Otworzyła oczy, nim słońce zdążyło musnąć jej twarz. Minęły trzy dni, jak powiedziała jej pielęgniarka, która zmieniała jej bandaże, ale pierwszym jej pytaniem nie było samopoczucie, ani czy się udało...
- Gdzie jest Sasuke?
Pokój był pusty. Spodziewała się go zobaczyć? Tak. Czy było jej źle? Tak. Czy chciała płakać? O, jak najbardziej. Czy to zrobiła? Nie. Przynajmniej nie przy medyczce, ale gdy ta opuściła pokój nie hamowała już łez.
Potrzebowała tej chwili słabości. Bolały ją mięśnie, ale to było nic w porównaniu do bólu w jej sercu, jaki odczuła brakiem Uchihy.
Kiyoshi z pochmurną miną ogłosił jej, że zwiadowcy Nekogakure widzieli Uchihę odchodzącego z grupą, dwoma mężczyznami i jedną kobietą.
- Powiedz jedno słowo, a zerwę waszą więź i zaręczyny. Sprawię, że zapomnisz. - Bóstwo chwyciło jej drżącą, bladą dłoń w swoje.
- Nie. - Odparła krótko na propozycję swojego mistrza.
- Złamał obietnicę.
- Nie złamał. - Upierała się, z trudem siadając.
Kiyoshi pokręcił głową na jej niezachwianą wiarę. Powinien ją przekonywać, teraz Uchiha dał powód, aby ze spokojem zerwać zaręczyny, więc czemu nie odzyska wolności? Czemu musi być uparta, jak jej matka? Choć czasem myślał, że jest bardziej.
"Obwiniam za to geny jej ojca!" - Przemknęło mu przez myśl.
- Sasuke... na pewno ma swój powód. Jestem pewna. - Uśmiechnęła się.
- Nie znasz go. Nie znasz jego myśli, ani zamiarów. Dlaczego?
- Heh... - Roześmiała się krótko, w dłoniach zmarszczyła kołdrę. - Nie znam go, to prawda... ale mimo to w niego wierzę. Uchiha Sasuke jest honorowy i dotrzymuje danego słowa.
- Czy to nie on zdradził twoją wioskę, Hinaś? - Aiwa jako pierwsza stanęła na nogach.
Hyuuga przyjrzała się niebieskowłosej. Nie przebrała się ze swoich walecznych szat, ale narzuciła płaszcz od kimona na ramiona, skrywając blizny, a bandaże na jej nadgarstkach były już zabarwione krwią. Na twarzy miała niezdrową czerwoną wysypkę w okolicy oczu, które teraz patrzyły na nią pytająco.
Aiwa jednak nie była karcąca, a ciekawa zdania Hyugii. Była oazą, której teraz Hinata potrzebowała. Nie wiedziała dlaczego, ale ta dziwna kobieta wydawała się jej jedyną ciepłą duszą teraz.
- Sasuke jest bardzo dumnym człowiekiem... niektórzy mówią, że jest arogancki przez to... ale wiem, że nie złamie obietnicy... Właśnie przez to jej nie złamie.
- Hm... To na pewno! - Uśmiechnęła się, siadając przy jej łóżku. - Wracasz do Konohy?
- Powinnam... Muszę uspokoić otousan... Rodzinę... Hokage...
- Czy jak wrócisz bez Sasuke będzie to podejrzane? Wiesz... Twoja wioska dała mu już jedną szansę. Drugiej mogą nie dać. - Aiwa przedewszystkim była logiczną osobą. Zwracała uwagę na to, na co Hinata nie była w stanie w swoim obecnym stanie.
Hyuuga zmarszczyła brwi i odetchnęła cicho, kiwając głową.
- Ale nie mogę nie wrócić...
- Hm. Najlepsza byłaby prawda. Pomogę ci się dostać do Konohy.
- Ale jesteś ranna! - Zaprzeczyła dziewczyna.
- Meh! Jak ty. - Wzruszyła ramionami z uśmiechem. - Wyluzuj, damy radę we dwie. Sasu-kun odszedł z jakąś laską i dwójką chłopaczków, tak bez pożegnania to nie za ładnie, ale obie wiemy, że nie zrobił tego bez powodu.
