~~
Dotarcie na miejsce nie było dla niebieskowłosej żadnym wyczynem. Szybko zorientowała się, że Hinata nie chciała zostać znaleziona i poszła ze swoim porywaczem. Oczywiście kobieta nie wierzyła, że Hyuga mogła mieć syndrom sztokholmski, odczuwając sympatię do przestępcy, ale nie wiedziała, że się pomyliła pod tym względem...
- Więc co dalej? Zostawiła opaskę. Przekreśloną. Wiesz, co to znaczy. - Ichigen starał się odwieść swoją starszą siostrę od pomysłu ścigania widzącej Kiyoshi.
- Ignis. - Syknęła, a trzymaną przez nią opaskę objął płomień.
Metal rozgrzał się do czerwoności i stopił na jej rękach, strzepała go, jak wodę po myciu rąk i wbiła rękę w piach. Fioletowowłosy skrzywił się na to i pokręcił głową. Wybraniec Azury wiedział, że teraz Aiwa nie odpuści.
- Oddam grosik za twe myśli, droga siostro. - Położył dłoń na jej ramię, zwracając jej uwagę.
- Oddaj i milion, ale ci ich nie zdradzę. Muszę ją znaleźć.
- Chcesz ją zabić. - Przemówił stalowym tonem głosu, lustrując ją lodowatym spojrzeniem.
- Krew mi to nakazuje. Wypiłam jej włókienko... Była pyszna, mały braciszku... Chcę jej śmierci, ale nie pozwolę sobie na zrobienie tego. Szał mi mija. Zaraz wszystko minie i stracimy jej jedyny trop.
Ale Ichigen wiedział, że szał wcale nie mija. Nie jej szał. Nawet gdy żądza krwi minie to i tak Aiwa ją odnajdzie... a wtedy być może szał wróci.
" Pośpiesz się, Uchiha, bo stracisz swoją cenną narzeczoną." - Poprosił w myślach, obserwując, jak Aiwa mamrocze do siebie, wydawało się, że rozmawiała z kimś kto stoi obok niej. " A to... muszę zgłosić mistrzom. "
~~
Czarnowłosy z drużyny ósmej obserwował uważnie każdy ruch Uchihy. W myślach wertował wspomnienia, co też mściciel może mieć do jego cichej koleżanki z zespołu? Poza jedną sytuacją z przeszłości, której był świadkiem, gdy bliźniaczki Hyuga znęcały się nad Hinatą, nie mógł sobie przypomnieć nic, co by wskazywało na ten dziwny związek.
- Shino... Myślisz, że to dlatego, że ona go sprowadziła? - Usłyszał zadziwiająco cichy głos Inuzuki ze swojej lewej, gdy skakali po gałęziach wysokich drzew.
Aburame zamrugał. Coś się musiało wydarzyć między nimi... coś więcej. - Przeszło mu przez myśl. Wspomniał jego słowa "Ważniejsza od Itachiego", mordercy Uchihów, hańby a niegdyś chluby Konoha Gakure.
Shinobi z klanu Aburame zatrzymał się, gdy osoba przed nim nagle zeskoczyła w dół.
- Co jest? Czemu zbaczamy z drogi? - Kiba zeskoczył obok niego.
- Przed nami jest dwoje ludzi.
- Myślisz, że to ci, którzy porwali Hinatę? - Shino pojawił się obok nich.
- Nie jestem pewny, ale tak spekuluje. Będą chcieli nas powstrzymać.
- To bardziej niż pewne. Idź po Hine. - Inuzuka zacisnął dłonie w pięści na słowa przyjaciela.
- Ty żartujesz?! To zdrajca liścia! Pewnie teraz ucieknie, a Hinata...
- Gdyby miał uciec zrobiłby to już dawno. - Przemówił po raz kolejny ninja w ciemnych okularach, poprawiając je.
Kiba zacisnął mocniej pięści, popatrzył ostrzegawczo na Uchihę.
- Nie waż się jej zostawiać, bo wytropię cię i wypruje flaki. - I dwójka ruszyła.
- Nie mam zamiaru porzucać mojej narzeczonej. - Wypowiedział te słowa i wiedział, że genialny słuch Kiby wychwyci te słowa puszczone w świat.
