiała wiedzieć? To typowe warzywo. Choć może to owoc? Cholera wie. " - Przemknęło mu przez myśl, gdy sięgnął po kolejną kanapkę.
- Spotkałem w nocy pewnego kolesia. Nawiał ze szpitala. - Wyznał, obserwując jej reakcję.
- M-mogłeś to zgłosić! Pewnie wszyscy go szukają!
- Nie wydawało się, że jest ranny. Szukał Yamanaki.
- Ino-chan?! Co...?
- Nie wiem po co. Chyba go uratowała czy coś. Koleś przypominał z twarzy tą twoją siostrzyczkę dobraną. Ta, która biega za Kakashim ze szczeniakiem.
"Więc tak rozpoznaje Yasu?" - Przeszło jej przez myśl, gdy wyobrażała sobie albinoskę z psimi uszkami, która biegnie w ślad za sensei.
Hinata uśmiechnęła się, patrząc, jak kolejne z kanapek znikają z koszyczka.
- Ne, Sasuke... Dziękuje.- Hm? - Popatrzył na nią znad kanapki.
- Że mi wybaczyłeś.
Przełknął kęs, popił soczkiem i popatrzył na nią z chłodem.
- Nie wybaczyłem. - Stwierdził po prostu.
- A-ale!
- Ale zjadłem twoje kanapki w ramach zemsty. Możesz mi je przynosić przez najbliższe dwa tygodnie, wtedy pomyślę o przebaczeniu. - Przymknął oczy ze spokojem.
- OH? Pomyślisz? - Uniosła brew z uśmiechem.
- Tak. Wystawiłaś mnie i marzłem. Gdzie twoje poczucie winy, Hyuuga? - Przechylił głowę w bok.
- Już nie długo będę Uchiha! - Chwyciła poduszkę i rzuciła w Sasuke.
- Jak się postarasz to być może! - Złapał za poduszkę zza jego pleców, osłaniając się.
Perłowooka złapała za inną z poduszek, a czarnowłosy zasłonił się wcześniej rzuconą poduszką za przed kolejnym atakiem "oszalałej" dziewczyny. I tak rozpoczęła się jedna z najgroźniejszych bitew. Poleciały pióra i... krew, gdy Hinata potknęła się o zawinięty dywan, goniąc Uchihę i obtarła kolano.
- Jaka z ciebie niezdara. - Stwierdził, biorąc ją na ręce.
- Aaaa pomóż... umieraaam! - Śmiała się, wychylając głowę w tył.
- Oszalałaś... Brałaś coś zanim tu przyszłaś? Przyznaj się. Podziel się tym, Hime. - Zaniósł ją do łazienki i posadził na szafeczce, aby móc zająć się jej rankami.
Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku po dotknięciu wacika z wodą utlenioną i gdy Sasuke przyklejał na ranę plasterek. Przyjrzała się słodkim głową misiów, które były na nim.
- Naprawdę. Ze wszystkich wzorków musiałaś wybrać ten.
- To lub kotki.
- Już wolę koty, wiesz? - Odparł z sarkazmem.
- Naprawdę? Zapamiętam!
- Mam nadzieję, Hime. - Przyjrzał się podkową pod jej oczami i przechylił głowę w bok. - Od ilu dni się nie wysypiasz?
Sasuke zmartwił się, że to przez zamianę ciał Hyuuga się nie wysypia. W jego ciele na pewno nie miała na to zbyt dużo okazji. Albo spał twardym snem, albo snem pełnym koszmarów.
- Hm... Trzy lata prawie...
- Co?
- To żart, Sasuke. Wysypiam się... Tylko tą noc... nie mogłam.
- Powinnaś iść do domu i wypocząć.
- Każdy mi to mówi. - Zmarszczyła brwi w gniewie. - A ja nie mogę spać... Nie umiem spać w dzień.
Westchnęła, zeskakując z blatu.
- Hm. Skoro nie to może... Poczytamy?
- C-co?
