Rozdział 29: Wojna Cieni. Początek.
~~ Konoha-Gakure. Dom Tenten.
Mrok gościł na niebie, kilka gwiazd połyskiwało lekko, jakby bały się zabłysnąć mocniej, jedynie księżyc oświetlał w swej pełnej krasie. Księżyc nie bał się, był czysty, lekko srebrny, wokół niego rozpościerał się ciemny granatowy dywan. Nerwowy szum gościł w koronach drzew, jesienne liście opadały i unosiły się, opadały i unosiły w bezdźwięcznym tańcu.
Młoda kunoichi leżała na plecach, po policzkach płynęły łzy, dłonie krwawiły od uderzeń, na ścianach w jej pokoju było widać pozostałości czerwonej substancji oraz zniszczenie nadane przez ciosy. Jej pokój był jednym wielkim bałaganem, broń powbijana w ściany, małe kropelki krwi na podłodze, łóżko przewrócone. Szafa z ubraniami połamana na dwie części.
- Tenten? - usłyszała czyjś głos, tak bardzo jej znany.
Otworzyła oczy z trudem.
- Tenten! Spójrz na mnie! To ja twój ojciec! - słyszała głos ojca, wołał ją, wydawało się, że jest bardzo daleko.
- Tenten! - dołączył się głos matki.
- Ona krwawi! Musimy ją zabrać w bezpieczne miejsce! - głos Hokage zamarł w powietrzu, gdy świst rzucanego ostrza przebijał się przez powietrze.
Tsunade szybko zareagowała, otwartą dłonią złapała kunai, tuż przed twarzą.
- Zabierzcie ją stąd! Szybko! - krzyczała do rodziców rannej kunoichi.
- Hai! - matka brązowowłosej szybko wzięła córkę, a ojciec postanowił zostać i pomóc Hokage.
Złotooka czcigodna Hokage przyjęła postać gotową do obrony, ale ninja był szybszy. Jednym skinieniem ręki położył blondynkę na łopatki.
- Słuchaj mnie, bo nie chce się powtarzać. Nie wiem co zrobiliście i nie bardzo mnie to obchodzi, ale jestem tutaj aby przekazać wiadomość... Pamiętasz tą młodą Hyugę Hikari Hinatę?... Ona żyje, zawiązała pakt z cieniem i go przełamała. Chcemy ją teraz zabić, więc gdzie jest?! - warknął, a dłonią odepchnął szarżującego ojca Tenten.
Hokage spojrzała na napastnika zmęczonym wzrokiem. Był... jakby cieniem.
- Ty... myślisz, że zranie Hyugów?! Już raz popełniłam ten błąd! Nie mam zamiaru go popełniać po raz drugi! Hinata jest daleko i jest bezpieczna! W przeciwieństwie do ciebie! - krzyknęła złotooka saninnka i zaatakowała cienia.
Cień, który miał wygląd mężczyzny nie reagował, jednym ruchem zatrzymał ją. Po czym swoją obrzydliwą dłonią ze szponami z krwi, zaczął obdzierać Hokage ze skóry. Kobieta wrzeszczała z bólu.
- Konohy nic nie złamie!! - wrzasnął mężczyzna i użył jutsu powietrza.
Małe tornado ogarnęło cień, zmuszając do puszczenia Tsunade.
- Dzięki, Luke. - szepnęła Hokage, na jej policzku kwitła świerza rana.
- Musimy uciekać, Hokage-sama. - rzekł ojciec Tenten.
Szybkim ruchem przenieśli się do schronów.
- Hokage-sama! Szpital został zaatakowany przez okropne stworzenia! Broniliśmy go tak dłougo, ale musieliśmy się wycofać! - zameldowała Sakura.
Tsunade kiwnęła głową, krzywiła się z bólu.
- Gdzie moja córka, żona i syn? - zapytał Luke, Haruno wskazała w kierunku jednej z jaskiń - Arigatou. - i zaraz po tym pobiegł w kierunku pokazanego miejsca.
Hokage była leczona przez różowowłosą medyczkę, wzrok był skupiony na skałach.
- Długo nie wytrzymamy. Potrzebujemy pomocy. - wyszeptała po chwili.
Haruno milczała, skupiona była na swoich działaniach.
- Ilu jest osób śmiertelnych? - zapytała Hokage swoją uczennice.
Sakura skończyła leczenie blondynki i spojrzała na swoje buty.