Inuzuka obrócił ku niemu zszokowane spojrzenie, ale postanowił skupić się na drodze ku dwójce niebezpiecznych typów.
Shino nie dał poznać po sobie szoku, ale w głębi czuł go doskonale. Tak, jak jego przyjaciel wiedział, że nie mogą teraz się rozpraszać i skupić na eliminacji potencjalnego zagrożenia.
Sasuke wyciągnął z paska liścik z ostrzeżeniem od Isamu, który przechwycił jeszcze przed spotkaniem z Shino i Kibą. Dochodził już późny wieczór, więc wiedział, że każda chwila jest cenna. Znając zagrożenie ze strony Aiwy, jej niestabilności i lekkiej niepoczytalności musiał być przed nimi. Nie potrafił wyjaśnić jak ale miał przeczucie, które mówiło mu, że dobrze się kieruje. To tak, jakby niewidzialna dla, nawet jego sharingan, oka pokazywała mu drogę.
Potrafił to wyjaśnić tym, że są zaręczeni, byli w swoich ciałach, więc podejrzewał, że coś przeszło z ciała Hinaty na niego. Nie potrafił określić jednak czym było owe "coś", a na razie jedyna osoba, która była by skora coś mu wyjaśnić jest nie wiadomo gdzie.
Biegnąc zauważył ruch w krzakach, chwycił kusanagi pewniej i przygotował się na atak, odbijając ostrze rzucone w jego stronę. Stanął w lekkim rozkroku, ostrożnie mierząc swoje kroki, obserwując uważnie miejsce i wytężając słuch. Czyżby się jednak pomylił i osobnicy, do których pobiegli Shino z Kibą nie byli tam? Może to Aiwa i Ichigen, a nie jak podejrzewał porywacze?
Z krzaków wyszła postać ubrana w długą szatę, zadziwiająco różną od kimon, jakie widział u mnichów. Nosił kaptur, na szyi miał medalion z dziwnym okiem, od którego rozchodziły się jakby promienie. Szata była koloru ciemnej szarości i zakrywała jego ciało. Spostrzegawcze oczy Sasuke dostrzegły jednak okrwawiony bandaż wokół ust i nosa. Niewątpliwie był to mężczyzna, a tym, co go odróżniało od mnichów było to, że u paska nosił dziwny, postrzępiony sztylet.
- Narzeczony kroczącej, widzącej z klanu Kiyoshi... Witaj. - Ukłonił się w pas, a miał ton równie obślizgły i ociekający sztucznością, co znany mu niegdysiejszy mistrz sannin.
- Czego chcesz? Nie mam dla ciebie czasu. - Nie dekoncentrował się, domyślał, że będzie ich więcej i tylko czekają, aż straci czujność.
- Ależ masz, masz i to aż nadto. A jak go nie masz, sprawimy, że będziesz miał.
Co to miało niby znaczyć? - Zacisnął dłoń na rękojeści swojej katany.
- Krocząca jest nam potrzebna... To ona zamknęła wrota... A my pragniemy ich otwarcia. Ludzkość musi pokłonić się mrocznym cieniom, bo jedynie wtedy i tylko wtedy osiągnie zbawienie! - Mężczyzna zbliżał się do niego, a wtedy Sasuke dostrzegł innych.
Było ich dwudziestu, a wciąż wychodzili z cieni drzew i krzewów. Nie znał ich umiejętności i nie miał zamiaru nie-doceniać przeciwnika. Jeśli on nie uratuje Hinaty to ta zginie albo z ich rąk, albo z rąk Aiwy. Miał coraz mniej i mniej czasu.
- Jesteście poprani. - Stwierdził, trzymając w jednej ręce katanę, a drugą wyciągając zwój.
Nie straci jej tak, jak stracił ją z oczu za pierwszym razem. Tym razem to on ją ocali, nie na odwrót.