- Jest jak dziecko we mgle. - Burknęła mistrzyni krwi.
- Jest, ale wiesz sama, że sporo wycierpiał. Dlatego nie powinniśmy go tak źle oceniać. - Przemówił Azura, prostując plecy.
- Bywacie w tych czasach strasznie troskliwi. - Syknął Kiyoshi.
- A ty zbyt okrutny. - Roześmiała się kocica.
- Hmpf. Robię to, co dobre dla Hinaci! - Wybronił się słabo.
Hinata uśmiechnęła się na przekomarzanki trzech bóstw, ale kogoś jej zabrakło.
- Gdzie Ichigen-kun? - Rozejrzała się.
- Jeszcze się nie obudził, ale na pewno to zrobi. Tacy jak on są za głupi, aby umrzeć. - Aiwa nie okazywała zmartwienia, choć Hyuuga je wyczuła.
Położyła bladą dłoń na jej poranionej. Obie wiedziały, że to, co zrobili było niebezpieczne, a to, że się tak szybko obudzili zakrawało o cud.
~~
Przemierzał mroczne korytarze kryjówki węża z beznamiętnym wyrazem twarzy. Jego towarzysze podążali za nim, jak owieczki. Nikt nie wypowiedział ani jednego słowa od czasu wejścia.
Sasuke wyczuwał napiętą atmosferę i górujący mrok, ale ukrywał to. Nie bał się, ale to go trochę zaniepokoiło. Czy Orochimaru wiedział o jego przynależności do Konoha? Plotki szybko się rozchodzą, szczególnie te, które dotyczą jego osoby.
Długowłosy sannin stał przy stole operacyjnym. Miał białe rękawiczki, które były poplamione krwią, podobnie jak fartuch. Maseczka chirurgiczna ukrywała jego rosnący uśmiech, gdy tylko wyczuł swojego drogiego ucznia.
- No proszę, Sasuke-kun. - Nawet nie odwrócił w jego kierunku głowy. - Nie było cię około pięciu miesięcy. Czego się dowiedziałeś?
- Hm. - Nie podobał mu się ten uprzejmy ton. - Te wilki do nas nie dołączą.
- "Nas"? A czyż nie stałeś się na powrót obywatelem Konohy? Czy nie przysięgałeś służyć wspaniałej, czcigodnej Tsunade-sama? - Pytał z oczywistą drwiną. - A może chcesz ich zniszczyć od środka?
- Nie. - Odparł, dając dłoń na swoją nierozłączną katanę. - Nie planuje ich zdradzić.
- Przez "ich" masz na myśli "ją"? Taka sssłodka istotka. Jak jej na imię? Hisette? Himeko? Hikari...? - Odwrócił się w stronę uczniów.
- Co cię to obchodzi? - Syknął.
- Ojej, ojej. Skąd ten ton? Aż tak ci zależy na tej kobiecie? - Przechylił głowę w bok w zainteresowaniu. - Hyuuga. Doprawdy, potężne kekkei genkai.
- Nie zbliżaj się do niej. - Przez jego twarz przeszedł chłód, gdy wypowiadał te słowa, a jego ton mógł zawstydzić najpotężniejsze lodowce.
- S-sasuke-kun... - Szepnęła Karin, czując drżenie w nogach. - Nie powinieneś tak mówić do Orochimaru-sama.
Została jednak zignorowana, a gdy zamierzała się wtrącić Juugo chwycił jej ramię.
- Ah tak. Skoro o niej mowa... czy to nie ona przesłuchuje zwłoki albo mówi do powietrza? - Orochimaru uśmiechnął się przebiegle.
Przez myśl Karin przeszło, że Sasuke umawia się z wariatką, zresztą nie tylko jej. Białowłosy stwierdził w myślach, że Uchiha zawsze miał dziwny gust, a rudy z kolei, że to nie jego sprawa, choć zaintrygowała go kobieta, która wpadła w oko Sasuke.
- A może... - Kontynuował sannin, zdejmując rękawiczki. - Należy do sekty Trzech Bóstw?
Sasuke spojrzał uważnie na mistrza, oczekując więcej informacji. Sekty? To by wyjaśniało jej niesamowite zdolności, ale czy aby na pewno ta moc jest dobra?