- Około dwudziestki... większa połowa z nich to dzieci.... Shizune... ona... zniknęła. - wyszeptała Sakura.
- Co? - padło znów z ust kobiety.
Hokage wstała gwałtownie i spojrzała na twarz Haruno.
- Nie ma jej tutaj, ani wśród rannych, ani wśród martwych. - oczy różowowłosej zostały zakryte powiekami.
Hokage milczała, pięści miała zaciśnięte, tak mocno, że kostki zbielały.
- Rozumiem. - wyszeptała po chwili milczenia.
Wzrok czcigodnej skupił się na płomieniach ogniska, które zostało rozpalone przed chwilą. Płomienie zaczęły być większe, przybierały kształty, aby po chwili zmienić się w bestie z żywego ognia. Ninja i kunoichi stojący najbliżej, starali się ją ugasić wodą, ale... żywioł ognia nabierał na sile.
- Zabierzcie ludzi! Szybko! Przez tunele! - krzyczała złotooka i starała się powstrzymać płomienną postać.
~~ Las daleko poza Konohą, ruiny liceum "Czarnej Róży"
Shizune biegła przez zrujnowany dziedziniec szkoły. Lata świetności minęły tak szybko jak przesypany piasek w klepsydrze. Skoczyła na wierze dzwonniczą i gołą pięścią uderzyła w zardzewiały dzwon. Niecierpliwość gościła w jej sercu, wstrząsnęła nią szybko. Powiał mocniejszy wiatr i postacie zaczęły się pojawiać na dziedzińcu.
Ciemnowłosa skoczyła na chodnik i stanęła na starym, połamanym filarze.
- Shizune-sensei? - padały pytania z ust byłych uczniów tego liceum.
- Czemu nas wezwałaś? - donośny męski głos zawiał z wiatrem.
W powietrzu zagościły mniej ważne słowa: Czy coś się stało?, A co gdybym brał kąpiel?, Sensei? itp.
Shizune spojrzała na zgromadzenie i powiedziała jedno słowo "Cienie".
Uczniowie kiwnęli głowami i biegli do zrujnowanego budynku, zebrali broń, lepsze ubrania, które są przystosowane do walki, zwoje, lekarstwa itd.
Dyrektor spojrzał na ciemnowłosą kobietę.
- Miło cię znów widzieć, całą i zdrową, Shizune. - powiedział podając jej dłoń by mogła zejść.
- Ciebie również, Ateo. - odpowiedziała, przyjmując pomoc od starca.
- Zajmijmy się przygotowaniami, najwyższy. - usłyszęli głos Miko Fire.
- Miko-chan? Tęskniłam za tobą, przyjaciółko. - wypowiedziała ciemnooka kobieta, nadanżając za rudowłosą królową ognia.
- Ja za tobą również, Shizu-chan! - powiedziała biegnąc w strone swojego dawnego gabinetu.
Gdzieś wśród zamieszanych uczniów dawnego liceum Czarnej Róży, stała Hinata. Obok, której znajdowała się córka Miko.
- Co my tu robimy? - zapytała rudowłosa z kokardką.
Hyuga rozejrzała się i zamknęła na sekunde oczy, głęboko oddychała.
- Idziemy na bal. Włóż dobrą kieckę, kochanie. - odpowiedział jej Natsu, który pojawił się wraz z Sasuke, Hanabi i Nejim.
Dziewczyna o rudych włosach westchnęła ciężko i pobiegła do swojego pokoju, rumieniec gościł na jej policzkach.
- Hinata? Co my mamy robić? - zadała to pytanie młodsza Hyuga.
Zapytana spojrzała na siostrę i odpowiedziała:
- Walczyć przeciw cienią, taka jest droga Czarnej Róży. - odpowiedziała, ruchem dłoni kazała iść za sobą, ale tylko siostrze.
Wyglądała inaczej, długie ciemne granatowe włosy, spływały po jej plecach, oczy wyrażające pustkę patrzyły na ruinę, na policzku znów pojawił się symbol kwiatu, biało-szary, jasna karnacja, wydawała się bledsza niż zwykle, lecz nie ze strachu... właściwie nie wiadomo od czego. Hinata Hikari Hyuga, na powrót stała się uczennicą "Czarnej Róży".
- A co z nami?! - wrzasnął Natsu.