~~
Granatowowłosa przemierzała las w towarzystwie swojego przyszłego szwagra, który natomiast milczał. Ta cisza nie była taka, jaką miała nie raz z Sasuke, ta ją denerwowała, irytowała i stresowała. Winiła za to jeszcze narkotyk, który jej podał, ale teraz nie mogła wyrazić swojego niezadowolenia. Musi dać z siebie wszystko w tej walce, która na nią czeka, a do tego musi się przygotować. Wiedziała, że jej sojusznik jest potężnym ninja, ale nawet on poddał się osobnikom, którzy zabili jego kompana i poszedł z nimi na współpracę.
- Co wiesz o naszych wrogach? - Zadała to pytanie, idąc obok niego.
Nie czuła się zbyt komfortowo w stroju, który podarował jej starszy z braci Uchiha. Lubiła swoją bluzę i spodnie, ale teraz wiedziała, że nie ma co dyskutować o guście Itachiego. Obcisły czarny kombinezon bardzo podobny do tego, który nosił Rock Lee, z grubym pasem, gdzie miała doczepioną kaburę oraz sztylet, długie buty tego samego koloru co kombinezon oraz ten sam kapelusz, który nosił on. Cieszyła się z zakrywającego jej drobną postać płaszcza, ale zbyt dobrze wiedziała czyje są na nim czerwone chmurki - Akatsuki. Mimo to nie czuła się jak zdrajca Konohy, mimo utraconej opaski, która pokazywała jej przynależność. Przez moment czuła się wolna od tych zobowiązań, wobec klanu, wobec Hokage, wobec duchów i podobało jej się to uczucie.
- Są zorganizowani bardziej niż najlepsze grupy przestępcze naszych czasów. Są tajemniczy, działają z ukrycia. Obserwowali cię, wiedzą o Tobie więcej niż byś chciała, aby wiedział ktokolwiek.
- S-skąd wiesz, że mnie obserwowali? Jak długo?
- Nie potrafię stwierdzić. Posiadali wiedzę o twoim drzewie genealogicznym, o matce, o powiązaniach... Dali mi tę wiedzę, abym mógł się łatwo porwać. Swoją drogą też lubię słodycze, dango brzmi obiecująco, choć nie pogardzę dobrymi bułeczkami cynamonowymi. - Mówił bardzo poważnym tonem głosu, ale uśmiechnął się łagodnie do dziewczyny, która zarumieniła się.
- N-naprawdę są aż tak dokładni? Czym sobie zasłużyłam na ten podchodzący pod stalkizm zaszczyt? Aż się zarumienię. - Nie mogła pohamować sarkazmu w głosie, zdenerwowana tym obrotem spraw.
- Może to twoja uroda i umiejętności podbiły ich serca i zainteresowanie?
Roześmiała się cicho, kręcąc głową, podłapując od razu humor.
- Ah, a wiesz, że różnymi mężczyznami może kierować strach przed odrzuceniem? - Roześmiali się obydwoje.
Czarnowłosi mimo wszystko byli podobni. Wiedzieli obydwoje, jaki ciężar tkwi na ramionach spadkobierców potężnych rodów, wymagania jakie im stawiają. Różnicą między nimi była oczywista siła i pewność siebie. Gdzie Itachiemu wszystko przychodziło łatwiej i był genialnym spadkobiercą, godnym pozazdroszczenia przez nie jedną głowę klanu, ona była czarną owcą. Można było powiedzieć, że w tym się uzupełniali.
- Więc... Kim są Kiyoshi? - Zapytał, gdy się uspokoili. - Czytałem kiedyś o nich... ale żadnego nie poznałem.
- Kiyoshi jest Bóstwem Śmierci, zapomnianym dość i znienawidzonym. W przeszłości klan Kiyoshich był... znany z praktyk na tle spirytystycznym. Rozmowy z duchami, przeprowadzanie ich na drugą stronę. Ogólnie... Zachowywanie równowagi w świecie żywych i umarłych, ale nacje obawiali się ich mocy. - Zdradziła. - Więc ich wyrżnięto, jak psy. - Serce zabiło jej mocniej, czuła palącą złość. - Nic nie znaczących, bo uważano, że to co robią to kanibalizm, świętokradztwo oraz niemoralne praktyki. Ale przeżyli. Kiyoshi musiał zostać długi czas w świecie duchów, gdzie sprawował władzę, gdy jego rodzeństwo, Chie i Azura rośli w siłę i leczyli dawne rany. Z racji braku wiary w nich musieli przybrać inne postaci, nie ludzkie. Ale nie mogę powiedzieć jakie.