- Co o nich wiesz? - Syknął czarnowłosy.
- Hm... A może ty mi najpierw odpowiesz na pytania, zanim zadasz własne? Oj, Sasuke-kun, doprawdy. Wpakowałeś się w poważne kłopoty, a teraz mnie nie słuchasz.
- To nie twoja sprawa, co robię. - Dla starszego mężczyzny zabrzmiało to, jak obrona dziecka.
- Ah, a czy nie przybyłeś po moc, aby zabić swojego brata? Czy może ta dziewczyna tak cię omamiła, że zatraciłeś swój cel? Przestałeś żyć dla zemsty? Twoja rodzina na pewno nie byłaby z ciebie dumna.
Sasuke poczuł, jakby ktoś dał mu siarczysty policzek w twarz. Wiele razy rozmyślał o swojej zemście, ale przy Hinacie... Czuł, że się nie liczy. Czy to było coś złego? Iść i żyć dalej? Dla niego, mściciela, tak. Musi się na tym skupić, choć jednocześnie rozmyśla o swoim bracie i jaki był prawdziwy powód. Wspomniał krzyki, śmierć, które pokazał mu Itachi i wezbrała w nim mroczna złość, której nie potrafił już pohamować.
- Nie. Nie zapomniałem. Jakie masz dla mnie zadanie? - Spojrzał z mrokiem na mistrza, który roześmiał się krótko i cicho.
- Sprowadź do mnie ją, Hinatę Hyuga.
Uchiha nie pokazał po sobie wahania.
~~
Poruszali się za pomocą powozu. Droga im się w ogóle nie dłużyła, pogoda była zbyt dobra, aby wyjść im na przeciw. Trójka wybrańców Trzech Bóstw szybko znalazła się w Konoha.
Ichigen nadal nieprzytomny trafił pod opiekę Tsunade do szpitala, a Hinata wyjaśniała właśnie Hokage nieobecność Uchihy.
- Zdradził po raz drugi. - Warknęła blondynka, uderzając pięścią w biurko, rozsypując dokumenty. - Cholera.
- Nie zdradził. - Sprzeciwiła się Hyuga. - On... Potrzebuje czasu.
- Hinata, szanuje twoje zdanie, ale to jednak...
- Ale to MÓJ narzeczony, Hokage-sama. Jestem pewna, że wszystko się wyjaśni z czasem, ale on go potrzebuje. Wyruszę za nim, jeśli trzeba.
- Z twoimi ranami? Nie wyrażam zgody. - Podniosła kartkę papieru i odetchnęła. - Użycie takiej ilości czakry uszkodziło nieco twój system nerwowy. Dziwię się, że jeszcze stoisz i nie mdlejesz. Powinnaś iść do domu i odpocząć. To samo tyczy się ciebie, Aiwa-san.
- Nie ma takiej opcji. Sasuke jest przy potężnym wariacie. Chcę go przyprowadzić Hinacie.
- Nawet nie ma mowy! Wy dwie macie całkowity zakaz opuszczania Konohy do czasu wyzdrowienia!
Wyszli z gabinetu w nieciekawych humorach. Hinata walczyła z sobą, aby się uspokoić.
" Po tym wszystkim, co robiłam dla wioski! " - Była wściekła, poczuła znajomy chłód na ramieniu, który ją uspokoił.
- Mikoto-sama... - Poruszyła ledwie słyszalnie ustami.
Ciemnowłosy duch uśmiechnął się do niej, zachęcająco i skinął jej głową. Była to niema wiadomość, którą zrozumiała. Ten jeden raz musi przeciwstawić się Konoha i Hokage.
- Uuu, podoba mi się ta mina. Co robimy? - Aiwa owinęła ramię wokół ramienia Hinaty.
- Aiwa-san... Myślę, że wiem dokładnie kogo nam potrzeba. Mojej drużyny. - Uśmiech wygiął wargi ciemnowłosej.
Niebieskowłosa zaklaskała z radości i pokiwała głową ochoczo. Wiedziały już do kogo się udać, ale nie przypuszczały, że powrót do domu Hyuugi będzie tak wyczerpujący. Tsunade miała rację, co do jednego - ich rany sięgały głębiej niż przypuszczały. Kilka razy musiały robić sobie przerwę, aby nie paść na zimny beton.