- Wami? Chodźcie, debile. Ja już tu kiedyś byłem. Wiem, gdzie jest broń i inne potrzebne rzeczy. - powiedział Neji, prowadząc ich w kierunku zbrojowni.
Nauczyciele byli już dosyć starzy, a jednak widząc jak się przygotowują do nadchodzącej walki, nikt by nie pomyślał o tym, że są podstarzałymi ninja na emeryturze. Każdy z nich miał jakiś symbol kwiatu na policzku, różniący się kolorem, jedni, ci najstarsi mięli czarne, młodsi, ci co przerwali naukę szmaragdowe. Natomiast ci co skończyli tą szkołe białe, tak jak Hinata.
Biel jest kolorem wolności, kolorem czystości i niewinności, ale także kolorem dodającym powagi i... co zaskakujące, nadającym uczucia, że możemy każdemu ufać. Błąd. Uczniowie Czarnej Róży cechują się tym, że wykorzystują każdy najmniejszy błąd, słabość, wynajdują wszystko w wrogu co przechyli szale zwycięstwa na ich korzyść. Kobiety w tej szkole uwodzą, aby zdobyć informacje, preferują walkę w ręcz lub leczą rannych. Mężczyźni są brutalni i stosują tortury, by uzyskać to co chcą, walka na odległość jak i wściekłe uderzanie w przeciwnika, to jest ich styl walki. A jednak, to zapewnia im zwycięstwo. Yin&Yang żyją w uczniach tej akademii.
Każdy kto stoi na ich drodze jest uśmiercany. Zdrajcy karani na arenie, kto przeżyje jest niewinny, nawet, gdy dowody wskazują na jego winę, ale wtedy jest obserwowany, zdradzi znów, zabijany. Liceum: Czarnej Róży - to miejsce jest gorsze od piekła. Tortury za każde złamanie zasad, ale to właśnie te okrócieństwo czyniło tych takich silnych.
Neji patrzył na błyszczący w ręce sztylet, jakby broń sama śpiewnym głosem mówiła "Zabijać, chce zabijać". Ostrze było z obsydianu, rączka długa najpewniej z kości. Narzędzie mordu, zimne, a w nieodpowiednich rękach... narzędzie zniszczenia.
Pamiętał dzień, w którym poszedł za Hinatą do liceum Czarnej Róży, jakby to było wczoraj...
Słońce ułożyło się do snu, ustępując miejsce księżycowi i gwiazdom. Hinata Hyuga szła samotnie przez ulice miasta. Jako, że miał ją chronić, jego powinnością było śledzenie jej.
Dziewczyna biegła szybko. Aż w końcu, droge zastąpił jej mur. Chłopak z klanu Hyuga spodziewał się, że kuzynka zwolni kroku i on będzie mógł zaprowadzić ją bezpiecznie do domu, a jednak się mylił. Hinata nie zatrzymała się, tylko wbiegła w ścianę.
Ściana była z cegieł, a ona przez nią przeszła! Nie myślał zbyt długo i wbiegł za kuzynką, przed zderzeniem, zamknął oczy i ujrzał... dziedziniec jakiejś szkoły.
Wielki budynek przypominający zamek, z wierzą dzwonniczą, jeszcze jeden budynek, ale mniejszy. Obrócił się i ujrzał brame z drewna.
- Neji? - usłyszał głos kuzynki.
Obrócił się znów z zamiarem nakrzyczenia na dziewczyne, ale szybko zamilkł widząc ubiór Hinaty. Miała na sobie mudurek szkolny.
- Co ty tutaj robisz, chłopcze? - zapytał mężczyzna.
Mądre szare oczy w kształcie migdałów, długie czarne włosy, które były splątane w warkocz lekko powiewały na wietrze, twarz miał pociągłą, prosty nos, był też lekko opalony. Szaty jakie nosił były przede wszystkim czarne kimono z szarnym obi. Wyglądał bardzo poważnie, na piersi miał broszkę w kształcie róży, ale białej, co sprawiło, że była bardziej wyraźna.
- J-ja... przy-przyszedłem za kuzynką. - zająkał się, czuł lekki strach przed wysokim mężczyzną, trzymającym dłoń na wątłym ramieniu Hinaty.
- Hahah! To twój kuzyn, Hinato? - przestrzeń wypełnił cichy, krótki śmiech mężczyzny o szarych oczach, uśmiechał się przyjaźnie, ale w sposób... dziwny... jakby znał każdą myśl, znał każdy ruch zanim ktokolwiek coś zrobi.
- Tak, Ateo-sama. Neji, to dyrektor liceum czarnej róży... a ja jestem uczennicą tej szkoły. Niespodzianka! - powiedziała Hinata i podniosła ręce do góry, gdy mówiła ostatnie słowa.
Neji stał skołowany. Spojrzał w szare oczy mężczyzny, jakby pytał czy to prawda, on jedynie kiwnął głową.
- Chodź... wszystko ci wyjaśnie. - szepnęła Hinata, wyciągnęła do kuzyna dłoń i, gdy ją złapał zaprowadziła go do swojego pokoju.
Był fioletowy, meble koloru ciemnego drewna, łóżko jednoosobowe, na którym siedzieli oraz kilka innych mebli niezbędych do życia.
- Neji? Po pierwsze musisz wiedzieć, że trenuje tutaj od... siódmego może szóstego roku życia. Ateo-sama jest dobrym mistrzem. - mówiła patrząc w twarz kuzyna. - Tutaj moge być sobą. Ternuje do wielkiej wojny, którą przewidział kiedyś mistrz. Co? Nie patrz tak! Nie oszalałam! Mistrz Ateo jest śniącym, co znaczy, że w snach ma wizje związane z przyszłością. Każdy mu ufa i ja też! Jest najlepszy. Uczniowie oddają się w jego ręce dla zapanowania nad swoimi mocami... ja także. Widze... duchy... one mnie przerażały, ale teraz wiem, że to ja sparwowuje nad nimi kontrole. To ja nimi rządze i to mnie mają słuchać, nie ja ich. Miko-sensei jest moją mentorką. Jestem tutaj bezpieczna i... szczęśliwa. Błagam... nie odbieraj mi tego, nissan! Nie mów nikomu gdzie znikam! Prosze! Błagam! - krzyczała i płakała, ale nie opuściła wzroku od początku jej monologu.
- Dobrze, ale... chce też tutaj trenować... aby móc cię chronić. - powiedział i lekko się uśmiechnął.
- Hai! Zaraz powiemy o tym Ateo-sama, złożysz przysięge wierności liecum i... będziesz uczniem róży! - mówiła z radością, oczy błyszczały jej ze szczęścia.
Wtedy to było proste, jednak po kilku lekcjach z Ateo, zrozumiał czemu się go obawiał. To potwór, ale idealny nauczyciel, nie mówił uczniom co jest źle, tylko odchodził z niezadowoleniem kręcąc głową. Mięli sami dojść do tego co jest źle, powtarzając ćwiczenie kilkakrotnie, bez przerwy, a gdy nie mięli sił, przychodził i pokazywał im co jest źle.
Przysięga była najważniejsza. Pamiętał jej treść, dokładnie.
- Chodź by wiatr wiał mi w twarz, ogień palił moje dłonie, ziemia pochłaniała stopy, będę szedł dalej, gdy mnie wzywasz, czarna różo. Przybędę na wielką wojnę, a jedynie śmierć mnie powstrzyma. Cierń na mej duszy, niech zakwitnie róża. Moja, czarna, piękna róża. - szeptał przysięgę, wpatrując się w broń. W ten dzień dostał też szesnaście, może siedemnaście takich noży.
- Neji?
- Tak, Hinata?
Dziewczyna stała jedną ręką wsparta o framuge drzwi. Ubrana w skąpy mundurek, ciemna fioletowa spódniczka sięgająca ledwie połowy ud, biała koszulka z lekko podwiniętymi rękawami, czarne rajstopy
- Już czas, nissan.
- Dobrze...
Wyszli z zbrojowni. Dało się słyszeć kilkanaście głosów, które składały się w kilka przerażających zdań:
- Krwawa rzeź, krwawa rzeź. Walki czuje zew, walki czuje zew. Płoń ogniu w mych żyłach, rozświetl mą droge. Walka naszą drogą jest. Chcemy krwi, chcemy śmierci, chcemy cierpienia. Naszych wrogów!
Hinata wzrokiem szukała Sasuke. Nie znalazła go. Na moment zamknęła swoje blade oczy i z ust wydobyło się ciche westchnienie.
- Hinata-onechan?
- Tak, Hanabi? O co chodzi?
Hyuga spojrzała na siostrę z obawą. Dziewczynka drżała, po policzkach płynęły jej łzy, a w oczach gościło przerażenie, jakiego nikt nigdy nie doświadczył. Właśnie dlatego, gdy Hinata zobaczyła stan młodszej siostrzyczki od razu ją przytuliła.
- B-bo-boje się... ja się boje, że zginiemy! Jestem... słaba.
Hinata lekko głaskała tył głowy siostry, jednocześnie ją uspokajając.
- Słaba...? Boisz się śmierci. A jedynie ktoś odważny się do tego przyznaje.
- Odwaga jest często mylona z głupotą. - dało się słyszeć inny głos, należący do Sasuke.
- Zamknij się, Uchiha! - warknęła Hanabi, odzyskując siły na walkę.
- ZACZYNAMY!!! - ryknął jakiś były uczeń Czarnej Róży.
Ninja, kunoichi i kilkunastu medyków wyruszyli... do Konohy.
~~ Konoha.
Strach ogarnął mieszkańców. Rozprzestrzeniał się od serca, po nogi, tak, że nie mogli się ruszać. Zmęczeni padali i zostali zabijani przez demony ognia, cienie i kilku morderców. Cóż za ironia! Schron miał zapobiec niebezpieczeństwu, a teraz? Stał się ich grobowcem.
- Już... już nie moge... - szenęła Haruno, szykowała się na szybką śmierć od mordercy, ale ból nie nadszedł.
- Głupia! U-uciekaj! - syknął blondyn zatrzymując miecz dłonią.
Juugo zmiażdżył miecz wroga gołą pięścią. Suigetsu osłaniał Karin, która leczyła jakichś ludzi. Sakura patrzyła na martwe ciała wokoło i zbierało się jej na wymioty, płacz i błaganie o śmierć. Jednak Naruto jej nie pozwolił, wziął ją na ręce i wbiegł dalej, do wyjścia ze schronu.
Tam rozpoczęła się prawdziwa walka. Różowowłosa zeszła z objęć Uzumakiego i lekko pocałowała go w usta.
- Gdybyśmy nie przeżyli... wiedz, że cię kocham. - wypowiedziała i pobiegła walczyć, łza spłynęła po jej policzku.
- Sakura!!! JA CIEBIE TEŻ!!! - krzyknął za nią Uzumaki, dołączył do walki.
Sai, Ino i ich mała adoptowana córeczka patrzyli z drzew na pobojowisko.
- Sai-kun? Chodźmy. Trzeba pomóc. - rzekła Yamanaka zeskakując z gałęzi.
- Tak. - odparł beznamiętnie i poszedł za ukochaną.
Ich córka patrzyła za nimi, wzruszyła ramionami i wyciągając prezent od chrzestnego dołączyła do walki. Piękny sztylet, którego ostrze zostało stworzone z diamentów, a rączka z rubinów siekał cienie na plasterki.
Każdy walczył, osłabiony czy nie walczyli. Nieskończona wola walki, zapłonęła w sercach ninja i kunoichi. Cywile także walczyli, jak potrafili. Początkowa przewaga szybko opadła, gdyż zabito większość medyków. Szala zwyciestwa przechyliła się na strone najeźdżców.
- Sharingan.
- Byakugan!/Byakugan. - dwa zmieszane tony głosu, żeński i męski słyszęli tylko ci stojący najbliżej jaskiń.
- Hej!!! Zatańczmy!! - krzyknął zielonooki mężczyzna wyciągając miecz.
- Dalej! Pokażmy im kto jest P R A W D Z I W Y M W O J O W N I K I E M! - krzyknęła nastolatka i rzuciła się do ataku.
Naruto poczuł dłoń na ramieniu.
- Pomóc ci, głąbie? - usłyszał znajomy, zimny ton głosu.
- Sasuke-teme?! - wrzasnął Uzumaki.
- A kto inny, młotku? - zapytał młody Uchiha.
- Te! Uchiha! Weź rusz zad i pomóż! - warknął ozięble chłopak o bladych oczach.
- Właśnie! Ruszyłbyś się troche! - zgodziła się z starszym dziewczynka w wieku Konohamaru.
- Ej, panienki! Długo jeszcze będziecie mielić jęzorami?! Jesteście gorsi od Hinaty i misi, gdy zaczną paplać! - powiedział do nich zielonooki chłopak unikając jednocześnie szponów cienia.