- Są kotami.
- Hę?! Skąd wiesz?! - Zamrugała zaskoczona.
- Obserwowałem cię dłużej niż na polu treningowym. Widziałem, jak rozmawiasz z kotem, co znaczy, że albo jesteś szaloną dziedziczką z urojeniami albo masz wyjątkowe zdolności komunikacji ze zwierzętami... - Tu mogła przysiąc, że widziała błysk rozbawienia w jego oczach. - ... Lub wyjątkowe powiązania.
- Dobrze... Jesteś inteligentny... Powinieneś być detektywem albo pracować dla milicji.
- Tego chciałem właściwie. - Uśmiechnął się połowicznie.
- Oczyszczę cię z zarzutów, gdy wrócimy do wioski. - Przysięgła.
- Musiałabyś mieć radę po swojej stronie. ANBU i...
- Mam babcię, która ma w garści radę Konohy. - Jego oczy się rozszerzyły. - Podczas gdy klan Uchiha osłabł to klan Hyuga rósł w siłę. Rozwinęliśmy handel zagraniczny, alkohole czy pola klanowe rozrosły się. Konoha polega mocno na Hyugach pod względem militarnym, jak i ekonomicznym.
- Nie jest to zbyt dobre posunięcie.
- I rada to wie. - Uśmiechnęła się słabo. - Ale już jest za późno. Moja babcia, Hirako, była i jest niezłą intrygantką. To ona wyciągnęła pakt mówiący o naszym, moim i Sasuke, małżeństwie.
- Dlaczego wyciągnęła stary zwój?
- Bo liczy na korzyści, to oczywiste. Dla mojej rodziny nie jestem niczym więcej niż towarem. Dla Hokage jestem czymś, co pomaga ustalić zbrodnie. - Przegryzła wargę. - Nie... Nie powinnam tak mówić. Wioska i rodzina mnie potrzebują.
- Co nie znaczy, że nie możesz tego odczuwać w taki sposób. Nie duś w sobie emocji i pozwól sobie odpocząć. Nosisz... Ciężar. Choć fakt faktem, że Konoha zbyt polega na Hyugach, bez urazy, hime.
- Nie uraża mnie fakt czy prawda.
Zadziwiające, że możesz prowadzić dyskusję o polityce, ekonomii, więziach rodzinnych z mężczyzną, który porwał cię z rodzinnej wioski, prawda? Hinatę nie zaskakiwał już absurd całej sytuacji, a im dłużej rozmawiali, kierując się w stronę niewiadomej tym bardziej ufała mu i wierzyła już nie tylko słowom matriarchy Uchiha, a samemu Itachiemu.
~~
Hotaru przytrzymywała podbródek kapitana ANBU i wysłuchiwała jego ostatnich słów zanim wypielęgnowaną dłonią wydłubała mu oko. Widziała jego twarz, co w oczach oddziału równało się z jego śmiercią, więc postanowiła mu zadać ją w najbardziej bolesny sposób.
- Okrutnie, córko. - Odezwała się Hirako, masując obolałe ręce, gdy siedziała na upadłym drzewie.
- Nie miałam wyjścia, matko. Nie dał mi go absolutnie. Myślicie, że to znowu Mgła?
- To by oznaczało wojnę. - Odezwał się milczący Hiashi.
Pewnie rozmyślacie nad konsekwencjami dla Hyugów, prawda? Morderstwo jest ciężkim wyrokiem, ale nie żył nikt - poza nimi - kto mógłby opowiedzieć historię. Oficjalnie nie ma ich tutaj, a Rada nie będzie pytała o działania Hyugów, więc... Ludobójstwo ujdzie im płazem. Wychodząc na wojnę z Hyugami musisz liczyć się z konsekwencjami, a w wiosce panuje pewne powiedzenie na temat tej szlachetnej rodziny - "Mierz swoje słowa, bo Hyuga ma nie tylko spostrzegawcze oczy."
- Odnajdą ją. - Zapewniła swoje dzieci Hirako.