W bramie czekał na nich sługa rodziny Hyuuga, który od razu popędził po ojca Hinaty. Stojąc na ganku, Hiashi objął swoją córkę, jakby była małym dzieckiem, które się zgubiło i wróciło do domu dopiero nocą.
- Otousan... Wygraliśmy. - Wyszeptała, obejmując wątłymi ramionami ojca.
- Wróciłaś. - Odpowiedział jej szeptem, opierając czoło na jej czole.
- Hai... tadaima. - Zamrugała, aby łzy nie spłynęły, zamiast tego uśmiechnęła się promiennie.
Hiashi odchrząknął i odsunął się od córki. Stanął przed nią, ale tym razem nie była to zastraszająca forma, do jakiej przywykła. Tylko w jego oczach była duma, szczęście i naturalna troska, coś czego nie doświadczała przez większą część życia.
- Hinato, jestem... szczęśliwy, że powróciłaś w zdrowiu. Kim jest twoja towarzyszka?
- Jestem Aiwa Nyarien, wybranka Chie... yyy... tato Hinaty! Znaczyyy... yyy... Psze pana! - Brew głowy klanu drgnęła, ale zaraz pokiwał głową z szacunkiem.
- Jestem Hiashi Hyuuga, Głowa Klanu Hyuuga. To przyjemność gościć u nas kolejną wybrankę Trzech Bóstw. - Skinęli sobie z szacunkiem. - Czy moja córka stanęła przeciw tobie?
- Nie miała wyjścia. Dobrze walczy. - Aiwa wzruszyła ramionami z uśmiechem. - I... Pana też miło poznać. - Uścisnęli sobie ręce.
Aiwa zachwiała się, patrząc ze strachem w oczy Hiashiego, ale po chwili strach przeszedł we współczucie i uśmiechnęła się smutno. Mężczyzna nie zrozumiał tego spojrzenia, a Hinata wpatrywała się w starszą od niej dziewczynę z pytaniem w oczach.
- Poświęcenie jest darem i przekleństwem, panie Hyuuga... Proszę nie rozpaczać, za osobami, które za nas oddają swe życia. - Miała spokojny ton głosu. - W najmroczniejszych czasach, które nadejdą... Zobaczy pan światło i proszę go nie wypuszczać z rąk. - Jej głos był jakby odległy i gdyby nie silna ręka głowy klanu spotkałaby się z zimną podłogą.
- Co to było?! - Zapytał Hyuuga.
- Aiwa-san... ona... musi być zmęczona... To była długa droga i jej obrażenia są potężne...
Po tych słowach zaniesiono niebieskowłosą do pokoju, gdzie mogła spokojnie odpłynąć w zdrowy sen, od razu wezwano medyka, który zajął się monitorowaniem jej stanu.
- Hinata-oneeeeesaaaaannnn~! - Pełen wesołości głos ją zaskoczył, ale szybko rozpoznała swoją siostrę.
Chwyciły się za ręce z pełnymi radości i ulgi uśmiechami i zaraz przytuliły.
- Wróciłaś! Jednak...!
- Hai, już jestem, Hanabi-chan. - Przytuliły się mocno.
- Jak się czujesz?! Otousan mówił, że... - Uciszyła młodszą siostrę gestem.
- Lepiej, Hanabi. Cieszę się, będąc tutaj... Gdzie Yasu? Nie mogę jej nigdzie znaleźć...
- Jest na randewu z Kakashim.
- Ch-chwila! Co?! Yasu-chan?! I Kakashi-san?! Niemożliwe! - Uśmiechnęła się pełnym szczęścia uśmiechem, na moment pozwalając sobie na odwrócenie uwagi od zniknięcia Sasuke.
- No... Ale to nudziarze i spędzają czas w ogrodzie, czytając jedną ze zboczonych książek Kakashiego-sensei. - Uśmiechnęła się młodsza, poruszając brwiami.
- Hmmmm... Muszę przerwać im randkę...
- Na pewno ci to wybaczą... A Yasu mówiła, że ci skopie tyłek za brak pożegnania.