- Już, już. - warknął Sasuke i wyciągnął broń, miecz wybranego, ten, który zdobyła dla niego Hinata.
- Hi-na-ta? - zapytał powoli skołowany Uzumaki.
- Później wyjaśnimy! - krzyknęła Lyra, odskakując w bok przed atakiem cienia.
- Hej! Liri! Chodź! Pokażemy im czym jest taniec ze Ś M I E R C I Ą! - krzyknęła ciemnowłosa Hyuga do rudowłosej przyjaciółki.
Nie miała na sobie typowych ubrań jak kiedyś, ale krótką fioletową spódniczkę do połowy ud, białą koszulkę odsłaniającą lekko brzuch i długie czarne kozaki na wysokim obcasie, całość dopełniał jasno-fioletowy krawat z wyszytą czarną różą. Uzumaki przyjrzał się walczącym kobietą, każda miała podobny strój co Hyuga, ale w innych kolorach. Męska część walczących z Czarnej Róży, mięli ciemne spodnie, białe koszulki na długi lub na krótki rękaw, ale na ich bluzkach były wyszyte czarne róże, po stronie gdzie mieści się serce.
- Hokage-sama! Przyprowadziłam posiłki! - usłyszała znajomy ton głosu czcigodna.
Hokage była na kolanach, wycieńczona ciągłą walką, zamierzała się poddać.
- Shizune?! - krzyknęła zaskoczona i szczęśliwa kobieta.
Ciemnowłosa kobieta ubrana w odsłaniające ciało ubranie stała z wyciągniętym kunai'em. Miała na sobie krótkie, ciemne materiałowe spodenki, sportową bluzkę na ramiączkach oraz pare długich czarnych kozaków - absolutnie nie wyglądała jak Shizune, ale to ona.
Obok niej stała ruda kobieta w spodniach, czarnych obcasach oraz bluzce odsłaniającej brzuch. W dłoni dzierżyła włócznię, ociekającą krwią cieni.
- Ciesze się, że ktoś nam pomógł. - powiedziała Tsunade do nieznajomej, jednocześnie wstając z ziemi.
- Nie ma za co. Jestem Miko Fire Hoshi No Namida. Miło mi. A teraz sorry! Musze poobdzierać tamtych ze skóry! - mówiła szybko i zrozumiale rudowłosa, a po chwili skoczyła w górę i dzięki włóczni przebiła głowy trzem wrogo nastawionym ludziom.
- Hahahahahaha! Dalej! Zapraszam do tańca!
Cień w odpowiedzi warknął, ale to nie zniszczyło zapału jednego ucznia Czarnych Róż. Gdy bestia rzuciła się na niego, on wykonując obrót uderzył cienia w obrzydliwą, ociekającą krwią twarz, o ile to można było nazwać twarzą.
- No dalej, baletnico! Postaraj się bardziej!
Tsunade patrzyła oniemiała na chłopca.
- Hokage-sama, ci uczniowie zostali tak wyszkoleni, rozwścieczają wrogów, aby potem pokonać ich łatwiej. W umyśle obmyślają dobry plan. - wyjaśniła Shizune.
Blondynka spojrzała na ciemnowłosą
- Skąd wiesz? Skąd wiesz, o czym oni myślą? - zapytała czcigodna.
- Bo czytam w ich myślach. - odparła i, nim Hokage zadała kolejne pytanie ciemnowłosa rzuciła się do ataku.
Obok Tsunade pojawiła się Hinata, zabijająca demona ognia, ale nie użyła wody, lecz płomienia.
- Jak-jak ty...? - zapytała złotooka piąta Hokage.
Hinata spojrzała na starszą kobietę kątem oka i odpowiedziała:
- Zasada walczenia z żywiołami: Zwalczaj ogień ogniem, Wodę wodą, Powietrze powietrzem, ziemie ziemią, błyskawice błyskawicą, Ducha niczym nie pokonasz. - jej głos był głośny i wyraźny.
Wykonała kilkanaście pieczęci ręcznych i spojrzała swoimi oczami na cienie. Uśmiechnęła się leciutko na smak gorzkiej wygranej i jednym zwinnym ruchem, zza pleców wyciągnęła dwa ostrza...
CDN
Sorry, że tak późno... ale miałam sporo nauki... trzecia gimnazjum... notki będą się pojawiać z duuużym opóźnieniem, jeszcze raz SORRY!