- Nie wątpię w to ani przez moment, jednakże... Chciałabym wiedzieć dlaczego zostałam pominięta w zaproszeniach.
- Co masz na myśli?
- Nie bądź głupcem, Hiashi. - Syknęła Hotaru. - Sprzedaliście Hinatę samemu diabłowi i myślicie, że nie dojdzie to do moich uszu?
Jedynym problemem jaki Hyuga mięli... to ten między sobą. Dla wioski byli przykładnym źródłem dochodu stałego, ale więzy mogą być krótkie lub długie, trwałe urazy lub zaleczone rany... Główna rodzina i ta boczna... Dwie gałęzie wzajemne od siebie, a jednocześnie tak dalekie. Hotaru nie przyjęła pieczęci z racji bycia gejszą, ale była samoukiem. Miała kwalifikacje kunoichi i dlatego była również cenioną gejszą, bo potrafiła zapewnić komfort, ale delikatną pięścią zabić.
- Naprawdę chcesz się kłócić o to teraz? - Syknął ojciec porwanej dziewczyny.
- Oh, a kiedy indziej? Nad grobem dziewczyny, bo sam diabeł zwiał? Nie wierzę w jego przemianę, nie wierzę w to, że nagle zaczęło mu zależeć na kimś innym niż Itachim, którego pragnie zabić.
- Hotaru. - Pomasował skronie.
Głowa klanu naprawdę miała dość zachowania siostry i żałował, że nie leży wśród ANBU, choć z jej temperamentem niebawem do tego dojdzie.
~~
Walka była wyczerpująca, ale Shino i Kiba zdołali związać Aiwę, która nie była do końca szczęśliwa z tego powodu. Nie rozumiał, dlaczego młoda kobieta ich zaatakowała, ale widocznie musiała ich uznać za zagrożenie.
Isamu podał dobranej siostrze leki nasenne, dzięki którym odpłynęła.
- Co się wydarzyło? Nie mieliście szukać Hinaty? Skąd ten atak!?! - Wypytywał Kiba.
- Oh, zamknij się, psie i siad. - Warknął na niego młodszy chłopak.
Inuzuka już zacisnął pięść, ale Shino go powstrzymał.
- Co jej się stało? - Shino, obwiązywał sobie udo bandażem, który stale przeciekał od jego krwi.
- Aiwa... jest niestabilna psychicznie.
- To widziałem! Prawie odcięła mi głowę! - Syknął Kiba.
- Nie rozumiesz. Jest taka przez krew. To częsty przypadek w klanie Chie-sama. Moc krwi jest ciężką do opanowania i niezwykle... łatwo stracić kontrolę. Szczególnie, gdy nie ma się partnera.
- Co? - Tym razem odezwał się Shino.
- Partnerzy w Trzech Klanach są ważni. Są drugą połową, a w klanie Chie nie ma nikogo kto spełniałby Aiwę... Stąd pogłębiające się szaleństwo.
- Czyli musi sobie chłopa znaleźć? - Isamu skrzywił się na ten dobór słów psiego ninja.
- Prosto mówiąc tak. Uściślając muszą być dobrani pod względem krwi, harmonii serc oraz dusz.
- Możesz być bardziej precyzyjny?
- O Stwórcy i na kocie łapki... Jesteście idiotami, czy tylko udajecie? - Pokręcił głową, zabierając włosy z twarzy kobiety. - Według legendy mamy na palcach serdecznych nicie, czerwone nicie przeznaczenia, my ich nie widzimy, ale są połączone z naszymi bratnimi duszami. U Azurów wystarczy zgodność charakteru. U Kiyoshich musi być zgodność dusz... ale klan Chie to co innego. Są silni... Zawsze silni, a ta siła ich przygniata. - Smutny uśmiech wygiął jego wargi. - Przez swoją siłę zapominają, jak ważne są emocje. Odczuwanie ich... Gubią się w tym i nie potrafią wyjść ze swojego małego świata. Są w nim uwięzieni, a mało kto wyciąga rękę do tych na dnie. Aiwa... nigdy nie dostała swojej ręki. W jej sercu nie było miejsca na miłość, więc się jej wyrzekła... - Samotna łza spłynęła mu po policzku i aby ją ukryć opuścił głowę. - Szalejących Chie się eliminuje, bo są niebezpieczni dla otoczenia i siebie samych.
- Więc... ona umrze?
Aburame popatrzył na niebieskowłosą, która spała ze spokojem. Zaryzykowała siebie dla Hinaty, pogłębiając swoją rozpacz, jednocześnie niszcząc siebie. Poczuł żal dla starszej od niego dziewczyny i zamknął swoje oczy, nie obwiniając jej o coś, na co nie ma wpływu. Inuzuka zamknął swoje oczy, nie wierząc, że dziewczyna tak wulgarna i jednocześnie tak zażarta, którą ledwie mógł poznać niedługo zostanie skazana na śmierć.
- Nie smućcie się. Jeszcze z Aiwą jest dobrze. I dopóki żyję, dopóty będę ją krył. - Isamu uśmiechnął się przez łzy, samemu wiedząc, że z powodu egoizmu przedłuża jej ból.
Dwoje ninja z Konohy także zdawało sobie z tego sprawę, ale milczeli, zajmując się ranami.
~~
To był już koniec walki. Uchiha wybił większość z nich, a pozostali zawołali do odwrotu. Przyłożył katanę do brody, unosząc ją, patrzył w oczy kultysty.
- Gdzie ona jest? Gdzie ją ukryliście? - Mimo wszystko nie brzmiało to jak pytania.
Kultysta zakasłał, wypluwając krew. Uchiha obciął mu nogę i było kwestią czasu wykrwawienie się.
- Nie...
- Gadaj, albo znajdę kolejnego i kolejnego, aż wyrżnę was wszystkich. - Mówił spokojnie, jakby to było mówienie do dziecka, które nie chcę zjeść warzywek.
- Ona... mistrz kazał wynająć... wynająć jednego z brzasku... daliśmy mu informacji... dużo. I mamy... miejsce... ale nie... nie powiem...
Jedno machnięcie kataną i palce uderzyły o brud ziemi, zrobił to bez mrugnięcia. Był już zmęczony walką, całą walkę oszczędzał chakrę na tyle na ile mógł, ale nadal była to ciężka bitwa... Jakbyś był otoczony przez watahę wilków, które spadają na ciebie jedno po drugim, a ty musisz odpierać każdy atak. Wokół leżało mnóstwo ciał, nieruszających się lub konających w agonii.
Uchiha poczekał, aż przestanie krzyczeć, podniósł go i oparł o drzewo, przybijając doń swoją wierną broń.
- Jesteś pewny?
- Heh... he... - Głowa zaczęła mu opadać, ale patrzył na coś ponad ramieniem Uchihy.
Sasuke odwrócił spojrzenie i widok wlał do jego serca ciepło ulgi.
Dziewczyna o długich włosach, kapelusz wypadł z jej rąk, gdy się zbliżała do niego, patrząc rozszerzonymi oczami na jego stan.
Ciemne włosy zostały rozwiane przez wiatr, a on wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, gdy szła do niego na drżących nogach, unikając ciał, a on szedł do niej, nie zwracając na nie uwagi z powodu zmęczenia i szczęścia, że żyje i wróciła...
- Mówiłem... przyjdzie... powstańcie bracia i siostry! - Krzyczał kultysta przybity do drzewa. - POWSTAŃCIE! Oto i krew tej, która otworzy nam bramy! Niech zasmakuje jej krwi ziemia! I niechaj brama się otworzy!
Rytualne sztylety zostały rzucone, a on jedyne o czym mógł myśleć to jej bezpieczeństwo. Nie straci jej. Rzucił się ku niej, osłaniając.
- Nie tak szybko. Teraz mamy więcej szans. - Uśmiechnął się starszy z rodu, prawowity i jedyny spadkobierca klanu Uchiha.
Prawdziwe bitwy nigdy się nie kończą... Sasuke dopiero teraz rozpoznał głos i domyślił się kto miał Hinatę... Ale niestety sam nie był pewien o co powinien zapytać. Po raz kolejny miał w głowie myśl, że odkąd poznał dziedziczkę klanu Hyuga przegrał.
I oto i jest! Trochę to trwało ale jednak! ^^ Mam nadzieję, że miło się czytało!