Hinata nie spodziewała się tego, ale była zdziwiona tym, że Sasuke lubi czytać. Pozytywnie, rzecz jasna. Miała go za mężczyznę, który wierzy jedynie w siłę, a książki jako źródło wiedzy, którą już posiadł. Mimo to zgodziła się.
Siedli na kanapie, a Uchiha podał jej książkę.
- Wypełniłaś całą moją półkę romansidłami. Ciężko było mi znaleźć coś z legendami.
- Lubisz mity i legendy?! - Prawie zapiszczała, a jej oczy rozbłysły iskierkami.
- Tak, to takie dziwne? Mogą być stekiem bzdur w niektórych przypadkach, ale je lubię. Zawsze można wziąć z nich naukę.
Uśmiechnęła się nawet szerzej. Sasuke oparł się wygodnie i otworzył wielką książkę oprawioną w skórę. Jedna część była na kolanie Hinaty, a druga na jego. Czytali w ciszy, a Sasuke z podziwem dostrzegł, że Hinata nie rumieni się już tak na bliskość jaką mają. Zatrzymała jego rękę na którejś ze stron i trzymała dobre parę minut, aż zorientował się, że usnęła.
Popatrzył na jej śpiącą twarz i najdelikatniej jak potrafił zabrał kosmyk z niej. Wtuliła się w jego klatkę piersiową przez to, a Sasuke mimo wszystko poczuł pieczenie na policzkach.
I na tym pozwolę sobie zakończyć ^^
Mam nadzieję, że miło się czytało! Do następnego rozdziału~!
Bardzo ciekawy rozdzialik, który zdążył się pojawić zanim ruszyłam pupu do skomentowania poprzednich dwóch :P
OdpowiedzUsuńPojawiła się nowa postać więc może być teraz ciekawie tym bardziej, że koleś zna sekret Hinaty i Sasuke nie wiedząc, że jest to sekret. Teraz zaręczyny mogą wyjść na wierzch w każdym momencie.Takie małe pytanko odnośnie tego; dlaczego "prawie narzeczona"? Myślałam, że wszystko jest raczej pewne inni mogą próbować to odwołać, ale na razie są ze sobą zaręczeni.
Mogłabyś napisać może jakąś reakcje innych ludzi na zmieniony dom Sasuke? Jestem ciekawa jakby to tłumaczył :)
Cała drużyna siódma spotyka się gdzieś poza fabułą? Te osoby w budce z ramenem to był Naruto i Sasuke?
Dobrze, że mściciel nie był zły na Hinę zbyt długo, trochę się bałam kilkurozdziałowego focha :P Nawet zaczęłam już opłakiwać ten mój wyśniony pierścionek (zły Sasek by go na pewno nie dał). Teraz mam nadzieję ;)
Po raz pierwszy pojawia się rodzina Uchihy. Mikoto to moja absolutna faworytka szkoda tylko, że może gadać tylko z Hinatką. Itachi pojawił się po raz pierwszy i pewnie nie ostatni, nie mogę się doczekać kontynuacji. Mam takie pytanie odnośnie tej sceny; na jakiej zasadzie działa moc Hiny? Wydawało mi się, że może pokazywać innym duchy poprzez dotyk, ale tym razem to nie zadziałało.
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału i tego kto wybudzi śpiące gołąbeczki, bo na pewno ktoś ich obudzi :P Życzę weny <3
Moc Hinaty stale się rozwija, poprzez modlitwy, które odbywa codziennie. Plus medytacje, które ją nudzą. Każda moc ma swoje wady i zalety, które na pewno już zauważyłaś ;)
UsuńMyślę, że niedługo będzie na tyle silna, że za pomocą swojej woli będzie mogła pokazać komuś ducha (ten zdziwiony pikachu będzie na pewno świetny xD)
Co do prawie narzeczonej to dlatego, że Sasek się z pierścionkiem ociąga! xD
I dziękuje serdecznie <3
UsuńTo niech się ten Sasek w końcu ogarnie!
UsuńWszystko w swoim czasie ;)
Usuń