- Hanabi! Język!
- Mam niewyparzony! - Uśmiechnęła się nawet szerzej.
- Hmp. Widzę. Dobrze...
- No idź. Ale później spędzimy razem czas! Jesteś mi to winna za martwienie się! - Puściła siostrę.
- Oh, a ja myślałam, że to jest w pakiecie! - Hinata roześmiała się idąc do ogrodu.
Jej babci nie było, więc musiała być w pracowni postanowiła przywitać się z nią po rozmowie z Yasu o szukaniu Sasuke. Bała się trochę reakcji Hatake na to, ale postanowiła to pominąć. Może uda jej się odciągnąć Yasu, tak aby Kakashi nie zauważył...? Lub pozwolił im?
Wspomniana para była w altance, ciesząc się ciszą i spokojem oraz chłodem, jaki dawał im cień i harmonijny ogród. Byli blisko siebie, wydawało się, że oboje czytają razem książkę, tak, że Yasu miała głowę opartą o jego ramię, dla wygody rzecz jasna!
- Yasu...? - Hinata poczuła się winna, przerywając ich moment razem.
- Hi... HINATA!!!! - Yasu wyskoczyła ze swojego miejsca, prawie uderzając nosem o drewno, ale szybko się zerwała i podbiegła do przybranej siostry, oglądając ją dokładnie, szukając wszelkich ran.
- Hinata-san. - Kakashi skinął jej głową i przez moment dostrzegła w jego oku błysk zaskoczenia i małej złości.
" Aha. Czyli jednak! " - Zanotowała w myślach, że Hatake jest typem zazdrośnika.
- Hej... - Przywitała się.
- Wreszcie! Jak mogłaś mnie zostawić?! Jak mogłaś iść tam sama?! No czy ty oszalałaś?! Poza tym... Dziewczyno! Z czym ty walczyłaś?! Wyglądasz, jak gówno! Spójrz na siebie! Gdybym była przy tobie nie miałabyś ani ryski! - Yasu przypominała jej teraz wściekłego małego pieska.
- Na, na. Yasu... Hinata-san nie miała wyjścia, prawda? Zresztą... Sasuke z nią był. Gdzie jest? Jeszcze raport zdaje? - Kakashi rozejrzał się z łagodnością za swoim byłym uczniem.
- O... o tym chciałam porozmawiać... Na razie nikt prócz Hokage nie wie... - Poruszała się niespokojnie. - Sasuke... Zwiadowcy widzieli go, jak poszedł z dwoma mężczyznami i kobietą.
Przez twarz Hatake przebiegł szok. Hinata odetchnęła. Jedna część jej krzyczała na nią, że nie powinna mówić o tym jemu, ale druga wręcz kazała jej to zrobić i na jej nieszczęście posłuchała tej drugiej.
- Striptizer...? Ch-chwila... To duchy jego przodków go teraz zabiją? - Przekrzywiła głowę na bok.
- Nie... Nie uważam, aby odszedł na długo, ale chcę go odnaleźć... Jednak...
- W tym stanie, w którym jesteś obecnie to niemożliwe. - Podpowiedział szarowłosy jounin.
- Nie... Mam zakaz od Hokage.
- Odnajdę go.
- Dołączę do ciebie, Yasu. A ty, Hinata-san, zostań w wiosce. Teraz muszę wypoczywać.
- Nie. Idę z wami. Ja i Aiwa chcemy iść z wami.
- Chodzi o twoje zdrowie!
- To mało ważne!
Yasu przysłuchiwała się z rozbawieniem, jak Kakashi i młoda Hyuga się kłócą, a właściwie wykrzykują swoje opinie, bo przecież ani jedno, ani drugie nie przyzna się, że to kłótnia. Rozbawiło to ją nawet, choć w myślach wymyśliła już około dziesięciu sposobów na zabicie striptizera za zostawienie jej drogiej siostrzyczki w obecnym stanie.
Łooo, ale mnie tu nie było! Można świerszcza na tym blogu puścić! Haha! (Na pozostałych to już kurz, nie?) Tak pod koniec września was zaskoczę, a co mi tam! :D Mam nadzieję, że niektórzy z was uczą się pilnie ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz