Ciemność ogarniała wioskę ukrytą w liściach, w niespokojnych wiatrach czuć było smród stęchłych ciał oraz obrzydliwą krew. Cienie wycofały się,gdyby nie pomoc uczniów Czarnej Róży. Konoha Gakure, wioska ukryta w Liściach przepadłaby nawet nie ze wschodem słońca.
Aktualnie ludzie zbierali ciała tych, którzy polegli. Dużo ludzi zginęło tej felarnej nocy, mogło zginąć ich znacznie więcej.
- To smutne, wujku Sasu. Dlaczego ludzie się zabijają? Po co są wojny? Po co to wszystko? Wujku? - pytała szeptem dziewczynka.
Oczy dziewczynki odwróciły się od twarzy martwych. Twarze, których na zawsze wyryto obraz bólu, te twarze już nigdy na nich nie nastąpi uśmiech. Jedynie cierpienie, ginęli w męczarniach.
- To pytania, na które mało kto potrafi odpowiedzieć. Nie używając kłamstw. - usłyszała beznamiętny głos czarnowłosego ninjy.
- A ty nie będziesz kłamać?
- Kłamstwo ma krótkie nogi, więc nie. Nie będe kłamać... - urwał na moment, jakby czekał na reakcje dziecka. - Zabijanie? Po co zabijamy... trudno powiedzieć. Niektórzy zabijają dla pieniędzy, inni chcą władzy, jeszcze inne pragną zemsty... Wojna? Nie wiem, nie wiem po co ona jest, koneko*.
- Czy to źle, że nie płacze?
- Nie, to nie jest źle. Ja też nie płacze.
- Dlaczego tak ciężko jest współczuć komuś kogo ledwo się zna, wujku? - to pytanie omal nie zabiło Uchihy. To jest jedno z TYCH pytań.
Rouse patrzyła na niego dużymi oczami, tak bardzo niewinnymi.
"Już wole, aby spytała skąd się biorą dzieci niż to!"- warknął w myślach.
Duże dziecinne oczy patrzyły na Sasuke oczekując odpowiedzi. W duchu czarnooki błagał o śmierć,jednak w porę spostrzegł Ino, matkę zastępczą małej dziewczynki.
- Idź pociesz swoją matkę. Wygląda na smutną. - powiedział patrząc na niebo.
- Hai, oji-kun! - zasalutowała i odbiegła w kierunku Yamanaki.
- Dziwne dziecko. - mruknął pod nosem i popatrzył na stos martwych ciał, martwe oczy, oczy bez wyrazu patrzyły w niego.
Uchiha poczuł dłoń na ramieniu... dłoń ducha. Mimowolnie spojrzał za siebie, nic nie zauważył. Westchnął ciężko.
- Hinata będzie mieć pełne ręce roboty.
W tym czasie.
Dziedziczka klanu Hyuga siedziała na drewnianym krześle. Prowizoryczny gabinet Hokage. Namiot z biurkiem, w duchu Hinata zastanawiała się po co to wszystko.Blade oczy wpatrywały się w Hokage spokojnie. Tsunade nie wiedziała jak zacząć rozmowę.
- Jak to się stało, że przeżyłaś? - postawiła, więc na szczerość.
- Sama nie wiem. Pamiętam, jak zawiązałam umowę z cieniami, ale zerwał ją Long. Long to władca dusz. To jemu pomagałam. Od niego klan Hoshi No Namida zyskał moc, moc komunikacji z duchami. Rozmawiania z nimi, pocieszania, nawet możemy z nimi tańczyć. Heh... a ludzie się nas boją. Kiedyś chcieli nas zabić, uważano nas, w sensie kobiety za kochanice diabła, szatana. Jednak jest w tym ziarenko prawdy, Hokage-sama. Moc zyskałyśmy od diabła, Long nas uratował. Oczyścił kilka z kobiet klany Hoshi No Namida, a one przeciągnęły mężczyzn na swoją stronę. Klan Hoshi No Namida ma wiele opowieści. Jednak wątpie, aby chciała pani ich wysłuchać. - uśmiechnęła się lekko na zakończenie.
Tsunade wyciągnęła z szuflady biurka dwa kieliszki. Podsunęła jeden Hyudze i nalała do niego czerwony płyn z szklanej buteleczki.
- Chętnie posłucham. Jednak mów mi po imieniu. - upiła mały łyczek trunku i czekała na opowieść Hyugi.
- Dobrze, Hoka... Tsunade. - wzięła skromny łyk z kieliszka i poczuła przyjęmne ciepło w gardle. Zebrała myśli i rozpoczęła: - Klan Hoshi No Namida, znany z tego, że potrafi manipulować duchami, rozmawiać z nimi, pomagać im. Był stary... bardzo stary. Każdy zna o nim historię, historię o dwóch kochankach. Znasz ją, Tsunade-san? - blondwłosa kiwnęła głową, więc Hyuga wróciła do opowieści. - Luna i Sol, poznałam ich. Czas się dla nich zatrzymał, a mięli ponad tysiąc lat. No może mniej. Zrozumiałam wtedy, co znaczy miłość. Luna kochała i nadal kocha Sola. Szukała go wszędzie, a nikt jej nie pomógł, żadna z Hoshi No Namida. Sol... był... niesamowity. Nie widziałam u nikogo takiego spojrzenia. Łączył w sobie radość z bólem, miłość ze złością, nienawiść z namiętnością. To widziałam w nim. Przeciwieństwa. Marzył o spotkaniu z ukochaną codziennie. Jednak był ukryty. Nie wiem za bardzo jak, ale był niewyczuwalny dla Luny i mnie, a także dla innych. Ktoś go ukrywał. Jednak nie wiem kto. Long widział ją, gdy była jeszcze duchem. Luna błagała go, aby pomógł. Nie minęła chwila, a spełnił jej prośby. Long jest... potężny. Bardzo. Gdyby chciał, mógłby zniszczyć Króla Diabła, Lykanów oraz Cienie.
- To czemu tego nie zrobi? - przerwała Hyudze wielmożna.
- Byłam z nim przez kilka miesięcy. Jako duch. On ma więcej zajęć niż ty, czy inny władca. Codzień ktoś ma na szyi dłonie śmierci, zamienia się w ducha i odchodzi do Longa lub gdy nie może zaznać spokoju do nas. Pomagamy im... lecz,gdy sytuacja jest zbyt ciężka, musimy zabijać dusze. To się żadko zdarza. Wracając do tematu. Long opowiadał mi różne historie, ja natomiast mu śpiewałam. Opowiadał o wojnach, błędach, jakie popełniali władcy. Najbardziej lubiłam słuchać o klanie, który ma zdolność komunikacji z duchami. Heh... to zabawne. Żyłam, a jednak mnie nie wiedzięli. Oddychałam, a jednak nie widziałam oddechu. Czułam chłód i ciepło, a jednak nie mogłam się ogrzać lub schłodzić. Byłam zagubioną duszą. Teraz wiem, co ONI czują.
- To niezwykłe. Jednak skoro umarłaś to pakt został zerwany, tak? To czemu nas atakują? - zapytała Hokage, przerywając.
- Przez zranioną dumę. Cienie nie przyjmują do wiadomości, że KOBIETA może złamać ich zasady. Cienie są okrutne i brutalne, jednak nie wiedzą o jednym. Miałam im oddać dziecko. Moje dziecko....
- Jesteś w ciąży?!!! - wypluła z ust alkohol i ryknęła na cały głos złotooka.
- Hokage! Nie! Nie jestem! - na policzki Hinaty wepłzł rumieniec. - Dziecko nie zostało poczęte, gdyż nie spędziłam nocy z mężczyzną. Tylko trenowałam.
- Oh... rozumiem.
Hinata lekko się uśmiechnęła.
- Kto powołał cię do życia?
- Nie wiem. Naprawde. - szepnęła, patrzyła w złote kule rozmówczyni, pokazując tym samym, że mówi prawdę.
- Inne pytanie... Czy klan Hyuga i rodzina Uchiha powróci do Konohy? - zapytała Tsunade z nadzieją w głosie.
- Z tego co wiem, to Itachi z Ayumi planują wrócić... ale co do ojca... nie mam pewności. Otou-san martwi się, że ludzie będą chcieli zabić mnie i matkę, za to, że powróciłyśmy do świata ludzi.
- Rozpuszczę plotkę, że twoje ciało to jedynie iluzja. Wtedy, gdy umarłaś. Powiem, że cienie chcieli poróżnić i zniszczyć wioskę od wewnątrz. A co do twojej matki powiem, że została porwana. - słowa Hokage wywarły na Hyudze wrażenie. Nie sądziła, że ludzie uwierzą.
Po jeszcze kilku pytaniach, Hinata mogła wyjść z "gabinetu". Na zewnątrz stała mała rudowłosa dziewczynka, trzymała dłoń Lyry.
"Jak matka i córka" - przeszło przez głowę Hinaty. W tym momencie pojęła, że nie byłaby dobrą matką. Jaka matka zostawia swoją córeczkę samą? Zła matka. Poczuła, jak oblewa ją wstręt do samej siebie.
- Hina-chan... ja... chciałabym z tobą porozmawiać na temat Seikatsu... - rozpoczęła rudowłosa.
- Zajmij się nią. - przerwała szybko Hinata.
