Strach - to jedyna emocja jaką mógł odczuwać w tym momencie dziedzic rodu Aburame. Zazwyczaj obojętny i chłodny, jak niewzruszona góra lub zobojętniały na wszelkie zewnętrzne bodźce. Teraz? Wyczuwał robaki, krążące w zaniepokojeniu po jego ciele. Miał wrażenie, że zaraz go pochłoną, owiną w ciemności, w strachu. Czuł, jak ich odnóża nerwowo stąpają po jego skórze, jak chaotycznie się poruszają, zagubiony w swoich myślach nie mógł skupić się na słowach Hokage.
Widział, że kłóci się z nią Kiba na temat porwania Hinaty. Nie skupiał się na krzykach Inuzuki, a na milczącej głowie klanu Hyuga i stojącej obok niego niskiej postaci młodej kobiety z maską z uroczymi uszkami na boku głowy.
Zdaniem Aburame należała do pięknych kobiet, ale widział w jej oczach to, co sam miał - obojętność, niechęć do przebywania w aktualnym położeniu, a przede wszystkim gdzieś głęboko w nich strach. A może mu się tylko wydawało? Może przypina jej emocje, aby nie czuć się osamotnionym?
Ich spojrzenie się skrzyżowało. Niebieskowłosa odetchnęła ciężko i odliczyła na palcach do pięciu, po czym zacisnęła dłoń i skierowała się do biurka Hokage. Pięścią uderzyła o stół z głośnym łoskotem, które rozbrzmiewało jeszcze w pomieszczeniu, zamknęła oczy i odetchnęła po raz kolejny, z jej ślicznych, nieco zbyt bladych ust wylała się fala brudu, przekleństw, których powstydziłby się nie jeden szewc.
- A-aiwa! - Tsunade poczerwieniała na twarzy, a pokój ogarnęła cisza.
- No wreszcie zamknęliście ryje. - Przeczesała włosy i związała je, zsuwając maskę i zapinając ją po chwili na biodrze.
- Jak ty się wyrażasz w obecności czcigodnej? Nie wstyd ci? - Shizune, wierna asystentka samej piątej nie kryła swojego zgorszenia zachowaniem młodej "damy".
- Czy mi wstyd? Oh, zawsze. - Roześmiała się bez cienia radości, odwróciła głowę do Hokage. - Dlaczego nie chcesz ich puścić, co? To drużyna Hinaty. Kto jak nie oni ją odnajdzie, co?
Blondwłosa zamknęła oczy na moment, zbierając myśli. Prawda jest taka, że nie tyle, co nie chciała wysyłać grupy, co nie mogła. Nie mają żadnych informacji o zagrożeniu ze strony lykan, ani o przebywaniu Hinaty. Żadnych śladów. Nic!
- Wierzę w umiejętności Hinaty i że sama się wydostanie. Wysłałam jednak grupę ANBU. Wy powinniście zostać w Konoha, aby mieć oko na byłych uczniów Orochimaru. Potrzebuje was tu, na miejscu. - Jej głos był twardy niczym stal.
- Hokage. Mówimy o mojej cór-... - Zaczął dotychczas milczący Hiashi, ale przerwała mu Nyarien.
- Czy ja ci, kurwa, wyglądam, jak jakaś niańka?! Mam w głębokim poważaniu, co się stanie z tą zapyziałą wioską! - Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. - Nie mam zamiaru wcinać się w twoje sprawy, więc nie wpierdalaj się w moje. Jestem członkinią Klanu Trzech Bóstw, a Hinata, jak ja czy Ichigen jesteśmy wybrańcami, więc mam gdzieś przynależność. Jeśli Konoha tak traktuje swoich oddanych ninja, którzy nocami badają trupy, zajmują się starymi zbrodniami, tracą kontakt ze światem, okłamują i oszukują praktycznie wszystkich, aby w tej jebanej wiosce było okej to mam to gdzieś! Zapewniam cię, o wspaniała czcigodna Tsunade, sannin, najlepszy medyku i królowo ślimaków, czy jakie tam masz jeszcze tytuły... że sojusz, którego pragniesz, po moich słowach do Chie nie będzie miał prawa bytu. A co do drużyny ósmej... radzę się zastanowić, czy porzucenie towarzyszki jest ponad lojalność. Hiashi-san, gdy tylko odnajdę Hinatę zabieram ją do Nekogakure. Nie pozwolę jej tu dłużej przebywać. - I wyskoczyła przez okno.
Pokój ogarnęło milczenie. Cisza, jak makiem zasiał. Kiba opadł na kolana w szoku, Shino stał chwilę zamrożony i zagubiony w myślach. Tsunade pomyślała o słowach Aiwy, o sojuszu... i o utracie zdolności Hinaty, jak i jej samej.
- Co znaczy... że Hinata należy do klanu...Trzech Bóstw...? - Zdołał odzyskać głos, w którym było słychać chrypę, jakby był na pustyni bez wody.
- Kiba... - Chciał zainterweniować Aburame.
- Co to ma znaczyć?! Dlaczego my... jej przyjaciele nic o tym nie wiemy!? - Nie patrzył, krzyczał. Po prostu. Uczucie zdrady, brak zaufania, ale i szok.
Ich Hinata, przyjaciółka, w której zawsze mięli oparcie. Ta słodka dziewczyna, nie znająca połowy przekleństw, których używała niebieskowłosa! Niewinna i czysta Hinata z klanu Hyuga...
- Jak długo? - Zażądał odpowiedzi chłopak w okularach.
Hiashi zamknął oczy, pomyślał, że powinien porozmawiać z nimi wcześniej, przekonać córkę, aby odkryła prawdę, ale nie chciał się wtrącać. Chciał, aby uczyniła to sama, w innych okolicznościach... ale w jakim czasie?
- Jak długo nam nie ufała?! - Wrzasnął Inuzuka, patrząc z wściekłością na Hokage. - Ile jest prawdy w tym, co mówiła Aiwa?!
- Inuzuka! - Skraciła go od razu Shiune.
- Kiba zadaje trafne pytania, choć nie do was. - Odezwał się Hiashi, zwracając uwagę osób w pomieszczeniu. - Moja córka odkryła te zdolności po tym, jak odnaleźliście Yasu.
- Yasu... - Powtórzył Aburame. - Tak... długo...
- To długi czas. Prawda. - Skinął głową ojciec zaginionej. - Hokage. Chcę zgłosić misję.
- Co? Teraz!?
- A kiedy? - Otworzył swoje blade oczy i uśmiechnął się drwiąco. - Misja z wysokim priorytetem. Odnalezienia mojej najstarszej córki, a dziedziczki klanu Hyuga, Hinaty Hyuga. Chcę, aby szukał jej zespół tropiący drużyny ósmej. Kiba Inuzuka, Akamaru oraz Shino Aburame.
- Ty nie...
- Odmówisz tego ojcu zaginionego dziecka? Przyznam, że źle to wpłynie na twoją reputację. - Pokręcił głową z rezygnacją. - W takim razie pozostaje mi poprosić o to inną wioskę. Może wioska Piasku przyjmie to zadanie? - Zaczął się oddalać.
- Hiashi! - Krzyknęła za nim, ale głowa klanu opuściła już pomieszczenie. - Co za dziecinada! - Syknęła do siebie.
Shizune popatrzyła na niepełną drużynę ósmą, którzy stali niepewni. Nie sądzili, że Hiashi przejmuje się tak losem swojej córki, ale cóż mogli wiedzieć? W końcu nie pytali...
- Idźcie do swoich obowiązków. - Rozkazała im.
- Ale Hina-... - Zaczął brunet.
- Bez dyskusji!
Drzwi trzasnęły za nimi. Oboje byli wściekli, rozgoryczeni, rozżaleni i zmartwieni. Jedno było pewne. Nie zostawią Hinaty samej.
~~
Ciemność nie była jedyną przeszkodą Hinaty, ale i wilgoć jaskini. W pierwszą noc dostała szorstki koc, ale ten szybko przemókł, ale to nie było jedynym z wielu problemów. Osobnik wstrzyknął jej nieznaną substancję, która sprawiła, że nie mogła rozpoznać kształtów i zwiotczyła jej mięśnie w taki sposób, że mogła tylko leżeć lub wspierać się o ścianę, ale zaraz po niej spływała. Ślina spływała jej z ust, a język był odrętwiały.
- Nie chciałem cię porywać. - Odezwał się po raz pierwszy, a jej oczy szukały go w ciemnościach. - Jesteś niesamowitą istotą... Spotkałem cię już... na cmentarzu. Mogłem wtedy się zorientować...
Umysł był zamglony... Ile osób ona spotykała na cmentarnej ścieżce, aby wszystkich zapamiętać?
- Sadziłaś szałwię wokół grobu pewnej rodziny. - To też jej nie pomogło. Cały cmentarz był w szałwii... - Uchiha.
Czerwony alarm zamigotał w jej głowie. Już wiedziała kim jest ta osoba, gdyby nie była już odrętwiała to wiedziała, żeby się trzęsła, jak przerażone zwierzę. Sam na sam z "mordercą" swojej rodziny? Dodatkowo... przyszłym szwagrem. Hinata zaśmiała się w głowie sucho. Porwał mnie mój szwagier, to będzie ciekawa rozmowa przy rodzinnej kolacji! Hahahaha! - Musiała czymś zająć głowę, nie mogła ruszyć ustami, aby go zapytać po co.
- Dostałem na ciebie zlecenie. Od niebezpiecznych ludzi. - Stwierdził zobojętniałym głosem. - Zabili mojego towarzysza.
Zakaszlała, zwracając jego uwagę. Narkotyk w jej żyłach przestawał powoli działać.
- Pokonałbym ich... ale jesteś związana z moim bratem... - Mówił dalej. - Przyjdzie po ciebie... a wtedy moje przeznaczenie się wypełni.
- Osz...lyłyś... - Jeszcze odrętwiały język dawał o sobie znać, złapała oddech, skupiła się na swoich słowach, aby je wydobyć z gardła. - Uchiha-san... Twoja rodzina... nie zrobiła nic... złe..ko. Posłu... chaj... Nie możesz... nie możesz tak... Powinieneś żyć...
- Skąd wiesz, że nie chcę żyć?
- Wyczu... wam. to.
Drgnął wyraźnie. Zamilknął, patrząc w jej oczy, zaintrygowany.
- W coś ty się wplątała, Hyuga-hime? - Przechylił głowę w bok, nie odrywając oczu od niej. - Będą tu za trzy dni, więc na pewno jeszcze porozmawiamy. Leż tu. - Udał się ku wyjściu z jaskini, zasunął wejście krzakiem i wykonał parę pieczęci ręcznych.
Zapewniam, że wolałbyś nie wiedzieć... Muszę się stąd wydostać. - Pomyślała, skupiając całą swoją wolę na odzyskaniu panowania nad swoim ciałem. Przelewała czakrę ku stopom, koniuszkom palców... ale to na nic... Próbowała ile mogła, ale zaraz opadła w niezdrowy sen.
~~
Nyarien poszła na pola treningowe, gdzie trenowała wybranka Kiyoshiego. Obeszła słup naokoło, szukając jakichkolwiek śladów. Wiedziała, że Hiashi wyszedł zgłosić misję poszukiwawczą, ale też przeczuwała, że biurokracja Konohy ssie i nie zdążą uratować w porę jej drogiej przyjaciółki.
- Wystarczy kropelka... - Szeptała do siebie, klęcząc przed pniakiem i szukając.
Wyczuła za sobą obecność, ale rozróżniła energię swojego młodego kompana.
- To co? Wybrańcy w akcji, Ai-nee? - Uśmiechnął się.
- Jak zawsze musimy ratować sztukę, młody. - Strzeliła dłońmi.
- Myślisz, że kumple Hinaty zadziałają? - Zapytał, opierając dłonie na biodrach.
- Mam to tam, gdzie zdanie Hokage. Jak się nie pośpieszą to znajdą Hinatę gdzieś w krzakach, a na to nie pozwolę.
- Zbyt szybko się przywiązujesz, Ai-nee.
- Oh, co ja poradzę, że mam instynkt macierzyński?! - Roześmiała się gorzko, przejeżdżając dłonią po materiale. - I mam.
- Ugh... Nienawidzę, gdy to robisz... - Zmarszczył nos zdegustowany, gdy jego kompanka zamoczyła palce w czerwonej substancji, wyciągając ją, jak włos z rosołu.
Nić ciągnęła się, łącząc z słupem, znajdowała się między palcem wskazującym Aiwy, a jej kciukiem. Stara, śmierdząca krew - to było czuć w powietrzu. Nyarien owinęła ją sobie wokół palca i przyglądała przez chwilę, po czym, jakby to było najwspanialszy i najsmaczniejszy makaron wzięła do ust i wciągnęła, jak prawdziwe. Oblizała usta i skupiła się. Rozróżniała osoby, szukała. Większość była w Konoha, ale jedna... Tylko jedna malutka, ledwie wyczuwalna kropelka na końcu języka...
Fioletowłosy obserwował ją w ciszy. Po walce zaczął bardziej szanować Hinatę, ale widział coś niepokojącego w oczach Aiwy... Coś, co mu się nie podobało.
Nyarien chwyciła się za serce i zaczęła kaszleć.
- Ai! Ai! Nosz cholera! Aiwa! - Uklęknął obok niej i podtrzymał, ale zaraz jego ręce zostały odepchnięte.
- Mam... ją... - Uśmiechnęła się niczym szaleniec.
- Ai... ty...
- Oh tak... chcę... chcę tak mocno i bardzo... Ohhh! Co za cudowne uczucie! Chodźmy, bracie... Chodźmy i się rozkoszujmy! - Skoczyła na równe nogi i niczym mała, zadowolona z siebie dziewczynka zaczęła w podskokach iść do wyjścia z Konohy.
- Super... Exitiale Quaerere jej się włączyło... Lepiej powiadomić Uchihę... - Musiał działać, jak najszybciej.
Ten stan nie był dobry dla nikogo z klanu Chie, a wolał mieć wsparcie, gdy Aiwa wreszcie znajdzie Hinatę.
~~ Godzina później.
Kiba i Shino byli przy bramie Konohy. Rozmawiali, gdy do bramy zbliżał się Uchiha, wyglądający, jakby miał kogoś zabić. W dłoni trzymał dziwny zwój w całości czarny.
- Uchiha. - Przywitał się sztywno Shino.
- Widzieliście Aiwę? - Sasuke patrzył na nich wyczekująco.
- Nie... Od wieży Hokage nie. - Aburame przerwał wybuch Inuzuki, ale nie warczenie Akamaru.
- Cudownie. - Zacisnął szczęki mocno i wyminął ich.
- Nie przejdziesz... - Syknął Kiba.
- Bo co? Zabraniasz mi?
- Ja nie, Hokage nie pozwala nikomu wyjść poza bramy wioski. - Ze złości kopnął kamień, który poleciał nie tak daleko.
- Nie mam zamiaru słuchać życzeń starej baby. - Odwarknął czarnowłosy, zerkając ponad nich.
- Myślisz, że nie zostaniesz zauważony? - Aburame popatrzył na niego badawczo. - Dlaczego chcesz opuścić wioskę?
- Co cię to obchodzi, Shino?
- Bo chcę wiedzieć, czy w tym samym celu, co my.
To będzie ciekawe. Chcą zdradzić zaufanie swojej cennej czcigodnej Hokage? - Przeszło mu przez myśl, gdy ich obserwował w milczeniu. A może to podstęp?
- W waszych snach. Muszę coś znaleźć poza Konohą.
- Brata? - Warknął uszczypliwie psiarz.
- Kogoś cenniejszego. - Syknął.
Shino uniósł dłoń, przerywając zbliżającą się awanturę.
- Pomóż nam wydostać się z Konohy, a my pomożemy tobie.
Uchiha nie był idiotą, aby odmawiać. Słyszał o ich umiejętnościach i był pewien, że z ich pomocą i tak małą grupką szybko wydostaną się z Konohy niezauważeni. Problemem było ANBU obserwujący go niczym sępy, ale nawet jeśli wyśpiewają mu karę śmierci to niech tak będzie.
Najważniejsze, aby ją odzyskać. Aby była bezpieczna. - Przemknęło mu przez myśl i skinął głową, zgadzając się na układ z niepełną drużyną ósmą.
~~
Droga jaką przebywała Aiwa z Isamu nie była szczególnie trudna, chociaż to wybraniec rodu Azury modlił się o jak największe komplikacje doskonale zdając sobie sprawę z tego, że gdy tylko niebieskowłosa dostanie w swoje ręce Hinatę... Nie skończy się to dobrze.
Niech Uchiha się pośpieszy! - Krzyczał w myślach. Jego zmartwienie było normalne. Aiwa Nyarien, przystępując do rodziny Chie zyskała zdolności myśliwego, a nie było nic gorszego od tropienia Chie. Wykorzystywano ich do polowania na zdrajców, po zasmakowaniu krwi potrafili kogoś zlokalizować i zneutralizować. Nie wiedział, co strzeliło do głowy Aiwy, aby wymyślić akurat ten sposób, ale wiedział, że będzie musiał ją unieszkodliwić, a niczego nie obawiał się tak bardzo, jak stanie przeciwko Nyarien w roli Tropicielki.
A na dodatek nie mógł opóźnić akcji ratowniczej ze względu na nie wiadomy stan Hinaty, zaklnął szpetnie w myślach. Był w kropce, a mógłby teraz ze spokojem kształcić swoje umiejętności!
~~
Dla Hiashiego była to szczególnie trudna sytuacja. Już raz powstrzymał niedoszłych porywaczy, ale teraz? Jego droga córka została pojmana i wiedział dokładnie przez kogo.
Zamknął oczy, upijając łyk sake, próbując się dzięki niemu uspokoić.
- Dawniej nie pijałeś, stary grzybie. - Do pomieszczenia weszła jego ukochana matka.
- Dawniej nie byłaś tak wulgarna. - Prychnął.
- Ani ty tak wyszczekany, drogi synu. - Roześmiała się, stając naprzeciw dziecka.
- Nie martwi cię brak Hinaty? - Zapytał, czując rosnącą wściekłość.
- Hm. Oczywiście, że mnie martwi brak ulubionej osoby w tym klanie. - Zamknęła białe oczy. - Ale nie rzucam się w ocean. Świat jest wielki i niebezpieczny, ale nie znaczy, że Hinata nie wydostanie się o własnych siłach, nie ma już w końcu czterech lat, a jest silną kunoichi, wiesz to, mój synu.
- Nie porwała jej jedna osoba! Nie wiem, jak ktoś dostał się do Konoha i tak...
- Mamy czasy pokoju, kruchego, ale pokoju, dziecko. A wiesz, jak ufna jest twoja córka.
- Wiem.
- Po prostu musisz się uspokoić... oraz wymyślić sposób jak powstrzymać oddziały ANBU, które zapewne teraz wyruszają za jej drużyną.
- Co?
- No co? Mały ptaszek mi wyćwierkał o czterech ninja opuszczających bramy.
- Ptaszek...? Hanabi!
- Ma oczy Hyuga, ale uszy jak Inuzuka. - Uśmiechnęła się zagadkowo. - Ale to dobrze. Teraz musimy wziąć się do roboty, nieco nielegalnej, ale roboty. Ty, ja oraz...
- Ja. - W drzwiach stanęła postać.
- Hotaru... - Zamrugał Hiashi. - Wróciłaś.
Zobaczenie młodszej siostry przyniosło mu ulgę, ale nie wystarczającą. Jedyne, co teraz przyniosłoby mu ulgę to zobaczenie córki całej i zdrowej.
- Zgadłeś, oniisan. - Uśmiechnęła się, zdejmując z głowy kaptur. - Gotowy na nieco nielegalny biznes, braciszku?
Hiashi zmrużył oczy. Wiedział kim jest jego cenna siostrzyczka, co zrobił z nią jej własny klan i pomimo fasady uśmiechu delikatności nic tego nie zmieni. Widok jej pomalowanej na biało twarzy, idealnie czarnych włosów upiętych elegancko, krwiście czerwonych ust i nienagannym makijażu, kimono z długimi pięknymi rękawami, ale największą hańbą były oczy, w których niezmiennie tkwiły szklane, zabarwione na czarno soczewki.
Nie miał czasu na zadawanie jej pytań, co tu robi, ale oferowała swoją pomoc i tylko to się liczyło. Hotaru była Hyugą, ale lata temu została wysłana do szkoły dla gejsz, gdzie przez lata uczono ją, jak ma się zachowywać, jak nalewać herbatę. Chciano nadać jej nowe imię, ale z racji jej pokrewieństwa odrzucono to. Teraz była niczym lalka na wystawie, proszono ją o obecność w pałacach, kupowano drogie kimona, spełniano zachcianki, ale to nie mogło jej uszczęśliwić i jej brat doskonale to wiedział. To, czego pragnęła Hotaru było niemożliwe... i to wszystko wina klanu Hyuga.
- Nie mam wyjścia. Chodźmy.- Czas na zabawę! - Roześmiała się staruszka, chwytając mocniej laskę, wspierającą jej kruchą postać.
~~
Sasuke wiedział o konsekwencjach. Zdawał sobie z nich sprawę. Z oczu, które ich obserwowały, jak jastrząb swoją ofiarę. W końcu tym mieli być, prawda? Ofiarami.
Zauważył też powagę drużyny ósmej. Kiba i Akamaru nie wybiegali na przód, starali się wychwycić zapach Hinaty, kiedy to Shino wysłał swoje owady.
Wtedy na ziemi zobaczył małą kość. Zamrugał z zastanowieniem, po chwili kolejną i kolejną. Tworzyły ścieżkę. Nie mam czasu na takie zabawy. - Przeszło mu przez myśl, ale mając umysł analityczny powiązał znalezisko z wybrańcem Azury.
- Shino, Kiba. Tędy. - Skinął im głową.
- He? Czemu tam?
- Nie tylko my szukamy Hinaty.
Rzucił kilka kości Kibie, który po złapaniu ich odrzucił je z krzykiem odrazy. Shino pomasował swoje skronie, wzdychając, a wtedy kunai przeleciał i wbił się w ziemię. Uchiha rzucił nienawistne spojrzenie na drzewo, gdzie stała zamaskowana postać.
- ANBU. - Syknął Inuzuka, a Akamaru się najeżył.
Aburame i Uchiha stanęli w pozycjach gotowych do ataku.
- Myśleliście, że pozwolimy wam opuścić wioskę? - Zapytał kapitan oddziału, zeskakując.
Miał ze sobą jeszcze pięciu ludzi, którzy opuścili swoje kryjówki. Uchiha jednak był pewien, że jest ich więcej.
- Odejdźcie. - Zabrał spokojnie głos.
- Rozkazem Hokage jest zabranie was do Konohy. Opuściliście ją bezprawnie i macie do niej wrócić. Zrobicie to, czy mamy zabrać tam wasze zwłoki?
Shino z Kibą zacisnęli szczęki. Wiedzieli, że oni wyjdą z tego żywi ze względu na swoją krew, ale Uchiha? Był zdrajcą, a teraz... zaryzykował życie dla Hinaty. Dostał już szansę od Hokage, ale ile ich może dawać ta kobieta? Gdyby teraz wrócili...
W umyśle Inuzyki błysnęło wspomnienie uśmiechu Hinaty. Nie, on nie może jej porzucić. Warknął, zniżając się gotowy do ataku.
Shino wspomniał o tym, jako ona pierwsza nie brzydziła się jego osoby. On także upewnił swoją pozycję, pozwalając robakom przysiąść na rękach.
Sasuke natomiast pomyślał o ich pierwszym spotkaniu, kiedy uratowała go i złożyli sobie obietnicy, wyciągnął z paska broń.
- Załatwmy ich szybko. - Warknął Kiba.
- A co dalej? - Zapytał kapitan, śmiejąc się. - Chyba nie wrócicie do Konohy, jak gdyby nigdy nic, co? O ile nas pokonacie rzecz jasna, myślicie że Hokage ot tak wam wybaczy?
- Im może nie, najsłodszy. - Delikatna pięść spotkała się z maską, przepoławiając ją na pół, jednocześnie posyłając mężczyznę na drzewa. - Ale Hyugom na pewno.
Gejsza rozłożyła swój wachlarz i zasłoniła się nim, wyciągając jedną z soczewek, ukazując bladą jak kość słoniowa tęczówkę.
- Oj, nie przesadzasz, dziecko? To tylko marna płotka.
- Hirako-san...?! - Kiba krzyknął wyniośle.
- No co się drzesz i co tak stoicie, jak banda debili?! Won szukać i ratować moją wnuczkę! Czy wy młodzi nie myślicie, abym to ja starsza, schorowana kobieta musiała porzucać swoje obowiązki?!
- Matko, daj spokój.
- Hi-hiashi-sama?! - To chyba był pierwszy raz w życiu, jak Kiba usłyszał krzyk przyjaciela.
- Chłopcy, później podzielicie się swoim zaskoczeniem. Powstrzymamy oddziały, a wy ruszajcie na ratunek mojej córce, jeśli czas pozwoli dołączymy do was.
- No właśnie. Całkiem mili ci ANBU, oniisan, pozwalają wam rozmawiać. - Hotaru uniosła kimono powyżej kolana i zrzuciła kilka warstw kimona, aby było jej wygodniej walczyć, co spotkało się oczywiście z szokowanymi wyrazami twarzy.
- Ho-ho-hotaruuu!!!
- No i co się drzesz?! Wiesz, jak ciężko będzie walczyć w sześciu warstwach?! - Odkrzyknęła mu.
- Sasuke, chłopcze... Weź przyjaciół i stąd idźcie. - Hirako westchnęła ciężko.
Dziedzice swoich klanów wyruszyli, zostawiając rodzinę główną klanu Hyuga przeciwko ANBU. Sasuke czuł wdzięczność, co do rodziny Hinaty, za danie im więcej czasu, ale czuł się nieco... zgorszony? Nie potrafił jednak wyrazić dokładnie tych emocji i postanowił się na nich nie skupiać.
- To była ciocia Hinaty, prawda? - Zapytał Kiba, gdy biegli.
- Tak. Kilkakrotnie odwiedzała Konoha i zawsze służyła trzeciemu Hokage wtedy. - Odparł Aburame, skupiony na drodze, którą mają do przebycia.
Sasuke natomiast wyczuwał w oddali dwa źródła czakry, trochę zbyt niespokojne. Wiedział już kogo znalazł... I wcale nie cieszył się z tego spotkania. Przeczuwał, że wydarzy się coś złego.
~~Wieczór
Powrócił szybciej niż myślała. Stanął nad nią i wtedy dojrzała, że jest wysoki. Narkotyk przestał działać, a ona mogła się poruszać.
- Ubierz to. - Rzucił na jej głowę materiał. - Musimy stąd iść.
- Co? - Zerwała ubiór z głowy.
Klęknął, łapiąc za opaskę, zsunął jej ją z szyi szybkim ruchem i przejechał po nim ostrzem kunaia. Hinata wstrzymała oddech.
- Co ty robisz?! - Krzyknęła wściekła dziewczyna.
- Wynosimy się stąd.
- Myślisz, że gdziekolwiek z tobą pójdę?! - Wstała jeszcze na miękkich nogach, biel na jej dłoniach zamigotała niebezpiecznie.
- Musisz. Jeśli teraz uciekniesz znów cię porwą, jak nie ja, to oni. Jeśli chcesz wiedzieć, kto na ciebie poluje musisz mnie słuchać.
Miał rację, ale nie podobało jej się to.
- Więc mam z tobą uciec, czy tak? - Warknęła.
- Nie określiłbym tego w ten sposób, hime. - Przez jego twarz przeszło coś w rodzaju łagodności, ale był to tylko moment.
- Nawet jeśli z tobą pójdę, Itachi-san, moja rodzina na pewno się martwi. Chcę ich chronić, ale...
- Jeśli chcesz znać moje zdanie... Zostawiłbym tę opaskę jako dowód.
- Hm?!
- Kobiety... Nie proszę cię o zdradę wioski. Przemyślałem to. Myślę, że masz rację i powinienem zacząć żyć. W cokolwiek się wplątałaś, chcę ci pomóc.
- Dlaczego?
- Bo jesteś narzeczoną mojego brata, hime. Z jakiegoś powodu mój głupiutki braciszek wybrał właśnie ciebie. Hm... Pewnie przez włosy.
Hinata zamrugała. Czy ja śnię? Czy to jest jakiś absurdalny stan po lekach? Zastanawiała się, obserwując Itachiego, postrach dzieci Konoha.
- W każdym razie. Ruszajmy. Wysłałem już do nich informację o zmianie lokalizacji.
- Zaraz. A gdybym się nie zgodziła iść?
- To bym cię im oddał. - Odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu z jaskini.
Każdy Uchiha musi taki być? No naprawdę! - Zrzuciła z siebie ubrania i ubrała to, co jej dał. Od razu orientując się, że te ubrania absolutnie do niej nie pasują. Nie mając wyjścia ruszyła za nim.
Nie wiedziała dlaczego, ale zaufała mordercy. Zawsze ścigała prawdę, więc było dla niej prościej mu zaufać, znając prawdę z ust samej Mikoto Uchiha.
Ale teraz nie ma czasu na wahania. Musi działać ze swoim przyszłym szwagrem i pokazać światu, że nie jest słabą istotą.
no nareszczie jesteś z nami stęskniłam sie za twoimi opowiadaniami oby cześciej teraz były opowiadania jak nasz tyle weny w sobie przelej wszystko na bloga a bedzie wspaniale czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńTrochę to trwało, przyznaję xD
UsuńAle ostatnio dużo się działo, choć mam nadzieję przyzwyczaić się do nowego telefonu lub chociaż brać się bardziej za pisanie na laptopie haha!