- Okachan? - zapytała rudowłosa dziewczynka.
- Teraz nie. Lyra będzie twoją matką zastępczą. Ja ściągnę na ciebie tylko kłopoty, Seikatsu. Wybaczysz mi? - zapytała, klęcząc na wysokość oczu dziewczynki.
- Nie! - krzyknęła, po policzkach popłynęły jej łezki. Rzuciła się na szyje Hinaty.
- To dla twojego dobra, Seikatsu. Gomen. - szepnęła do ucha dziewczynki w szarym, podartym kimonie.
- D-demo... hai. - chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
- Lyra-chan, bądź dobrą matką dla Seikatsu. OK? - zapytała, wstając i jednocześnie biorąc młodą dziewczynkę na ręce.
- Będe. - szepnęła rudowłosa, a gdy Hinata podała jej dziewczynkę lekko się uśmiechnęła.
- Lyra-sa... -okachan... jestem śpiąca. - Seikatsu przetarła oczy, musiała przyzwyczaić się do mówienia Lyrze "matka".
Hinata nie pokazała, że cierpi oddając dziecko. Dopiero, gdy Lyra poszła. Pobiegła do starego domu, rzuciła się na łóżko i w samotności zaczęła łkać.
Tenten próbowała wstać z materacu. Była zmuszona na nim leżeć, gdyż straciła dużo krwi w walce.
- Mała zmoro, powinnaś odpocząć. - usłyszała głos ojca z przodu domku.
- Sorry, tato, ale nie moge! Są bardziej potrzebujący ode mnie! - krzyknęła wstając gwałtownie, za gwałtownie, bo przez nagłą zmiane pozycji straciła równowagę i upadła na materac.
- Iie. Uważam, że powinnaś się uspokoić.
- Ale tato! - sprzeciwiała się.
- Dobrze... ugh! Jak z matką! Kropka w kropkę! - warknął mężczyzna i podał Tenten dłoń, aby mogła wyjść na zewnątrz.
Powolne ciche kroki, ostrożne. Tenten odwróciła głowę w kierunku hałasu. Lata, które poświęciła na treningach nie poszły na marne. Szybko wyczuła przeciwnika. Ojciec dziewczyny poszedł, gdyż został wezwany przez Hokage, była sama. Może gdyby nie była ranna miałaby szanse, ale teraz? Mogła jedynie uciekać, do miejsca, gdzie będą uczniowie Czarnej Róży lub zdrowi ninja i kunoichi.
"Nie poradzę sobie sama!" - krzyczała myśl w jej głowie, już miała wziąć nogi za pas, ale powstrzymał ją głos:
- Tenten? Co tutaj robisz? Jesteś ranna!
- Neji? T-to ty? - w umyśle przeklęła swój głos.
- Hai, ale powinnaś leżeć w łóżk... - ,mocny cios w policzek przerwał mu wypowiedź.
Hyuga patrzył na brązowowłosą przed nim. Ledwo stała, a jeszcze starczyło jej sił, aby go uderzyć. "Nic się nie zmieniła. Nadal piękna i waleczna." - przeszło Hyudze przez głowę.
- Kretynie!! Jak mogłeś?! Nienawidzę cię! - krzyczała i rzuciła się na jego szyje gorzko płacząc.
- Już nigdy cię nie opuszczę, Tenten. Obiecuje. - szepnął do jej ucha spokojnym tonem głosu.
Świat przestał się dla nich liczyć. Już mięli się pocałować, gdy
- Młodzieńcze? Widziałeś kiedyś swoje serce od środka? Bo jeśli nie puścisz mojej córki to będziesz mieć taką szanse. - głos ojca Tenten był okrótnie szczery.
- Otousan! - warknęła Tenten z ostrym rumieńcem.
Neji poczuł dreszcz. Ojciec Tenten był... straszny.
-... Pójdę pomóc rannym. Do zobaczenia, Tenten-chan. - po czym się oddalił.
Tenten stała o własnych siłach, uderzyła ojca lekko w ramię i warknęła sarkastycznie:
- Dzięki, tatusiu!
Zaraz po tym zamknęła się w swoim prowizorycznym pokoju.
- Kobiety... nikt ich nie zrozumie.
- I co? - głos wypełnił pomieszczenie.
Cienie stały w równych rzędach. Przed szereg wyszedł mężczyzna. Ten sam mężczyzna, który o mało nie zabił Hokage.
- Hinata Hikari Hyuga Hoshi No Namida, Celestial Respice... Mistrzu, ona żyje. Powiedziano nam, że straciła pamięć! A ona... - ruch dłoni mu przerwał.
- No cóż. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Przecież wiedziałeś na co się narażasz. Podejmując tą misję nie doceniłeś ludzi z Konohy, nie doceniłeś uczniów Czarnej Róży. A co najważniejsze, nie doceniłeś Hinaty. Myślałeś, że będzie jak Julia czekać wiernie na swego Romeo? Myliłeś się. - przerwał na moment, oparł się wygodniej w fotelu i dokończył - Hinata-koi... moja malutka Hinatka... powinna była wykonać misję, wykończenia tych lykańskich psów. Jednak... ta jej rodzinka ją powstrzymała... A co do was... Możecie odejść... poza tobą, Hidoi.
Cienie wyszły. Został tylko młody mężczyzna.
- Ilu z naszych zginęło?
- Około piętnastu demonów, dziesięciu cieni i dwudziestu naszych ninja, panie Umbra.
- Dużo nieprawdaż? A ty? Ile lat tutaj jesteś? - zapytał Umbra, szef całej zgrai cieni.
- Przeminęło dwadzieścia lat.
- Też sporo... za długo tutaj jesteś... Może weźmiesz wolne? - padło kolejne pytanie z ust Umbry.
- A-ale...- Wiedział, że "odejść" można tylko przez śmierć.
- Udowodnij, że jesteś coś warty!! Zabij wszystko co żywe w KONOHA! Przyprowadź do mnie Hyugę Hinatę! Masz na to... pięć dni. Inaczej spotka cię śmierć, ale najpierw tortury. - Umbra był poważny, okrótny i surowy.
- Hai, mistrzu Umbra. - Hidoi nie wiedział, dlaczego dla niego pracuje.
- Jeszcze tu jesteś? Mam cię zabić teraz czy wyjdziesz?
Po tych słowach Hidoi spokojnie wyszedł z pomieszczenia.
koneko* - mały kotek, kiciuś.
Neji poczuł dreszcz. Ojciec Tenten był... straszny.
-... Pójdę pomóc rannym. Do zobaczenia, Tenten-chan. - po czym się oddalił.
Tenten stała o własnych siłach, uderzyła ojca lekko w ramię i warknęła sarkastycznie:
- Dzięki, tatusiu!
Zaraz po tym zamknęła się w swoim prowizorycznym pokoju.
- Kobiety... nikt ich nie zrozumie.
~~~ Kryjówka Cieni.
W pomieszczeniu było bardzo dużo świec, które buchały płomieniami, tańczyły z lekkimi powiewami wiatru. Stało też drewniane biurko oraz fotel przypominający tron.- I co? - głos wypełnił pomieszczenie.
Cienie stały w równych rzędach. Przed szereg wyszedł mężczyzna. Ten sam mężczyzna, który o mało nie zabił Hokage.
- Hinata Hikari Hyuga Hoshi No Namida, Celestial Respice... Mistrzu, ona żyje. Powiedziano nam, że straciła pamięć! A ona... - ruch dłoni mu przerwał.
- No cóż. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Przecież wiedziałeś na co się narażasz. Podejmując tą misję nie doceniłeś ludzi z Konohy, nie doceniłeś uczniów Czarnej Róży. A co najważniejsze, nie doceniłeś Hinaty. Myślałeś, że będzie jak Julia czekać wiernie na swego Romeo? Myliłeś się. - przerwał na moment, oparł się wygodniej w fotelu i dokończył - Hinata-koi... moja malutka Hinatka... powinna była wykonać misję, wykończenia tych lykańskich psów. Jednak... ta jej rodzinka ją powstrzymała... A co do was... Możecie odejść... poza tobą, Hidoi.
Cienie wyszły. Został tylko młody mężczyzna.
- Ilu z naszych zginęło?
- Około piętnastu demonów, dziesięciu cieni i dwudziestu naszych ninja, panie Umbra.
- Dużo nieprawdaż? A ty? Ile lat tutaj jesteś? - zapytał Umbra, szef całej zgrai cieni.
- Przeminęło dwadzieścia lat.
- Też sporo... za długo tutaj jesteś... Może weźmiesz wolne? - padło kolejne pytanie z ust Umbry.
- A-ale...- Wiedział, że "odejść" można tylko przez śmierć.
- Udowodnij, że jesteś coś warty!! Zabij wszystko co żywe w KONOHA! Przyprowadź do mnie Hyugę Hinatę! Masz na to... pięć dni. Inaczej spotka cię śmierć, ale najpierw tortury. - Umbra był poważny, okrótny i surowy.
- Hai, mistrzu Umbra. - Hidoi nie wiedział, dlaczego dla niego pracuje.
- Jeszcze tu jesteś? Mam cię zabić teraz czy wyjdziesz?
Po tych słowach Hidoi spokojnie wyszedł z pomieszczenia.
koneko* - mały kotek, kiciuś.